niedziela, 20 listopada 2016

Część II. Ten: Bo jak Cię dopadnę stracisz przyrodzenie!

Wplótł smukłe palce w gęste, kasztanowe włosy i zmierzył je delikatnie, ziewając przy tym przeciągle. Właśnie zdał sobie sprawę, że okres, kiedy mógł się wylegiwać w łóżku do południa oficjalnie dobiegł końca. Omiótł wzrokiem otoczenie i roześmiał się głośno na widok grymasu jaki widniał na twarzy Roberta, który najprawdopodobniej próbował się właśnie rozbudzić. Weteran słoweńskiej ekipy spojrzał na niego złowrogo i ponownie opadł na miękką, śnieżnobiałą pościel, nakrywając sobie twarz poduszką. Prevc pokręcił rozbawiony głową i wysunął nogi z pod pierzyny, a następnie ułożył stopy na podłodze, krzywiąc się delikatnie na zimno jakie je zaatakowało. Poderwał się z łóżka i zaczął badać zawartość walizki, poszukując czegoś na dzisiejszy dzień. Z ubraniami przewieszonymi przez ramie zamknął się w łazience i postanowił nieco odświeżyć. Szum wody obijającej się o brodzik otulił jego narządy słuchowe, a ciepła ciecz przyjemnie rozluźniała jego mięśnie, jednocześnie pobudzając i nadając siłę na nowy dzień. Z delikatnym uśmiechem na ustach przystanął przed lustrem i przemył twarz zimną wodą, a następnie wskoczył w zestaw ubrań na dziś. Opuścił pomieszczenie i zmierzył wzrokiem kumpla, który nadal rozkoszował się miękkością swojego materaca. Westchnął głośno i chwycił w dłoń telefon, aby sprawdzić zawartość skrzynki odbiorczej. 

-Widzę, że za Janusem w wydaniu z trąbką nie przepadasz.-skwitował ze śmiechem 23-latek. 

-Prevc, zamilcz póki Ci życie miłe!-odrzekł z mniejszym entuzjazmem 32-latek. 

Brunet uniósł dłonie w geście poddania się i przymknął za sobą drzwi od pokoju. Spokojnym krokiem przemierzał schody, kiedy nagle oberwał czymś w głowę. Jęknął cicho i omiótł wzrokiem otoczenie. Parsknął głośnym śmiechem, kiedy jego oczom ukazał się Domen i Anze, którzy chowali się za zakrętami korytarza, celując w siebie pistoletami na pianki. Pokręcił z niedowierzaniem głową i postanowił uwiecznić to na swoim Instagramie. Ponownie mu się oberwało, ale tym razem w ramie. Brunet zmierzył groźnym wzrokiem brata, a ten jedynie posłał mu cukierkowy uśmiech i zamrugał szybko. Lanisek rzucił w kierunku starszego z klanu Prevców pistolet, który 23-latek bez problemu chwycił w dłonie i zerwał się w pogoń za uciekającym nastolatkiem.

-Bój się, bój! Bo jak Cię dopadnę stracisz przyrodzenie!-wydzierał się na całe gardło Pero.

Rozpędzony skoczek nie zauważył otwierających się właśnie drzwi, za którymi znajdował się Tepes i zderzył się z nimi. Upadł na podłogę i potarł obolałe czoło, klnąc siarczyście na winowajcę tego zdarzenia. Kolega z teamu wyciągnął dłoń do Prevca, a ten chwycił ją i łupnął na niego złowrogim wzrokiem, a następnie zwyzywał go od kretynów. Jurij jedynie poklepał go po ramieniu i przeprosił za szkodę jaką było siwiejące z każdą minutą czoło. Peter machnął na niego jedynie ręką i podarował mu pistolet, a następnie pociągnął zamaszyście za klamkę i wszedł do stołówki.

Naciągnął na uszy wielkie, błękitne słuchawki i omiótł czujnym spojrzeniem stalowych tęczówek okolice. Kąciki jego ust łagodnie się uniosły, kiedy dostrzegł zarysy szczytów gór pokrytych białym puchem, które rozciągały się przed nim. Przymknął powieki i starał się nieco unormować przyśpieszony oddech. Na chwilę przystanął przy pniu drzewa, układając na nim swoją dłoń. Zaczerpnął świeżego powietrza i po kilku sekundach odpoczynku ponownie wznowił wysiłek. Wykonywał sporego rozmiaru kroki, starając się zwiększać tempo z każdą minutą. Wsłuchiwał się w energiczne rytmy piosenek rozbrzmiewające w jego uszach i przemierzał kolejne kilometry. W końcu dumny z siebie zameldował się pod budynkiem ośrodka i na jego usta wstąpił szeroki uśmiech, gdy Janus oznajmił mu, że pozostali chłopcy jeszcze nie dotarli, co oznaczało, że był pierwszy. Spragniony przechwycił od niego butelkę wody i przyssał się do niej jakby dopiero co wrócił z pustyni. Zwilżył usta zimną cieczą, a następnie uzupełnił płyny, wysysając zawartość opakowania do samego dna. Podziękował skinieniem głowy trenerowi i zademonstrował mu swój czas oraz tempo, po czym na miękkich nogach udał się do pokoju.

