środa, 18 stycznia 2017

Część II. Nineteen: Ale gdybym Ci nie ufał nie powierzałbym Ci tego cacka, tak?


Z łagodnym uśmiechem na ustach opierała głowę na łokciu i podziwiała spoczywającego na rogu łóżka bruneta, który zakładał na stopę nieskazitelnie białą skarpetkę. Od momentu, gdy zamieszkali razem w rodzinnym domu skoczka to ona dbała o ubrania Petera i wstawiała je do prania. Wyszło mu to na dobre, gdyż od tamtego czasu ani razu nie narzekał na zapodzianie pary skarpetek, co zwykle zdarzało mu się na co dzień. Oczywiście odpowiadali za to Cene i Domen, którzy potajemnie podkradali tę cześć garderoby starszemu bratu. Słoweniec poderwał się z miejsca i zauważył iż intensywnie przygląda mu się małżonka na co uniósł nieznacznie kąciki ust. Nachylił się nad jej subtelną, roześmianą twarzą i cmoknął ją w czubek nosa. Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie i obserwowała jak znika za drzwiami sypialni. Kilka sekund później wyskoczyła z łóżka i narzuciła na siebie szlafrok, po czym przystanęła w framudze drzwi i wykrzyknęła:

-Peter, poczekaj! Pójdę z Tobą!

24-latek powoli odwrócił się na pięcie i zwrócił w jej kierunku. Zdziwiony zlustrował jej twarz spojrzeniem, ale po chwili skinął głową na znak przyswojenia jej słów. Opadł na kanapę znajdującą się w salonie, a ona momentalnie pobiegła w kierunku szafy, aby zgarnąć z niej zestaw ubrań do biegania. Narzuciła na siebie błękitną, termiczną bluzę z Adidasa, a na nogi naciągnęła czarne, sportowe leginsy. Przystanęła przy lustrze i przeczesała szczotką włosy, aby następnie związać je w kucyka. Pośpiesznie opuściła sypialnie i zameldowała się w małym korytarzu, badając wzrokiem zawartość niewielkiej szafki. Odnalazła na niej swoją ulubioną parę adidasów i wsunęła je na stopy. Zameldowała się w salonie, a ze stolika usytuowanego przy sofie zgarnęła słuchawki oraz telefon. Peter podniósł się z kanapy i objął ja ramieniem, wędrując w stronę drzwi. Przymknął je za nimi i przekręcił w nich kluczyk, aby uchronić pozostałych domowników przed nieproszonymi gośćmi. Zniknęli za furtką i w całkowitej ciszy przemierzali słoweńskie uliczki, truchtając obok siebie. Lodowaty wiatr muskał ich policzki, pozostawiając na nich różowe zabarwienie. Po mimo braku śniegu w Słowenii było naprawdę zimno. Słońce nieśmiało wyłaniało się zza koron drzew, obdarowując ich pierwszymi promykami. Dotarli do parku i przystanęli przy jednej z ławek. Peter z delikatnym uśmiechem na ustach spojrzał na swoją towarzyszkę i zabrał się za rozciąganie. W jego ślady poszła także Rozalia, która całkiem nieźle się trzymała po tak długiej przerwie od ostatniego joggingu.

-Dlaczego wciąż milczysz?-spytała zaniepokojona ciągłą ciszą ze strony męża.

-Po prostu się nie wyspałem i jakoś nie mam humoru.-wypowiedział, spoglądając przed siebie.

-Kłamiesz.-rzuciła natychmiast.- Peter znam Cię od ponad roku. Wiem, kiedy mówisz prawdę, a kiedy tego nie robisz.

-Ehm... Masz rację.-odwrócił głowę w jej stronę.-Niepokoi mnie moja dyspozycja. Niby pierwszy konkurs pokazał, że utrzymałem ją z poprzedniego sezonu, ale to był jednak fart i przypadek, co natomiast ukazuje drugi.-rozłożył bezradnie ręce.

-Peter.-podniosła wzrok na jego twarz.-Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.-ułożyła dłoń na jego ramieniu.-To dopiero początek. Daj sobie czas. Musisz wejść w ten sezon.

-Masz rację.-skinął głową.-Chyba niepotrzebnie panikuje.-posłał jej blady uśmiech.

Odwzajemniła jego gest i dopiero teraz zauważyła jak świetnie leży na nim szara, opinającą jego smukłe ciało bluzka, która uwydatniała jego partie mięśni. Skarciła się w myślach za zbyt długie pochłanianie wzrokiem jego torsu i pośpiesznie odwróciła głowę. Peter roześmiał się głośno, zauważając speszenie blondynki i musnął ustami jej oziębły policzek. Dziewczyna mruknęła zadowolona i szybko odwróciła się w jego stronę, skradając z ust skoczka przelotny pocałunek.

