Epilog części I pt "Niestabilny grunt."
Wypoczęta pozwoliła się unieść swoim powiekom i przeniosła ciężar ciała na łokcie, lustrując spojrzeniem pomieszczenie. Momentalnie poderwała się do pozycji siedzącej i zdezorientowana zmarszczyła brwi, nie rozpoznając w pokoju własnej sypialni. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to lokum Petera. Liczne trofea zdobiące białą komodę czy też wyeksponowane na niej dyplomy tylko ją w tym umocniły. Trochę jednak wczoraj przesadziła z ilością pochłoniętego wina. A dowodem na to były pulsujące skronie, które okrężnymi ruchami palców starała się rozmasować czy też rozsadzająca jej czaszkę fala bólu. Jęknęła cicho i wytrzeszczyła oczy, kiedy jej lazurowe tęczówki zlokalizowały porozrzucane po lokum skoczka części garderoby nie tylko te należące do niej, ale także i do 23-latka. Przerażona rzuciła okiem na swoje ciało i uśmiechnęła się blado, łącząc fakty. Przymknęła powieki, a jej umysł momentalnie otworzył folder wspomnień w wczorajszej nocy. Jego łapczywe wargi wyciskające namiętne pocałunki na jej ustach, niecierpliwe dłonie wędrujące po drobnym ciele, biodra oplatające jego pas, pożądanie wymalowane w jego ciemnych tęczówkach....Cholera! To naprawdę się stało! Nie mogła w to uwierzyć. Poddała się urokowi Petera i najzwyczajniej w świecie to z nim zrobiła. Był wyjątkowy. Był tym pierwszym, któremu pozwoliła poznać siebie fizycznie. Kochała go, a on najzwyczajniej w świecie wykorzystał jej naiwność i uczucia... Pokręciła głową, odganiając natłok myśli atakujących jej głowę niczym gniazdo os nieproszonego gościa. Musiała jak najszybciej doprowadzić się do normalnego stanu i opuścić dom Prevców. Cene przecież nie mógł się o tym dowiedzieć. Narzuciła na swoje roznegliżowane ciało bluzę skoczka i podreptała w kierunku łazienki. Oparła się dłońmi o chłodne kafelki znajdujące się na ścianie i pozwoliła strumieniowi ciepłej cieczy spływać po drobnym ciele. Żelem pani Prevc zmywała z siebie ślady po wczorajszej intymnej nocy, a następnie opatulona w puszysty, biały ręcznik stawiła się ponownie w pokoju najstarszego z braci. Włożyła na siebie wczorajsze ubrania i zameldowała się w kuchni. Ból głowy trochę zmalał, dlatego postanowiła nie zażywać na razie tabletki, a jedynie zdecydowała się na zaparzenie kawy. Z parującym naczyniem zasiadła na parapecie w salonie i zatopiła wzrok w sylwetkach ludzi, którzy pochłonięci byli pokonaniem drogi do miejsca pracy. Tak bardzo pochłonęło ją to zajęcie, że nawet nie zauważyła, kiedy obok niej pojawił się przyjaciel. Dopiero jego smukła dłoń ułożona na jej barku wyrwała ją z zamyślenia. Odłożyła opróżnioną do dna porcelanę na parapet, a sama z niego zeskoczyła. Mimowolnie kąciki jej ust wzniosły się na wyżyny, a jej dłonie oplotły szyję szatyna. Skoczek zaśmiał się cicho i musnął ustami jej policzek.
-Rozi? A Ty nadal tutaj?-zdziwiona Julijana zmierzyła wzrokiem blondynkę.-Peter jeszcze nie wrócił?-uniosła pytająco brew.
-Nie, nie spokojnie. Peter dotarł wczoraj wieczorem, ale jak się obudziłam już go nie było.-odparła lekarka.-Zostałam na noc, gdyż on mnie o to poprosił. Chciałam wrócić do domu, ale było ciemno i zaproponował mi podwiezienie, ale widziałam, że jest zmęczony dlatego odmówiłam, a samej mi iść nie pozwolił.-wyjaśniła dziewczyna.
Pani Prevc skinęła jedynie głową i posłała Wieczorek ciepły uśmiech, proponując śniadanie. Pediatra z chęcią przystała na jej propozycję, a duży wpływ miał na to żołądek, który upominał się o posiłek. Chwilę później siedziała przy kuchennym stole wraz z Domenem i Cene, delektując się przygotowanymi przez rodzicielkę chłopców goframi. Nastolatek z rozbawieniem zgarnął opuszkiem palca bitą śmietanę z nad górnej wargi blondynki i wpakował ją sobie do ust. Rozalia posłała mu nikły uśmiech i najedzona pogładziła się po brzuchu, obdarowując właścicielkę domu szerokim, wdzięcznym uśmiechem. Pochłonięta myślami o tym jak teraz będzie wyglądać zachowanie 23-latka przysłuchiwała się rozmowom słoweńskiej rodziny. Kiedy jej lazurowe tęczówki natrafiły na ciemne oczy przyjaciela wysiliła się na subtelny uśmiech, aby Prevc nie zaczął nic podejrzewać i sięgnęła po telefon w kieszeni. Odblokowała urządzenie i z zainteresowaniem zerknęła na jego wyświetlacz, lustrując wzorkiem godzinę. Zdziwiona, że aż tak zasiedziała się u rodziny kumpla poderwała się z miejsca i już miała opuszczać dom, kiedy poczuła palce oplatające jej nadgarstek. Uniosła wzrok i napotkała na sobie spojrzenie ciemnych tęczówek.
-Odprowadzę Cię.-Cene puścił jej oczko i niedbale narzucił na siebie kurtkę.
W ciszy pokonali próg budynku i wolnym tempem zmierzali w kierunku jej ulicy. Biła się z własnymi myślami, ale w końcu postanowiła zaryzykować. Przystanęła nagle i podniosła wzrok na subtelną, urzekająco dziecięcą twarz szatyna. Chłopak czujnie badał ją wzrokiem, oczekując na jakiekolwiek posunięcie.
-Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Zawieź mnie pod skocznie w Planicy.-pewna obaw w końcu to z siebie wydusiła.
-Czy to ma jakiś związek z Peterem?-uniósł pytająco brwi.
-Proszę Cię, daruj sobie.-wywróciła zirytowana oczami.
-Ostatnio też było daj spokój, nic mnie z nim nie łączy, a później nagle kocham Twojego brata. Taka suprise mada faka! -wzruszył jedynie ramionami.
-Zawieź mnie tam.-dodała nieco ostrzej i stanowczo.
Szatyn westchnął głośno i zrezygnowany udał się po kluczyki do samochodu. Ona tymczasem oparła się o karoserię jego maszyny i zastanawiała jak ma przebiec ta cholernie trudna dla niej rozmowa. Przymknęła powieki i zaczerpnęła świeżego, zimnego powietrza do swoich płuc. W tym samym momencie na horyzoncie pojawił się Cene. Opadła na fotel obok kierowcy i wbiła wzrok w szybę. Podziwiała migoczący za nią krajobraz, próbując zniwelować nerwy. Nic z tego. Zdecydowanie za bardzo przeżywała to co za chwilę miało nastąpić. Nie mogła mu ulec. Musiała być stanowcza i twarda. Nie daruje mu tego. Był tym pierwszym i niewłaściwym za razem. Jak mogła być tak naiwna? Nie wierzyła we własną głupotę. Wystarczyło kilka kieliszków winna, jego aksamitne wargi muskające jej usta i wpadła. Zatonęła w jego uroku osobistym, a koła ratunkowego niestety w pobliżu nie było. Z dezaprobatą pokręciła głową i wbiła zęby w dolny płatek wargi. W kącika jej oczu zaczęły pojawiać się łzy. Nie mogła teraz dać upustu swoim emocjom. Pośpiesznie otarła je kciukiem i ponownie zaczerpnęła tlenu do swoich płuc, wypuszczając go po chwili. Szatyn tymczasem zaniepokojony przyglądał się jej dość dziwnemu zachowaniu, które nie uszło jego uwadze. Nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodził, ale pewny był jednego. Na pewno stał za tym wszystkim jego starszy brat. Niech tylko się dowie, że włos jej z głowy spadł a naprawdę tego słono pożałuję. Nim spostrzegła a samochód 20-latka zatrzymał się na pojeździe skoczni. Momentalnie wyskoczyła z jego wnętrza i pobiegła w kierunku windy. Nieco przerażona po ostatniej sytuacji z jej udziałem przystanęła na chwilę na przeciw niej, ale po chwili z nutką strachu wypełniającą jej ciało stawiła się w środku dźwigni. Niezauważalnie zatrzymała się obok zła, a do jej uszu dobiegł strzępek rozmowy pomiędzy skoczkami :
-Stary, szacun! Serio ją zaliczyłeś?!-wytrzeszczył oczy Jaka.
-Urokowi Prevca żadna się nie oprze.-zaprezentował swoje śnieżnobiałe uzębienie Peter.
-I po co to robisz? Powiedz mi. Co ona Ci takiego zrobiła?-do rozmowy włączył się milczący do tej pory Kranjec.
-Możesz dać sobie spokój z tymi pogadankami o tym jak powinienem postępować?-warknął 23-latek.-To jest moje życie. Po prostu mnie pociągała. Chciałem, zaliczyłem i do widzenia.
-Właśnie jej życie w tym momencie zrujnowałeś. A dlaczego?! Bo jakaś pierdolona blondi Cię zraniła, a Ty nie umiesz się z tym pogodzić.
-Zamilcz Robi, zamilcz.-syknął przez zaciśnięte zęby Pero.
-Bo co? Prawda Cię boli?