                                                                              *** 

-Poważnie, pistolety na pianki? Po Domenie bym się tego spodziewała, ale po Tobie?-roześmiała się głośno do słuchawki, a brunet po drugiej stronie mimowolnie uśmiechnął się na ten odgłos. 

-Aj tam. Przecież wcale taki stary nie jestem.-teraz to on się zaśmiał.

-Nie, skądże. W wieku 23 lat wskazane jest się zachowywać jak dziecko i bawić pistolecikami.

-Oj już przestań. Czasami można zaszaleć. Jak tam? 

Ułożył się wygodnie na miękkim materacu i wsłuchiwał w opowieści blondynki. Jej aksamitny, melodyjny głos otulał jego narządy słuchowe, a co jakiś czas powodował, że z jego gardła wydobywał się cichy śmiech. Tęsknił za nią. Tak jak ona za nim. Gdy zakończyła swój monolog inicjatywę nad rozmową przejął skoczek. Z rozbawieniem dzielił się z narzeczoną wydarzeniami ostatnich dni, a właściwie śmiesznymi sytuacjami z obozu, których nie brakowało. Z szerokim uśmiechem słuchał jej dźwięcznego śmiechu, kiedy relacjonował jej o scenerii jaką wymyślił sobie Anze na swoje oświadczyny.

Kąciki jej ust zastygły na wyżynach, gdy jej wzrok zatrzymał się na starszej kobiecie, a także w podeszłym wieku mężczyźnie. Małżeństwo w tym samym momencie dostrzegło blondynkę i swoim tempem podążało w jej kierunku. Wieczorek postanowiła skrócić ten czas i bez namysłu pozostawiła walizkę na środku lotniska. Poderwała się z miejsca i zaczęła biec w kierunku dziadków, skracając dzielący ich dystans w niesamowicie szybkim tempie. Rzuciła się na szyję staruszki, a kobieta roześmiała się głośno i mocniej przyciągnęła do siebie wnuczkę. Jacek także wyściskał lekarkę, posyłając jej przy tym ciepły uśmiech i objął ją ramieniem, co też uczyniła Elwira. Mocniej zacisnęła drugą dłoń na rączce od walizki, a później wręczyła ją mężowi, aby ten umieścił ją w bagażniku. Przez całą drogę we wnętrzu samochodu ani na sekundę nie zapadła cisza. Dziadkowie wraz z wnuczką zaparkowali przed sporych rozmiarów lokalem, a następnie przekroczyli próg budynku i przywitali się z serdecznym uśmiechem z Magdaleną, która maiła zająć się oprawą wesela. Rozalia wymieniała z kobietą swoje sugestie, spacerując po sali, która powoli zapełniała się różnorakimi dekoracjami czy drobiazgami, które miały razem połączyć się w niesamowity, unikalny efekt. Zachwycona wystrojem pomieszczenia blondynka przechadzała się po wnętrzu pomieszczenia, dotykając opuszkami palców każdej dekoracji. Biel doskonale komponowała się z kremowym odcieniem, który znajdował się na dodatkach czy różnego typu dekoracjach. Małżeństwo wtulone w siebie podążało za kobietami, także z zapartym wdechem w piersiach przyglądając się wystrojowi sali. Wszystko było takie cudowne, takie piękne. Przyszła pani Prevc opadła na jedno z krzeseł i przejrzała kartę dań, podając te, które miały się znaleźć na weselu. Uzgodniła z Magdą także kilka innych kwestii i pożegnała się z kobietą szerokim uśmiechem, dziękując za pomoc.

~*~
Przepraszam. Przepraszam, że zawaliłam ten rozdział i że tyle musiałyście czekać na takie badziewie. Obiecuje, że kolejny rozdział będzie lepszy. Całuję i do następnego ;*


2 komentarze:

  1. Nic nie zawaliłaś. Nawet tak nie mów. Rozdział przejściowy, a takie też muszą być w opowiadaniach. Z resztą chyba każdy rozumie, że nie zawsze ma się wenę i zapał do pisania. Czekam na kolejny i pozdrawiam serdecznie 😙

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite, czekam na więcej przygotowań do ślubu i wesela. Mam nadzieję, że nie szykujesz nic więcej dla Rozi i Petera, co może być złe. Życzę weny, zapraszam do mnie (zostawię link w spamie) i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń