wtorek, 30 sierpnia 2016

      Epilog części I pt "Niestabilny grunt."


Jego stalowe tęczówki z zainteresowaniem rejestrowały zimowy krajobraz słoweńskiego miasta. Kranj powoli budził się do życia o czym świadczyły coraz to liczniej zapełniające ulice samochody czy też przechodnie, którzy w coraz to większych ilościach pojawiali się na chodnikach. Wplótł smukłe palce w gęste, ciemne włosy i zmierzył je delikatnie dłonią, tworząc z nich artystyczny nieład. Oderwał wzrok od panoramy rodzinnego miasta i omiótł nim sylwetkę pogrążonej we śnie dziewczyny. Oddychała miarowo na co wskazywała  jej klatka piersiowa unosząca się i opadająca na zmianę. Śnieżnobiała poduszka usłana była jasnymi kaskadami jej włosów, a na jej ustach widniał nikły uśmiech. Mimowolnie kąciki jego ust wzbiły się na wyżyny, a głowa odtworzyła urywki wczorajszej niezwykle namiętnej nocy. Podszedł do łóżka i nachylił się nad jej subtelną twarzą. Musnął ciepłymi wargami jej czoło i wyszeptał niesłyszalnie: "dziękuję, byłaś niesamowita", po czym opuścił pokój i przymknął za sobą drzwi.

Wypoczęta pozwoliła się unieść swoim powiekom i przeniosła ciężar ciała na łokcie, lustrując spojrzeniem pomieszczenie. Momentalnie poderwała się do pozycji siedzącej i zdezorientowana zmarszczyła brwi, nie rozpoznając w pokoju własnej sypialni. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to lokum Petera. Liczne trofea zdobiące białą komodę czy też wyeksponowane na niej dyplomy tylko ją w tym umocniły. Trochę jednak wczoraj przesadziła z ilością pochłoniętego wina. A dowodem na to były pulsujące skronie, które okrężnymi ruchami palców starała się rozmasować czy też rozsadzająca jej czaszkę fala bólu. Jęknęła cicho i wytrzeszczyła oczy, kiedy jej lazurowe tęczówki zlokalizowały porozrzucane po lokum skoczka części garderoby nie tylko te należące do niej, ale także i do 23-latka. Przerażona rzuciła okiem na swoje ciało i uśmiechnęła się blado, łącząc fakty. Przymknęła powieki, a jej umysł momentalnie otworzył folder wspomnień w wczorajszej nocy. Jego łapczywe wargi wyciskające namiętne pocałunki na jej ustach, niecierpliwe dłonie wędrujące po drobnym ciele, biodra oplatające jego pas, pożądanie wymalowane w jego ciemnych tęczówkach....Cholera! To naprawdę się stało! Nie mogła w to uwierzyć. Poddała się urokowi Petera i najzwyczajniej w świecie to z nim zrobiła. Był wyjątkowy. Był tym pierwszym, któremu pozwoliła poznać siebie fizycznie. Kochała go, a on najzwyczajniej w świecie wykorzystał jej naiwność i uczucia... Pokręciła głową, odganiając natłok myśli atakujących jej głowę niczym gniazdo os nieproszonego gościa. Musiała jak najszybciej doprowadzić się do normalnego stanu i opuścić dom Prevców. Cene przecież nie mógł się o tym dowiedzieć. Narzuciła na swoje roznegliżowane ciało bluzę skoczka i podreptała w kierunku łazienki. Oparła się dłońmi o chłodne kafelki znajdujące się na ścianie i pozwoliła strumieniowi ciepłej cieczy spływać po drobnym ciele. Żelem pani Prevc zmywała z siebie ślady po wczorajszej intymnej nocy, a następnie opatulona w puszysty, biały ręcznik stawiła się ponownie w pokoju najstarszego z braci. Włożyła na siebie wczorajsze ubrania i zameldowała się w kuchni. Ból głowy trochę zmalał, dlatego postanowiła nie zażywać na razie tabletki, a jedynie zdecydowała się na zaparzenie kawy. Z parującym naczyniem zasiadła na parapecie w salonie i zatopiła wzrok w sylwetkach ludzi, którzy pochłonięci byli pokonaniem drogi do miejsca pracy. Tak bardzo pochłonęło ją to zajęcie, że nawet nie zauważyła, kiedy obok niej pojawił się przyjaciel. Dopiero jego smukła dłoń ułożona na jej barku wyrwała ją z zamyślenia. Odłożyła opróżnioną do dna porcelanę na parapet, a sama z niego zeskoczyła. Mimowolnie kąciki jej ust wzniosły się na wyżyny, a jej dłonie oplotły szyję szatyna. Skoczek zaśmiał się cicho i musnął ustami jej policzek.

-Rozi? A Ty nadal tutaj?-zdziwiona Julijana zmierzyła wzrokiem blondynkę.-Peter jeszcze nie wrócił?-uniosła pytająco brew.

-Nie, nie spokojnie. Peter dotarł wczoraj wieczorem, ale jak się obudziłam już go nie było.-odparła lekarka.-Zostałam na noc, gdyż on mnie o to poprosił. Chciałam wrócić do domu, ale było ciemno i zaproponował mi podwiezienie, ale widziałam, że jest zmęczony dlatego odmówiłam, a samej mi iść nie pozwolił.-wyjaśniła dziewczyna.

Pani Prevc skinęła jedynie głową i posłała Wieczorek ciepły uśmiech, proponując śniadanie. Pediatra z chęcią przystała na jej propozycję, a duży wpływ miał na to żołądek, który upominał się o posiłek. Chwilę później siedziała przy kuchennym stole wraz z Domenem i Cene, delektując się przygotowanymi przez rodzicielkę chłopców goframi. Nastolatek z rozbawieniem zgarnął opuszkiem palca bitą śmietanę z nad górnej wargi blondynki i wpakował ją sobie do ust. Rozalia posłała mu nikły uśmiech i najedzona pogładziła się po brzuchu, obdarowując właścicielkę domu szerokim, wdzięcznym uśmiechem. Pochłonięta myślami o tym jak teraz będzie wyglądać zachowanie 23-latka przysłuchiwała się rozmowom słoweńskiej rodziny. Kiedy jej lazurowe tęczówki natrafiły na ciemne oczy przyjaciela wysiliła się na subtelny uśmiech, aby Prevc nie zaczął nic podejrzewać i sięgnęła po telefon w kieszeni. Odblokowała urządzenie i z zainteresowaniem zerknęła na jego wyświetlacz, lustrując wzorkiem godzinę. Zdziwiona, że aż tak zasiedziała się u rodziny kumpla poderwała się z miejsca i już miała opuszczać dom, kiedy poczuła palce oplatające jej nadgarstek. Uniosła wzrok i napotkała na sobie spojrzenie ciemnych tęczówek.

-Odprowadzę Cię.-Cene puścił jej oczko i niedbale narzucił na siebie kurtkę.

W ciszy pokonali próg budynku i wolnym tempem zmierzali w kierunku jej ulicy. Biła się z własnymi myślami, ale w końcu postanowiła zaryzykować. Przystanęła nagle i podniosła wzrok na subtelną, urzekająco dziecięcą twarz szatyna. Chłopak czujnie badał ją wzrokiem, oczekując na jakiekolwiek posunięcie.

-Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Zawieź mnie pod skocznie w Planicy.-pewna obaw w końcu to z siebie wydusiła.

-Czy to ma jakiś związek z Peterem?-uniósł pytająco brwi.

-Proszę Cię, daruj sobie.-wywróciła zirytowana oczami.

-Ostatnio też było daj spokój, nic mnie z nim nie łączy, a później nagle kocham Twojego brata. Taka suprise mada faka! -wzruszył jedynie ramionami.

-Zawieź mnie tam.-dodała nieco ostrzej i stanowczo.

Szatyn westchnął głośno i zrezygnowany udał się po kluczyki do samochodu. Ona tymczasem oparła się o karoserię jego maszyny i zastanawiała jak ma przebiec ta cholernie trudna dla niej rozmowa. Przymknęła powieki i zaczerpnęła świeżego, zimnego powietrza do swoich płuc. W tym samym momencie na horyzoncie pojawił się Cene. Opadła na fotel obok kierowcy i wbiła wzrok w szybę. Podziwiała migoczący za nią krajobraz, próbując zniwelować nerwy. Nic z tego. Zdecydowanie za bardzo przeżywała to co za chwilę miało nastąpić. Nie mogła mu ulec. Musiała być stanowcza i twarda. Nie daruje mu tego. Był tym pierwszym i niewłaściwym za razem. Jak mogła być tak naiwna? Nie wierzyła we własną głupotę. Wystarczyło kilka kieliszków winna, jego aksamitne wargi muskające jej usta i wpadła. Zatonęła w jego uroku osobistym, a koła ratunkowego niestety w pobliżu nie było. Z dezaprobatą pokręciła głową i wbiła zęby w dolny płatek wargi. W kącika jej oczu zaczęły pojawiać się łzy. Nie mogła teraz dać upustu swoim emocjom. Pośpiesznie otarła je kciukiem i ponownie zaczerpnęła tlenu do swoich płuc, wypuszczając go po chwili. Szatyn tymczasem zaniepokojony przyglądał się jej dość dziwnemu zachowaniu, które nie uszło jego uwadze. Nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodził, ale pewny był jednego. Na pewno stał za tym wszystkim jego starszy brat. Niech tylko się dowie, że włos jej z głowy spadł a naprawdę tego słono pożałuję. Nim spostrzegła a samochód 20-latka zatrzymał się na pojeździe skoczni. Momentalnie wyskoczyła z jego wnętrza i pobiegła w kierunku windy. Nieco przerażona po ostatniej sytuacji z jej udziałem przystanęła na chwilę na przeciw niej, ale po chwili z nutką strachu wypełniającą jej ciało stawiła się w środku dźwigni. Niezauważalnie zatrzymała się obok zła, a do jej uszu dobiegł strzępek rozmowy pomiędzy skoczkami :

-Stary, szacun! Serio ją zaliczyłeś?!-wytrzeszczył oczy Jaka.

-Urokowi Prevca żadna się nie oprze.-zaprezentował swoje śnieżnobiałe uzębienie Peter.

-I po co to robisz? Powiedz mi. Co ona Ci takiego zrobiła?-do rozmowy włączył się milczący do tej pory Kranjec.

-Możesz dać sobie spokój z tymi pogadankami o tym jak powinienem postępować?-warknął 23-latek.-To jest moje życie. Po prostu mnie pociągała. Chciałem, zaliczyłem i do widzenia.

-Właśnie jej życie w tym momencie zrujnowałeś. A dlaczego?! Bo jakaś pierdolona blondi Cię zraniła, a Ty nie umiesz się z tym pogodzić.

-Zamilcz Robi, zamilcz.-syknął przez zaciśnięte zęby Pero.

-Bo co? Prawda Cię boli?

-A więc to tak! Chciałeś mnie przelecieć, a potem uznać, że się nie znamy, tak?!-blondynka wparowała do wnętrza pomieszczenia.-Boże, jaka ja byłam głupia! Zakochałam się w Tobie dupku, a Ty najzwyczajniej w świecie wykorzystałeś moje uczucia! Nienawidzę Cię! Jesteś pierdolonym egoistą! Sukinsynem bez uczuć! Brzydzę się Tobą, rozumiesz?!-wrzeszczała na całe gardło.

Prevc prychnął jedynie, a na jego usta wstąpił cwany uśmiech. Bez zastanowienia podeszła bliżej bruneta i nawet nie zauważyła, kiedy jej drobna dłoń wylądowała na jego policzku. Oszołomiony skoczek wodził opuszkiem palca po zaczerwienionym znacznie miejscu, wpatrując się z niedowierzaniem w znikającą za drzwiami sylwetkę dziewczyny. Kranjec z dezaprobatą pokręcił jedynie głową i opuścił pomieszczenie, nie mogąc znieść patrzenia na tego bydlaka, który zwał się jego przyjacielem. Znał Petera od kilku lat i nigdy w życiu nie pomyślałby, że jest zdolny zrobić coś takiego. Perfidnie wykorzystał przyjaciółkę swojego brata. Skrzywdził ją na całe życie. Lekarka biegła ile sił w nogach, nie powstrzymując już buzujących w niej emocji. Słona ciecz spływała po jej policzkach, pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Całe jej ciało drżało, a serce już dawno pękło na tysiące kawałeczków, których w stanie nie był nikt posklejać. Zdruzgotana opadła na fotel obok kierowcy, a gdy szatyn dostrzegł w jakim stanie znajduje się jego przyjaciółka momentalnie uformował dłonie w pięści, a w jego ciemnych tęczówkach pojawiła się szczera nienawiść.

-Co ten sukinsyn Tobie zrobił?!-warknął zirytowany do granic możliwości.

-Cene, uspokój się. Proszę.-wyszeptała prawie niesłyszalnie.

-Jak mam być spokojny jak w takim stanie wracasz od mojego brata?!-uniósł się gwałtownie.-Mów.-spojrzał na nią błagalnie.

Blondynka nieśmiało zadarła głowę ku górze i zaszklonymi oczami spojrzała na twarz przyjaciela. Obawiała się, że Cene może stracić nad sobą kontrolę i Peter tylko na tym ucierpi. Po mimo tego co jej zrobił nadal się o niego troszczyła. Nie chciała psuć relacji rodzeństwa. Nie mieli prawa skakać sobie do gardła przez jej naiwność i głupotę. Kilka godzin wcześniej napawała się wydarzeniami ostatniej nocy, a teraz czuła do skoczka wstręt i obrzydzenie. Chciał dopisać ją do listy zdobytych trofeum. Zabawić się, zadać sobie przyjemność i porzucić jak znudzoną zabawkę w kąt, by później znaleźć sobie nową. Słona ciecz coraz to liczniej zdobiła jej blade policzki, a jęk bólu z jej gardła ranił narządy słuchowe szatyna. Chciał tego uniknąć. Chciał ochronić lekarkę przed tym cholernym bólem. Nie chciał, aby Pero zadał jej cios sztyletem w samo serce, które dogłębnie zranione nie było w stanie się zagoić. W tym momencie tak bardzo go nienawidził. Chwycił dziewczynę za łydki i przyciągnął na swoje uda.Wieczorek zagłębiła twarz w materiale jego puchatej kurtki i łkała cicho, naznaczając część garderoby Cene mokrymi śladami. On jednak nie miał jej tego za złe i gładził jej plecy dłonią, a drugą natomiast ogarnął niesforne jasne kosmyki opadające na czoło.

