Płakała. Nieprzerywalne od godziny łkała cicho pod prysznicem, a jej ciało nadal drżało pod wpływem emocji. Słona ciecz mieszała się ze strumieniem gorącej wody, którą próbowała zmyć ślady po wydarzeniu z przed kilku godzin. Nie mogła przestać o tym myśleć. Cierpiała nie tylko fizycznie, ale także i psychicznie. Ciągle czuła pulsujący ból na nadgarstkach, które przywiązał do barierki łóżka jego brata czy też fale nawiedzające jej pośladki. Nie mogła w to uwierzyć. Nigdy w świecie nie podejrzewałaby Domena o coś takiego. Przecież on miał dopiero 17 lat. Był dzieckiem. Zawsze z jego twarzy biła niewinność i urzekająca radość. Nastolatek starał się cieszyć z każdej małej rzeczy, dzielić się swoim pozytywnym podejściem do świata i być życzliwym wobec innych. Tymczasem okazał się kimś potwornym. Sukinsynem bez uczuć, który najzwyczajniej w świecie skrzywdził dziewczynę swojego starszego brata do końca życia. Blondynka nie była niczemu winna. Nie prowokowała bruneta. Przecież nigdy nie podsyłała mu złych znaków. Ich relacje były czystko koleżeńskie. Dogadywali się bez większych sprzeczek i naprawdę świetnie rozumieli. Była to jednak zasłona dymna przed czymś, czego Rozalia się nie spodziewała. Osunęła się plecami po chłodnych płytkach i podciągnęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami. Czuła do siebie wstręt, obrzydzenie. Jak ona teraz miała pozwolić dotykać się Peterowi? Jak teraz będą wyglądały ich stosunki? Czy pozwoli mu na chwilę bliskości? Bała się. Cholernie się bała. Przecież Prevc od razu zauważy, że coś jest nie tak. Po dłuższej chwili zakręciła korek i opuściła kabinę, owijając się szczelnie ręcznikiem. Stanęła przed lustrem i przerażona zlustrowała wzrokiem swoją twarz. Jej oczy otoczone były niesamowitych rozmiarów opuchlizną, a strugi tuszu widniały na jej znacznie zaczerwienionych policzkach. Pośpiesznie zmyła resztki makijażu z twarzy, a następnie przemyła ją zimną wodą, aby nieco się rozbudzić. Wzięła głęboki oddech i przymknęła za sobą drzwi łazienki.
-Skarbie, co się stało?-tuż za jej plecami pojawiła się pani Natalia.
Dziewczyna uniosła na nią wzrok i spostrzegła troskę malującą się w jej błękitnych oczach. To po niej odziedziczyła piękną barwę tęczówek, w której zakochał się słoweński skoczek. Zastygła w bezruchu i wpatrywała się w twarz rodzicielki. Co miała jej powiedzieć? Przecież nie mogła wyznać jej prawdy. Prawniczka by tego nie zniosła. Była jej jedyną córką. Córeczką, którą naprawdę kochała i starała się otaczać wsparciem, a także opieką.
-Nic takiego.-lekarka wysiliła się na nikły uśmiech.
-Pokłóciłaś się z Peterem?-drążyła temat pani Wieczorek.
-Nie, to drobnostka.-odparła, wpatrując się tempo w punkt za sylwetką gospodyni domu.
-Rozalia, dziecko.-wypowiedziała łagodnym głosem kobieta.-Przecież widzę, że coś się stało.Woda nie dała rady zagłuszyć Twojego płaczu. Powiedz mi, proszę.-spojrzała na nią błagalnie, ujmując jej dłonie w swoje.
-Kiedy ja nie mogę.-wyszeptała blondynka, zagryzając dolną wargę, aby powstrzymać gromadzące się pod jej powiekami łzy.
Wyrwała ręce z uścisku matki i wyminęła jej sylwetkę na korytarzu, podążając jak najszybciej w kierunku pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni i bezwładnie opadła na łóżko. Starsza kobieta westchnęła głośno, a w jej głowie pojawiło się milion czarnych myśli. Martwiła się o córkę. Od powrotu z pracy, a raczej domu Prevców działo się z nią coś niepokojącego. Nie zachowywała się jak ona. Najzwyczajniej w świecie zamknęła się w łazience i nie wychodziła z niej przez nieco ponad godzinę. Tak się bała, że zrobiła coś głupiego.