-Co Cię tak właściwie podkusiło by mi dziś towarzyszyć?-uniósł pytająco brew.

-Doszłam do wniosku, że nie pozwolę, aby jakieś małolaty podziwiały mojego seksownego, wysportowanego męża podczas, gdy ja będę słodko spać.-puściła mu oczko.

Pero zaśmiał się cicho i ponownie złożył pocałunek na policzku dziewczyny. Odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki, które wydostały się z kucyka i zaplótł je za ucho. Jego stalowe tęczówki połyskiwały radośnie, wpatrując się czule w błękitne oczy żony, które śledziły każdy ruch Słoweńca. Dziewczyna oderwała nogę od ławki, zaprzestając tym samym rozciągania i stanęła naprzeciwko bruneta.

-A tak poważnie?-24-latek splótł ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na nią z wyczekiwaniem.

-Dawno tego nie robiłam, a naprawdę to lubię.-wzruszyła ramionami.- Po za tym dzisiaj mam nieco mniej pacjentów i na późniejszą godzinkę, także postanowiłam skorzystać.-wyjaśniła.

-To był chyba zły pomysł.-rzucił z kamiennym wyrazem twarzy Pero.

-Dlaczego?-zaniepokoiła się lekarka.

-Bo cholernie mnie dekoncentrujesz.-wyszeptał wprost w jej usta.

Przemierzali truchtem leśne dróżki, co jakiś czas spoglądając na siebie ukradkiem. Zostawiali za sobą coraz to większe kilometry, a pod ich nogami trzeszczały gałęzie drzew. Po mimo kilku nieporozumień na samym początku biegu wreszcie odnaleźli wspólne tempo. Po dłuższej przebieżce zatrzymała się i ułożyła dłonie na kolanach, przymykając powieki. Starała się unormować przyśpieszony oddech. Peter przystanął obok niej i poklepał ją po ramieniu, dając jej tym samym znak, że ją wspiera. Uśmiechnęła się nikle i poderwała do dalszego biegu. Zdyszana wparowała do domu skoczków i zawitała do kuchni, aby udać się do lodówki. Z jej wnętrza wyłowiła butelkę soku pomarańczowego i przyssała się do jej gwinta. Prevc zaśmiał się cicho i chwycił w dłoń butelkę z wodą mineralną. Upił z niej kilka łyków i powędrował na górę. Rozalia tymczasem zmierzyła wzrokiem zawartość lodówki i westchnęła głośno, gdyż po za zapalonym światłem nie znajdowało się w niej praktycznie nic. Zatrzasnęła jej drzwi i wdrapała się na piętro, by po chwili zjawić się w sypialni. Jej małżonek spoczywał na ich małżeńskim łożu i przeglądał coś w telefonie. Ona tymczasem przejrzała zawartość szafy i przerzuciła sobie przez ramię ubrania na zmianę. Zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki i zrzuciła z siebie przepocone części garderoby. Weszła do kabiny i odkręciła kurek z zimną wodą, by nieco ochłodzić rozgrzane ciało. Następnie otulił je strumień ciepłej wody, która rozluźniła napięte mięśnie. Odświeżona starannie wytarła wilgotne ciało ręcznikiem, a następnie wskoczyła we wcześniej przygotowany dla siebie zestaw. Włosom tym razem pozwoliła beztrosko opaść na ramiona, a rzęsy pociągnęła maskarą. Zadowolona z efektu końcowego opuściła pomieszczenie i ponownie stawiła się w sypialni. Peter nadal wylegiwał się na łóżku, ale zdążył zmienić strój przed jej nadejściem. Przysiadła obok niego i spojrzała na niego z łagodnym uśmiechem. Prevc ułożył smukłą dłoń na jej drobnej i zacisnął na niej palce. Blondynka mimowolnie uniosła wyżej kąciki ust i ścisnęła rękę skoczka, splatając ich palce. Poderwała się z miejsca i pociągnęła bruneta w kierunku drzwi. Zdezorientowany zmarszczył brwi i patrzył na nią z niezrozumieniem, ale posłusznie podążał tuż za nią. Lekarka chwyciła dłoń kluczyki od ich samochodu i zakręciła nimi na palcu tuż przed twarzą męża. Peter pośpiesznie złapał je i wyrwał małżonce, uśmiechając się cwanie.

-O nie, kochanie. Dzisiaj ja prowadzę.-oświadczył stanowczo, otwierając jej drzwi od strony pasażera.