-Nie płacz już, proszę. Nie mogę patrzeć na to jak cierpisz.-musnął ustami jej stroń.

-Kiedy ja nie potrafię przestać.-wypowiedziała drżącym głosem.-Dziękuję, Cene. Dziękuję, że ze mną tutaj jesteś.

Odpowiedział jej łagodnym uśmiech i objął silnymi ramionami, kołysząc ją delikatnie. Po dłuższej chwili w końcu jej drobne ciało przestał nawiedzać spazm, a łzy zastygły na jej bladych policzkach. Nabrała siły i opowiedziała mu o całym zajściu, które miało miejsce w jego rodzinnym domu. Nie pominęła także faktu, że kilkanaście dni temu wyznała mu swoje uczucia. Opuściła uda skoczka i powróciła na swoje miejsce, zapinając pas. Skinęła głową, aby Prevc wyruszył w drogę powrotną, ale on jednak miał inne plany. Odpiął pas bezpieczeństwa i zatrzasnął za sobą drzwi samochodu. Sprintem przemierzał schody, aż w końcu wdrapał się na sam szczyt Bludkovej vielikanki. Wściekły przekroczył próg pomieszczenia i momentalnie znalazł się przy boku bruneta. Chwycił go za suwak od kombinezonu i przygwoździł do ściany.

-Ostrzegałem Cię, że jeśli ją skrzywdzisz to pożałujesz.-wypowiedział, gromiąc go wzrokiem pełnym niebezpiecznych błyskawic.

-Ona tego chciała, rozumiesz?! Oboje wypiliśmy trochę za dużo, ale nie żeby stracić kontrolę nad własnym zachowaniem. Fakt to ja pierwszy wykonałem krok w tym kierunku, ale ona mnie nie odepchnęła.-bronił się Mistrz Świata w Lotach.

-Poddała Ci się, bo Cię kochała kretynie! Wyznała Ci uczucia, a Ty to perfidnie wykorzystałeś i zaciągnąłeś ją do łóżka! Nie mogę uwierzyć, że mam takiego dupka jako brata! Kurwa! Jak można być tak zimnym skurwysynem?! No jak?! Powiedz mi bo ja tego nie rozumiem. Wykorzystać niewinną niczemu dziewczynę, aby kurwa się odegrać na jakieś lasce, która miała Cię głęboko gdzieś i kochała Twoje pieniądze!-wydzierał się Cene.

-Nie prawda! Mina mnie kochała!-wysyczał przez zęby brunet.

-Tak?! Ciekawe kurwa w jaki sposób?! Wydzierając Cię do galerii i namawiając do puszczania fortuny, na którą tak ciężko pracowałeś?! Powiem Ci tyle! Peter jesteś pierdolonym egoistą, który widzi tylko czubek własnego nosa i w dupie ma uczucia innych! Wyrządziłeś jej krzywdę, która może zniszczyć jej psychikę. Nienawidzę Cię. Brzydzę się tym, że mam takiego skurwysyna za brata.-jego słowa były przesiąknięte niesamowitym jadem.

Nagromadzona w nim zawiść wzięła nad nim górę i zwyczajnie odnalazła źródło ujścia w pięści skoczka, która wylądowała na na twarzy 23-latka. Brunet syknął z bólu, przykładając dłoń do pękniętej wargi, a także krwawiącego nosa. W pełni na to zasługiwał. Zadawał sobie z tego sprawę, ale Rozalia także miała własny rozum i mogła go odepchnąć. Mogła przerwać pożądanie, które się pomiędzy nimi narodziło. Młodszy ze skoczków wykonywał już zamach na kolejne uderzenie, ale w odpowiednim momencie do pomieszczenia wpadł Semenic. Anze pośpiesznie zrzucił narty na podłogę i znalazł się pomiędzy braćmi, rozdzielając ich od siebie. Z niepokojem spojrzał na szkarłatną ciecz ściekającą po twarzy kolegi z kadry i zmierzył zdziwionym spojrzeniem Cene. Szatyn wzruszył jedynie ramionami i zmroził brata groźnym spojrzeniem, mając ochotę jeszcze raz sobie ulżyć na jego buźce. Peter miał ochotę sobie oddać i przymierzał się do uderzenia, ale w porę jego dłoń chwycił kumpel z kadry. Anze pośpiesznie przywołał do siebie przekraczających właśnie próg pomieszczenia skoczków i poprosił, aby pomogli mu odciągnąć od siebie braci. Domen zdezorientowany omiótł spojrzeniem sylwetki rodzeństwa i zaniepokojony zatrzymał wzrok na krwawiącej twarzy Petera. 23-latek dostrzegł to i uniósł dłoń, zapewniając nastolatka, że nic takiego się mu nie stało.

-Co tu się dzieje?-rzucił w końcu, mierząc spojrzeniem na zmianę twarz bruneta i szatyna.

-Młody, wyjaśnię Ci to później.-odparł Cene i wyminął go w przejściu.

-Cholera. Co wam odbiło?!-uniósł się Tepes, który wbił wzrok w twarz gwiazdy słoweńskich skoków.

-Nie do mnie pretensje, okay?-warknął Pero.-To on tu wparował i na mnie naskoczył, a także pozostawił po swojej wizycie pamiątkę jak widzisz.-wskazał palcem na sączącą się kres z nosa, a także strugę krwi znajdującą się przy ustach.

-Nic Ci chodziarz po za tym nie jest?-kontynuował Jurij.-Idźcie po jakąś apteczkę.-zwrócił się do kolegów zebranych wokół Prevca.

-A mówiłem Ci odpuść sobie.-Robert pokręcił z dezaprobatą głową.

-Jezus z Maria! Co tu się stało?!-Goran wpadł do środka i wytrzeszczył oczy z niedowierzania w to co ujrzał.-Prevc! W tej chwili się tłumacz!

Brunet westchnął głośno i spojrzał błagalnie na kolegów. Domen chwycił go w pasie i posadził na krześle, kręcąc z niedowierzaniem głową. Przejął apteczkę od Laniska i opatrzył jego rany, a Semenic tymczasem opowiadał o całym zajściu szkoleniowcowi słoweńskiej kadry. Janus złapał się jedynie za głowę i wyraził krótką mowę o tym, że nie można przenosić prywatnego życia na teren skoczni.

***
Przesunęła opuszkiem palca po ekranie telefonu i po raz kolejny odrzuciła przychodzące połączenie. Miała już dość jego uśmiechniętej od ucha do ucha twarzy pojawiającej się na wyświetlaczu jej i'Phone'a. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Niestety, wspomnienia tej niesamowitej i wyjątkowej dla niej nocy powracały niczym bumerang ze zdwojoną siłą. Stanęła naprzeciw lustra i wbiła w niego wzrok, obserwując swoje przerażające odbicie. Jej twarz przyprawiała ją o dreszcze na plecach. Zmarszczki nagromadzone wokół jej oczodołów z powodu niewyspania, zaschnięte strugi tuszu do rzęs zdobiące jej policzki, spierzchnięte wargi... To właśnie z nią uczynił Peter Prevc. Facet, który wbrew jej woli i sprzeciwom zawładnął jej sercem, a później skorzystał z tej okazji i zaciągnął do łóżka. Gdyby nie wypiła tyle wina kto wie może i była go odepchnęła... Nie mogła się jednak wszystkiego uzasadniać ilością wypitego alkoholu. Wzdrygnęła się delikatnie, kiedy po wnętrzu budynku rozniósł się dzwonek. Westchnęła głośno i przemyła twarz zimną wodą, po czym zdecydowała się zejść otworzyć. Spojrzała przez wizjer i westchnęła głośno. Po drugiej stronie drzwi stał właśnie on, powód jej katastrofalnego stanu. Osunęła się po wnętrzu dębowych drzwi i podkurczyła nogi, obejmując kolana ramionami i układając na nich brodę. Przymknęła powieki i starała się powstrzymać gromadzące się pod nimi łzy. Choć minęło tyle czasu ona nadal wszystko doskonale pamiętała i przeżywała. Nie umiała o tym zapomnieć. 

-Doskonale wiem, że tam jesteś.-dotarł do niej jego donośny głos.-Porozmawiajmy. Nie możesz mnie ciągle unikać.

Milczała, wysłuchując jego słów. Brakowało jej barwy jego głosu, ale nie miała zamiaru podjąć się z nim jakiejkolwiek rozmowy. Niespodziewanie poczuła na plecach siłę jego uderzenia. Jego pięści waliły w dębowe drzwi niczym szalone, a on wytrwale błagał, aby w końcu otworzyła mu drzwi. Z niedowierzaniem pokręciła głową i poderwała się do pozycji stojącej. Miała już zniknąć za drzwiami własnego lokum, kiedy w salonie pojawiła się jej rodzicielka.

-A może warto w końcu spojrzeć sobie w oczy i porozmawiać?-jej łagodny głos skierowany został w stronę blondynki.-Może on rzeczywiście żałuję? 

-Proszę Cię mamo, przestań.-pediatra spojrzała na nią błagalnie.- Nie masz pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.

-Może i nie mam, ale widzę jak cierpisz słońce. A uwierz mi to największy ból dla matki.

Rozalia bez słowa przymknęła za sobą drzwi pokoju, a matka dziewczyny westchnęła zrezygnowana. Nie chciała go wpuszczać do środka wbrew jej woli, ale nie mogła też patrzeć jak się męczy. 


 ***
Polecam włączyć podkład, dla lepszego nastroju ;) 
Od dłuższego czasu wreszcie na jej ustach zagościł szczery, szeroki uśmiech. Z podziwem i jednocześnie wypełniającą ją dumą podziwiała tysiące słoweńskich flag wirujących na wietrze i kocioł jaki panował pod Letalnicą. Miliony sympatyków tej jakże niesamowicie pięknej dyscypliny zgromadziło się na słoweńskiej ziemi, aby pożegnać najlepszych skoczków sezonu 2015/2016 i być świadkami triumfu wspaniałego, nieuchwytnego w tym sezonie dla rywali Petera Prevca. Ona tymczasem zgodnie z obietnicą stawiła się na obiekcie mamucim, aby wspierać drużynę Słoweńców. Zarzuciła dłonie na szyję Cene i przylgnęła do niego całym ciałem, kiedy tylko pojawił się obok niej pośród tłumu kibiców. Szatyn musnął ustami jej policzek na powitanie i posłał jej szeroki uśmiech. Niestety, nie znalazł się w czołowej trzydziestce Pucharu Świata ze względu na małą ilość otrzymanych szans, którymi został obdarowany na ojczystej ziemi i pozostało mu jedynie przyglądać się rywalizacji najlepszej trzydziestce zawodników świata z perspektywy fana na trybunach. Przyjaciel objął ją ramieniem, co też uczynił stojący obok Domen i w taki oto sposób kołysali się w trójkę do rytmów muzyki, a także trąbek drażniących ich narządy słuchowe. Zadarła głowę i skierowała swój wzrok na telebim rozmieszczony przed sporą ilością kibiców. Jej serce momentalnie zaczęło pracować w nienaturalnie szybkim tempie, a kciuki mimowolnie same się zacisnęły. Wszystkie emocje powróciły do niej niczym bumerang. Kochała go, a jednocześnie nienawidziła. Pomiędzy tymi dwoma uczuciami jest cienka granica, ale czy da się darzyć jednocześnie osobę nimi dwoma tego nie wiedziała. Jednak tak właśnie w jej przypadku było. Peter zasiadł na belce startowej i jak miał to już w zwyczaju sprawdził wiązania, po czym wbił swój wzrok w panoramę obiektu. Zaczerpnął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem, próbując pozbyć się napięcia. Jej lazurowe tęczówki podążały za jego sylwetką, która sunęła po torach najazdowych, nabierając odpowiedniej prędkości. Chwilę później wzbił się w powietrze i poddał siłom grawitacji. Frunął nad zeskokiem, pokonując kolejne linie i granice wyznaczone na nawierzchni skoczni. Z podziwem wodziła wzrokiem za jego osobą unoszącą się w powietrzu na dwóch deskach opatrzonych szafą graficzną firmy Elan, która właśnie minęła drugą czerwoną linię. On jednak na tym nie zaprzestał i mknął dalej. W końcu opadł na nawierzchnię zeskoku i wysunął lewą nogę znacznie do przodu, a prawą ugiął nieznacznie. Nieskazitelny telemark w jego wykonaniu był już zwyczajem, do którego zdążył przyzwyczaić już kibiców. Uradowany zacisnął ręce w pięści i  nimi potrząsł, zjeżdżając do band, za którymi znajdowali się kibice. Usatysfakcjonowany klasnął w dłonie i przybił z Robertem piątkę, wpadając także w jego męski uścisk. Starszy kolega poklepał go po kasku i zniknął za dmuchanymi brakami, a brunet tymczasem wypiął narty i przystanął za zeskoku, oczekując oficjalnego wyniku. Kiedy przy jego imieniu i nazwisku pojawiła się upragniona jedynka na złotym tle, a także odległość wynosząca 238 metrów z nikłym uśmiechem wzniósł dłoń ku górze i pomachał nią delikatnie w kierunku publiczności zebranej wokół obiektu, a następnie ukłonił się przed nią i opuścił zeskok. Szczęśliwa utonęła w objęciach jego braci i obojgu zmierzyła fryzurę. Julijana posłała jej ciepły uśmiech, a ona odwzajemniła gest. 

-Mieć takiego syna to skarb.-wypowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem.

-Dziękuję, skarbie.-rodzicielka braci musnęła ustami jej policzek.