***
Z szerokim uśmiechem na ustach powitała Cene spoczywającego obok rzędu krzeseł znajdującego się na korytarzu i przeprosiła na moment pielęgniarkę. Podeszła do skoczka i najzwyczajniej w świecie wtuliła się w jego ramiona. Brakowało jej go. Jednak od czasu pamiętnego wieczoru starała omijać się dom Prevców szerokim łukiem, a także zbywać Petera, że nie ma teraz czasu na spotkania. Bała się tam pojawiać. Tęskniła za przyjacielem, ale nie miała odwagi stanąć w progu miejsca jego zamieszkania. Strach paraliżował jej drobne ciało na samą myśl o twarzy oprawcy gwałtu. Kiedyś miała go za niesamowitego, pozytywnego chłopaka... Teraz stał się głównym bohaterem jej koszmarów...Rodzice lekarki już nie mogły znieść krzyków rozbrzmiewających po wnętrzu domu każdej nocy. Chcieli pomóc swojej córce, ale najzwyczajniej w świecie nie wiedzieli jak. Ona nie pisnęła ani słowem o tym co wydarzyło się tydzień temu. Żyła z tym wewnątrz siebie. Nikomu nie opowiedziała o krzywdzie jakiej doznała. Nie chciała aby ludzie patrzyli na nią przez pryzmat obrzydzenia czy współczucia. Pokręciła głową, aby odgonić te myśli i zadarła głowę, aby spojrzeć na twarz szatyna. Uśmiechnęła się łagodnie na widok ciemnych tęczówek skoczka iskrzących radośnie na jej widok i musnęła wargami jego policzek. Skoczek ukazał jej rządek śnieżnobiałych zębów, a następnie mocniej do siebie przytulił. Ona tymczasem zaciągnęła się zapachem jego intensywnych perfum i w końcu uwolniła z objęć 20-latka.
-Co właściwie Cię tu sprowadza?-spojrzała na niego pytająco, splatając ramiona na klatce piersiowej.
-Jeszcze się pytasz.-rzucił z niedowierzaniem Cene.-Martwię się o Ciebie, Rozi.-wypowiedział czule, gładząc zewnętrzną częścią dłoni jej policzek.-Od tygodnia nie pokazałaś się u nas w domu. Nie dzwonisz, nie piszesz. Co się dzieje?-spojrzał jej głęboko w oczy.
Nie umiała go okłamywać. Nie kiedy spoglądał w jej lazurowe tęczówki. Znał ją na tyle długo, aby doskonale umieć z nich wszystko wyczytać. A przede wszystkim był jej przyjacielem. Osobą, która powinna wiedzieć o niej wszystko. Przymknęła powieki i westchnęła głośno. Chyba nadszedł czas na szczerą rozmowę. Otworzyła oczy i splotła dłoń skoczka ze swoją, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Zdezorientowany szatyn podążał cierpliwie za blondynką, zdając sobie sprawę, że to coś poważnego. W końcu zatrzymała się w miejscu i opadła na ławkę usytuowaną przed potężnym, kilku piętrowym budynkiem. Inni spoglądając na to miejsce czuli przerażenie, strach. Jej cało w tym momencie wypełniało się niesamowitą euforią. Kochała to miejsce. Uwielbiała tą pracę. To ona była dla niej motywacją do codziennego podnoszenia się z łóżka. Tutaj mogła zapomnieć o przykrym incydencie z jej życia. Natomiast gdy wracała do miejsca zwanym jej domem wszystkie wspomnienia uderzały w nią ze zdwojoną siłą.
-Cene, nie masz pojęcia jakie to dla mnie trudne.-wypowiedziała łamiącym się głosem, ocierając palcem wskazującym łzy zgromadzone w kącikach jej oczu.-W tamtym tygodniu wydarzyło się coś, co sprawia, że unikam waszego domu jak ognia.-mówiła, wpatrując się w szpital rozmieszczony przed nimi.