-Zawsze to robisz.-odburknęła naburmuszona i zamknęła za sobą drzwi.

-Ale gdybym Ci nie ufał nie powierzałbym Ci tego cacka, tak?-otarł się nosem o tę samą część ciała u niej.

-No niby tak, ale...

-Nie ma żadnego ale. Jeździsz nim na co dzień, więc to oznacza, że kocham Cię bardziej niż ten samochód. -cmoknął ją w czubek nosa.

Starała się zostać nieugięta, jednak uśmiech, który wkradł się na usta jej w tym przeszkodził. Peter roześmiał się uroczo i nachylił nad twarzą lekarki, po czym łapczywie wpił się w usta żony. Rozalia nie protestowała. Czerpała przyjemność z pieszczoty jaką zadawał jej brunet. Ujął jej twarz w swe smukłe dłonie i jeszcze bardziej pogłębił pocałunek. Jego wargi były tak niesamowicie aksamitne, że rozpływała się pod wpływem siły rozkoszy jaką jej zadawał. Trwali tak przez dłuższą chwilę, aż do momentu, kiedy Peterowi zabrakło tchu. Oderwał się od kuszących ust żony i posłał jej nikły uśmiech. Musnął je ślamazarnie i delikatnie, po czym przekręcił kluczyki w statyce i włączył się do ruchu ulicznego.
***
Przemierzali regały supermarketu w poszukiwaniu potrzebnych im produktów. Peter skręcił wózkiem w dział z z kosmetykami i obserwował jak Rozalia sprawdza zapachy żelów pod prysznic. Wywrócił jedynie oczami, gdyż w łazience cała półeczka przeznaczona była na ich kolekcje, która oczywiście należała do blondynki. Można już było pominąć fakt, że kolejna była zbiorem matki skoczka. Westchnął jedynie głośno i podreptał do małżonki, aby wybić jej z głowy zakup kolejnego cudeńka do kolekcji.

-Kochanie.-rozpoczął łagodnie.

-Hmm?-mruknęła lekarka, podziwiając etykietę buteleczki.

-Proszę Cię odłóż to na miejsce.-skinął głową na kosmetyk w jej dłoni.-Masz w domu całą półkę tego. A jeśli Ci zabranie moja mama z chęcią użyczy Ci swojego.-wysilił się na delikatny uśmiech.

-Ale są na przecenie. Nie mogę odpuścić takiej okazji.-spojrzała na niego.

-Skarbie, masz tego wystarczająco dużo.-brunet wyjął z jej dłoni żel, odkładając go na regał.-A te pieniądze przydadzą nam się na coś użytecznego.-przekonywał ją.

-Przepraszam bardzo, ale to moje pieniądze i mam prawo je wydać na co chce! A żel to dla mnie bardzo użyteczna rzecz!-oburzyła się dziewczyna i wrzuciła produkt do koszyka.

-Kotku, źle mnie zrozumiałaś.-starał się załagodzić sytuację skoczek.

Podirytowana blondynka odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w poszukiwaniu kolejnych rzeczy,  które znajdowały się na liście zakupów. Prevc zaklął pod nosem i zrezygnowany powędrował za małżonką, pchając przed siebie wózek. Reszta zakupów minęła im w całkowitej ciszy. Skoczek zdawał sobie sprawę z tego, że nie łatwo będzie mu udobruchać pediatrę. Co nie oznaczało jednak, że zrezygnuje z podjęcia takich prób. Gdy zapakowali zakupy i ułożyli je w bagażniku Forda on wrócił się pod pretekstem zostawienia portfelu i zgarnął z półki ich ulubione wino. Z uśmiechem na ustach zasiadł na fotelu kierowcy i wyruszył w powrotną drogę. Po przekroczeniu progu wilii rodziny Petera od razu do ich uszu dotarł gwar rozmów domowników i rozbrajający śmiech Domena. Wtargnęli do kuchni i ułożyli na stole siatki z zakupami. Julijana posłała synowej ciepły uśmiech, a syna ucałowała w policzek, co także uczynił i on w stosunku do niej. Postawiła przed nimi filiżanki kawy, a sama zabrała się za rozpakowywanie zakupów. Rozalia zauważyła to i momentalnie zaoferowała swoją pomoc. Takim oto sposobem wszystkie rzeczy sprawnie znalazły się w szafkach czy też lodówce, a pani domu zaproponowała domownikom naleśniki z bananami oraz Nuttellą. Skoczkowie początkowo protestowali, tłumacząc się ochrzanem od trenera, jednak nie trzeba ich było długo przekonywać. Bracia oraz rodzice Petera zajęli miejsca przy kuchennym stole i rozkoszowali się pysznym śniadaniem. Nie zabrakło także rozmów i śmiechów. Wszyscy jednak zauważyli, że Rozi i Pero nie raczyli ani razu odezwać się do siebie, ani nawet wymienić spojrzeń. Peter nie raz próbował niby to przypadkiem złapać żonę za rękę, jednak ta skutecznie ją wyrywała.