Blondynka poczuła niesamowite ciepło bijące od kobiety. Zawsze zazdrościła przyjacielowi tej czułości i miłości, którą obdarzała go bibliotekarka. Ona miała zapracowanych rodziców i nigdy nie narzekała na relacje z nimi, ale jednak brakowało jej tej troski wymalowanej w oczach swojej rodzicielki, a Cene miał jej pod dostatkiem w oczach matki. Uwielbiała przesiadywać w ich rodzinnym domu, gdzie pełna ciepła atmosfera była wyraźnie zauważalna i właśnie nią częstowano tam gości. W przerwie pomiędzy seriami wdała się w konwersacje z chłopakami, co chwila parskając śmiechem, kiedy wykłócali się o odległość ostatniego skoku Petera. 
Wsłuchiwała się w rozemocjonowany głos komentatora słoweńskiego, obserwując jak Słoweniec przygotowuje się do ostatniej próby tej sezonu. Niczym zahipnotyzowana przemieszczała się wzorkiem za osobą skoczka, obserwując każdy jego najmniejszy ruch. Płynął w powietrzu, korygując sylwetkę w locie. Gdy tylko jego narty zetknęły się z podłożem został zaatakowany przez pędzącego wprost na niego Krancja z maską orła, który przygniótł go do nawierzchni zeskoku. Po chwili zsunął się z ciała przyjaciela i pozwolił mu zaczerpnąć tlenu. Brunet jednak przez dłuższą chwilę odpoczywał na śniegu, nasłuchując trąbek, w które dmuchali szczęśliwi i usatysfakcjonowani kibice. W końcu podniósł się z podłoża zeskoku i nartą osłaniał się przed strumieniem szampana wymierzonego w niego przez Roberta. Nie ochronił jednak przed nim kasku, który został naznaczony odrobiną alkoholu. Po drobnych wariactwach utonął w przyjacielskim uścisku, a następnie przemierzał zeskok wraz w zniesionymi w kierunku nieba nartami. Przejął od Kranjca butelkę z szampanem i zatopił w niej swoje wargi, spragniony upijając niewielki łyk. Chwilę później objął ramionami Anze i Robiego, odśpiewując ojczysty hymn. Z szerokim uśmiechem i wzruszeniem spoglądał na twarze kolegów, nie dowierzając jeszcze w to co się właśnie stało. Kąciki jej ust mimowolnie wzniosły się na wyżyny, a serce zabiło mocniej. Wygrał. Odniósł triumf w tym sezonie. Udowodnił wszystkim, że teraz było go stać na stawanie na najwyższych stopniach podium. Przyklejona do niego nalepka z wiecznie drugim miejscem wreszcie przestanie istnieć.Dziś jest najlepszy. Osiągnął wszystko co się dało w tym sezonie. W kącikach jej ust zaczęły gromadzić się łzy. Nim zauważyła znalazły one ujście i skapywały po jej policzkach, opadając na biały puch znajdujący się pod jej stopami. Była z niego dumna. Nienawidziła, ale kochała także. Łkała cicho, próbując ukryć ten fakt przed przyjacielem. Cene jednak usłyszał doskonale mu znany już odgłos i z nikłym uśmiechem przygarnął do siebie lekarkę. Zamknął ją szczelnie w silnych ramionach i milczał. Najzwyczajniej milczał. Wiedział co teraz przeżywa. Wiedział, że to nie są łzy bólu, a wzruszenia, szczęścia wypełniającego jej serce.  W tym właśnie momencie zdał sobie sprawę z jednego. Ona go naprawdę kochała. Kochała całym swoim, małym, kruchutkim, porcelanowym, delikatnym serduszkiem. Pokochała takiego dupka jak on najsilniej jak tylko się dało. Pokochała z paskudnymi wadami. Pokochała ze względu na wyrządzoną krzywdę. Delikatnie musnął dłonią nadgarstek Domena i oczekiwał jego reakcji. Zdezorientowany nastolatek odwrócił głowę w jego stronę i posłał mu pytające spojrzenie. Musiał to ratować. Musiał dać im okazje do porozmawiania. Musieli sobie wszystko wyjaśnić. Najwyżej ją zrani, ale będzie wiedziała na czym stoi. 

-Przyprowadź go tu.-szepnął najciszej jak się dało do ucha 17-latka.

-Zwariowałeś?! Przecież to ją tylko dobije.-uniósł się delikatnie brunet, rzucając okiem na wtuloną w jego brata blondynkę.

-Proszę Cię idź po niego. Oni muszą sobie wszytko wyjaśnić.-wypowiedział błagalnym tonem 20-latek.-Wiem, że ją kochasz, ale ona może być szczęśliwa tylko z nim. No spójrz na nią. Patrz jak przeżywa to wszystko.-wyjaśniał młodszemu bratu Cene.

-Okay, ale wiedz, że robię to tylko ze względu na jej szczęście.-rzucił nastolatek i zniknął w tłumie kibiców.

Przeprosił kolegów i pobiegł w kierunku bandy. Przystanął obok niej i dostrzegł szeroki uśmiech na twarzy rodzicielki. Chwilę później tonął w matczynych ramionach, pozwalając także kilku łzom opuścić jego oczodoły. Z niesamowitym szczęściem spoglądał w oczy matki, które lśniły pod wpływem zgromadzonych w nich łez.  Chłonął tą chwilę jak tylko się da, ale musiał się z nią pożegnać, gdyż wzywano go na dekorację.
Wypełniona euforią spoglądała na podium, na której prezentowała się najlepsza trójka sezonu. Otarła mokre od łez policzki i z szerokim uśmiechem podziwiała skoczka znajdującego się na najwyższym stopniu podium. Wsłuchała się w wolną melodię ojczystej pieśni i obserwowała jak jego usta drgają subtelnie z każdym wypowiedzianym słowem. Chwilę później wzniósł najcenniejsze dla niego w tym sezonie trofeum i ucałował je czule, czując trud z jakim było mu walczyć o Kryształową Kulę. Miał do wyjaśnienia jednak jeszcze jedną sprawę. Zeskoczył ze stopnia i wepchnął wszystkie otrzymane trofea w ręce Roberta wraz z nartami, po czym wyruszył na poszukiwania dziewczyny. Po chwili dostrzegł ją i sprintem rzucił się w jej kierunku. W porę się odwróciła i zauważyła zmierzającego w jej kierunku Słoweńca. Momentalnie wyrwała się z objęć Cene i ruszyła przed siebie.

-Rozalia! Zatrzymaj się! Chce porozmawiać!-wydzierał się ile sił w gardle.

Wrzucił najwyższy bieg i gnał ile sił w nogach, aby dogonić blondynkę. W końcu oplótł jej nadgarstek palcami i wykorzystał swoją siłę, nie pozwalając się jej wyrwać. Niechętnie odwróciła głowę w jego kierunku i zatrzymała lazurowe tęczówki na jego twarzy. Oświetlona przez jasne promyki słońca wydawała się nieskazitelna i subtelna jak nigdy. Stalowe tęczówki skoczka zabłysnęły wesoło, a kąciki jego ust wzniosły się nieznacznie.

-No proszę. Słucham. Co masz mi takiego do powiedzenia?-splotła ramiona na piersiach i spojrzała wyczekująco na bruneta.

-Nie tutaj. Choć.-chwycił jej dłoń i splótł ze swoją, ciągnąc ją w kierunku obszaru przeznaczonego tylko dla skoczków.

-A Ty nie powinieneś być czasem na jakieś konferencji czy coś w tym stylu?-uniosła pytająco brew.

Peter zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową, próbując przedrzeć się przez tłum kibiców, którzy o dziwo nie próbowali go oblężyć. W końcu przystanął w miejscu i odwrócił się na pięcie w kierunku blondynki. Rozalia zniecierpliwiona tupała nogą, nie spuszczając czujnego wzroku z twarzy skoczka. Brunet zaczerpnął świeżego powietrza do płuc i splótł ich dłonie. Zdezorientowana zmarszczyła brwi, ale nie uwolniła rąk ze smukłych dłoni skoczka. Może wpłynął na to fakt, że jej były nieco chłodne, a brunet miał je niezwykle ciepłe. Uniósł wzrok na twarz lekarki i po raz ostatni odnotował w głowie kwestie, które zamierzał poruszyć podczas tej rozmowy.

-Możesz mi nie wierzyć, ale dostrzegłem swój błąd i nie żałuję.-spojrzał jej głęboko w oczy i mimo wymalowanego w nich zdziwienia kontynuował.- Nie żałuję, bo gdyby nie ta niezwykła noc nie zauważył bym czegoś ważnego.-uśmiechnął się na wspomnienia dochodzenia do tego wniosku.- Wtedy zależało mi tylko na odrobinie przyjemności obok Ciebie, ale teraz jest zupełnie inaczej. Wtedy wydawało mi się to absurdalne i chore, ale dopiero teraz, kiedy dostrzegłem Cię w tłumie kibiców ściskającą na mnie kciuki, obserwującą mój triumf z łzami w oczach, tonącą w objęciach mojego brata zdałem sobie sprawę jak bardzo mi Ciebie brakowało. Codziennie pragnąłem usłyszeć Twój uroczy śmiech, dostrzec ten urzekający, szczery uśmiech, podroczyć się z Tobą. Nie dopuszczałem do siebie myśl, że mogę tęsknić za laską, którą przeleciałem kilkanaście dni wcześniej. Przepraszam, że musiałaś przez mnie cierpieć, abym doszedł do tego wniosku. Wiem, że może to zabrzmi zadziwiająco z moich ust, ale zakochałem się w Tobie.-zagarnął  za ucho niesforny kosmyk wystający z pod jej czapki.-Kocham Cię i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie znać. Zasłużyłem sobie na to. Jednak musiałem Ci to powiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie wszystkim wydaje się, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie jestem. Nie jestem bo nie mam obok siebie tak wspaniałej dziewczyny jak Ty, która po mimo wyrządzonej krzywdy stawiła się tu i mnie wspierała. Nie wierzę w to co mówię, ale byłbym wstanie oddać nawet tą pieprzoną Kryształową Kulę, na którą tak cholernie pracowałem za Twoje serce. -zakończył swój monolog.

Wieczorek przymknęła powieki i zagryzła dolną wargę, próbując powstrzymać słoną ciecz, która próbowała wydostać się z pod jej powiek na zewnątrz. Słowa padające z ust 23-latka najzwyczajniej w świecie ją zaskoczyły. Nigdy nie usłyszała czegoś piękniejszego. Nie kłamał. Był niesamowicie szczery. Widziała to w jego stalowych tęczówkach, które płonęły iskierkami szczęścia, kiedy spoglądały w jej błękitne oczy. Dostrzegła w nich uczucie, które pragnęła w nich zobaczyć tego pamiętnego dnia, kiedy rzuciła się na niego wypełniona euforią i ulgą, że jednak Bóg uchronił go od katastrofy. Chciała je zobaczyć, kiedy opowiadała mu o swoich uczuciach, a on zupełnie ją odtrącił i pozwolił uciec. Teraz to on stanął przed nią otworem i opowiadał o tym co miał w swoim sercu. Mogła postąpić tak samo jak on... Jednak byłaby wariatką, gdyby pozwoliła mu teraz odejść. Nie mogła stracić takiej okazji. On ją kochał. Poczuł to uczucie co ona. Mimowolnie kąciki jej ust powędrowały na wyżyny, a łzy wydostały się z pod powiek i skapywały po jej policzkach, naznaczając na nich szlak. Była wzruszona. Nadal nie dowierzała w to co się przed chwilą wydarzyło. To był najcudniejszy sen w jej życiu. A może to wcale nie był sen? Uniosła powieki i ze zdziwieniem odnotowała fakt, że on nadal przed nią stał i oczekiwał jej ruchu. Te słowa rzeczywiście padły z jego ust. W między czasie otrzymał od Roberta z powrotem najcenniejsze trofeum sezonu, z którym teraz stał, tuląc w swoich ramionach. Nie mogła dłużej powstrzymać targających nią emocji. Najzwyczajniej w świecie wskoczyła na skoczka, oplatając nogami jego pas i zarzucając ramiona na szyje, po czym wpiła się żarłocznie w jego usta. Jego aksamitne wargi muskały jej słodkie usta inaczej niż zawsze. Teraz starały się oddać siłę uczucia jakim ją darzył. Całował ją czule i żarłocznie, jakby nigdy więcej miał nie zasmakować jej ust.  Bał się, że może ją stracić, że najzwyczajniej w świecie przerwie ten moment i ucieknie. Ona jednak nadal trwała w długim pocałunku, napawając się jego bliskością. Tak bardzo za nią tęskniła. Kochała smak jego ust na swoich. Uwielbiała moment, kiedy jego język drażnił jej podniebienie. Zajęci sobą nawzajem nawet nie zauważyli momentu, w którym błysnął flesz aparatu, uwieczniającą ich dwójkę złączoną w gorącym pocałunku. Jej dłoń zsunęła się na Krzyształową Kulę, natrafiając na jego rękę. Tym razem brzdęk lustrzanki należał do Cene, który wykonywał pamiątkowe zdjęcie. Był z siebie dumny. Zdyszani oderwali się od siebie i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Peter uniósł kąciki ust najwyżej jak się dało, uraczając blondynkę jedynym w swym rodzaju, anielskim, szerokim uśmiechem, który był przeznaczony tylko dla niej. Zarumieniła się delikatnie i zeskoczyła ze skoczka, a dopiero po chwili spostrzegła, że jej dłoń nadal spoczywa na trzymanym przez niego trofeum. Uśmiechnęła się zmieszana, a Prevc zachichotał cicho. Musnęła ustami policzek skoczka, a Julijana przejęła aparat od syna i wykonała pamiątkową fotografię. Peter spojrzał na matkę z mordem w oczach, a Rozalia roześmiała się wesoło, spoglądając na rodzinę Prevców w komplecie.

-No to witamy w rodzinie, pani Prevc.-oświadczył z szerokim uśmiechem Cene.


~*~
Przepraszam was za te litania wyżej, ale chciałam to wszystko tak magicznie, idealnie opisać i inaczej się nie dało jak się tak rozpisać :D Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ^^ No i mamy happy end pierwszej części ;3 Czy z drugą tak będzie? Kto wie. A no tak, ja! ^^ Opisując przemowę Petera czułam coś dziwnego. Niby było to wzruszenie. Coś działo się z moimi oczami, ale nie popłynęły z nich łzy, ani się nawet nie zaszkliły. Nigdy czegoś takiego nie miałam. Powiem wam, że włożyłam w ten epilog masę serca i czasu, dlatego mam nadzieję, że się wam spodoba <3 Mi osobiście nawet przypadł do gustu, może nie całość, ale kocówka dla mnie jest nieskromnie mówiąc perfekcyjna *.* Kocham tworzyć to opowiadanie. W pewien sposób wydaje mi się inne i wyjątkowe od innych przez mnie stworzonych historii ;) Czuję niesamowitą ekscytację tworząc dla was nowe losy tych bohaterów. Nie wiem co jest tego powodem, ani skąd się to bierze, ale ona po prostu jest i wypełnia mnie podczas pisania tej historii :D Wiedźcie, że naprawdę wkładam w nią całe swoje serce i zdecydowanie więcej niż w inne blogi. Dlaczego? To pozostawię dla siebie ;) Dziękuję wam Kochane za obecność podczas 1 części tej historii i proszę o nią przy dalszych losach bohaterów ;) Całuję i do zobaczenia! ;*
PS: Spokojnie, Domen odegra tu jeszcze sporą rolę ;) 
PS 2: Rozdziały w roku szkolnym najprawdopodobniej będą pojawiać się w weekendy. Nie mam niestety innej możliwości, mieszkając w internacie :/ 



poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Twenty two: Po prostu o tym zapomnij.