-A więc to tak! Chciałeś mnie przelecieć, a potem uznać, że się nie znamy, tak?!-blondynka wparowała do wnętrza pomieszczenia.-Boże, jaka ja byłam głupia! Zakochałam się w Tobie dupku, a Ty najzwyczajniej w świecie wykorzystałeś moje uczucia! Nienawidzę Cię! Jesteś pierdolonym egoistą! Sukinsynem bez uczuć! Brzydzę się Tobą, rozumiesz?!-wrzeszczała na całe gardło.
Prevc prychnął jedynie, a na jego usta wstąpił cwany uśmiech. Bez zastanowienia podeszła bliżej bruneta i nawet nie zauważyła, kiedy jej drobna dłoń wylądowała na jego policzku. Oszołomiony skoczek wodził opuszkiem palca po zaczerwienionym znacznie miejscu, wpatrując się z niedowierzaniem w znikającą za drzwiami sylwetkę dziewczyny. Kranjec z dezaprobatą pokręcił jedynie głową i opuścił pomieszczenie, nie mogąc znieść patrzenia na tego bydlaka, który zwał się jego przyjacielem. Znał Petera od kilku lat i nigdy w życiu nie pomyślałby, że jest zdolny zrobić coś takiego. Perfidnie wykorzystał przyjaciółkę swojego brata. Skrzywdził ją na całe życie. Lekarka biegła ile sił w nogach, nie powstrzymując już buzujących w niej emocji. Słona ciecz spływała po jej policzkach, pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Całe jej ciało drżało, a serce już dawno pękło na tysiące kawałeczków, których w stanie nie był nikt posklejać. Zdruzgotana opadła na fotel obok kierowcy, a gdy szatyn dostrzegł w jakim stanie znajduje się jego przyjaciółka momentalnie uformował dłonie w pięści, a w jego ciemnych tęczówkach pojawiła się szczera nienawiść.
-Co ten sukinsyn Tobie zrobił?!-warknął zirytowany do granic możliwości.
-Cene, uspokój się. Proszę.-wyszeptała prawie niesłyszalnie.
-Jak mam być spokojny jak w takim stanie wracasz od mojego brata?!-uniósł się gwałtownie.-Mów.-spojrzał na nią błagalnie.
Blondynka nieśmiało zadarła głowę ku górze i zaszklonymi oczami spojrzała na twarz przyjaciela. Obawiała się, że Cene może stracić nad sobą kontrolę i Peter tylko na tym ucierpi. Po mimo tego co jej zrobił nadal się o niego troszczyła. Nie chciała psuć relacji rodzeństwa. Nie mieli prawa skakać sobie do gardła przez jej naiwność i głupotę. Kilka godzin wcześniej napawała się wydarzeniami ostatniej nocy, a teraz czuła do skoczka wstręt i obrzydzenie. Chciał dopisać ją do listy zdobytych trofeum. Zabawić się, zadać sobie przyjemność i porzucić jak znudzoną zabawkę w kąt, by później znaleźć sobie nową. Słona ciecz coraz to liczniej zdobiła jej blade policzki, a jęk bólu z jej gardła ranił narządy słuchowe szatyna. Chciał tego uniknąć. Chciał ochronić lekarkę przed tym cholernym bólem. Nie chciał, aby Pero zadał jej cios sztyletem w samo serce, które dogłębnie zranione nie było w stanie się zagoić. W tym momencie tak bardzo go nienawidził. Chwycił dziewczynę za łydki i przyciągnął na swoje uda.Wieczorek zagłębiła twarz w materiale jego puchatej kurtki i łkała cicho, naznaczając część garderoby Cene mokrymi śladami. On jednak nie miał jej tego za złe i gładził jej plecy dłonią, a drugą natomiast ogarnął niesforne jasne kosmyki opadające na czoło.
-Nie płacz już, proszę. Nie mogę patrzeć na to jak cierpisz.-musnął ustami jej stroń.
-Kiedy ja nie potrafię przestać.-wypowiedziała drżącym głosem.-Dziękuję, Cene. Dziękuję, że ze mną tutaj jesteś.
Odpowiedział jej łagodnym uśmiech i objął silnymi ramionami, kołysząc ją delikatnie. Po dłuższej chwili w końcu jej drobne ciało przestał nawiedzać spazm, a łzy zastygły na jej bladych policzkach. Nabrała siły i opowiedziała mu o całym zajściu, które miało miejsce w jego rodzinnym domu. Nie pominęła także faktu, że kilkanaście dni temu wyznała mu swoje uczucia. Opuściła uda skoczka i powróciła na swoje miejsce, zapinając pas. Skinęła głową, aby Prevc wyruszył w drogę powrotną, ale on jednak miał inne plany. Odpiął pas bezpieczeństwa i zatrzasnął za sobą drzwi samochodu. Sprintem przemierzał schody, aż w końcu wdrapał się na sam szczyt Bludkovej vielikanki. Wściekły przekroczył próg pomieszczenia i momentalnie znalazł się przy boku bruneta. Chwycił go za suwak od kombinezonu i przygwoździł do ściany.
-Ostrzegałem Cię, że jeśli ją skrzywdzisz to pożałujesz.-wypowiedział, gromiąc go wzrokiem pełnym niebezpiecznych błyskawic.
-Ona tego chciała, rozumiesz?! Oboje wypiliśmy trochę za dużo, ale nie żeby stracić kontrolę nad własnym zachowaniem. Fakt to ja pierwszy wykonałem krok w tym kierunku, ale ona mnie nie odepchnęła.-bronił się Mistrz Świata w Lotach.
-Poddała Ci się, bo Cię kochała kretynie! Wyznała Ci uczucia, a Ty to perfidnie wykorzystałeś i zaciągnąłeś ją do łóżka! Nie mogę uwierzyć, że mam takiego dupka jako brata! Kurwa! Jak można być tak zimnym skurwysynem?! No jak?! Powiedz mi bo ja tego nie rozumiem. Wykorzystać niewinną niczemu dziewczynę, aby kurwa się odegrać na jakieś lasce, która miała Cię głęboko gdzieś i kochała Twoje pieniądze!-wydzierał się Cene.
-Nie prawda! Mina mnie kochała!-wysyczał przez zęby brunet.
-Tak?! Ciekawe kurwa w jaki sposób?! Wydzierając Cię do galerii i namawiając do puszczania fortuny, na którą tak ciężko pracowałeś?! Powiem Ci tyle! Peter jesteś pierdolonym egoistą, który widzi tylko czubek własnego nosa i w dupie ma uczucia innych! Wyrządziłeś jej krzywdę, która może zniszczyć jej psychikę. Nienawidzę Cię. Brzydzę się tym, że mam takiego skurwysyna za brata.-jego słowa były przesiąknięte niesamowitym jadem.
Nagromadzona w nim zawiść wzięła nad nim górę i zwyczajnie odnalazła źródło ujścia w pięści skoczka, która wylądowała na na twarzy 23-latka. Brunet syknął z bólu, przykładając dłoń do pękniętej wargi, a także krwawiącego nosa. W pełni na to zasługiwał. Zadawał sobie z tego sprawę, ale Rozalia także miała własny rozum i mogła go odepchnąć. Mogła przerwać pożądanie, które się pomiędzy nimi narodziło. Młodszy ze skoczków wykonywał już zamach na kolejne uderzenie, ale w odpowiednim momencie do pomieszczenia wpadł Semenic. Anze pośpiesznie zrzucił narty na podłogę i znalazł się pomiędzy braćmi, rozdzielając ich od siebie. Z niepokojem spojrzał na szkarłatną ciecz ściekającą po twarzy kolegi z kadry i zmierzył zdziwionym spojrzeniem Cene. Szatyn wzruszył jedynie ramionami i zmroził brata groźnym spojrzeniem, mając ochotę jeszcze raz sobie ulżyć na jego buźce. Peter miał ochotę sobie oddać i przymierzał się do uderzenia, ale w porę jego dłoń chwycił kumpel z kadry. Anze pośpiesznie przywołał do siebie przekraczających właśnie próg pomieszczenia skoczków i poprosił, aby pomogli mu odciągnąć od siebie braci. Domen zdezorientowany omiótł spojrzeniem sylwetki rodzeństwa i zaniepokojony zatrzymał wzrok na krwawiącej twarzy Petera. 23-latek dostrzegł to i uniósł dłoń, zapewniając nastolatka, że nic takiego się mu nie stało.
-Co tu się dzieje?-rzucił w końcu, mierząc spojrzeniem na zmianę twarz bruneta i szatyna.
-Młody, wyjaśnię Ci to później.-odparł Cene i wyminął go w przejściu.
-Cholera. Co wam odbiło?!-uniósł się Tepes, który wbił wzrok w twarz gwiazdy słoweńskich skoków.
-Nie do mnie pretensje, okay?-warknął Pero.-To on tu wparował i na mnie naskoczył, a także pozostawił po swojej wizycie pamiątkę jak widzisz.-wskazał palcem na sączącą się kres z nosa, a także strugę krwi znajdującą się przy ustach.
-Nic Ci chodziarz po za tym nie jest?-kontynuował Jurij.-Idźcie po jakąś apteczkę.-zwrócił się do kolegów zebranych wokół Prevca.
-A mówiłem Ci odpuść sobie.-Robert pokręcił z dezaprobatą głową.
-Jezus z Maria! Co tu się stało?!-Goran wpadł do środka i wytrzeszczył oczy z niedowierzania w to co ujrzał.-Prevc! W tej chwili się tłumacz!
Brunet westchnął głośno i spojrzał błagalnie na kolegów. Domen chwycił go w pasie i posadził na krześle, kręcąc z niedowierzaniem głową. Przejął apteczkę od Laniska i opatrzył jego rany, a Semenic tymczasem opowiadał o całym zajściu szkoleniowcowi słoweńskiej kadry. Janus złapał się jedynie za głowę i wyraził krótką mowę o tym, że nie można przenosić prywatnego życia na teren skoczni.
-Doskonale wiem, że tam jesteś.-dotarł do niej jego donośny głos.-Porozmawiajmy. Nie możesz mnie ciągle unikać.