-Peter znowu Cię skrzywdził?-szatyn uformował dłonie w pięści i zacisnął zęby.
-Pogięło Cię?!-uniosła się gwałtownie.-Nie!-poderwała się z ławki, ale dłoń skoczka na jej nadgarstu sprowadziła ją z powrotem na swoje miejsce.-Przepraszam.-szepnęła i wbiła wzrok w budynek.-Nie wiem jak Ci to powiedzieć.
-Jesteś lekarzem. Na pewno nie raz przekazywałaś okropne diagnozy rodzicom tych małych, rozkosznych istotek .Zrób to w ten sam sposób.
-Ale to dotyczy mnie i jest okropne. Cene, to naprawdę nie jest takie proste jak Ci się wydaje.-tłumaczyła mu, żywo gestykulując dłońmi.
-Po prostu to z siebie wyduś.
Jej oczy momentalnie się zaszkliły, a jej ciało zaczęło drzeć i powodem tego nie było chłodne powietrze, gdyż dzisiejszy dzień był jednym z cieplejszych. Zadarła głowę i spojrzała na przyjaciela, bijąc się z myślami. Jak miała mu to powiedzieć? Wzięła głęboki oddech i rozchyliła wargi. Musiała to wreszcie z siebie wyrzucić. Dusiła to w sobie przez przeszło 7 dni.
-Zostałam ofiarą gwałtu.-rzuciła na jednym wydechu.
-Kto? Powiedz mi, kto.-wypowiedział stanowczo, a ona zauważyła jak jego mięśnie się napinają.
-Domen.-jej głos zadrżał.
Nie wytrzymała. Poderwała się z miejsca i pobiegła w kierunku wejścia do budynku. Przemierzała szpitalny korytarz, dając upust swoim emocjom. Słona ciecz skapywała po jej policzkach, opadając na kafelki. Zdyszana po sprincie wpadła do swojego gabinetu i opadła na fotel przy biurku. Łkała cicho, obejmując dłońmi podkurczone pod brodę kolana. Nienawidziła tego bólu kumulującego się w jej sercu. Moment słabości dopadł ją nawet tu, w pracy. Nie miała już miejsca, gdzie mogła być sobą, gdzie mogła być radosna. Skupiona na myślach wirujących w głowie nawet nie zauważyła pojawienia się szatyna. Cene uniósł ją delikatnie i opadł na fotel, układając na swoich kolanach drobne ciało blondynki. Bez słów wtuliła się w jego ramiona, a on subtelnie musnął ustami jej czoło.
-Spokojnie, jestem tu.-wyszeptał do jej ucha, gładząc dłonią jej jasne włosy.
***
Po długich namowach Cene stawiła się w domu rodzinnym przyjaciela jak i swojego partnera. Obecnie spoczywała na kanapie usytuowanej w salonie, napawając się widokiem bruneta. Peter nie miał o niczym pojęcia, gdyż najzwyczajniej w świecie bała się mu powiedzieć o bolesnym dla niej zdarzeniu, a przyjaciela poprosiła o milczenie. Potwornie bała się bliskości, dlatego siedziała na drugim końcu sofy, a jej łydki ułożone były na udach skoczka. 23-latek oderwał wzrok od plazmowego ekranu i zmierzył nim zaniepokojony twarz blondynki. Rozalia uniosła łagodnie kąciki ust, kiedy zauważyła, że przygląda jej się brunet, jednak momentalnie z jej twarzy zniknął uśmiech, gdy do kuchni ze schodów zbiegł Domen. Wstrzymała oddech i podążała wzrokiem za 17-latkiem, przyglądając się jego poczynaniom. Widziała w jego oczach te cholerne ogniki pożądania tak jak tego pamiętnego i jakże bolesnego dla niej wieczoru. Jej ciało przebiegł dreszcz. Bała się. Zamarła w bezruchu. Miała nawet wrażenie, że jakby na moment jej serce się zatrzymało. Nie chciała go nigdy więcej widzieć na oczy, a tym bardziej mieć z nim jakiekolwiek do czynienia. Starszy Prevc zauważył przerażenie malujące się na twarzy blondynki, które tak usilnie starała się ukryć i zaniepokoił się lekko. Odwrócił głowę w stronę brata, jednak niczego niepokojącego nie dostrzegł. Zdezorientowany zmarszczył brwi i wyciągnął smukłą dłoń w kierunku dziewczyny, jednak ona momentalnie odskoczyła od niego. Zaskoczony zmarszczył brwi i ponowił swoją próbę, jednak reakcja lekarki była taka sama.