Przymknęła powieki i z błogim spokojem wsłuchiwała się w szelest liści, które były deptane przez przechodniów przemierzających park. Ostatnie krople deszczu opadały na jej twarz, wywołując na jej ciele lekkie drżenie. Jesień tego roku była dość chłodna i deszczowa, lecz tym razem po dłużej chwili z za ciemnych chmur zwiastujących ulewę niepewnie wyłoniło się słońce. Jego jasne promyki muskały jej subtelną twarz, a wiatr targał blond kosmykami opadającymi na ramiona lekarki. Odgarnęła zasłaniające jej oczy włosy i pozwoliła się unieść swoim powiekom.  Momentalnie jej lazurowe tęczówki zostały zaatakowane przez złośliwe promyki słońca, więc pośpiesznie zasłoniła je ramieniem przez co prawie straciła równowagę. Brunet zachichotał cicho, przyglądając się wygibasom blondynki, a Wieczorek zmarszczyła groźnie brwi i nagrodziła skoczka kupką liści wycelowaną prosto w jego twarz. Prevc nie zdążył uczynić uniku i takim oto cudem zostal przystrojony żywiołem jesieni. Teraz to jej blogi śmiech roznosił się echem po okolicy. Peter otarł twarz dłońmi i  ukazał jej swoje śnieżnobiałe uzębienie. Wiedziała już, że na coś się zanosi. Nie miała jednak szans zaskoczyć z chuśtawki, kiedy obok niej pojawił się 23-latek. Przerzucił ją sobie przez ramię i zmierzał w kierunku kupy świeżo zgrabionych liści. Rozalia wydzierała się ile mogła, raniąc przy tym narządy słuchowe Pero, ale on nic sobie z tego nie robił. Nim spostrzegła a jej sylwetka wylądowała w morzu złocistych, brązowych filotaksji. Zirytowana pociągnęła rozbawionego skoczka za łydkę. Brunet stracił równowagę i także opadł na kupę liści. Po chwili fale ich śmiechu przywoływały spojrzenia ciekawskich ludzi, a oni bez jakiego kolwiek skrępowania tarzali się po trawie usłanej liściami, nacierając nawzajem. Zmęczeni opadli obok siebie i spojrzeli na siebie znacząco, parskając niepohamowanym śmiechem. Blondynka na dłuższą chwilę zatonęła w stalowych tęczówkach  skoczka, on nie odwracał głowy. Miał naprawdę piękna i niespotykaną barwę oczu. A gdy emanowały w nich wesołe iskierki były jeszcze cudowniejsze. W końcu jednak Słoweniec przerwał ten moment i poderwał się do pozycji stojącej. Wyciągnął dłoń w kierunku pediatry, a ona chwyciła ją i posłała mu nikłym uśmiech. W ciszy przemierzali odległość dzielącą ich od chuśtawek, aż zdecydował się na jej przerwanie Peter. 

-Zupełnie jak z Cene i Domenem.-kącik ust Prevca drgnął.

-Hmmm?-blondynka uniosła głowę i zmierzyła wzrokiem chłopaka.

Brunet z zanurzonymi dłońmi w kieszeniach jeansów wpatrywał się przed siebie i powolnym krokiem pokonywał kokejne metry.

-Chodzi mi o to, że zachowujemy się jak ja i moi bracia.-kontynuował.-Choć dziećmi już nie jesteśmy.-nikly uśmiech rozjaśnił jego twarz.-O czym tak myślałaś?-uniósł pytająco brew.

-Nic takiego.- machnęła dłonią.-Czasami chwila beztroski jest wskazana, choć nie ukrywam, że pupa mnie boli po spotkaniu z ziemią.-na potwierdzenie tych słów pomasowała prawy pośladek.

Skoczek roześmiany pokręcił głową i obserwował jak blondynka sprintem zmierza w kierunku huśtawek. Sam postanowił się nie ociągać  i także poderwał się do biegu.  Rozalia zarzuciła na plecy kaskady blond włosów i z błogim uśmiechem wymalowanym na ustach odepchnęła się palcami od podłoża i wprawiła w ruch wachadło. Kochała to miejsce. Zadzwiał ją jednak fakt, że spotkanie tu zaproponował jej Prevc. Być może Cene wspomniał mu kiedyś coś o tym parku, stąd Peter zdecydował się ją tu zaprosić. Myślała jednak, że najstarszy z klamu skoczków za nią nie przepada. Tymczasem świetnie spędzało jej się czas w jego towarzystwie.  Kiedy mieli już wracać wpadł jej do głowy pewien pomysł.

-Na belce zasiada Peter Prevc. Otrzymał pozwolenie od Gorana Janusa i mknie niesamowicie szybko po torach najazdoeych. Wzbija się powietrze i teraz tylko nasuwa się pytanie :"gdzie on wyląduje?". Uwaga. Słoweniec zbliża się do lądowania i ... cóż za piękny telemark!!-wykrzykuje Rozalia.

Blondynka spowalnia huśtawkę i zaskakuje z niej prawa nogę wysuwając delikatnie do produ, a lewą zginą w pół. Peter oparty o barierkę dźwigi przygląda się temu z urzekającym uśmiechem, uderzając o siebie dłońmi.

-Brawo, brawo!- rzuca rozpromieniony. -Moje uszanowanie panno Wieczorek. -kłania się wpół, wykonując ukłon.

Tym razem to lekarka rozbawiona kręci głową i ciągnie za dłoń Słoweńca w kierunku drogi powtotnej.

Wyrwana ze snu z powodu pragnienia pozwala się unieść swoim powiekom i zaspana przeciera dłońmi oczy. Spojrzenie lazurowych tęczówek pada na twarz szatyna, który nadal pogrążony jest w krainie Morfeusza. Zapewne czuwał nad nią i znacznie później zasnął. Delikatnie uwolniła się z silnego uścisku przyjaciela i by go nie obudzić na palcach podreptała do drzwi, które następnie za sobą przymknęła. Pokonała schody i zameldowała się w kuchni nawet nie siląc się na zaświecenie światła. Już miała sięgać po szklankę znajdującą się w szafce, kiedy jej uszy zaniepokoił pewien dźwięk. Udała się w stronę jego źródła i przyłożyła uszy do drzwi łazienki. Zdziwiona odkryła fakt, że matka braci Prevc łkała pod prysznicem. Zamarła. Pani Julijana zgrywała przed nią silną kobietę, a tymczasem, gdy nikt jej nie widział i była sama pozwoliła sobie na upust emocji. Serce się jej krajało, kiedy oczami wyobraźni zdawała sobie jaki ból musi czuć rodzicielka braci. Jej samej było katastrofalne źle, a co dopiero matce tych chłopaków... Ostatkiem sił poderwała się z miejsca i wróciła do kuchni. Znowu w jej oczach zaszkliły się łzy, ale wbiła zęby w dolną wargę i starała się je powstrzymać. Napełniła szklankę sokiem pomarańczowym i przyłożyła ją do ust. Upiła niewielki łyk płynu i zmarszczyła brwi, kiedy do jej narządów słuchowych dotarł szczęk zamka. Przecież wszyscy domownicy byli w domu. Czyżby złodziej? Przerażona przełknęła głośno ślinę i chwyciła za patelnie. Drzwi otworzyły się, a w ich progu stanął Peter. Naczynie wyślizgnęło się z jej rąk opadając z hałasem na podłogę. Oniemiała wpatrywała się w twarz skoczka ciągnącego za sobą bagaże.  Nie mogła uwierzyć własnym oczom.

-Co Ty tutaj robisz? -zmierzył ją wzrokiem brunet. -Co się stało?-rzucił, zauważając na jej policzkach zaschnięte strugi tuszu.

W jej sercu ponownie zapłonął ogień. Nie panowała nad sobą. Poderwała się z miejsca i rzuciła na Prevca. Oplotła nogami jego pas, a na szyję zarzuciła dłonie. Przymknęła powieki, aby powstrzymać gromadzące się pod nimi łzy i najzwyczajniej przylgnęła do ciała Petera, chłonąc jego bliskość. Zaskoczony Słoweniec ułożył ręce na jej plecach i także ją do siebie przytulił.

-Takiego powitania to ja się nie spodziewałem.-zaśmiał się uroczo.

-Boże, jak ja się cieszę! Myślałam, że już nigdy Cię nie zobaczę. -drżącym głosem wypowiedziała te słowa, a po jej policzku spłynęły słone łzy.

-Ale dlaczego? O co chodzi?-zdezorientowany zmarszczył brwi.

-W telewizji ogłosili, że samolot lecący z Wilingen do Kranju się rozbił. Powiedzieli także, że wasza kadra znajdowała się na pokładzie. Nawet nie wiesz co my tutaj przeżywaliśmy. A do tego z Domenem nie odbieraliście telefonu.

-Spokojnie, jesteśmy cali i zdrowi. Telefony nam po prostu padły, a tym samolotem mieliśmy lecieć, ale Lanisek zaspał i się spóźniliśmy.

-Domen, dziecko drogie! Ty żyjesz!-do salonu wtargnęła Julijana.

Rodzicielka nastolatka zamknęła bruneta w swoich matczynych ramionach, a zdziwiony chłopak posłał Peterowi pytające spojrzenie. 23-latek uśmiechnął się do niego jedynie i wzruszył ramionami. Rozalia tymczasem zdążyła zeskoczyć ze Słoweńca i zawstydzona swoim zachowaniem zniknęła we wnętrzu kuchni. Chwyciła w dłoń naczynie i pochłonęła jego zawartość. Mimowolnie kąciki jej ust wzniosły się na wyżyny, a po policzkach spłynęły słone łzy. Pośpiesznie otarła je kciukiem i doszła do wniosku, że przyszedł odpowiedni moment na szczerą rozmowę z najstarszym z Prevców.

-Peter.-uniósł wzrok na twarz bruneta.

-Hmmm?-mruknął skoczek tulony przez bibliotekarkę.

-Możemy porozmawiać?-wypowiedziała niepewnie.

-Jasne, tylko zaniosę bagaże do pokoju. -brunet musnął policzek rodzicielki i chwycił w dłoń walizki.

Wieczorek tymczasem podeszła do 16-latka i zamknęła go w przyjacielskim uścisku. Jego serce biło w nienaturalnie szybkim tempie. Zmieszany obdarował blondynkę szerokim, urzekającym uśmiechem i napawał się jej bliskością. Jej słodka woń otuliła jego nozdrza, a jasne włosy łaskotały jego szyję. Tonąć w jej ramionach było dla niego czymś niesamowitym. Musiał zacząć działać. Kochał ją.

-Naprawdę cieszę się, że Cię widzę.-wyszeptała do jego ucha.

Jej ciepły oddech musnął jego szyję, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Boże. Jak jej bliskość na niego działała. Przymknął powieki i odetchnął głęboko. Musiał się uspokoić.  Rozalia wypuściła go ze swoich objęć i powędrowała schodami na górę. Zdenerwowana zaczerpnęła głęboki oddech i ostatni raz przeanalizowała w głowie swoją mowę. Ułożyła dłoń na żelaznej, chłodnej klamce  i naciśnęła ją niepewnie.

-Mogę?-dla pewności zapytała.

Słoweniec skinął głową i gestem dłoni wskazał na przyścielone kocem z wzorem samochodu łóżko. Zasiadł naprzeciw niej i uniósł wzrok na jej twarz. Nie mógł z niej zbyt wiele wyczytać dlatego z ciekawości zerknął na wyświetlacz telefonu. Odczytał z niego godzinę i westchnął głośno. Powrót naprawdę sporo czasu mu zajął. Zmęczony przeciągnął się i spojrzał z oczekiwaniem na wciąż milczącą lekarkę.

-Nie chcę być niemiły, ale jestem trochę zmęczony i chciałbym się jak najszybciej położyć dlatego proszę Rozi mów jeśli to coś ważnego a jeśli nie to możemy porozmawiać rano. -wypowiedział spokojnie.

-Przepraszam, to dla mnie to ciężkie.-założyła kosmyk włosów za ucho. -Posłuchaj Peter. Bałam się, że już nie będzie mi dane tego powiedzieć, ale na szczęście żyjesz. Dzięki tej sytuacji zdałam sobie sprawę jak ważną osobą dla mnie jesteś.   Broniłam się przed tym uczuciem jak tylko mogłam, odrzucałam wszystkie  spekulacje innych...Peter najzwyczajniej w świecie... Się w Tobie zakochałam. -zakończyła swój monolog.

Znacznie zbliżyła się do skoczka i nachyliła nad jego twarzą.  Już miała musnąć ustami wargi skoczka jednak on ułożył dłonie na jej żebrach i odepchnął ją od siebie. Zdziwiona przyglądała się jego twarzy, która przybrała wyraz kamiennej.

-Hola, hola.  Źle mnie zrozumiałaś. -ustopował jej zapędy 23-latek.-Mała, ja nic do Ciebie nie czuję. Jeśli zrobiłem Ci jakąś nadzieję tymi pocałunkami to przepraszam. To nie powinno mieć miejsca. -mówił że stoickim spokojnem.

-Po prostu o tym zapomnij. Cześć. -rzuciła beznamiętnie.

Nim zdążyła opuścić jego pokój zauważył jej błękitne zaszkolne oczy. Nie chciał jej w sobie rozkochać, chciał jedynie przyjemności. Jednej spędzonej nocy przy jej nagim, drobym ciele. Dążył do tego bez przeszkód, nie zauważając, że w niej rodzi się uczucie. Powstaje nadzieja na coś więcej. Uważał, że wtedy na korytarzu zwyczajnie podziałał na nią alkohol. A on dodał jej tylko pewności siebie, której w stosunku do Prevca jej brakowało.  Nie zważał na konsekwencje, nie liczył się z tym, że blondynka może się w nim zakochać. Nie wyśilił się nawet, aby za nią pobiec i zwyczajnie przeprosić. Był zwykłym, zimnym draniem. Pozbawionym emocji względem kobiet dupkiem. Skrzywdził ją. Dał nadzieję na coś, co narodzić się pomiędzy nim a Wieczorek nie mogło. Musiał od siebie odpędzić te niepotrzebne myśli. Zmęczony opadł na miękki materac i odpłynął.