Milczała, wysłuchując jego słów. Brakowało jej barwy jego głosu, ale nie miała zamiaru podjąć się z nim jakiejkolwiek rozmowy. Niespodziewanie poczuła na plecach siłę jego uderzenia. Jego pięści waliły w dębowe drzwi niczym szalone, a on wytrwale błagał, aby w końcu otworzyła mu drzwi. Z niedowierzaniem pokręciła głową i poderwała się do pozycji stojącej. Miała już zniknąć za drzwiami własnego lokum, kiedy w salonie pojawiła się jej rodzicielka.
-A może warto w końcu spojrzeć sobie w oczy i porozmawiać?-jej łagodny głos skierowany został w stronę blondynki.-Może on rzeczywiście żałuję?
-Proszę Cię mamo, przestań.-pediatra spojrzała na nią błagalnie.- Nie masz pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
-Może i nie mam, ale widzę jak cierpisz słońce. A uwierz mi to największy ból dla matki.
Rozalia bez słowa przymknęła za sobą drzwi pokoju, a matka dziewczyny westchnęła zrezygnowana. Nie chciała go wpuszczać do środka wbrew jej woli, ale nie mogła też patrzeć jak się męczy.
Od dłuższego czasu wreszcie na jej ustach zagościł szczery, szeroki uśmiech. Z podziwem i jednocześnie wypełniającą ją dumą podziwiała tysiące słoweńskich flag wirujących na wietrze i kocioł jaki panował pod Letalnicą. Miliony sympatyków tej jakże niesamowicie pięknej dyscypliny zgromadziło się na słoweńskiej ziemi, aby pożegnać najlepszych skoczków sezonu 2015/2016 i być świadkami triumfu wspaniałego, nieuchwytnego w tym sezonie dla rywali Petera Prevca. Ona tymczasem zgodnie z obietnicą stawiła się na obiekcie mamucim, aby wspierać drużynę Słoweńców. Zarzuciła dłonie na szyję Cene i przylgnęła do niego całym ciałem, kiedy tylko pojawił się obok niej pośród tłumu kibiców. Szatyn musnął ustami jej policzek na powitanie i posłał jej szeroki uśmiech. Niestety, nie znalazł się w czołowej trzydziestce Pucharu Świata ze względu na małą ilość otrzymanych szans, którymi został obdarowany na ojczystej ziemi i pozostało mu jedynie przyglądać się rywalizacji najlepszej trzydziestce zawodników świata z perspektywy fana na trybunach. Przyjaciel objął ją ramieniem, co też uczynił stojący obok Domen i w taki oto sposób kołysali się w trójkę do rytmów muzyki, a także trąbek drażniących ich narządy słuchowe. Zadarła głowę i skierowała swój wzrok na telebim rozmieszczony przed sporą ilością kibiców. Jej serce momentalnie zaczęło pracować w nienaturalnie szybkim tempie, a kciuki mimowolnie same się zacisnęły. Wszystkie emocje powróciły do niej niczym bumerang. Kochała go, a jednocześnie nienawidziła. Pomiędzy tymi dwoma uczuciami jest cienka granica, ale czy da się darzyć jednocześnie osobę nimi dwoma tego nie wiedziała. Jednak tak właśnie w jej przypadku było. Peter zasiadł na belce startowej i jak miał to już w zwyczaju sprawdził wiązania, po czym wbił swój wzrok w panoramę obiektu. Zaczerpnął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem, próbując pozbyć się napięcia. Jej lazurowe tęczówki podążały za jego sylwetką, która sunęła po torach najazdowych, nabierając odpowiedniej prędkości. Chwilę później wzbił się w powietrze i poddał siłom grawitacji. Frunął nad zeskokiem, pokonując kolejne linie i granice wyznaczone na nawierzchni skoczni. Z podziwem wodziła wzrokiem za jego osobą unoszącą się w powietrzu na dwóch deskach opatrzonych szafą graficzną firmy Elan, która właśnie minęła drugą czerwoną linię. On jednak na tym nie zaprzestał i mknął dalej. W końcu opadł na nawierzchnię zeskoku i wysunął lewą nogę znacznie do przodu, a prawą ugiął nieznacznie. Nieskazitelny telemark w jego wykonaniu był już zwyczajem, do którego zdążył przyzwyczaić już kibiców. Uradowany zacisnął ręce w pięści i nimi potrząsł, zjeżdżając do band, za którymi znajdowali się kibice. Usatysfakcjonowany klasnął w dłonie i przybił z Robertem piątkę, wpadając także w jego męski uścisk. Starszy kolega poklepał go po kasku i zniknął za dmuchanymi brakami, a brunet tymczasem wypiął narty i przystanął za zeskoku, oczekując oficjalnego wyniku. Kiedy przy jego imieniu i nazwisku pojawiła się upragniona jedynka na złotym tle, a także odległość wynosząca 238 metrów z nikłym uśmiechem wzniósł dłoń ku górze i pomachał nią delikatnie w kierunku publiczności zebranej wokół obiektu, a następnie ukłonił się przed nią i opuścił zeskok. Szczęśliwa utonęła w objęciach jego braci i obojgu zmierzyła fryzurę. Julijana posłała jej ciepły uśmiech, a ona odwzajemniła gest.
-Mieć takiego syna to skarb.-wypowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem.
-Dziękuję, skarbie.-rodzicielka braci musnęła ustami jej policzek.
Blondynka poczuła niesamowite ciepło bijące od kobiety. Zawsze zazdrościła przyjacielowi tej czułości i miłości, którą obdarzała go bibliotekarka. Ona miała zapracowanych rodziców i nigdy nie narzekała na relacje z nimi, ale jednak brakowało jej tej troski wymalowanej w oczach swojej rodzicielki, a Cene miał jej pod dostatkiem w oczach matki. Uwielbiała przesiadywać w ich rodzinnym domu, gdzie pełna ciepła atmosfera była wyraźnie zauważalna i właśnie nią częstowano tam gości. W przerwie pomiędzy seriami wdała się w konwersacje z chłopakami, co chwila parskając śmiechem, kiedy wykłócali się o odległość ostatniego skoku Petera.
Wsłuchiwała się w rozemocjonowany głos komentatora słoweńskiego, obserwując jak Słoweniec przygotowuje się do ostatniej próby tej sezonu. Niczym zahipnotyzowana przemieszczała się wzorkiem za osobą skoczka, obserwując każdy jego najmniejszy ruch. Płynął w powietrzu, korygując sylwetkę w locie. Gdy tylko jego narty zetknęły się z podłożem został zaatakowany przez pędzącego wprost na niego Krancja z maską orła, który przygniótł go do nawierzchni zeskoku. Po chwili zsunął się z ciała przyjaciela i pozwolił mu zaczerpnąć tlenu. Brunet jednak przez dłuższą chwilę odpoczywał na śniegu, nasłuchując trąbek, w które dmuchali szczęśliwi i usatysfakcjonowani kibice. W końcu podniósł się z podłoża zeskoku i nartą osłaniał się przed strumieniem szampana wymierzonego w niego przez Roberta. Nie ochronił jednak przed nim kasku, który został naznaczony odrobiną alkoholu. Po drobnych wariactwach utonął w przyjacielskim uścisku, a następnie przemierzał zeskok wraz w zniesionymi w kierunku nieba nartami. Przejął od Kranjca butelkę z szampanem i zatopił w niej swoje wargi, spragniony upijając niewielki łyk. Chwilę później objął ramionami Anze i Robiego, odśpiewując ojczysty hymn. Z szerokim uśmiechem i wzruszeniem spoglądał na twarze kolegów, nie dowierzając jeszcze w to co się właśnie stało. Kąciki jej ust mimowolnie wzniosły się na wyżyny, a serce zabiło mocniej. Wygrał. Odniósł triumf w tym sezonie. Udowodnił wszystkim, że teraz było go stać na stawanie na najwyższych stopniach podium. Przyklejona do niego nalepka z wiecznie drugim miejscem wreszcie przestanie istnieć.Dziś jest najlepszy. Osiągnął wszystko co się dało w tym sezonie. W kącikach jej ust zaczęły gromadzić się łzy. Nim zauważyła znalazły one ujście i skapywały po jej policzkach, opadając na biały puch znajdujący się pod jej stopami. Była z niego dumna. Nienawidziła, ale kochała także. Łkała cicho, próbując ukryć ten fakt przed przyjacielem. Cene jednak usłyszał doskonale mu znany już odgłos i z nikłym uśmiechem przygarnął do siebie lekarkę. Zamknął ją szczelnie w silnych ramionach i milczał. Najzwyczajniej milczał. Wiedział co teraz przeżywa. Wiedział, że to nie są łzy bólu, a wzruszenia, szczęścia wypełniającego jej serce. W tym właśnie momencie zdał sobie sprawę z jednego. Ona go naprawdę kochała. Kochała całym swoim, małym, kruchutkim, porcelanowym, delikatnym serduszkiem. Pokochała takiego dupka jak on najsilniej jak tylko się dało. Pokochała z paskudnymi wadami. Pokochała ze względu na wyrządzoną krzywdę. Delikatnie musnął dłonią nadgarstek Domena i oczekiwał jego reakcji. Zdezorientowany nastolatek odwrócił głowę w jego stronę i posłał mu pytające spojrzenie. Musiał to ratować. Musiał dać im okazje do porozmawiania. Musieli sobie wszystko wyjaśnić. Najwyżej ją zrani, ale będzie wiedziała na czym stoi.
-Przyprowadź go tu.-szepnął najciszej jak się dało do ucha 17-latka.
-Zwariowałeś?! Przecież to ją tylko dobije.-uniósł się delikatnie brunet, rzucając okiem na wtuloną w jego brata blondynkę.