-Rozi, wszystko w porządku?-wypowiedział nieco zachrypniętym głosem.
-Tak.-wydukała i przełknęła głośno ślinę, kiedy Domen minął salon.
Prevc złapał w ręce łydki Wieczorek i zdecydowanym, silnym ruchem przyciągnął ją do siebie, tak, że jej uda stykały się z jego tą samą częścią ciała. Stalowe tęczówki głęboko spojrzały w błękitne oczy dziewczyny, a po ciele dziewczyny przebiegł dreszcz, kiedy dłonie Petera spoczęły na jej kolanach. Może i się panicznie bała bliskości, ale ta jego nadal działała na nią wyjątkowo i niezwykle przyjemnie.
-A teraz powiesz mi o co chodzi?-mruknął tuż przy jej uchu, trącając jego płatek koniuszkiem języka.
Doskonale wiedział jak na nią działa jego bliskość. Tak jej tego brakowało, ale lęk przed tym był dwukrotnie większy niż pożądanie. Jęknęła cicho i oparła głowę o ramię skoczka, zaczerpując głębokiego oddechu. Musiała mu w końcu powiedzieć. Był przecież najważniejszą osobą w jej życiu, z którą usilnie wiązała przyszłość. Nie wiedziała jeszcze czy wytrzyma z nim resztę swojego życia, ale na pewno wiedziała jedno. Kochała go. Kochała niesamowicie i cholernie mocno. To na niego przelała całe swoje uczucie zgromadzone w jej wnętrzu, gdy żaden facet nie odważył się z nią związać, ani nawet zbliżyć. To on nauczył ją kochać.
-Nic takiego się nie stało.-odparła wypranym z emocji głosem.
Postanowiła ciągnąć to najdłużej jak się dało. Peter prychnął pod nosem i ułożył swoją, wielką, smukłą dłoń na jej policzku. Poczuła przyjemne ciepło bijące od jego kończyny i mimowolnie się uśmiechnęła. On tymczasem odgarnął niesforny, jasny kosmyk opadający na jej twarz za ucho i musnął ciepłym oddechem jej policzki. Jego miętowa woń otuliła przyjemnie jej nozdrza, a ona chłonęła ją najdłużej jak mogła. Zdecydowanie uzależniony był od gum do życia.
-Nie takiego się nie wydarzyło?!-uniósł znacznie głos.-Nie pofatygowałaś się spotkać ze mną przez ubiegły tydzień, ani nie raczyłaś stawić się u nas w domu, kiedy ja i Cene za Tobą tęskniliśmy. Nie odbierałaś telefonów, nie dzwoniłaś, nie pisałaś...Nie dawałaś znaków życia. Ty wiesz jak ja się o Ciebie bałem?!-oparł czoło o jej skroń i westchnął głośno.-Dlaczego to robiłaś? Dlaczego milczałaś?
-Po prostu nie miałam czasu na nic po za pracą.
-Takie gadki możesz wciskać matce, ale nie mi.-odparł stanowczo.-A ten strach wymalowany na twarzy, gdy Domen wszedł do kuchni. O co chodzi? Powiedz mi, proszę.-wypowiedział błagalnie, spoglądając w jej oczy.
-Peter...On...mnie zgwałcił.-wydusiła to w końcu z siebie.
-Co zrobił?!-warknął Prevc.
Brunet zrzucił z siebie blondynkę i rozwścieczony pognał schodami na piętro. Bez problemu odnalazł drzwi prowadzące do pokoju nastolatka i wtargnął z hukiem do środka, gromiąc odrabiającego zadania Domena wzrokiem. Momentalnie znalazł się przy 17-latku i chwycił go za kołnierz bluzy, przygniatając do ściany. Znacznie uniósł jego ciało nad podłoże i mroził niebezpiecznym, pełnym gromów i błyskawic wzrokiem. Szczerze go teraz nienawidził.