Zirytowana na samą siebie przemierzała kranajskie ulice, mknąć po nich srebrną Toyotą. Po co ona to zrobiła? Po co mu powiedziała? Mogła zwyczajnie cieszyć się z jego pojawienia w rodzinnym domu, ale nie ona musiała dać upust swoim emocjom i odkryć je przed Słoweńcem. I co z tego teraz miała? Gorzkie poczucie wypełniające ją od środka i złamane serce. Pociągnęła nosem i starła zewnętrzną częścią dłoni słoną ciecz zdobiącą jej policzki. Jaka ona była naiwna. Wierzyła, że te dwa pocałunki były oznakami uczucia, że Peter może ją kochać. Myślała, że sprawa z Miną go przed tym blokuje. Jednak on okazał się zwykłym dupkiem. Bolało ją jak chłodno ją potraktował. Bez jakichkolwiek emocji powiedział, że to nie powinno się stać i po raz pierwszy od dłuższego czasu nazwał ją małą. Po dłużej drodze zaparkowała przed znajomą kamienicą i opuściła samochód. Naciśnęła odpowiedni guzik i po chwili już przedstawiała się przyjaciółce.

-Jezu! Rozi, co się stało?-przywitała ją w progu zaniepokojona jej stanem Wójcik.

Bez wahania zamknęła blondynkę w swoich ramionach i pogładziła dłonią po plecach. Nie miała żadnego wyrzutu, że Wieczorek stawiła się u niej o 3 w nocy. Była jej przyjaciółką a jej nikt nie mógł krzywdzić.

-Powiedziałam mu, Karo...-wychlipała w jej koszulę nocną lekarka.

-Co ten Prevc Ci zrobił?-warknęła wściekła na Słoweńca, że doprowadził ją do takiego stanu.

-Potraktował jak dupek. Powiedział, że to nie powinno się wydarzyć i nic do mnie nie czuje.

-Co za sukinsyn. A całować to mu się chciało. Ja się z nim kuźwa rozprawię.-Karina uformowała dłonie w pięści.

***
Musnęła ustami policzek Cene i pomachała mu przez okno, kiedy wsiadł do samochodu rodziców. Pośpiesznie przekręciła zamek w drzwiach i westchnęła głośno. Została sama w wilii skoczków, gdyż jej przyjaciel wraz z państwem Prevc udał się do ciotki na drugim końcu Słowenii, gdzie miał spędzić noc z okazji jej urodzin. Domen także po przylocie do ojczyzny miał się tam stawić. Była przekonana, że najstarzyz braci nie zdecyduje się na samotny wieczór w rodzinnym domu i również wybierze się do siostry rodzicielki.  Jak na zawołanie do jej uszu dobiegł brzdęk kluczy, a chwilę później masywne drzwi otworzyły się, po czym z hukiem zatrzasnęły. Brunet przekroczył próg domu i pociągnął za sobą walizkę, która nagle wylądowała na podłodze.

-Pierdolona walizka.-zklął pod nosem.

Wkroczył do salonu i zamarł. Na sofie jak gdyby nigdy nic leżała blondynka, która przeniosła wzrok z plazmowego ekranu na twarz skoczka. Zdezorientowany zmarszczył znacznie brwi, omiatając spojrzeniem otoczenie. Coś mu tu nie pasowało.

-Cześć.-mruknął zdziwiony wciąż jej obecnością.-Gdzie są wszyscy? A tak w ogóle co Ty tutaj robisz?-splótł ramiona na klatce piersiowej, mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem.

-Hej.-rzuciła obojętnie.-Pojechali na urodziny do Twojej ciotki. Mógłbyś grzeczniej?-warknęła zirytowana jego pytaniem.-Nie wiem czy wiesz, ale przyjaźnie się z Twoim bratem.

-Przepraszam. A tak serio?

-Miałam pilnować domu do Twojego powrotu, więc na mnie już czas. -poderwała się z miejsca i ruszyła w kierunku drzwi.

-Zostań.

-Po co?

-Wiem, że nie fair Cię wtedy potraktowałem, ale nie chcę by nasze stosunki tak teraz wyglądały. -wypowiedział z bólem wymalowanym w oczach.

-Zapomnij o tym. Nie wracamy do tego.-powiedziała stanowczo, unikając jego wzroku.- To co wino? -kąciki jej ust znacznie drgnęły.

-Jasne. -skinął głową, posyłając jej nieśmiały uśmiech.

Blondynka powędrowała w kierunku baru, a brunet chwycił bagaże i udał się na starcie z schodami. Z dość sporej kolekcji alkoholi wyłowiła jedno ze starszych win i ujęła butelkę w drobne dłonie, przeglądając jej etykietę.  Wróciła z flaszką do salonu po drodze, zachaczając o kuchnie skąd zgarnęła kieliszki. Rozlała szkarłatny płyn do naczyń i jedno z nich wręczyła w smukłą dłoń skoczka, który właśnie opadł na wolną obok niej przestrzeń.  Stuknęli o swoje kieliszki wzajemnie i upili łyk ciemnej cieczy. Musiała przyznać, że alkohol był naprawdę wyśmienity, dlatego też na jednym kieliszku się nie skończyło. Toczyli we dwoje dość ożywioną rozmowę na błahe tematy, w tym zachaczając o skoki. Znowu poczuła się w jego towarzystwie niesamowicie błogo i swobodnie. Co jakiś czas parskali głośnym  śmiechem, opóźniając kolejne mililitry butelki. W końcu stała się ona pusta i znalazła się pod kanapą.

-Gratulacje zdobycia tytułu. Byłeś fenomenalny.- musnęła ustami jego policzki.

-Oglądałaś? -zdziwienie wymalowane na jego twarzy ją rozbawiło. -Widzę, że narodziła się w Tobie miłość do tego sportu. -obdarzył ją cudownym, anielskim uśmiechem.

-Owszem. Ciebie zawsze oglądam.-radosne iskierki wypełniły jej lazurowe tęczówki.

Na usta sportowa mimowolnie wpłynął promienny uśmiech. Brunet odstawił kieliszek na stolik, a także przejął puste naczynie od dziewczyny i położył go obok drugiego. W niezauważalnym dla niej tempie zniwelował dzielący ich twarze dystans i musnął niepewnie ciepłymi wargami usta blondynki. Blondynka doskonale wiedziała, że nie powinna mu na to pozwolić, że powinna posłuchać rozsądku i go od siebie odepchnąć, ale jej ciało cholernie pragnęło jego bliskości. Wiedziała jednak, że Mistrz Świata w Lotach nic do niej nie czuje , jednak alkohol krążący w jej żyłach całkowicie pozbawiał ją zdrowego myślenia. Otumanił jej szare komórki, pozwalając na nutkę szaleństwa. Słoweniec po chwili odsunął się od buzi lekarki i oczekiwał reakcji z jej strony. Przygotowany był nawet na siarczysty policzek, ale nic takiego nie nastąpiło. Nabrał więc pewności i ujął twarz Rozalii w swe smukłe dłonie, ponownie napierając wargami na jej usta. Mruknęła zadowolona, kiedy po raz kolejny dane jej było zasmakować aksamitnej miękkości warg bruneta. Wplotła palce w ciemne, kasztanowe włosy Prevca i przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie. Spragniona jego bliskości poddawała się pieszczocie bez jakiego kolwiek sprzeciwu. Odchyliła głowę do tyłu i ułożyła ją na oparciu kanapy. Peter przeniósł twarz na szyję blondynki, sunąc nosem po jej szyi. Jej oddech momentalnie stał się płytki, natomiast serce biło w nienaturalnie szybkim rytmie. Wzdłuż jej pleców przebiegł dreszcz podniecenia. Jeszcze nigdy nie miała go na taką wyłączność.  Oplotła nogami jego pas i wpiła się żarłocznie w jego wargi. Pero zdziwiony jej brakiem skrępowania chwycił ją za pupę i wstał, nie przerywając namiętnych pocałunków.  Powoli zamierzali w kierunku sypialni. Szarooki otworzył drzwi solidnym kopniakiem i wtargnął do wnętrza swojego lokum. Zatrzasnął je z powrotem za pomocą kończyny i zrzucił Wieczorek na miękki materac łóżka. Odnalazł w pobliżu swoją koszulę i posłał dziewczynie cwany uśmieszek. Wsunął dłonie pod materiał  jej swetra i delikatnie odwinął go do góry. Z jego gardła wydobył się jęk niezadowolenia, kiedy stalowym tęczówkom ukazała się czarna bokserka spoczywająca pod bluzką. Chwilę później jednak zdarł z niej sweter i uniósł materiał koszulki. Jego wargi naznaczały płaski brzuch 20-latki, a ona próbowała nie parsknąć śmiechem, gdyż zwyczajnie łaskotał ją jego język.  Chwilę potem jednak Peter pozbawił ją bokserki  i wodził wargami po jej szyi. Przymknęła powieki i poddawała się temu momentowi. W nieoczekiwanym dla niej czasie złączył je dłonie i przywiązał je koszulą do barierki łóżka.

-Żebyś mi nie uciekła. -szepnął seksownie niskim tonem muskając płatek jej ucha wargami.

Tym razem pozostawiał mokre ślady na jej pokaźnych rozmiarów biuście, doprowadzając ją tym samym do cichych jęków. Jej piersi wciąż były jednak uwięzione pod materiałem obcisłego stanika. Jego smukłe dłonie wędrowały po jej rozpalonym do granic możliwości ciele, badając każdy jego skrawek. Oparł czoło o jej czoło i cmoknął jej nos. Jego stalowe tęczówki płonęły niemal pożądaniem i emanowały niesamowicie pięknymi iskierkami. Chwycił w zęby szelkę od stanika i zsunął ją powoli, obsypując pocałunkami obojczyk dziewczyny. Tak samo postąpił z drugą i zabrał się za majsterkowanie przy zapięciu biustonosza. Po chwili wylądował on na podłodze, on sunął językiem po brodawkach jej piersi. Dziewczyna przymknęła powieki i zagryzła płatek dolnej wargi, aby stłumić jęk. Ułożyła ręce na jego  brzuchu i jednym zgrabnym ruchem pozbawiła go bluzy. Sunęła dłońmi po jego nagim, umięśniony, ale także przerażająco  chudym torsie, zachaczając o gumkę od jego dresów. Peter uniósł na nią wzrok i wbił zęby w dolną wargę. Musiała przyznać, że w takiem wydaniu prezentował się niezwykłe kusząco. Dwa palce zagłębiła pod ubraniem i zsunęła z niego spodnie.  Peter uśmiechnął się łobuzersko i także pozbawił ją kolejnej części garderoby.  Przymknęła powieki, kiedy poczuła jak zabiera się za usuwanie ostatniej ich dzielącej bariery. Uniosła wyżej biodra i czekała na ten jedyny moment.  Chciała tego jak niczego innego w tym momencie.  Nie zważała na konsekwencje.  Teraz jedynie liczył się on, jego rozpalone ciało i  ona.  Jęknęła głośno, kiedy stali się jednością. Wbiła swoje długie paznokcie w skórę jego pleców i z każdym jego ruchem wiła się pod nim niczym wąż, urozmajcając jego plecy w coraz to świeższe i głębsze zadrapania. Nie miała pojęcia, że to może być tak cudowne. Nigdy w życiu nie uprawiała seksu. To był jej pierwszy raz. Pierwszy przy tak ważnej dla niej osobie. Miażdżył jej spierzchnięte wargi swoimi, starając się stłumić jej jęki rozkoszy. Nie chciał rano wysłuchiwać narzekań sąsiadów.
Zdyszany i wyczerpany opadł obok jej drobnego ciała, chłonąc stalowymi tęczówkami obraz jej nagości. Przymknął powieki i starał się unormować przyśpieszony, płytki oddech. Blondynka tymczasem ułożyła głowę na jego lewej piersi i spoglądała na niego ukradkiem. Był taki piękny.  Stonowana twarz oświetlona przez uliczną latarnię zdecydowanie zyskiwała uroku, a włosy potargane przez jej palce prezentowały się naprawdę seksownie. Objął ją ramieniem i musnął wargami kącik jej ust. Ona tymczasem określiła różnorakie kształty na jego płaskim, aczkolwiek muskularnym brzuchu.  Widać było, że starał się regularnie odwiedzać siłownię. Wymęczona odpłynęła do krisny Morfeusza, a on dumny że swojego wyczynu przyglądał się swojej kolejnej zdobyczy.

~*~
Trochę się działo w tym odcinku. Zapomniałam wspomnieć, że ten sen Rozi to prawdziwe jej wspomnienie z października :D  Bracia Prevc nieśmiertelni ^^ Jak myślicie jak dalej będzie wyglądać relacja pomiędzy Rozi a Pero? ;) Domen wreszcie zawalczy? Peter osiągnął swój cel i zdobył Wieczorek. Lekarka nie umiała się oprzeć jego urokowi i cóż stało się :D Z resztą która z was tu zebranychby mu się oparła? ^^ Z pewnością nie byłabym to ja haha :D  Czy Cene ich przyłapie na gorącym uczynku?  XD Zapraszam na epilog części pierwszej podkreślam, bo co niektóre myślą, że ro już koniec a ja sie dopiero rozkręcam :D (polecam zajrzeć do zakładki spis treści to zatrybicie)  Całuję i do zobaczenia ;*


wtorek, 16 sierpnia 2016

Twenty one: No kurwa mać wyjdź stąd albo nauczę Cię latać wyżej niż na mamucie!