-Proszę Cię idź po niego. Oni muszą sobie wszytko wyjaśnić.-wypowiedział błagalnym tonem 20-latek.-Wiem, że ją kochasz, ale ona może być szczęśliwa tylko z nim. No spójrz na nią. Patrz jak przeżywa to wszystko.-wyjaśniał młodszemu bratu Cene.
-Okay, ale wiedz, że robię to tylko ze względu na jej szczęście.-rzucił nastolatek i zniknął w tłumie kibiców.
Przeprosił kolegów i pobiegł w kierunku bandy. Przystanął obok niej i dostrzegł szeroki uśmiech na twarzy rodzicielki. Chwilę później tonął w matczynych ramionach, pozwalając także kilku łzom opuścić jego oczodoły. Z niesamowitym szczęściem spoglądał w oczy matki, które lśniły pod wpływem zgromadzonych w nich łez. Chłonął tą chwilę jak tylko się da, ale musiał się z nią pożegnać, gdyż wzywano go na dekorację.
Wypełniona euforią spoglądała na podium, na której prezentowała się najlepsza trójka sezonu. Otarła mokre od łez policzki i z szerokim uśmiechem podziwiała skoczka znajdującego się na najwyższym stopniu podium. Wsłuchała się w wolną melodię ojczystej pieśni i obserwowała jak jego usta drgają subtelnie z każdym wypowiedzianym słowem. Chwilę później wzniósł najcenniejsze dla niego w tym sezonie trofeum i ucałował je czule, czując trud z jakim było mu walczyć o Kryształową Kulę. Miał do wyjaśnienia jednak jeszcze jedną sprawę. Zeskoczył ze stopnia i wepchnął wszystkie otrzymane trofea w ręce Roberta wraz z nartami, po czym wyruszył na poszukiwania dziewczyny. Po chwili dostrzegł ją i sprintem rzucił się w jej kierunku. W porę się odwróciła i zauważyła zmierzającego w jej kierunku Słoweńca. Momentalnie wyrwała się z objęć Cene i ruszyła przed siebie.
-Rozalia! Zatrzymaj się! Chce porozmawiać!-wydzierał się ile sił w gardle.
Wrzucił najwyższy bieg i gnał ile sił w nogach, aby dogonić blondynkę. W końcu oplótł jej nadgarstek palcami i wykorzystał swoją siłę, nie pozwalając się jej wyrwać. Niechętnie odwróciła głowę w jego kierunku i zatrzymała lazurowe tęczówki na jego twarzy. Oświetlona przez jasne promyki słońca wydawała się nieskazitelna i subtelna jak nigdy. Stalowe tęczówki skoczka zabłysnęły wesoło, a kąciki jego ust wzniosły się nieznacznie.
-No proszę. Słucham. Co masz mi takiego do powiedzenia?-splotła ramiona na piersiach i spojrzała wyczekująco na bruneta.
-Nie tutaj. Choć.-chwycił jej dłoń i splótł ze swoją, ciągnąc ją w kierunku obszaru przeznaczonego tylko dla skoczków.
-A Ty nie powinieneś być czasem na jakieś konferencji czy coś w tym stylu?-uniosła pytająco brew.
Peter zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową, próbując przedrzeć się przez tłum kibiców, którzy o dziwo nie próbowali go oblężyć. W końcu przystanął w miejscu i odwrócił się na pięcie w kierunku blondynki. Rozalia zniecierpliwiona tupała nogą, nie spuszczając czujnego wzroku z twarzy skoczka. Brunet zaczerpnął świeżego powietrza do płuc i splótł ich dłonie. Zdezorientowana zmarszczyła brwi, ale nie uwolniła rąk ze smukłych dłoni skoczka. Może wpłynął na to fakt, że jej były nieco chłodne, a brunet miał je niezwykle ciepłe. Uniósł wzrok na twarz lekarki i po raz ostatni odnotował w głowie kwestie, które zamierzał poruszyć podczas tej rozmowy.
-Możesz mi nie wierzyć, ale dostrzegłem swój błąd i nie żałuję.-spojrzał jej głęboko w oczy i mimo wymalowanego w nich zdziwienia kontynuował.- Nie żałuję, bo gdyby nie ta niezwykła noc nie zauważył bym czegoś ważnego.-uśmiechnął się na wspomnienia dochodzenia do tego wniosku.- Wtedy zależało mi tylko na odrobinie przyjemności obok Ciebie, ale teraz jest zupełnie inaczej. Wtedy wydawało mi się to absurdalne i chore, ale dopiero teraz, kiedy dostrzegłem Cię w tłumie kibiców ściskającą na mnie kciuki, obserwującą mój triumf z łzami w oczach, tonącą w objęciach mojego brata zdałem sobie sprawę jak bardzo mi Ciebie brakowało. Codziennie pragnąłem usłyszeć Twój uroczy śmiech, dostrzec ten urzekający, szczery uśmiech, podroczyć się z Tobą. Nie dopuszczałem do siebie myśl, że mogę tęsknić za laską, którą przeleciałem kilkanaście dni wcześniej. Przepraszam, że musiałaś przez mnie cierpieć, abym doszedł do tego wniosku. Wiem, że może to zabrzmi zadziwiająco z moich ust, ale zakochałem się w Tobie.-zagarnął za ucho niesforny kosmyk wystający z pod jej czapki.-Kocham Cię i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie znać. Zasłużyłem sobie na to. Jednak musiałem Ci to powiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie wszystkim wydaje się, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie jestem. Nie jestem bo nie mam obok siebie tak wspaniałej dziewczyny jak Ty, która po mimo wyrządzonej krzywdy stawiła się tu i mnie wspierała. Nie wierzę w to co mówię, ale byłbym wstanie oddać nawet tą pieprzoną Kryształową Kulę, na którą tak cholernie pracowałem za Twoje serce. -zakończył swój monolog.
Wieczorek przymknęła powieki i zagryzła dolną wargę, próbując powstrzymać słoną ciecz, która próbowała wydostać się z pod jej powiek na zewnątrz. Słowa padające z ust 23-latka najzwyczajniej w świecie ją zaskoczyły. Nigdy nie usłyszała czegoś piękniejszego. Nie kłamał. Był niesamowicie szczery. Widziała to w jego stalowych tęczówkach, które płonęły iskierkami szczęścia, kiedy spoglądały w jej błękitne oczy. Dostrzegła w nich uczucie, które pragnęła w nich zobaczyć tego pamiętnego dnia, kiedy rzuciła się na niego wypełniona euforią i ulgą, że jednak Bóg uchronił go od katastrofy. Chciała je zobaczyć, kiedy opowiadała mu o swoich uczuciach, a on zupełnie ją odtrącił i pozwolił uciec. Teraz to on stanął przed nią otworem i opowiadał o tym co miał w swoim sercu. Mogła postąpić tak samo jak on... Jednak byłaby wariatką, gdyby pozwoliła mu teraz odejść. Nie mogła stracić takiej okazji. On ją kochał. Poczuł to uczucie co ona. Mimowolnie kąciki jej ust powędrowały na wyżyny, a łzy wydostały się z pod powiek i skapywały po jej policzkach, naznaczając na nich szlak. Była wzruszona. Nadal nie dowierzała w to co się przed chwilą wydarzyło. To był najcudniejszy sen w jej życiu. A może to wcale nie był sen? Uniosła powieki i ze zdziwieniem odnotowała fakt, że on nadal przed nią stał i oczekiwał jej ruchu. Te słowa rzeczywiście padły z jego ust. W między czasie otrzymał od Roberta z powrotem najcenniejsze trofeum sezonu, z którym teraz stał, tuląc w swoich ramionach. Nie mogła dłużej powstrzymać targających nią emocji. Najzwyczajniej w świecie wskoczyła na skoczka, oplatając nogami jego pas i zarzucając ramiona na szyje, po czym wpiła się żarłocznie w jego usta. Jego aksamitne wargi muskały jej słodkie usta inaczej niż zawsze. Teraz starały się oddać siłę uczucia jakim ją darzył. Całował ją czule i żarłocznie, jakby nigdy więcej miał nie zasmakować jej ust. Bał się, że może ją stracić, że najzwyczajniej w świecie przerwie ten moment i ucieknie. Ona jednak nadal trwała w długim pocałunku, napawając się jego bliskością. Tak bardzo za nią tęskniła. Kochała smak jego ust na swoich. Uwielbiała moment, kiedy jego język drażnił jej podniebienie. Zajęci sobą nawzajem nawet nie zauważyli momentu, w którym błysnął flesz aparatu, uwieczniającą ich dwójkę złączoną w gorącym pocałunku. Jej dłoń zsunęła się na Krzyształową Kulę, natrafiając na jego rękę. Tym razem brzdęk lustrzanki należał do Cene, który wykonywał pamiątkowe zdjęcie. Był z siebie dumny. Zdyszani oderwali się od siebie i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Peter uniósł kąciki ust najwyżej jak się dało, uraczając blondynkę jedynym w swym rodzaju, anielskim, szerokim uśmiechem, który był przeznaczony tylko dla niej. Zarumieniła się delikatnie i zeskoczyła ze skoczka, a dopiero po chwili spostrzegła, że jej dłoń nadal spoczywa na trzymanym przez niego trofeum. Uśmiechnęła się zmieszana, a Prevc zachichotał cicho. Musnęła ustami policzek skoczka, a Julijana przejęła aparat od syna i wykonała pamiątkową fotografię. Peter spojrzał na matkę z mordem w oczach, a Rozalia roześmiała się wesoło, spoglądając na rodzinę Prevców w komplecie.
-No to witamy w rodzinie, pani Prevc.-oświadczył z szerokim uśmiechem Cene.