-Kto Ci pozwolił ją tknąć?! Jak mogłeś ją skrzywdzić?! Moją, małą, bezbronną Rozi! Nienawidzę Cię, słyszysz ?! Nienawidzę! Jesteś potworem i skurwysynem bez uczuć! Powinieneś iść siedzieć za kratki! Wyrządzić taką bliznę na jej psychice! Bezbronnej dziewczynie! Po co to zrobiłeś?! Co Tobą kierowało?! Cholera, Ty masz tylko 17 lat!-cedził w stronę brata z jadem w głosie Peter.
Nienawiść malującą się w jego szarych tęczówkach przerażała Domena. Jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. Całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Wypełniała go zawiść i wściekłość. On skrzywdził jego Rozalkę. Jego własny brat zadał jej ból nie do opisania. Wymierzył cios z pięści w jego nos. Nastolatek zawył głośno z bólu, a w progu jego pokoju pojawiła sie Julijana.
-Peter! Jezus! Maria! Co tu się dzieje?!-matka braci rozchyliła usta ze zdziwienia, przykładając dłonie do twarzy.-Zostaw brata!
-Mam go kurwa zostawić?! Niech poczuję namiastkę bólu, który zadał Rozalii! Zniszczył jej życie!-wydzierał się niemiłosiernie Peter, gromiąc brata wzrokiem i ściskając uścisk jego kołnierza.
-Ale o czym Ty mówisz, synku?-zmarszczyła brwi kobieta.
-Twój syn zgwałcił moją dziewczynę! Dobierał się do niej!-syknął przez zaciśnięte zęby 23-latek.
-Domen! Powiedz, że to nie prawda!-pani Prevc z przerażeniem wpatrywała się w twarz młodszego syna.
-Mamo...To nie tak...To Mina kazała mi to zrobić... Mówiła, że chce odzyskać Petera, że go kocha...Groziła, że jeśli tego nie zrobię to ona się zabije...Nie miałem wyboru.-wypowiedział 17-latek, próbując się usprawiedliwić.
-Boże!-tylko tyle wydusiła z siebie matka skoczków.
Starszy Prevc prychnął pod nosem i opuścił brata na podłogę. Zatroskana rodzicielka sportowców natychmiast się przy nim znalazła i opatrzyła nos, z którego zaczęła wydobywać się szkarłatna ciecz. Peter natomiast wybiegł z pomieszczenia i skierował się w stronę drzwi wyjściowych, po drodze zgarniając kurtkę.Opuścił dom, a zdruzgotana i zdezorientowana blondynka udała się za nim.
-Peter?! Gdzie Ty biegniesz?!-nawoływała za nim.-Do cholery! Odpowiedz mi! Peter!
On jednak całkowicie skupiony na celu swojej wędrówki lekceważył jej krzyki i wściekły sprintem przemierzał kolejne metry.
-Jesteś lekarzem. Na pewno nie raz przekazywałaś okropne diagnozy rodzicom tych małych, rozkosznych istotek .Zrób to w ten sam sposób.
-Ale to dotyczy mnie i jest okropne. Cene, to naprawdę nie jest takie proste jak Ci się wydaje.-tłumaczyła mu, żywo gestykulując dłońmi.
-Po prostu to z siebie wyduś.
Jej oczy momentalnie się zaszkliły, a jej ciało zaczęło drzeć i powodem tego nie było chłodne powietrze, gdyż dzisiejszy dzień był jednym z cieplejszych. Zadarła głowę i spojrzała na przyjaciela, bijąc się z myślami. Jak miała mu to powiedzieć? Wzięła głęboki oddech i rozchyliła wargi. Musiała to wreszcie z siebie wyrzucić. Dusiła to w sobie przez przeszło 7 dni.
-Zostałam ofiarą gwałtu.-rzuciła na jednym wydechu.
-Kto? Powiedz mi, kto.-wypowiedział stanowczo, a ona zauważyła jak jego mięśnie się napinają.