Pochłonięta myślami zajęła miejsce obok fotelu kierowcy, niemalże rutynowo zapinając pas bezpieczeństwa. Ułożyła się wygodnie na siedzeniu i odchyliła głowę do tyłu, przymykając powieki. Zdezorientowany jej zachowaniem szatyn zmarszczył brwi i przekręcił kluczyki w statyce. Zawsze miała w zwyczaju przyglądanie się migoczącemu za oknem krajobrazowi, gdyż uwielbiała napawać się tym widokiem. Teraz jednak coś nie było jak zawsze.  Omiótł spojrzeniem czekoladowych tęczówek parking i kiedy nie dostrzegł nigdzie wyłaniającego się  samochodu  chwycił za kierownicę i postanowił opuścić teren skoczni. Po dłuższej chwili włączył się do ruchu ulicznego i z ostrożnością prowadził auto, uważając na zakrętach, gdyż nawierzchnia była naprawdę śliska za sprawą mżawki, która pojawiła się zaraz po zakończeniu ceremonii dekoracji. Ona tymczasem rozważała stawienie się w lokalu podanym przez triumfatora turnieju. Obawiała się, że ponownie może dojść do nieoczekiwanego zbliżenia z brunetem. Czy tego chciała? Sama nie znała na to odpowiedzi. Peter w pewien sposób ją fascynował, a fakt, że kilka godzin temu miała okazję zasmakować jego aksamitnych  warg to uczucie potęgował. Z drugiej jednak strony miała wrażenie, że to po prostu brak faceta daje jej się we znaki. W końcu uważała najstarszego z braci za skończonego dupka po tym jak rozpoczął ich znajomość w szpitalu czy też po bolesnej dla niej sytuacji z Klingenthal, kiedy to niesamowicie zirytował się na wiadomość o pochłonięciu przez Domena kufla piwa. Może i mu to wybaczyła, ale nie zapomniała. Letarg tak ją zajął, że nawet nie zauważyła, kiedy samochód przyjaciela zatrzymał się na podjeździe hotelu.  Pośpiesznie opuściła jego wnętrze i szybkim krokiem skierowała się w kierunku windy. Chwilę później znalazła się już w pokoju. Dopiero teraz odczuła skutki zmęczenia. Polubiła przyglądać się rywalizacji na skoczni i odczuwać emocje na własnej skórze, ale wcześniej nie zdawała sobie sprawy jaki hałas panujący na obiekcie zmagań najlepszych skoczków świata jest męczący. Rozmasowała obolałe skronie i zrzuciła ze stóp buty, podążając w kierunku łazienki. Zaszyła się w niej na dłuższą chwilę, starając się zregenerować swoje zmęczone ciało za pomocą ciepłego natrysku. Odświeżona wskoczyła pod miękka w dotyku pieżynę i przymknęła powieki. 


***

Cene tymczasem przesiadywał w pokoju brata, doradzając mu wybiór ubrań na dzisiejszy wieczór.  Peter sprawnie przerzucał zawartość swojej szafy, poszukując zestawu na dzisiejsze wyjście. Uniósł zaskoczony brwi, kiedy na jednym z wieszaków odnalazł czarny sweter w żółte paski z napisem bzyk bzyk. Na pewno nie pakował tego badziewia do swojej walizki. Pokręcił z niedowierzaniem głową i zaśmiał się pod nosem. Zmieszany odwrócił się do szatyna oraz Domena, który wlasnie przystanął w progu jego pokoju, prezentując im ciuch.

-Czyja to sprawka?-wskazał gestem dłoni na wieszak ze swetrem.

Chłopaki wymienili że sobą porozumiewawcze spojrzenia i parsknęła niekontrolowanym śmiechem. Najstarszy Prevc spojrzał na nich zdegustowany i rzucił sweter na podłogę, powracając do dalszego buszowania.

-Mama.-stwierdził z subtelnym uśmiechem Cene.

-Ta kobieta zawsze miała gust.-skwitował to Domen.

-No chyba nie. Jedynie Ty jeden dawałeś się jej ubierać w tą bluzę wilka z jego ryjem na kapturze, który na dodatek zarzucała Ci jak było zimno. -zachichitał właściciel pokoju.

Przyjaciel lekarki zaśmiał się pod nosem na wspomnienie widoku szczerzącego się do każdej dziewczyny w szkole brata mówiącego"To która zaopiekuje się tym małym wilczkiem?". Pero jakby czytał mu w myślach i także roześmiał się w głos. Nastolatek zmierzył ich jedynie groźnym wzrokiem i oburzony splótł ramiona na piersiach.

-Nie wiem co wy macie do tej bluzy. Była naprawdę niesamowicie ciepła i mięciutka. -bronił się najmłodszy z klanu skoczków.

Pozostała dwójka Prevców spojrzała na siebie rozbawiona i ponownie fale ich śmiechu wypełniły wnętrze pokoju najstarszego podopiecznego Janusa. Nadąsany brunet obrócił się na pięcie i opuścił lokum brata. Cene wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął się delikatnie do 23-latka. W pewnym momencie jakby przypomniał sobie o nieobecnej myślami w jego samochodzie przyjaciółce i postanowił poruszyć ten temat. Był prawie pewny, że z jej zamyśleniem ma związek brunet.

-Peter.-20-latek przerwał panująca w pomieszczeniu ciszę.

-Hmmm?-mruknął triumfator TCS, przyglądając się jednej ze swoich koszul.

-Co się wydarzyło w tej windzie?-kontynuował młodszy Prevc.

-Nie rozumiem.-Peter przeniósł swój wzrok na twarz brata, marszcząc zdezorientowany brwi.

-No rano z Rozalką utknęliście w windzie. Co tam się stało?

-A co się miało stać? Nic się nie stało.-odparł z kamienną twarz brunet.

-Peter, nie rób ze mnie głupka.-warknął szatyn.-Wiem, że tam musiało się coś stać. Rozalia chodzi zamyślona i dziwnie się zachowuje.

-Do niczego pomiędzy nami nie doszło.

-To dlaczego ona była taka przestraszona? Skrzywdziłeś ją?

-Możesz przestać oskarżać mnie o coś co nie miało miejsca?-tym razem to 23-latkowi puszczały nerwy, gdyż syknął to zdanie przez zaciśnięte zęby.-Bała się, że możemy zostać tam już na zawsze, więc ją uspokajałem.-dodał już nieco spokojniej.

-Przepraszam, ale się o nią martwię.

-Nie masz o co. Rozi to silna babka.-nikły uśmiech rozjaśnił twarz bruneta.

-Ale wiedz, że jeśli ją skrzywdzisz to pożałujesz.-Cene zatopił ciemne tęczówki w szarych oczach Petera.

-A co? Zakochałaś się?-prychnął zwyciężca dzisiejszych zawodów.

-Widzę, że coś względem jej zamierzasz.

-Uspokój się! Snujesz jakieś chore domysły nie mając żadnych podstaw! Dzięki za spieprzenie mi tego wieczoru!-podniósł ton głosu Peter.

Młodszy Prevc rozchylił wargi, aby coś powiedzieć, jednak spotykał się z mrożącym krew w żyłach wzrokiem bruneta cmoknął ustami i zatrzasnął za sobą drzwi. Peter prychnął jedynie pod nosem i skupił swoją uwagę na koszulkach rozłożonych na jego łóżku.

***
Wypoczęta pozwoliła unieść się swoim powiekom. Przeniosła ciężar ciała na łokcie i powoli zmieniła pozycję na siedzącą. Sięgnęła po laptopa znajdującego się na szafce nocnej i otworzyła go, po czym nacisnęła przycisk. Chwilę później jej oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Cene obejmujący ją ramieniem. Jej roześmiana twarz doskonale uzupełniała to zdjęcie, dlatego też postanowiła je sobie ustawić na tapetę. Zerknęła z zaciekawieniem w prawy, dolny róg monitora i zaniepokoiła się nieco długą nieobecnością Cene. Już miała chwycić w dlonie telefon i się z nim skontaktować, kiedy drzwi pokoju otworzyły się, a do środka wtargnął szatyn. Odetchnęła z ulgą i najechała myszą na folder że zdjęciami ze szczytu skoczni. Oparła się wygodnie o poduszkę i ułożyła komputer na kolanach. Z nikłym uśmiechem na ustach przyglądała fotografię, a szatyn tymczasem wyłowił z walizki strój na dzisiejsze wyjście do klubu.

-Wyspała się królewna?-przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę, posyłając jej promienny uśmiech.

-Pewnie i to jak.-rozciągnęła się leniwie. -Oglądam właśnie zdjęcia ze skoczni.  Może się przyłączysz?-puściła mu oczko.

-Nie, dzięki.-odparł natychmiast.-Na dziś mam dość skoczków, skoków i skoczni. -mruknął pod nosem, ale ona to usłyszała.

-Cene, co się dzieje?-uniosła wzrok na jego twarz, przyglądając mu się ze zmartwieniem.

-Czego nie możesz powiedzieć mi prawdy? Co się wydarzyło w tej windzie? -czekoladowe tęczówki natrafiły na lazurowe.

-Możesz przestać?!  To ciągłe nawiązywanie do Twojego brata robi się nieznośne.-jej irytacja dała o sobie znać.

-Przepraszam. Ja się tylko o Ciebie martwię.-spóścił głowę.

-Wszystko jest w porządku. Peter mnie tylko uspokajał i nic więcej. Wierzysz mi?-nim spostrzegł znalazła się obok niego i uniosła jego podbródek, zmuszając go do kontaktu wzrokowego.

Skinął jedynie głową i zniknął za drzwiami łazienki. Ona tymczasem segregowała zdjęcia, mniej korzystne umieszczając w koszu, a lepsze nieco uatrakcyjniając efektami. Nagle po pomieszczeniu rozległo się pukanie. Pozwoliła gościowi zawitać do wnętrza lokum, nie spuszczając wzroku z fotek. Próg pomieszczenia tymczasem przekroczył 23-latek.

-Hej. Ty jeszcze nie gotowa?-brunet uniósł zdziwiony brwi.

Omótł wzrokiem pomieszczenie, a kiedy nie dostrzegł w nim szatyna odetchnął z ulgą. Natrafił na twarz blondynki i musiał przyznać, że uroczo prezentowała się w jasnych, rozczochranych włosach. Widać było, że niedawno opuściła krainę Morfeusza.

-Cześć.-odpowiedziała entuzjastycznie.-Przecież mam jeszcze sporo czasu.

-Tak? A ja sądziłem, że jest już 19:50.-oparł się nonszalancko o ścianę, oczekując odpowiedzi lekarki.

-O kurwa! Faktycznie!-wrzasnęła, spoglądając na zegar wyświetlacza komputera. -Tak się zasiedziałam przy tych zdjęciach, że nawet tego nie zauważyłam. Przepraszam.-zamknęła sprzęt i odłożyła go na szafkę.

-Nic nie szkodzi.-skinął głową.-Nie musimy być tam punktualnie.

-Cene, spierdalando z tej łazienki! No kurwa mać wyjdź stąd albo nauczę Cię latać wyżej niż na mamucie!-wydzierał się pediatra, bałamucąc pięściami drzwi łazienki.

Triumfator dzisiejszych zawodów pokręcił roześmiany głową i parsknął głośnym śmiechem. Po cichu opuścił pokój lekarki i młodszego brata.

Wraz z przyjaciółką Cene zadecydował udać się do klubu taksówką, gdyż oboje postanowili godnie świętować tytuł wywalczony przez Petera. Otworzył drzwi przed Rozalką i objął ją przyjacielsko ramieniem, prowadząc do wejścia. Pewnie przekroczyła próg lokalu, omiatajac wzrokiem otoczenie. Budynek wydawał się niezwykle przestrzenny i mogła by stwierdzić na podstawie oblegającyvh go ludzi, że był jednym z najlepszych w okolicy. Szatyn chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą, aby nie zawieruszyła się w tłumie imprezowiczów.

-Nie mogliście wybrać mniej tłoczonego miejsca?-rzuciła, zerkając na tańczące pary.

-Zażalenia do organizatora.-zaśmiał się skoczek.

Kąciki jej ust momentalnie wzbiły się na wyżyny, kiedy tylko do jej narządów słuchowych dotarł jego śmiech. Cieszyła się, że wrócił mu dobry humor. W końcu się zatrzymali, a jej oczom ukazał się team Słowenii. Przywitała chłopaków promiennym uśmiechem i zajęła miejsce przy lądzie baru, wskakując na wysokie krzesło. Pomachała do przystojnego mężczyzny, który pełnił rolę barmana i już miała składać swoje zamówienie, kiedy obok niej zameldował się zdobywca trofeum TCS.

-Hola, hola. To ja stawiam.-pogroził jej palcem.-Co sobie pani życzy?-obdarzył ją subtelnym uśmiechem.

-Wiesz szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia.-uśmiechnęła się zakłopotana.-Jestem tu pierwszy raz.

-No tak. Zapomniałem.-podrapał się po głowie.-W takim razie dwa razy specjalność baru.-Prevc zwrócił się do barmana, wręczając mu gotówkę.

Oczekując na otrzymanie zamówienia zdążył opaść na miejsce obok blondynki i zamienić z nią kilka zdań. Musiał przyznać, że w czarnej kreacji sięgająjcej nieco przed kolano z wstawką białego materiału podkreślającego jej ponętny biust prezentowała się niezwykle kusząco. Dodatkowym plusem sukienki był brak ramiączek. Na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na dekolcie dziewczyny, jednak w porę uniósł go, dziękując barmanowi skinieniem głowy za dwie kolorowe szklanki. W jego głowie zrodził się nawet plan, aby upić blondynkę lub podrzucić jej coś do drinka, ale to było zdecydowanie zaniżenie jego możliwości. Rozalia pomieszała słomką ciecz znajdująca się w naczyniu, a chwilę później pociągnęła jej pierwszy łyk. Mlaskała pod nosem, próbując dostrzec najmniejszy detal smaku drinku. Ponownie chwyciła w zęby słomkę i opróżniła zawartość szklanki. Skrzywiła się nieco, kiedy poczuła smak alkohoku, ale już po chwili jej usta rozjaśnił nikły uśmiech, kiedy Peter wyciągnął w jej stronę smukłą dłoń.  Przystała na jego propozycję i nim zauważyła, a znaleźli się pośród tłumu rozgrzanych ciał. Dopiero teraz poczuła dość wyraźne drżenie basów na swoim ciele. Nieśmiało wykonywała pierwsze ruchy do początkowych rytmów Party Shaker, jednak szeroki uśmiech skoczka dodał jej odwagi, a alhokol zaczął krążyć w jej krwiobiegu, dodając jej pewności. Jej laurowe tęczówki zmierzyły sylwetkę skoczka wzrokiem, a ona dopiero teraz zdała sobie sprawę jak pociągająco jest ubrany. Doskonale przylegająca do jego ciała koszula o fioletowej barwie uwydatniała jego umięśniony tors, a odpięte dwa pierwsze guziki przyprawiały ją o fale gorąca. Czarne rurki genialnie dopełniały strój skoczka, a pasek tego samego koloru ze złotą sprzączką podkreślał jego męskość. Wbiła zęby w płatek dolnej wargi, powstrzymując się przed rzuceniem na bruneta. Pośpiesznie by tego nie zauważył okręciła się wokół własnej osi i znalazła się plecami do ciała 23-latka. Jej usta wykrzywił cwany uśmiech, kiedy zaczęła ocierać seksownie biodrami o uda chłopaka. Peter nie ukrywał, że mu się to podoba i mruknął zadowolony. Przeniósł swoje dłonie na talię blondynki, sunąc nimi w górę i w dół po materiale sukienki. Ciepły oddech Prevca muskał jej szyję, łaskocząc ją przy tym łagodnie. Wzdrygnęła się delikatnie zauważając to i przymknęła powieki, poddając się chwili. Wkładała całą siłę w szaleństwa na parkiecie w towarzystwie bruneta i nawet nie zauważyła, kiedy minęła godzina od czasu ich pierwszego tańca. Zmęczona opuściła parkiet i opadła na sofę w kącie lokalu. Zajęła miejsce pomiędzy Laniskiem a Jaką i odchyliła głowę do tyłu, starając się unormować przyspieszony oddech. Dziwiła się jakim cudem jej nogi jeszcze nie mają dość. W końcu wybrała sobie naprawdę wysokie szpilki na taką imprezę.