PS: Spokojnie, Domen odegra tu jeszcze sporą rolę ;)
PS 2: Rozdziały w roku szkolnym najprawdopodobniej będą pojawiać się w weekendy. Nie mam niestety innej możliwości, mieszkając w internacie :/
-Rozi? A Ty nadal tutaj?-zdziwiona Julijana zmierzyła wzrokiem blondynkę.-Peter jeszcze nie wrócił?-uniosła pytająco brew.
-Nie, nie spokojnie. Peter dotarł wczoraj wieczorem, ale jak się obudziłam już go nie było.-odparła lekarka.-Zostałam na noc, gdyż on mnie o to poprosił. Chciałam wrócić do domu, ale było ciemno i zaproponował mi podwiezienie, ale widziałam, że jest zmęczony dlatego odmówiłam, a samej mi iść nie pozwolił.-wyjaśniła dziewczyna.
Pani Prevc skinęła jedynie głową i posłała Wieczorek ciepły uśmiech, proponując śniadanie. Pediatra z chęcią przystała na jej propozycję, a duży wpływ miał na to żołądek, który upominał się o posiłek. Chwilę później siedziała przy kuchennym stole wraz z Domenem i Cene, delektując się przygotowanymi przez rodzicielkę chłopców goframi. Nastolatek z rozbawieniem zgarnął opuszkiem palca bitą śmietanę z nad górnej wargi blondynki i wpakował ją sobie do ust. Rozalia posłała mu nikły uśmiech i najedzona pogładziła się po brzuchu, obdarowując właścicielkę domu szerokim, wdzięcznym uśmiechem. Pochłonięta myślami o tym jak teraz będzie wyglądać zachowanie 23-latka przysłuchiwała się rozmowom słoweńskiej rodziny. Kiedy jej lazurowe tęczówki natrafiły na ciemne oczy przyjaciela wysiliła się na subtelny uśmiech, aby Prevc nie zaczął nic podejrzewać i sięgnęła po telefon w kieszeni. Odblokowała urządzenie i z zainteresowaniem zerknęła na jego wyświetlacz, lustrując wzorkiem godzinę. Zdziwiona, że aż tak zasiedziała się u rodziny kumpla poderwała się z miejsca i już miała opuszczać dom, kiedy poczuła palce oplatające jej nadgarstek. Uniosła wzrok i napotkała na sobie spojrzenie ciemnych tęczówek.
-Odprowadzę Cię.-Cene puścił jej oczko i niedbale narzucił na siebie kurtkę.
W ciszy pokonali próg budynku i wolnym tempem zmierzali w kierunku jej ulicy. Biła się z własnymi myślami, ale w końcu postanowiła zaryzykować. Przystanęła nagle i podniosła wzrok na subtelną, urzekająco dziecięcą twarz szatyna. Chłopak czujnie badał ją wzrokiem, oczekując na jakiekolwiek posunięcie.
-Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Zawieź mnie pod skocznie w Planicy.-pewna obaw w końcu to z siebie wydusiła.
-Czy to ma jakiś związek z Peterem?-uniósł pytająco brwi.
-Proszę Cię, daruj sobie.-wywróciła zirytowana oczami.
-Ostatnio też było daj spokój, nic mnie z nim nie łączy, a później nagle kocham Twojego brata. Taka suprise mada faka! -wzruszył jedynie ramionami.
-Zawieź mnie tam.-dodała nieco ostrzej i stanowczo.
Szatyn westchnął głośno i zrezygnowany udał się po kluczyki do samochodu. Ona tymczasem oparła się o karoserię jego maszyny i zastanawiała jak ma przebiec ta cholernie trudna dla niej rozmowa. Przymknęła powieki i zaczerpnęła świeżego, zimnego powietrza do swoich płuc. W tym samym momencie na horyzoncie pojawił się Cene. Opadła na fotel obok kierowcy i wbiła wzrok w szybę. Podziwiała migoczący za nią krajobraz, próbując zniwelować nerwy. Nic z tego. Zdecydowanie za bardzo przeżywała to co za chwilę miało nastąpić. Nie mogła mu ulec. Musiała być stanowcza i twarda. Nie daruje mu tego. Był tym pierwszym i niewłaściwym za razem. Jak mogła być tak naiwna? Nie wierzyła we własną głupotę. Wystarczyło kilka kieliszków winna, jego aksamitne wargi muskające jej usta i wpadła. Zatonęła w jego uroku osobistym, a koła ratunkowego niestety w pobliżu nie było. Z dezaprobatą pokręciła głową i wbiła zęby w dolny płatek wargi. W kącika jej oczu zaczęły pojawiać się łzy. Nie mogła teraz dać upustu swoim emocjom. Pośpiesznie otarła je kciukiem i ponownie zaczerpnęła tlenu do swoich płuc, wypuszczając go po chwili. Szatyn tymczasem zaniepokojony przyglądał się jej dość dziwnemu zachowaniu, które nie uszło jego uwadze. Nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodził, ale pewny był jednego. Na pewno stał za tym wszystkim jego starszy brat. Niech tylko się dowie, że włos jej z głowy spadł a naprawdę tego słono pożałuję. Nim spostrzegła a samochód 20-latka zatrzymał się na pojeździe skoczni. Momentalnie wyskoczyła z jego wnętrza i pobiegła w kierunku windy. Nieco przerażona po ostatniej sytuacji z jej udziałem przystanęła na chwilę na przeciw niej, ale po chwili z nutką strachu wypełniającą jej ciało stawiła się w środku dźwigni. Niezauważalnie zatrzymała się obok zła, a do jej uszu dobiegł strzępek rozmowy pomiędzy skoczkami :
-Stary, szacun! Serio ją zaliczyłeś?!-wytrzeszczył oczy Jaka.
-Urokowi Prevca żadna się nie oprze.-zaprezentował swoje śnieżnobiałe uzębienie Peter.
-I po co to robisz? Powiedz mi. Co ona Ci takiego zrobiła?-do rozmowy włączył się milczący do tej pory Kranjec.
-Możesz dać sobie spokój z tymi pogadankami o tym jak powinienem postępować?-warknął 23-latek.-To jest moje życie. Po prostu mnie pociągała. Chciałem, zaliczyłem i do widzenia.
-Właśnie jej życie w tym momencie zrujnowałeś. A dlaczego?! Bo jakaś pierdolona blondi Cię zraniła, a Ty nie umiesz się z tym pogodzić.
-Zamilcz Robi, zamilcz.-syknął przez zaciśnięte zęby Pero.
-Bo co? Prawda Cię boli?
-A więc to tak! Chciałeś mnie przelecieć, a potem uznać, że się nie znamy, tak?!-blondynka wparowała do wnętrza pomieszczenia.-Boże, jaka ja byłam głupia! Zakochałam się w Tobie dupku, a Ty najzwyczajniej w świecie wykorzystałeś moje uczucia! Nienawidzę Cię! Jesteś pierdolonym egoistą! Sukinsynem bez uczuć! Brzydzę się Tobą, rozumiesz?!-wrzeszczała na całe gardło.
Prevc prychnął jedynie, a na jego usta wstąpił cwany uśmiech. Bez zastanowienia podeszła bliżej bruneta i nawet nie zauważyła, kiedy jej drobna dłoń wylądowała na jego policzku. Oszołomiony skoczek wodził opuszkiem palca po zaczerwienionym znacznie miejscu, wpatrując się z niedowierzaniem w znikającą za drzwiami sylwetkę dziewczyny. Kranjec z dezaprobatą pokręcił jedynie głową i opuścił pomieszczenie, nie mogąc znieść patrzenia na tego bydlaka, który zwał się jego przyjacielem. Znał Petera od kilku lat i nigdy w życiu nie pomyślałby, że jest zdolny zrobić coś takiego. Perfidnie wykorzystał przyjaciółkę swojego brata. Skrzywdził ją na całe życie. Lekarka biegła ile sił w nogach, nie powstrzymując już buzujących w niej emocji. Słona ciecz spływała po jej policzkach, pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Całe jej ciało drżało, a serce już dawno pękło na tysiące kawałeczków, których w stanie nie był nikt posklejać. Zdruzgotana opadła na fotel obok kierowcy, a gdy szatyn dostrzegł w jakim stanie znajduje się jego przyjaciółka momentalnie uformował dłonie w pięści, a w jego ciemnych tęczówkach pojawiła się szczera nienawiść.
-Co ten sukinsyn Tobie zrobił?!-warknął zirytowany do granic możliwości.
-Cene, uspokój się. Proszę.-wyszeptała prawie niesłyszalnie.
-Jak mam być spokojny jak w takim stanie wracasz od mojego brata?!-uniósł się gwałtownie.-Mów.-spojrzał na nią błagalnie.
Blondynka nieśmiało zadarła głowę ku górze i zaszklonymi oczami spojrzała na twarz przyjaciela. Obawiała się, że Cene może stracić nad sobą kontrolę i Peter tylko na tym ucierpi. Po mimo tego co jej zrobił nadal się o niego troszczyła. Nie chciała psuć relacji rodzeństwa. Nie mieli prawa skakać sobie do gardła przez jej naiwność i głupotę. Kilka godzin wcześniej napawała się wydarzeniami ostatniej nocy, a teraz czuła do skoczka wstręt i obrzydzenie. Chciał dopisać ją do listy zdobytych trofeum. Zabawić się, zadać sobie przyjemność i porzucić jak znudzoną zabawkę w kąt, by później znaleźć sobie nową. Słona ciecz coraz to liczniej zdobiła jej blade policzki, a jęk bólu z jej gardła ranił narządy słuchowe szatyna. Chciał tego uniknąć. Chciał ochronić lekarkę przed tym cholernym bólem. Nie chciał, aby Pero zadał jej cios sztyletem w samo serce, które dogłębnie zranione nie było w stanie się zagoić. W tym momencie tak bardzo go nienawidził. Chwycił dziewczynę za łydki i przyciągnął na swoje uda.Wieczorek zagłębiła twarz w materiale jego puchatej kurtki i łkała cicho, naznaczając część garderoby Cene mokrymi śladami. On jednak nie miał jej tego za złe i gładził jej plecy dłonią, a drugą natomiast ogarnął niesforne jasne kosmyki opadające na czoło.