-Domen.-jej głos zadrżał.
Nie wytrzymała. Poderwała się z miejsca i pobiegła w kierunku wejścia do budynku. Przemierzała szpitalny korytarz, dając upust swoim emocjom. Słona ciecz skapywała po jej policzkach, opadając na kafelki. Zdyszana po sprincie wpadła do swojego gabinetu i opadła na fotel przy biurku. Łkała cicho, obejmując dłońmi podkurczone pod brodę kolana. Nienawidziła tego bólu kumulującego się w jej sercu. Moment słabości dopadł ją nawet tu, w pracy. Nie miała już miejsca, gdzie mogła być sobą, gdzie mogła być radosna. Skupiona na myślach wirujących w głowie nawet nie zauważyła pojawienia się szatyna. Cene uniósł ją delikatnie i opadł na fotel, układając na swoich kolanach drobne ciało blondynki. Bez słów wtuliła się w jego ramiona, a on subtelnie musnął ustami jej czoło.
-Spokojnie, jestem tu.-wyszeptał do jej ucha, gładząc dłonią jej jasne włosy.
***
Po długich namowach Cene stawiła się w domu rodzinnym przyjaciela jak i swojego partnera. Obecnie spoczywała na kanapie usytuowanej w salonie, napawając się widokiem bruneta. Peter nie miał o niczym pojęcia, gdyż najzwyczajniej w świecie bała się mu powiedzieć o bolesnym dla niej zdarzeniu, a przyjaciela poprosiła o milczenie. Potwornie bała się bliskości, dlatego siedziała na drugim końcu sofy, a jej łydki ułożone były na udach skoczka. 23-latek oderwał wzrok od plazmowego ekranu i zmierzył nim zaniepokojony twarz blondynki. Rozalia uniosła łagodnie kąciki ust, kiedy zauważyła, że przygląda jej się brunet, jednak momentalnie z jej twarzy zniknął uśmiech, gdy do kuchni ze schodów zbiegł Domen. Wstrzymała oddech i podążała wzrokiem za 17-latkiem, przyglądając się jego poczynaniom. Widziała w jego oczach te cholerne ogniki pożądania tak jak tego pamiętnego i jakże bolesnego dla niej wieczoru. Jej ciało przebiegł dreszcz. Bała się. Zamarła w bezruchu. Miała nawet wrażenie, że jakby na moment jej serce się zatrzymało. Nie chciała go nigdy więcej widzieć na oczy, a tym bardziej mieć z nim jakiekolwiek do czynienia. Starszy Prevc zauważył przerażenie malujące się na twarzy blondynki, które tak usilnie starała się ukryć i zaniepokoił się lekko. Odwrócił głowę w stronę brata, jednak niczego niepokojącego nie dostrzegł. Zdezorientowany zmarszczył brwi i wyciągnął smukłą dłoń w kierunku dziewczyny, jednak ona momentalnie odskoczyła od niego. Zaskoczony zmarszczył brwi i ponowił swoją próbę, jednak reakcja lekarki była taka sama.
-Rozi, wszystko w porządku?-wypowiedział nieco zachrypniętym głosem.
-Tak.-wydukała i przełknęła głośno ślinę, kiedy Domen minął salon.
Prevc złapał w ręce łydki Wieczorek i zdecydowanym, silnym ruchem przyciągnął ją do siebie, tak, że jej uda stykały się z jego tą samą częścią ciała. Stalowe tęczówki głęboko spojrzały w błękitne oczy dziewczyny, a po ciele dziewczyny przebiegł dreszcz, kiedy dłonie Petera spoczęły na jej kolanach. Może i się panicznie bała bliskości, ale ta jego nadal działała na nią wyjątkowo i niezwykle przyjemnie.
-A teraz powiesz mi o co chodzi?-mruknął tuż przy jej uchu, trącając jego płatek koniuszkiem języka.