-Proszę bardzo moi kompanii.-Peter z brzdękiem postawił na stole tackę z drinkami.-Kranjec z łaski swojej odjeb się od mojego orła. -rzucił roześmiany organizator wypadu.

Wieczorek momentalnie uniosła powieki i parsknęła głośnym śmiechem, obserwując jak Prevc próbuje wyrwać z objęć Roberta trofeum. Podopieczni Janusa także wydawali się być rozbawieni tą sytuacją.

-Kiedy on jest taki śliczny i taki błyszczący. -rozmarzył się weteran kadry słowiańskiej, gładząc opuszkiem palca dziób złotego ptaka.

-Kiedy on się zdążył tak najebać?-Prevc pokręcił z niedowierzaniem głową.

-Jak Ty zabawiałeś się z Rozi na parkiecie.-odparł Cene, gromiąc brata wzrokiem pełnym błyskawic.

-On należy do mnie.-Pero puścił mimo uszu słowa 20-latka i zwrócił się do wpół przytomnego przyjaciela. -Synku choć do tatusia. -orzeł został wyrwany z uścisku 34-latka i popieszczony rękami przez właściciela.

Chłopaki roześmiani przyglądali się pieszczotom Petera względem błyskotki, chwytając po kolorowe naczynia. Na jeden skusiła się nawet blondynka. Zatopiła spierzchnięte wargi w chłodnej cieczy i poczuła ulgę jaką wywołał płyn muskający jej gardło. Tym razem nutka alkoholu nie była tak wyczuwalna. Gdyby nie wiedziała, że jest to trunek w postaci drinku nawet by tego nie stwierdziła. Uniosła głowę, aby postawić pustą szklankę na stół, a wtedy brunet wsunął w jej dłoń kolejną porcję alkoholu. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, a on jedynie zaprezentował jej swoje śnieżnobiałe uzębienie, stukając szkłem o jej szkło.

-Za zwycięzcę.-rzucił zadowolony z siebie, opóźniając zawartość szklanki na jednym tchu.

-Za zwycięzcę.-powtórzyła i także pochłonęła napój.

-Musisz z nami częściej jeździć ns zawody. Jesteś moim talizmanem.-zaśmiał się perliście chłopak.

-Gadasz brednie. -machnęła na niego dłonią.-Musiałabym zrezygnować z pracy.

-Zawsze możesz zostać pediatrą Domena. -oświadczył że śmiechem Jurij.-Na pewno nie miałby nic przeciwko.-poklepał po plecach nastolatka.

-Zamilcz Tepes, zamilcz.-odezwał się Domen.

Rozalia zmierzyła ich wzrokiem rozbawiona i opuściła lożę, kierując się w stronę łazienki. Nacisnęła na klamkę i weszła do środka pomieszczenia. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze i nieco przypudrowała nos. Na co dzień nie nakładała makijażu, może z wyjątkiem tuszu do rzęs, ale tym postawiła na nutkę szaleństwa. Przeczesała szczotką nieco rozczochrane włosy i już miała wychodzić, kiedy we wnętrzu pomieszczenia zjawił się Peter. Wrzuciła do torebki szczotkę i miała zamiar go wyminąć, kiedy ten pchnął ją lekko na ścianę i ułożył rękę po prawej stronie jej głowy. Jej serce zabiło mocniej, a ona z obawą podniosła wzrok na twarz skoczka. Jego stalowe tęczówki bacznie obserwowały jej każdy najmniejszy ruch.

-Boisz się mnie?-wypowiedział zdziwiony.

-Nie.-niemalże szepnęła.

-Przecież to widzę. Nie kłam.-rzucił ostrzej.

-Może odrobinkę. -przyznała w końcu.

-Czego? Przecież Cię nie skrzywdzę. -pogładził zewnętrzną częścią dłoni jej policzek.-Cene mi zabronił.

-Rozmawiałeś z nim o mnie?-była oszołomiona.

Zadarła głowę wyżej i spojrzała głęboko w jego ciemne tęczówki. Jego ciepły oddech muskał jej zaróżowione policzki, a w jego zapachu dało się wyczuć woń alkoholu. Ich twarze dzieliły milimetry. Jej wzrok mimowolnie padł tam gdzie przez cały czas patrzeć się powstrzymywała. Jego kuszące wargi były nieco spierzchnięte i aż prosiły się o jej dotyk. Chciała ich ponownie zasmakować, ale wiedziała, że jeśli to zrobi to przepadnie. Chciała sunąc po nich opuszkiem palca. Już nawet podnosiła dłoń ku górze, ale w ostatniej chwili się powstrzymywała. Co on w sobie miał? Dlaczego ją tak do siebie przyciągał?

-Nie ważne.-odrzekł skoczek nieco zachrypniętym głosem.-Wracajmy, bo te bałwany zaczną coś podejrzewać. -oplótł jej nadgarstek smukłymi palcami i pociągnął ją w kierunku wyjścia.

-Chwila.-przystanęła obok zlewu.-To dlatego Cene miał dość skoków i wszystkiego co z nimi związane. Pokłóciłeś się z nim?-bardziej stwierdziła niż spytała.

-Dobrze kombinujesz.-jego usta rozjaśnił łagodny uśmiech. -A teraz choć. Nie czas i miejsce na takie rozmowy.-ponownie pociągnął ją w stronę drzwi.

Skinęła jedynie głową i jak gdyby nigdy nic pewnym krokiem zmierzała w kierunku loży. Odłożyła na siedzenie torebkę i powędrowała że Słoweńcem ponownie na parkiet. Tym razem brunet zgrabnie okręcał blondynkę wokół własnej osi do taktów Cool Me Down. Po chwili ich ruchy stały się odważniejsze i Peter mógł spokojnie wodzić dłońmi po talli dziewczyny. Rozi tymczasem poddała się żywiołowi i zmysłowo kołysała biodrami na boki, przywołując na tą właśnie część ciała wzrok jej partnera. Domen tymczasem pozbawiony jakichkolwiek sił do życia tempo wpatrywał się w doskonale bawiącą się dwójkę. Zdążył się już przyzwyczaić, że jego brata posiada wszystko co chce. Jednak widok blondynki przy jego boku niesamowicie go ranił. 23-latek nieświadomie zadawał mu ból. Nastolatek naprawdę wpadł i zakochał się w młodej lekarce. Z chwilą, gdy ją pierwszy raz ujrzał poczuł nieznane mu dotąd uczucie. Przyjemne ciepło rozlało się we wnętrzu jego brzucha. A serce za każdym razem zwiększało swoją pracę na większe obroty, gdy w pobliżu była Wieczorek.

-Serio zamierzasz to tak zostawić i patrzeć jak sprząta Ci ją z przed nosa Peter? -obok 17-latka opadł Anze, przyglądając mu się uważnie.

-O czym Ty mówisz?-Domen oderwał wzrok od bruneta i dziewczyny, przenosząc go na 20-latka.

-Przecież widzę jak na nią patrzysz.-jęknął Lanisek.-Kochasz ją. To słodkie. -jego twarz rozjaśnił przeraźliwie szeroki uśmiech.-Nie poddawaj się tak łatwo.  Walcz jak na skoczni.-klepał go pokrzepiająco po ramieniu.

-Przecież on jej nie kocha. Nie jest w jego guście. Po za tym ona nawet na mnie nie spojrzy.  Mam 17 lat. Jestem główniarzem. Co ja jej mogę zaoferować?

-A Mina jaka była? Blondynka, niebieskie oczy, czarujący uśmiech. Ona wszystko to ma. Uczucie. Miłość. Szczęście. Nie jesteś na straconej pozycji.

***

Zarzucił na jej ramiona czarny płaszcz i sięgnął do kieszeni kurtki.  Wyczuł pod palcami prostokątne opakowanie i wydobył je ze środka kurtki. Mimowolnie kąciki jego ust zastygły na wyżynach, gdy jego oczom ukazał się równiutko ułożony rząd wyrobów tytoniowych. Wsunął szluga pomiędzy palec wskazujący a środkowy i umieścił go między wargami. Chwilę później wyłowił w zagłębieniu kurtki zapalniczkę i odpalił papierosa. Przymknął powieki i zaciągnął się dymem tytoniowym. Blondynka zaskoczona przyglądała się jego stonowanej twarzy, delektując się ciszą, która pomiędzy nimi zapanowała. Brunet wypuścił kłębek dymu z ust, a w tym samym momencie spojrzenie jego stalowych tęczówek padło na przepełnioną niedowierzaniem twarz lekarki. Obdarzył ją łagodnym uśmiechem i podsunął w jej stronę paczkę z trucizną. 20-latka uniosła jedną brew, a Peter roześmiał się uroczo, kiwając głową zachęcająco.

-No chyba, że nie dasz rady spalić całego.-rzucił, wyciągając w jej stronę palce że swoim szlugiem.

Bez chwili zawachania przechwyciła papierosa i wsunęła pomiędzy spierzchnięte wargi. Zaciągnęła się dymem, wypełniając nim swoje płuca, by po chwili wypuścić go ze świstem. Cichy, a zarazem uroczy chichot bruneta otulił jej narządy słuchowe, wywołując na jej ustach nikły uśmiech.  Uwielbiała ten odgłos. Koił jej ciało niczym najsilniejszy lęk na migrenę. Przystanął naprzeciw niej i chłodną dłonią odgarnął niesforne pasmo jasnych włosów opadające wprost na jej oczy. Jej lazurowe tęczówki  śledziły każdy jego najmniejszy ruch, oczekując na kolejny. Założył kosmyk za jej ucho i musnął opuszkiem palca kość policzkową. Starał się nie tracić z nią kontaktu wzrokowego, który nie wiedzieć kiedy nawiązał. Ponownie rozchyliła wargi i pozwoliła dymowi opuścić wnętrze jej jamy ustnej. Kłębek uderzył w twarz Słoweńca, który nieco się skrzywił na spotkanie z nieprzyjemnym odurem i druga dłonią wyplótł używkę z palców blondynki.

-Nie masz nawet pojęcia jak pociągająco teraz wyglądasz.-wypowiedział seksownie niskim tonem.

Zmieszana starała się ukryć reakcje swojego ciała na słowa skoczka w postaci oblewających obficie jej policzki rumieńców, jednak włosy nie przysłoniły jej twarzy skutecznie. Zrezygnowana uniosła jedynie prawy kącik ust i spuściła wzrok. Prevc dumny z siebie uśmiechnął się cwanie i dokończył używkę. Po chwili popiół wylądował pod jego butami, a on zmiażdżył go stopą. Ujął twarz dziewczyny w przesiąknięte chłodem dłonie i spojrzał na nią ze szczerym uśmiechem.  Jej łagodne rysy twarzy, blada cera idealnie komponowały z burzą jasnych włosów opadających falami na kaptur jej płaszcza. Była piękna. Błękitne oczy wyłoniły się z pod wachlarzu czarnych rzęs, patrząc na niego z niezrozumieniem.

-Peter, przestań.-szepnęła stanowczo.

Skoczek zgodnie z jej wolą odsunął się od niej i bez słowa podążał przed siebie, znikając po chwili z zasięgu jej wzroku. Opadła na pobliską ławkę i zaczerpnęła świeżego, austriackiego powietrza. Nie rozumiała postępowania Słoweńca. Do czego on dążył? Co chciał osiągnąć? Jakiś tydzień temu unikała go jak ognia, a teraz od kilku dni bez skrępowania przesiadywała godziny w jego towarzystwie.  Nie wspominając już o tym jak świetnie bawiła się z nim na parkiecie.
Posłała promienny uśmiech Domenowi, który zjawił się obok niej momentalnie, kiedy tylko pojawiła się we wnętrzu budynku z powrotem. Chwyciła jego dłoń i dała się mu zaprowadzić do tłumu bawiących się ludzi. Chwilę później wirowała już w jego towarzystwie na parkiecie, z uśmiechem rozkoszując się jedną z ulubionych piosenek, która rozbrzmiewała po wnętrzu klubu. Jak się później okazało Sofia także należała do ulubionych utworów Domena. Podczas tańca udało im się trochę porozmawiać, ale przede wszystkim dobrze bawić. Tak im spodobało się swoje towarzystwo, że szaleli razem do kolejnych piosenek roznoszących się po lokalu. Rozalia zdążyła sie już w pełni rozluźnić przy nastolatku i pozwoliła sobie na ocieranie się o jego ciało. Młodszy Prevc był mile zaskoczony takim obrotem sprawy, ale jakże zadowolony. Uradowana zaczęła piszczeć z częścią tłumu, kiedy Toca toca wypełniło budynek. Brunet chichotał pod nosem rozbawiony sytuacją, ale po chwili także wykrzykiwał z blondynką słowa piosenki. Zdyszani opadli na miękką sofę i chwycili za szklanki z ciemną cieczą. Rozalia zgasiła pragnienie deoma porcjami Pepsi i przypadła jej kolej na akrobacje z Jurijem. Syn asystenta detektora PŚ nie szczędził sobie szaleństw i takim oto sposobem jej  głośny śmiech niósł się falami po klubie. Później zdecydował się jej towarzyszyć Kranjec, który zdążył już nieco odżyć. Bujała się z nim w rytm S.O.S. Indili i wymieniła kilka zdań na temat tego co się tutaj działo podczas jej nieobecności. Po tańcu z Robim nie było jej dane odpocząć, gdyż dorwał się do niej nieco wstawiony Anze. Śmiechu było nie miara, kiedy wraz z młodym Słoweńcem zaliczyła dwie gleby.

-No to za nasz green team.-ogłosił Lanisek, rozlewając wszystkim szampana do kieliszków.

-Za żaby!-krzyknął pijany Cene.

-I za naszego Peterka.-dołączył się Hvala.

-Dorastasz synu. Jestem z Ciebie dumny. -ucałował go po policzkach Janus.