-Nie płacz już, proszę. Nie mogę patrzeć na to jak cierpisz.-musnął ustami jej stroń.
-Kiedy ja nie potrafię przestać.-wypowiedziała drżącym głosem.-Dziękuję, Cene. Dziękuję, że ze mną tutaj jesteś.
Odpowiedział jej łagodnym uśmiech i objął silnymi ramionami, kołysząc ją delikatnie. Po dłuższej chwili w końcu jej drobne ciało przestał nawiedzać spazm, a łzy zastygły na jej bladych policzkach. Nabrała siły i opowiedziała mu o całym zajściu, które miało miejsce w jego rodzinnym domu. Nie pominęła także faktu, że kilkanaście dni temu wyznała mu swoje uczucia. Opuściła uda skoczka i powróciła na swoje miejsce, zapinając pas. Skinęła głową, aby Prevc wyruszył w drogę powrotną, ale on jednak miał inne plany. Odpiął pas bezpieczeństwa i zatrzasnął za sobą drzwi samochodu. Sprintem przemierzał schody, aż w końcu wdrapał się na sam szczyt Bludkovej vielikanki. Wściekły przekroczył próg pomieszczenia i momentalnie znalazł się przy boku bruneta. Chwycił go za suwak od kombinezonu i przygwoździł do ściany.
-Ostrzegałem Cię, że jeśli ją skrzywdzisz to pożałujesz.-wypowiedział, gromiąc go wzrokiem pełnym niebezpiecznych błyskawic.
-Ona tego chciała, rozumiesz?! Oboje wypiliśmy trochę za dużo, ale nie żeby stracić kontrolę nad własnym zachowaniem. Fakt to ja pierwszy wykonałem krok w tym kierunku, ale ona mnie nie odepchnęła.-bronił się Mistrz Świata w Lotach.
-Poddała Ci się, bo Cię kochała kretynie! Wyznała Ci uczucia, a Ty to perfidnie wykorzystałeś i zaciągnąłeś ją do łóżka! Nie mogę uwierzyć, że mam takiego dupka jako brata! Kurwa! Jak można być tak zimnym skurwysynem?! No jak?! Powiedz mi bo ja tego nie rozumiem. Wykorzystać niewinną niczemu dziewczynę, aby kurwa się odegrać na jakieś lasce, która miała Cię głęboko gdzieś i kochała Twoje pieniądze!-wydzierał się Cene.
-Nie prawda! Mina mnie kochała!-wysyczał przez zęby brunet.
-Tak?! Ciekawe kurwa w jaki sposób?! Wydzierając Cię do galerii i namawiając do puszczania fortuny, na którą tak ciężko pracowałeś?! Powiem Ci tyle! Peter jesteś pierdolonym egoistą, który widzi tylko czubek własnego nosa i w dupie ma uczucia innych! Wyrządziłeś jej krzywdę, która może zniszczyć jej psychikę. Nienawidzę Cię. Brzydzę się tym, że mam takiego skurwysyna za brata.-jego słowa były przesiąknięte niesamowitym jadem.
Nagromadzona w nim zawiść wzięła nad nim górę i zwyczajnie odnalazła źródło ujścia w pięści skoczka, która wylądowała na na twarzy 23-latka. Brunet syknął z bólu, przykładając dłoń do pękniętej wargi, a także krwawiącego nosa. W pełni na to zasługiwał. Zadawał sobie z tego sprawę, ale Rozalia także miała własny rozum i mogła go odepchnąć. Mogła przerwać pożądanie, które się pomiędzy nimi narodziło. Młodszy ze skoczków wykonywał już zamach na kolejne uderzenie, ale w odpowiednim momencie do pomieszczenia wpadł Semenic. Anze pośpiesznie zrzucił narty na podłogę i znalazł się pomiędzy braćmi, rozdzielając ich od siebie. Z niepokojem spojrzał na szkarłatną ciecz ściekającą po twarzy kolegi z kadry i zmierzył zdziwionym spojrzeniem Cene. Szatyn wzruszył jedynie ramionami i zmroził brata groźnym spojrzeniem, mając ochotę jeszcze raz sobie ulżyć na jego buźce. Peter miał ochotę sobie oddać i przymierzał się do uderzenia, ale w porę jego dłoń chwycił kumpel z kadry. Anze pośpiesznie przywołał do siebie przekraczających właśnie próg pomieszczenia skoczków i poprosił, aby pomogli mu odciągnąć od siebie braci. Domen zdezorientowany omiótł spojrzeniem sylwetki rodzeństwa i zaniepokojony zatrzymał wzrok na krwawiącej twarzy Petera. 23-latek dostrzegł to i uniósł dłoń, zapewniając nastolatka, że nic takiego się mu nie stało.
-Co tu się dzieje?-rzucił w końcu, mierząc spojrzeniem na zmianę twarz bruneta i szatyna.
-Młody, wyjaśnię Ci to później.-odparł Cene i wyminął go w przejściu.
-Cholera. Co wam odbiło?!-uniósł się Tepes, który wbił wzrok w twarz gwiazdy słoweńskich skoków.
-Nie do mnie pretensje, okay?-warknął Pero.-To on tu wparował i na mnie naskoczył, a także pozostawił po swojej wizycie pamiątkę jak widzisz.-wskazał palcem na sączącą się kres z nosa, a także strugę krwi znajdującą się przy ustach.
-Nic Ci chodziarz po za tym nie jest?-kontynuował Jurij.-Idźcie po jakąś apteczkę.-zwrócił się do kolegów zebranych wokół Prevca.
-A mówiłem Ci odpuść sobie.-Robert pokręcił z dezaprobatą głową.
-Jezus z Maria! Co tu się stało?!-Goran wpadł do środka i wytrzeszczył oczy z niedowierzania w to co ujrzał.-Prevc! W tej chwili się tłumacz!
Brunet westchnął głośno i spojrzał błagalnie na kolegów. Domen chwycił go w pasie i posadził na krześle, kręcąc z niedowierzaniem głową. Przejął apteczkę od Laniska i opatrzył jego rany, a Semenic tymczasem opowiadał o całym zajściu szkoleniowcowi słoweńskiej kadry. Janus złapał się jedynie za głowę i wyraził krótką mowę o tym, że nie można przenosić prywatnego życia na teren skoczni.
***
Przesunęła opuszkiem palca po ekranie telefonu i po raz kolejny odrzuciła przychodzące połączenie. Miała już dość jego uśmiechniętej od ucha do ucha twarzy pojawiającej się na wyświetlaczu jej i'Phone'a. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Niestety, wspomnienia tej niesamowitej i wyjątkowej dla niej nocy powracały niczym bumerang ze zdwojoną siłą. Stanęła naprzeciw lustra i wbiła w niego wzrok, obserwując swoje przerażające odbicie. Jej twarz przyprawiała ją o dreszcze na plecach. Zmarszczki nagromadzone wokół jej oczodołów z powodu niewyspania, zaschnięte strugi tuszu do rzęs zdobiące jej policzki, spierzchnięte wargi... To właśnie z nią uczynił Peter Prevc. Facet, który wbrew jej woli i sprzeciwom zawładnął jej sercem, a później skorzystał z tej okazji i zaciągnął do łóżka. Gdyby nie wypiła tyle wina kto wie może i była go odepchnęła... Nie mogła się jednak wszystkiego uzasadniać ilością wypitego alkoholu. Wzdrygnęła się delikatnie, kiedy po wnętrzu budynku rozniósł się dzwonek. Westchnęła głośno i przemyła twarz zimną wodą, po czym zdecydowała się zejść otworzyć. Spojrzała przez wizjer i westchnęła głośno. Po drugiej stronie drzwi stał właśnie on, powód jej katastrofalnego stanu. Osunęła się po wnętrzu dębowych drzwi i podkurczyła nogi, obejmując kolana ramionami i układając na nich brodę. Przymknęła powieki i starała się powstrzymać gromadzące się pod nimi łzy. Choć minęło tyle czasu ona nadal wszystko doskonale pamiętała i przeżywała. Nie umiała o tym zapomnieć. -Doskonale wiem, że tam jesteś.-dotarł do niej jego donośny głos.-Porozmawiajmy. Nie możesz mnie ciągle unikać.
Milczała, wysłuchując jego słów. Brakowało jej barwy jego głosu, ale nie miała zamiaru podjąć się z nim jakiejkolwiek rozmowy. Niespodziewanie poczuła na plecach siłę jego uderzenia. Jego pięści waliły w dębowe drzwi niczym szalone, a on wytrwale błagał, aby w końcu otworzyła mu drzwi. Z niedowierzaniem pokręciła głową i poderwała się do pozycji stojącej. Miała już zniknąć za drzwiami własnego lokum, kiedy w salonie pojawiła się jej rodzicielka.
-A może warto w końcu spojrzeć sobie w oczy i porozmawiać?-jej łagodny głos skierowany został w stronę blondynki.-Może on rzeczywiście żałuję?
-Proszę Cię mamo, przestań.-pediatra spojrzała na nią błagalnie.- Nie masz pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
-Może i nie mam, ale widzę jak cierpisz słońce. A uwierz mi to największy ból dla matki.
Rozalia bez słowa przymknęła za sobą drzwi pokoju, a matka dziewczyny westchnęła zrezygnowana. Nie chciała go wpuszczać do środka wbrew jej woli, ale nie mogła też patrzeć jak się męczy.