Doskonale wiedział jak na nią działa jego bliskość. Tak jej tego brakowało, ale lęk przed tym był dwukrotnie większy niż pożądanie. Jęknęła cicho i oparła głowę o ramię skoczka, zaczerpując głębokiego oddechu. Musiała mu w końcu powiedzieć. Był przecież najważniejszą osobą w jej życiu, z którą usilnie wiązała przyszłość. Nie wiedziała jeszcze czy wytrzyma z nim resztę swojego życia, ale na pewno wiedziała jedno. Kochała go. Kochała niesamowicie i cholernie mocno. To na niego przelała całe swoje uczucie zgromadzone w jej wnętrzu, gdy żaden facet nie odważył się z nią związać, ani nawet zbliżyć. To on nauczył ją kochać.
-Nic takiego się nie stało.-odparła wypranym z emocji głosem.
Postanowiła ciągnąć to najdłużej jak się dało. Peter prychnął pod nosem i ułożył swoją, wielką, smukłą dłoń na jej policzku. Poczuła przyjemne ciepło bijące od jego kończyny i mimowolnie się uśmiechnęła. On tymczasem odgarnął niesforny, jasny kosmyk opadający na jej twarz za ucho i musnął ciepłym oddechem jej policzki. Jego miętowa woń otuliła przyjemnie jej nozdrza, a ona chłonęła ją najdłużej jak mogła. Zdecydowanie uzależniony był od gum do życia.
-Nie takiego się nie wydarzyło?!-uniósł znacznie głos.-Nie pofatygowałaś się spotkać ze mną przez ubiegły tydzień, ani nie raczyłaś stawić się u nas w domu, kiedy ja i Cene za Tobą tęskniliśmy. Nie odbierałaś telefonów, nie dzwoniłaś, nie pisałaś...Nie dawałaś znaków życia. Ty wiesz jak ja się o Ciebie bałem?!-oparł czoło o jej skroń i westchnął głośno.-Dlaczego to robiłaś? Dlaczego milczałaś?
-Po prostu nie miałam czasu na nic po za pracą.
-Takie gadki możesz wciskać matce, ale nie mi.-odparł stanowczo.-A ten strach wymalowany na twarzy, gdy Domen wszedł do kuchni. O co chodzi? Powiedz mi, proszę.-wypowiedział błagalnie, spoglądając w jej oczy.
-Peter...On...mnie zgwałcił.-wydusiła to w końcu z siebie.
-Co zrobił?!-warknął Prevc.
Brunet zrzucił z siebie blondynkę i rozwścieczony pognał schodami na piętro. Bez problemu odnalazł drzwi prowadzące do pokoju nastolatka i wtargnął z hukiem do środka, gromiąc odrabiającego zadania Domena wzrokiem. Momentalnie znalazł się przy 17-latku i chwycił go za kołnierz bluzy, przygniatając do ściany. Znacznie uniósł jego ciało nad podłoże i mroził niebezpiecznym, pełnym gromów i błyskawic wzrokiem. Szczerze go teraz nienawidził.
-Kto Ci pozwolił ją tknąć?! Jak mogłeś ją skrzywdzić?! Moją, małą, bezbronną Rozi! Nienawidzę Cię, słyszysz ?! Nienawidzę! Jesteś potworem i skurwysynem bez uczuć! Powinieneś iść siedzieć za kratki! Wyrządzić taką bliznę na jej psychice! Bezbronnej dziewczynie! Po co to zrobiłeś?! Co Tobą kierowało?! Cholera, Ty masz tylko 17 lat!-cedził w stronę brata z jadem w głosie Peter.
Nienawiść malującą się w jego szarych tęczówkach przerażała Domena. Jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. Całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Wypełniała go zawiść i wściekłość. On skrzywdził jego Rozalkę. Jego własny brat zadał jej ból nie do opisania. Wymierzył cios z pięści w jego nos. Nastolatek zawył głośno z bólu, a w progu jego pokoju pojawiła sie Julijana.
-Peter! Jezus! Maria! Co tu się dzieje?!-matka braci rozchyliła usta ze zdziwienia, przykładając dłonie do twarzy.-Zostaw brata!
-Mam go kurwa zostawić?! Niech poczuję namiastkę bólu, który zadał Rozalii! Zniszczył jej życie!-wydzierał się niemiłosiernie Peter, gromiąc brata wzrokiem i ściskając uścisk jego kołnierza.