Nim się wszyscy zorientowali, a Goran przygniótł swoim ciężarem ciała podopiecznego. Peter próbował go z siebie zrzucić, ale co taki chuderlaczek mógł zrobić tak masywnemu obiekcie jak tkanka tłuszczowa Janusa. W końcu jednak z piekła wybawił go Domen, który ogłosił darmową kolejkę dla najlepszego trenera na świecie. Szkoleniowiec niczym strzała wystrzelił w kierunku baru, a Pero podniósł się do pozycji siedzącej i zaczerpnął oddechu. Kochał Gorana takim jakim jest, ale dla bezpieczeństwa zawodników powinien zrzucić kilka kilo. Brunet posłał nastolatkowi wdzięczny uśmiech i sięgnął po kieliszek. W tym samym momencie do wnętrza lokalu wpadł zasaoany Tepes.

-Będę ojcem!-wrzasnął na całe gardło, ale i tak nie był w stanie przekrzyceć głównej muzyki.

Oczy całej słoweńskiej ekipy zostały zwrócone na osobę Jurija, mierząc go zszokowanym spojrzeniem.  Pomiędzy nimi zapanowała grobowa cisza, jakby każdy analizował w głowie czy Tepes dobrze spisze się w tej roli. Wieczorek poderwała się z siedzenia i zamknęła Słoweńca w swoich ramionach.

-Gratulacje.-wyszeptała, muskając jego policzek ciepłymi wargami.

***
W doskonałym humorze przemierzali pogrążony w ciemności hotelowy kotytarz. Peter po mimo stanu upojenia alkoholowego zadeklarował się dostarczyć Wieczorek do pokoju i nie było to zwykłe odprowadzanie, gdyż 23-latek niósł ją na rękach. Protestowała, jednak tak jak Słoweniec odmów nie lubił na trzeźwo tak po pijaku ich nie znosił. Dojściem w całości do lokum blondynki można było nazwać nie lada wyczynem, gdyż jego równowaga ciągle poddawana zostawała próbie zachwiania.  Lekarka ciągle chichotała pod nosem, obserwując zmagania bruneta z siłą równowagi.

-Cicho, wariatko.-rzucił rozbawiony, spoglądając na blondynkę roześmianymi oczami.

-To mnie ucisz.-zagryzła płatek dolnej wargi.-Tak jak wtedy w windzie.-dodała.

Peter nachylił się nad subtelną twarzą blondynki i musnął aksamitnymi wargami usta dziewczyny. Rozalia mocniej objęła go ramionami za szyję i rozchyliła usta. Brunet wsunął zwinnie język do jej jamy ustnej, pogłębiając pocałunek. Gładził nim podniebienie dziewczyny, wywołując u niej cichy pomrók zadowolenia. Po dłuższej chwili odsunął się od twarzy lekarki i nim się zorientował a jej czarne, lakierowane szpilki opadły na ziemię z hałasem. Westchnął zrezygnowany i schylił się po buty, a wtedy Wieczorek wyślizgnęła się z jego uścisku i runęła na ziemię z głośnym hukiem a on pociągnięty wraz z nią.

-Cholera.-zaklął pod nosem.

Rozalia parsknęła niepohamowanym śmiechem, a skoczek złapał się za głowę. Modlił się, aby nikt ich nie opieprzył. Kiedy miał się już podnosić drzwi jednego z pokoi skrzypnęły, raniąc jego uszy, a zza nich wyłonił się blondyn.

-Ja rozumiem imprezowanie i takie tam, ale do cholery jest środek nocy. Z łaski swojej zamknijcie japy i dajcie ludziom spać. -warknął wyrwany hałasem ze snu Freund. -Dziękuję za uwagę.-posłał im fałszywy uśmiechu i zamknął drzwi.

Wymienili ze sobą znaczące spojrzenia i dziewczyna już była bliska ataku śmiechu, kiedy triumfator TCS przyłożył palec do ust, przekazując jej tym samym, że ma być cicho. Z dwójki to on jednak zachowywał resztki zdrowego rozsądku. Pediatra odpowiedziała mu jedynie promiennym uśmiechem i ponownie wdrapała się na ramiona skoczka. Tym razem bez większych przeszkód dotarli do jej pokoju. Brunet subtelnie opuścił drobne ciało lekarki na miękki materac i okrył ją pierzyną.

-Zostań.-mruknęła sennie właścicielka pomieszczenia.

-Nie mogę. Cene mnie zabije.-odparł niemal natychmiast.- Dzięki za świetną zabawę. Śpij dobrze.-musnął ustami jej policzek.

Nie otrzymał jednak odzewu, gdyż dziewczyna odpłynęła do krisny Morfeusza. Mimowolnie kąciki jego ust powędrowały ku górze, kiedy zerkał na nią tuż przed opuszczeniem lokum. Na palcach pokonał próg i przymknął za sobą drzwi.

***
Od czasu Bischofshofen nie miała okazji zamienić choćby słowa z triumfatorem tamtejszych zawodów i w najbliższym czasie nie zapowiadało się na jaką kowkiek zmianę. Szpital pękał w szwach od chorych, a ona jak każdy pediatra w tym okresie roku obładowana została sporą ilością pacjentów codziennie odwiedzającą jej gabinet. Musiała zostawać po godzinach, aby pouzupełniać stosy papierów walających się po jej biurku. Miała serdecznie dość tak wysokich obrotów. Odłożyła długopis na bok i rozmasowała dłonią obolały kark. Zgasiła lampkę usytuowaną po jej lewej stronie i poderwała się z miejsca. Rzuciła okiem na terminarz i zrzuciła z siebie kitel, zastępując go ciepłą kurtką. W ekstremalnym tempie opuściła pomieszczenie i szybkim krokiem podążała w kierunku wyjścia. Opuściła budynek i chwilę później zameldowała się we wnętrzu srebnej Toyoty. Przekręciła kluczyki w statyce i włączyła się do ruchu drogowego. Wyczerpana zsunęła ze stóp kozaki i odwiesiła na chaczyk kurtkę. Podreptała do łazienki i zrzuciła z siebie zbędne ubrania, stając w kabinie prysznicowej. Strumień ciepłej wody rozluźnił jej ciało, a żel pobudził jej zmysły. Odziana w koszulę nocną stawiła się w sypialni i nie mając na nic innego siły opadła na przyjemni miękki materac.

Wypoczęta i pełna energii wyrwała się z objęć ciepłej pierzyny i zameldowała w łazience. Wykonała porannaą rutynę i stawiła się w kuchni. Natalia powitała ją ciepłym uśmiechem i postawiła przed nią filiżankę pełną ciemnej cieczy. Rozalia musnęła ustami policzek rodzicielki w geście podziękowania  i przyłożyła porcelanę do warg. Przymknęła powieki i upiła spory kyk gorącego napoju.  Mruknęła zadowolona po raz etny, dochodząc do wniosku, że jej matka jest mistrzynią w patrzeniu kawy. Odstawiła naczynie na blat stołu i powędrowała do lodówki. Zmierzyła wzrokiem jej zawartość i zdecydowała się na przyrządzenie jajecznicy. Nucąc pod nosem piosenki przygotowywała dla siebie śniadanie, a już po chwili w pełni rozkoszować się posiłkiem. Chwyciła w dłonie filiżankę i dopiła kawę do końca. Pozmywała po sobie naczynia i okręcając kluczami na palcu opuściła dom. Nim się obejrzała a srebna Toyota zatrzymała się na parkingu pod ośrodkiem jej pracy. Westchnęła głośno, zdając sobie sprawę, że nie opuści tego miejsca aż do wieczora. Przerzuciła, więc torbę przez ramię i wysiadła z samochodu. Zamknęła go za sobą i spokojnym krokiem podążała w kierunku budynku. Przywitała się z pielęgniarkami serdecznym uśmiechem i powędrowała do swojego gabinetu. Narzuciła na siebie śnieżnobiały kilt i zasiadła za biurkiem, aby przejrzeć terminarz. Skinęła głową i korzystając z tego, że miała jeszcze chwilkę wolnego czasu udała się do pokoju lekarzy. Nika od razu zaproponowała jej herbatę, a blondynka bez sprzeciwu na nią przystała. Po chwili wdychała już woń malinowego roztworu, rozkoszując się jego smakiem. Kardiolog wdała się z nią w krótką konwersacje, opowiadając o szpitalnych plotkach. Wieczorek jednak po kilku minutach przeprosiła koleżankę i podziękowała za napój. Z kubkiem gorącej cieczy, ktory przygotowała sobie na zapas pojawiła się w gabinecie i gestem dłoni zachęciła do wejścia pierwszego pacjenta. Jak to miala w zwyczaju sprawdziła gardło, osłuchała płuca i wpisała receptę, umawiając się na kontrolną wizytę. Tak też postępowała z prawie każdym kolejnym pacjentem, aż nadszedł czas wypełniania papierów. Zmęczona poderwała się z fotela biurowego i z pustym naczyniem udała po kolejną porcję rozgrzewającego napoju. Opadła na wolne krzesło przy stole i zatopiła usta w naparze. Mimowolnie kąciki jej ust wzbiły się na wyżyny, gdy jej nozdrza zaatakowała woń cynamonu. Momentalnie otworzyła w głowie wspomnienie kosztowania tego specyfiku z Richardem. Musiała koniecznie spotkać się z nim w Zakopanem, gdzie miała rodzinę i zamierzała ją odwiedzić przy okazji zawodów Pucharu Świata. Tak świetnie im się ze sobą rozmawiało. Z rozmyśleń wyrwał ją głos prezentera telewizyjnego, który właśnie ogłaszał wiadomości.

-Katastrofa niemieckiego samolotu! Maszyna szybująca z Wilingen, gdzie rozgrywane w miniony weekend były zawody Pucharu Świata  uległa rozbiciu. Samolot swój lot miał zakończyć na lotnisku w Kranju. Na jego pokładzie znajdowała się reprezentacja Słowenii w skokach narciarskich na czele z wczorajszym triumfatorem Peterem Prevcem.

Zdruzgotana wypuściła z rąk naczynie, które roztrzaskało się na miliony  drobnych kawałeczków podobnie jak jej serce w tym momencie. Wzrok zebranych w pomieszczeniu lekarzy powędrował na jej sylwetę, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Siedziała kompletnie sparaliżowana, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. Przymknęła powieki, czując jak zaczynają się pod nimi gromadzić łzy. Wiedziała, że powinna pościerać rozlaną na podłodze ciecz, a także pozamiatać roztrzaskaną porcelanę, ale nie była w stanie. Czuła jak jej ciało opanowuje drżenie. Bała się. Cholernie bała. Dziennikarz nie powiedział, że ofiary katastrofy zginęły, ale przypuszczała najgorsze.  Przymknęła rozchylone wargi i już miała poderwać się z miejsca, kiedy ktoś ułożył dłoń na jej ramieniu. Uniosła wzrok i napotkała na swojej drodze twarz Niki.

-Idź. Ja to posprzątam. Nie dasz rady pracować w takich warunkach. -wypowiedział kardiolog spokojnym głosem.

-Dziękuję.-odparła niemalże bezgłośnie pediatra.

Momentalnie poderwała się z miejsca i sprintem pobiegła w stronę gabinetu. Staranowała po drodze kilku pacjentów, ale przeprosiła ich i pognała dalej. Zdyszana wpadła do pomieszczenia i zrzuciła z siebie kilt. Pośpiesznie narzuciła na siebie odzienie wierzchnie w postaci kurtki i wsunęła nogi w kozaki, po czym opuściła gabinet, a chwilę później budynek. Włączyła się do ruchu ulicznego swoją Toyotą i mnknęła słoweńskiej drogami najszybciej jak się da. Miała gdzieś radary i mandaty, które otrzyma. Najważniejsze dla niej było znaleźć się w domu przyjaciela. Zaparkował na podjeździe do jego rodzinnej chatki i wtargnęła do wnętrza budynku, nawet nie wysyłając się na pukanie. Cisza panująca w środku domu tylko umocniła ją w przekonaniu, że media się nie myliły. Nie kontrolowała już swoich emocji. Opadła na podłogę i zwyczajnie zaczęła łkać. Spazm wstrząsał jej drobnym ciałem, a słona ciecz spływała po policzkach, pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Cene momentalnie zbiegł ze schodów, gdy tylko dostrzegł kleczacą w salonie sylwetkę przyjaciółki i pomógł jej wstać. Zamknął ją w swoich ramionach i starał się uspokoić, choć samemu nie było mu łatwo.

-Cene...-wychlipała w jego sweter blondynka.

-Wiem, wiem.-przerwał jej i pogładził po głowie.

Wziął ją na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Ułożył jej drobne ciało na materacu i opadł obok niej. Dziewczyna wtuliła się w niego szczelnie i płakała. On głaskał jej jasne włosy, próbując ją w ten sposób uspokoić. Ona jednak nie umiała przestać . Peter stał się dla niej niesamowicie ważną osobą. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo pozwoliła mu się do siebie zbliżyć w ostatnim czasie. Nie traktowała go jak przyjaciela. Dla niej był kimś zdecydowanie więcej. Karina także próbowała jej to uświadomić, ale blondynka za żadne skarby nie chciała jej wtedy słuchać i dopuszczać do siebie takich myśli. Teraz jednak tego żałowała. Już nigdy mu tego nie wyzba. Nigdy juz nie dotknie jego twarzy, nigdy nie zaskakuje smaku jego aksamitnych ust, nigdy nie poczuje woni jego perfum...

-Cene, przepraszam. -szepnęła, unosząc na niego wzrok.

-Za co? Przecież jestem Twoim przyjacielem i mam prawo wiedzieć Cię w takim stanie.-musnął ustami jej skroń.

-Okłamałam Cię. -rzuciła, spuszczając wzrok.-Ja... kocham Petera, ale już nigdy mu tego nie powiem.-wypowiedziała drżącym głosem.

Spazm płaczu ponownie wstrząsnął jej ciałem, ale tym razem zdecydowanie mocniej. Z jej gardła wydobył się potworny jęk, a jej płacz stał się znacznie głośniejszy. Jej serce obumierało, a dusza niemiłosiernie cierpiała.

-Cii.-Cene gładził jej policzek zewnętrzną częścią dłoni.-Nie rozmawiamy teraz o tym. Nie jest powiedziane, że Pero zginął.

~*~
Spokojnie, jestem tu i nigdzie nie zniknęłam ;) Przepraszam, że tyle musiałyście czekać na ten odcinek, ale chciałam by wszystko było w nim idealne i poświęciłam mu zdecydowanie więcej czasu niż innym ;3 Jeszcze jakieś dwa odcinki, w sumie jeden i epilog cz.1 ^^ Mam nadzieję, że to wyżej wam się podoba i proszę o opinię ;* Całuję i do zobaczenia;*

❤CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ❤