Od dłuższego czasu wreszcie na jej ustach zagościł szczery, szeroki uśmiech. Z podziwem i jednocześnie wypełniającą ją dumą podziwiała tysiące słoweńskich flag wirujących na wietrze i kocioł jaki panował pod Letalnicą. Miliony sympatyków tej jakże niesamowicie pięknej dyscypliny zgromadziło się na słoweńskiej ziemi, aby pożegnać najlepszych skoczków sezonu 2015/2016 i być świadkami triumfu wspaniałego, nieuchwytnego w tym sezonie dla rywali Petera Prevca. Ona tymczasem zgodnie z obietnicą stawiła się na obiekcie mamucim, aby wspierać drużynę Słoweńców. Zarzuciła dłonie na szyję Cene i przylgnęła do niego całym ciałem, kiedy tylko pojawił się obok niej pośród tłumu kibiców. Szatyn musnął ustami jej policzek na powitanie i posłał jej szeroki uśmiech. Niestety, nie znalazł się w czołowej trzydziestce Pucharu Świata ze względu na małą ilość otrzymanych szans, którymi został obdarowany na ojczystej ziemi i pozostało mu jedynie przyglądać się rywalizacji najlepszej trzydziestce zawodników świata z perspektywy fana na trybunach. Przyjaciel objął ją ramieniem, co też uczynił stojący obok Domen i w taki oto sposób kołysali się w trójkę do rytmów muzyki, a także trąbek drażniących ich narządy słuchowe. Zadarła głowę i skierowała swój wzrok na telebim rozmieszczony przed sporą ilością kibiców. Jej serce momentalnie zaczęło pracować w nienaturalnie szybkim tempie, a kciuki mimowolnie same się zacisnęły. Wszystkie emocje powróciły do niej niczym bumerang. Kochała go, a jednocześnie nienawidziła. Pomiędzy tymi dwoma uczuciami jest cienka granica, ale czy da się darzyć jednocześnie osobę nimi dwoma tego nie wiedziała. Jednak tak właśnie w jej przypadku było. Peter zasiadł na belce startowej i jak miał to już w zwyczaju sprawdził wiązania, po czym wbił swój wzrok w panoramę obiektu. Zaczerpnął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem, próbując pozbyć się napięcia. Jej lazurowe tęczówki podążały za jego sylwetką, która sunęła po torach najazdowych, nabierając odpowiedniej prędkości. Chwilę później wzbił się w powietrze i poddał siłom grawitacji. Frunął nad zeskokiem, pokonując kolejne linie i granice wyznaczone na nawierzchni skoczni. Z podziwem wodziła wzrokiem za jego osobą unoszącą się w powietrzu na dwóch deskach opatrzonych szafą graficzną firmy Elan, która właśnie minęła drugą czerwoną linię. On jednak na tym nie zaprzestał i mknął dalej. W końcu opadł na nawierzchnię zeskoku i wysunął lewą nogę znacznie do przodu, a prawą ugiął nieznacznie. Nieskazitelny telemark w jego wykonaniu był już zwyczajem, do którego zdążył przyzwyczaić już kibiców. Uradowany zacisnął ręce w pięści i nimi potrząsł, zjeżdżając do band, za którymi znajdowali się kibice. Usatysfakcjonowany klasnął w dłonie i przybił z Robertem piątkę, wpadając także w jego męski uścisk. Starszy kolega poklepał go po kasku i zniknął za dmuchanymi brakami, a brunet tymczasem wypiął narty i przystanął za zeskoku, oczekując oficjalnego wyniku. Kiedy przy jego imieniu i nazwisku pojawiła się upragniona jedynka na złotym tle, a także odległość wynosząca 238 metrów z nikłym uśmiechem wzniósł dłoń ku górze i pomachał nią delikatnie w kierunku publiczności zebranej wokół obiektu, a następnie ukłonił się przed nią i opuścił zeskok. Szczęśliwa utonęła w objęciach jego braci i obojgu zmierzyła fryzurę. Julijana posłała jej ciepły uśmiech, a ona odwzajemniła gest.
-Mieć takiego syna to skarb.-wypowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem.
-Dziękuję, skarbie.-rodzicielka braci musnęła ustami jej policzek.
Blondynka poczuła niesamowite ciepło bijące od kobiety. Zawsze zazdrościła przyjacielowi tej czułości i miłości, którą obdarzała go bibliotekarka. Ona miała zapracowanych rodziców i nigdy nie narzekała na relacje z nimi, ale jednak brakowało jej tej troski wymalowanej w oczach swojej rodzicielki, a Cene miał jej pod dostatkiem w oczach matki. Uwielbiała przesiadywać w ich rodzinnym domu, gdzie pełna ciepła atmosfera była wyraźnie zauważalna i właśnie nią częstowano tam gości. W przerwie pomiędzy seriami wdała się w konwersacje z chłopakami, co chwila parskając śmiechem, kiedy wykłócali się o odległość ostatniego skoku Petera.
Wsłuchiwała się w rozemocjonowany głos komentatora słoweńskiego, obserwując jak Słoweniec przygotowuje się do ostatniej próby tej sezonu. Niczym zahipnotyzowana przemieszczała się wzorkiem za osobą skoczka, obserwując każdy jego najmniejszy ruch. Płynął w powietrzu, korygując sylwetkę w locie. Gdy tylko jego narty zetknęły się z podłożem został zaatakowany przez pędzącego wprost na niego Krancja z maską orła, który przygniótł go do nawierzchni zeskoku. Po chwili zsunął się z ciała przyjaciela i pozwolił mu zaczerpnąć tlenu. Brunet jednak przez dłuższą chwilę odpoczywał na śniegu, nasłuchując trąbek, w które dmuchali szczęśliwi i usatysfakcjonowani kibice. W końcu podniósł się z podłoża zeskoku i nartą osłaniał się przed strumieniem szampana wymierzonego w niego przez Roberta. Nie ochronił jednak przed nim kasku, który został naznaczony odrobiną alkoholu. Po drobnych wariactwach utonął w przyjacielskim uścisku, a następnie przemierzał zeskok wraz w zniesionymi w kierunku nieba nartami. Przejął od Kranjca butelkę z szampanem i zatopił w niej swoje wargi, spragniony upijając niewielki łyk. Chwilę później objął ramionami Anze i Robiego, odśpiewując ojczysty hymn. Z szerokim uśmiechem i wzruszeniem spoglądał na twarze kolegów, nie dowierzając jeszcze w to co się właśnie stało. Kąciki jej ust mimowolnie wzniosły się na wyżyny, a serce zabiło mocniej. Wygrał. Odniósł triumf w tym sezonie. Udowodnił wszystkim, że teraz było go stać na stawanie na najwyższych stopniach podium. Przyklejona do niego nalepka z wiecznie drugim miejscem wreszcie przestanie istnieć.Dziś jest najlepszy. Osiągnął wszystko co się dało w tym sezonie. W kącikach jej ust zaczęły gromadzić się łzy. Nim zauważyła znalazły one ujście i skapywały po jej policzkach, opadając na biały puch znajdujący się pod jej stopami. Była z niego dumna. Nienawidziła, ale kochała także. Łkała cicho, próbując ukryć ten fakt przed przyjacielem. Cene jednak usłyszał doskonale mu znany już odgłos i z nikłym uśmiechem przygarnął do siebie lekarkę. Zamknął ją szczelnie w silnych ramionach i milczał. Najzwyczajniej milczał. Wiedział co teraz przeżywa. Wiedział, że to nie są łzy bólu, a wzruszenia, szczęścia wypełniającego jej serce. W tym właśnie momencie zdał sobie sprawę z jednego. Ona go naprawdę kochała. Kochała całym swoim, małym, kruchutkim, porcelanowym, delikatnym serduszkiem. Pokochała takiego dupka jak on najsilniej jak tylko się dało. Pokochała z paskudnymi wadami. Pokochała ze względu na wyrządzoną krzywdę. Delikatnie musnął dłonią nadgarstek Domena i oczekiwał jego reakcji. Zdezorientowany nastolatek odwrócił głowę w jego stronę i posłał mu pytające spojrzenie. Musiał to ratować. Musiał dać im okazje do porozmawiania. Musieli sobie wszystko wyjaśnić. Najwyżej ją zrani, ale będzie wiedziała na czym stoi.
-Przyprowadź go tu.-szepnął najciszej jak się dało do ucha 17-latka.
-Zwariowałeś?! Przecież to ją tylko dobije.-uniósł się delikatnie brunet, rzucając okiem na wtuloną w jego brata blondynkę.
-Proszę Cię idź po niego. Oni muszą sobie wszytko wyjaśnić.-wypowiedział błagalnym tonem 20-latek.-Wiem, że ją kochasz, ale ona może być szczęśliwa tylko z nim. No spójrz na nią. Patrz jak przeżywa to wszystko.-wyjaśniał młodszemu bratu Cene.
-Okay, ale wiedz, że robię to tylko ze względu na jej szczęście.-rzucił nastolatek i zniknął w tłumie kibiców.
Przeprosił kolegów i pobiegł w kierunku bandy. Przystanął obok niej i dostrzegł szeroki uśmiech na twarzy rodzicielki. Chwilę później tonął w matczynych ramionach, pozwalając także kilku łzom opuścić jego oczodoły. Z niesamowitym szczęściem spoglądał w oczy matki, które lśniły pod wpływem zgromadzonych w nich łez. Chłonął tą chwilę jak tylko się da, ale musiał się z nią pożegnać, gdyż wzywano go na dekorację.
Wypełniona euforią spoglądała na podium, na której prezentowała się najlepsza trójka sezonu. Otarła mokre od łez policzki i z szerokim uśmiechem podziwiała skoczka znajdującego się na najwyższym stopniu podium. Wsłuchała się w wolną melodię ojczystej pieśni i obserwowała jak jego usta drgają subtelnie z każdym wypowiedzianym słowem. Chwilę później wzniósł najcenniejsze dla niego w tym sezonie trofeum i ucałował je czule, czując trud z jakim było mu walczyć o Kryształową Kulę. Miał do wyjaśnienia jednak jeszcze jedną sprawę. Zeskoczył ze stopnia i wepchnął wszystkie otrzymane trofea w ręce Roberta wraz z nartami, po czym wyruszył na poszukiwania dziewczyny. Po chwili dostrzegł ją i sprintem rzucił się w jej kierunku. W porę się odwróciła i zauważyła zmierzającego w jej kierunku Słoweńca. Momentalnie wyrwała się z objęć Cene i ruszyła przed siebie.