-Ale o czym Ty mówisz, synku?-zmarszczyła brwi kobieta.
-Twój syn zgwałcił moją dziewczynę! Dobierał się do niej!-syknął przez zaciśnięte zęby 23-latek.
-Domen! Powiedz, że to nie prawda!-pani Prevc z przerażeniem wpatrywała się w twarz młodszego syna.
-Mamo...To nie tak...To Mina kazała mi to zrobić... Mówiła, że chce odzyskać Petera, że go kocha...Groziła, że jeśli tego nie zrobię to ona się zabije...Nie miałem wyboru.-wypowiedział 17-latek, próbując się usprawiedliwić.
-Boże!-tylko tyle wydusiła z siebie matka skoczków.
Starszy Prevc prychnął pod nosem i opuścił brata na podłogę. Zatroskana rodzicielka sportowców natychmiast się przy nim znalazła i opatrzyła nos, z którego zaczęła wydobywać się szkarłatna ciecz. Peter natomiast wybiegł z pomieszczenia i skierował się w stronę drzwi wyjściowych, po drodze zgarniając kurtkę.Opuścił dom, a zdruzgotana i zdezorientowana blondynka udała się za nim.
-Peter?! Gdzie Ty biegniesz?!-nawoływała za nim.-Do cholery! Odpowiedz mi! Peter!
On jednak całkowicie skupiony na celu swojej wędrówki lekceważył jej krzyki i wściekły sprintem przemierzał kolejne metry.
~*~
Może i nie za wiele dzieje się w tym odcinku, ale był on naprawdę konieczny do dodania ;) Jak widzicie za wszystkim stoi Mina. Ktoś się tego spodziewał? ^^ To jeszcze nie koniec niespodzianek w tym opowiadaniu ;) Czy Domen swoim uzasadnieniem nieco zyskał w waszych oczach? Nadal macie go za potwora? Koniecznie podzielcie się swoją opinią na temat tego rozdziału poniżej ;3 Już nie mogę doczekać się października, kiedy to wystartuje Plusliga jak i podziwiać podczas LGP w Klingenthal będę mogła naszych braci *.* Podobno cała trójka ma się tam zaprezentować <3 Kto się cieszy? ^^ Całuję i do zobaczenia ;*
Według mnie to, że Mina kazała zgwałcić Rozalkę nic nie zmienia. Nie wiem jak można zrobić coś takiego dziewczynie swojego brata. Boję się tylko, że Peter zrobić coś Minie. Czekam na kolejny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńW sumie to chyba masz rację...
UsuńChyba na to zasługuje po czymś takim ^^
Dziękuję i pozdrawiam ;*
Mnie nie interesuje to, że Mina mu kazała. Chyba ma swój rozum, no nie? W dalszym ciągu jest dla mnie skreślony... Obawiam się, że teraz Peter może zrobić coś głupiego. Myślałam, że zacznie być dobrze to musiało właśnie wydarzyć się jeszcze to... Weny! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo jasne, że ma. Masz racje ;)
UsuńZa dobrze nigdy u mnie być nie może ^^
Dziękuję i pozdrawiam ;*
Przepraszam,przepraszam i jeszcze raz przepraszam,że mnie nie było u Ciebie. Dopiero teraz nadrabiam i obiecuję być już na bieżąco ale przeprowadzka kompletnie mnie pochłonęła. Mam nadzieję,że mi wybaczysz. A co do rozdział to jesteś okrutna w stosunku do Rozalii. Nic nie usprawiedliwia Domena i tego co zrobił. Głowę ma się po to żeby myśleć a nie czapkę na niej nosić. Oj myślę,że Peter zemści się na Minie tak, że bardzo długo to zapamięta. Buziaki 😘 Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, rozumiem ;) Ja jestem cierpliwa i wiem, że prędzej czy później się tu stawisz :D
UsuńJaka okrutna? Tym razem Domen jej nic nie zrobił, a Peter tylko dowiedział się prawdy ;) Fajnie to ujęłaś z tą głową ^^
Dziękuję i pozdrawiam ;*