-Rozalia! Zatrzymaj się! Chce porozmawiać!-wydzierał się ile sił w gardle.
Wrzucił najwyższy bieg i gnał ile sił w nogach, aby dogonić blondynkę. W końcu oplótł jej nadgarstek palcami i wykorzystał swoją siłę, nie pozwalając się jej wyrwać. Niechętnie odwróciła głowę w jego kierunku i zatrzymała lazurowe tęczówki na jego twarzy. Oświetlona przez jasne promyki słońca wydawała się nieskazitelna i subtelna jak nigdy. Stalowe tęczówki skoczka zabłysnęły wesoło, a kąciki jego ust wzniosły się nieznacznie.
-No proszę. Słucham. Co masz mi takiego do powiedzenia?-splotła ramiona na piersiach i spojrzała wyczekująco na bruneta.
-Nie tutaj. Choć.-chwycił jej dłoń i splótł ze swoją, ciągnąc ją w kierunku obszaru przeznaczonego tylko dla skoczków.
-A Ty nie powinieneś być czasem na jakieś konferencji czy coś w tym stylu?-uniosła pytająco brew.
Peter zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową, próbując przedrzeć się przez tłum kibiców, którzy o dziwo nie próbowali go oblężyć. W końcu przystanął w miejscu i odwrócił się na pięcie w kierunku blondynki. Rozalia zniecierpliwiona tupała nogą, nie spuszczając czujnego wzroku z twarzy skoczka. Brunet zaczerpnął świeżego powietrza do płuc i splótł ich dłonie. Zdezorientowana zmarszczyła brwi, ale nie uwolniła rąk ze smukłych dłoni skoczka. Może wpłynął na to fakt, że jej były nieco chłodne, a brunet miał je niezwykle ciepłe. Uniósł wzrok na twarz lekarki i po raz ostatni odnotował w głowie kwestie, które zamierzał poruszyć podczas tej rozmowy.
-Możesz mi nie wierzyć, ale dostrzegłem swój błąd i nie żałuję.-spojrzał jej głęboko w oczy i mimo wymalowanego w nich zdziwienia kontynuował.- Nie żałuję, bo gdyby nie ta niezwykła noc nie zauważył bym czegoś ważnego.-uśmiechnął się na wspomnienia dochodzenia do tego wniosku.- Wtedy zależało mi tylko na odrobinie przyjemności obok Ciebie, ale teraz jest zupełnie inaczej. Wtedy wydawało mi się to absurdalne i chore, ale dopiero teraz, kiedy dostrzegłem Cię w tłumie kibiców ściskającą na mnie kciuki, obserwującą mój triumf z łzami w oczach, tonącą w objęciach mojego brata zdałem sobie sprawę jak bardzo mi Ciebie brakowało. Codziennie pragnąłem usłyszeć Twój uroczy śmiech, dostrzec ten urzekający, szczery uśmiech, podroczyć się z Tobą. Nie dopuszczałem do siebie myśl, że mogę tęsknić za laską, którą przeleciałem kilkanaście dni wcześniej. Przepraszam, że musiałaś przez mnie cierpieć, abym doszedł do tego wniosku. Wiem, że może to zabrzmi zadziwiająco z moich ust, ale zakochałem się w Tobie.-zagarnął za ucho niesforny kosmyk wystający z pod jej czapki.-Kocham Cię i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie znać. Zasłużyłem sobie na to. Jednak musiałem Ci to powiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie wszystkim wydaje się, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie jestem. Nie jestem bo nie mam obok siebie tak wspaniałej dziewczyny jak Ty, która po mimo wyrządzonej krzywdy stawiła się tu i mnie wspierała. Nie wierzę w to co mówię, ale byłbym wstanie oddać nawet tą pieprzoną Kryształową Kulę, na którą tak cholernie pracowałem za Twoje serce. -zakończył swój monolog.
Wieczorek przymknęła powieki i zagryzła dolną wargę, próbując powstrzymać słoną ciecz, która próbowała wydostać się z pod jej powiek na zewnątrz. Słowa padające z ust 23-latka najzwyczajniej w świecie ją zaskoczyły. Nigdy nie usłyszała czegoś piękniejszego. Nie kłamał. Był niesamowicie szczery. Widziała to w jego stalowych tęczówkach, które płonęły iskierkami szczęścia, kiedy spoglądały w jej błękitne oczy. Dostrzegła w nich uczucie, które pragnęła w nich zobaczyć tego pamiętnego dnia, kiedy rzuciła się na niego wypełniona euforią i ulgą, że jednak Bóg uchronił go od katastrofy. Chciała je zobaczyć, kiedy opowiadała mu o swoich uczuciach, a on zupełnie ją odtrącił i pozwolił uciec. Teraz to on stanął przed nią otworem i opowiadał o tym co miał w swoim sercu. Mogła postąpić tak samo jak on... Jednak byłaby wariatką, gdyby pozwoliła mu teraz odejść. Nie mogła stracić takiej okazji. On ją kochał. Poczuł to uczucie co ona. Mimowolnie kąciki jej ust powędrowały na wyżyny, a łzy wydostały się z pod powiek i skapywały po jej policzkach, naznaczając na nich szlak. Była wzruszona. Nadal nie dowierzała w to co się przed chwilą wydarzyło. To był najcudniejszy sen w jej życiu. A może to wcale nie był sen? Uniosła powieki i ze zdziwieniem odnotowała fakt, że on nadal przed nią stał i oczekiwał jej ruchu. Te słowa rzeczywiście padły z jego ust. W między czasie otrzymał od Roberta z powrotem najcenniejsze trofeum sezonu, z którym teraz stał, tuląc w swoich ramionach. Nie mogła dłużej powstrzymać targających nią emocji. Najzwyczajniej w świecie wskoczyła na skoczka, oplatając nogami jego pas i zarzucając ramiona na szyje, po czym wpiła się żarłocznie w jego usta. Jego aksamitne wargi muskały jej słodkie usta inaczej niż zawsze. Teraz starały się oddać siłę uczucia jakim ją darzył. Całował ją czule i żarłocznie, jakby nigdy więcej miał nie zasmakować jej ust. Bał się, że może ją stracić, że najzwyczajniej w świecie przerwie ten moment i ucieknie. Ona jednak nadal trwała w długim pocałunku, napawając się jego bliskością. Tak bardzo za nią tęskniła. Kochała smak jego ust na swoich. Uwielbiała moment, kiedy jego język drażnił jej podniebienie. Zajęci sobą nawzajem nawet nie zauważyli momentu, w którym błysnął flesz aparatu, uwieczniającą ich dwójkę złączoną w gorącym pocałunku. Jej dłoń zsunęła się na Krzyształową Kulę, natrafiając na jego rękę. Tym razem brzdęk lustrzanki należał do Cene, który wykonywał pamiątkowe zdjęcie. Był z siebie dumny. Zdyszani oderwali się od siebie i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Peter uniósł kąciki ust najwyżej jak się dało, uraczając blondynkę jedynym w swym rodzaju, anielskim, szerokim uśmiechem, który był przeznaczony tylko dla niej. Zarumieniła się delikatnie i zeskoczyła ze skoczka, a dopiero po chwili spostrzegła, że jej dłoń nadal spoczywa na trzymanym przez niego trofeum. Uśmiechnęła się zmieszana, a Prevc zachichotał cicho. Musnęła ustami policzek skoczka, a Julijana przejęła aparat od syna i wykonała pamiątkową fotografię. Peter spojrzał na matkę z mordem w oczach, a Rozalia roześmiała się wesoło, spoglądając na rodzinę Prevców w komplecie.
-No to witamy w rodzinie, pani Prevc.-oświadczył z szerokim uśmiechem Cene.
~*~
Przepraszam was za te litania wyżej, ale chciałam to wszystko tak magicznie, idealnie opisać i inaczej się nie dało jak się tak rozpisać :D Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ^^ No i mamy happy end pierwszej części ;3 Czy z drugą tak będzie? Kto wie. A no tak, ja! ^^ Opisując przemowę Petera czułam coś dziwnego. Niby było to wzruszenie. Coś działo się z moimi oczami, ale nie popłynęły z nich łzy, ani się nawet nie zaszkliły. Nigdy czegoś takiego nie miałam. Powiem wam, że włożyłam w ten epilog masę serca i czasu, dlatego mam nadzieję, że się wam spodoba <3 Mi osobiście nawet przypadł do gustu, może nie całość, ale kocówka dla mnie jest nieskromnie mówiąc perfekcyjna *.* Kocham tworzyć to opowiadanie. W pewien sposób wydaje mi się inne i wyjątkowe od innych przez mnie stworzonych historii ;) Czuję niesamowitą ekscytację tworząc dla was nowe losy tych bohaterów. Nie wiem co jest tego powodem, ani skąd się to bierze, ale ona po prostu jest i wypełnia mnie podczas pisania tej historii :D Wiedźcie, że naprawdę wkładam w nią całe swoje serce i zdecydowanie więcej niż w inne blogi. Dlaczego? To pozostawię dla siebie ;) Dziękuję wam Kochane za obecność podczas 1 części tej historii i proszę o nią przy dalszych losach bohaterów ;) Całuję i do zobaczenia! ;*PS: Spokojnie, Domen odegra tu jeszcze sporą rolę ;)
PS 2: Rozdziały w roku szkolnym najprawdopodobniej będą pojawiać się w weekendy. Nie mam niestety innej możliwości, mieszkając w internacie :/