-Coś się stało?-zapytała niepewnie pani Prevc podczas wspólnego zmywania naczyń z synową.

-Ale o co chodzi?-zmarszczyła brwi zdezorientowana Rozalia.

-To Ty mi lepiej powiedz, słońce.-rzuciła rodzicielka Petera.-Nie zamieniłaś z Peterem ani jednego słowa. Nie widziałam ani jednego uśmiechu posłanego w jego kierunku, ani także aby on Tobie jakiś posyłał. Nie mówiąc już o tych waszych czułych, radosnych, przepełnionych miłością spojrzeniach...

-To nic takiego.-odparła blondynka, unikając wzroku teściowej.

-Pokłóciliście się.-stwierdziła kobieta.

Rozalia odłożyła wycierany wcześniej talerz na suszarkę i pośpiesznie wybiegła z kuchni, aby udać się do sypialni. Zgarnęła ze stolika potrzebne jej dziś do pracy dokumenty oraz torebkę i stawiła się na parterze. Narzuciła na siebie puchatą, ciepłą kurtkę a na nogi wsunęła buty. Chciała zabrać z kuchni kluczyki do samochodu, jednak ich tam nie dostrzegła. Zaklęła cicho i wyszła na dwór. Peter wyjeżdżał właśnie z garażu ich błękitnym Fordem. Nie miała zamiaru znosić jego osoby podczas drogi do miejsca pracy, więc wykonała telefon do Cene, który bez żadnych problemów podrzucił ją pod szpital. Podziękowała mu całusem w policzek i udała się do swojego gabinetu. Narzuciła na siebie śnieżnobiały kilt, a następnie opadła na miękki, biurowy fotel i zabrała się za uzupełnienie rubryczek w stosie dokumentów. Chwilę później zawitał do niej pierwszy pacjent. Westchnęła głośno, spostrzegając iż dziecko ma objawy grypy. Nakazała ubrać się Jurijowi, a sama zapisała receptę jego rodzicielce. Równie sprawnie poszło jej z resztą pacjentów i nim się obejrzała opuszczała gabinet.

***
Peter z łagodnym uśmiechem na ustach przystanął przy belce startowej, podziwiając próbę Tepesa. Ułożył przed sobą narty, po czym zapiął wiązania i wsunął się na platformę startową. Omiótł wzrokiem panoramę rozciągającą się przed nim i wypuścił powietrze ze świstem. Goran machnął chorągiewką i tym samym udzielił mu pozwolenia na oddanie swojego skoku. Prevc solidnie odepchnął się od belki i mknął po torach najazdowych, nabierając całkiem niezłej prędkości. Spóźnił. Wyczuł to momentalnie, a potwierdzeniem na to była niska trajektoria lotu, która nie bardzo pozwoliła mu oddać daleki skok. Mimo to dzielnie walczył o odległość, korygując sylwetkę w locie. Zastygł w nienagannym telemarku, stykając się nartami z białym puchem na 117 metrze. Zirytowany machnął dłonią i pośpiesznie opuścił zeskok.

-Spóźniłeś wybicie.-stwierdził fachowo Janus, który zjawił się obok podopiecznego.

-Tak, wiem.-odburknął jedynie 24-latek, zbierając swoje rzeczy.

-Peter, co się dzieje?-szkoleniowiec spojrzał na twarz bruneta z troską, ale także niepokojem malującym się w jego oczach.

-Sam nie wiem, trenerze.-rozłożył bezradnie ręce skoczek.-Dziś nieco posprzeczałem się z żoną, ale to nic takiego. Problem chyba leży w psychice. Fizycznie jest całkiem okay.

***
Uściskiem dłoni przywitała się ze swoim lekarzem prowadzącym i zgodnie z prośbą opadła na fotel na przeciwko mężczyzny. Franc posłał w jej stronę łagodny uśmiech i zabrał się za przeszukiwanie w stosie papierów wyników jej badań kontrolnych. Ona tymczasem omiotła wzrokiem pomieszczenie, stwierdzając, że jest tu całkiem przytulnie. A wszystko to dzięki ciemnemu odcieniu brązu jaki obecny był na ścianach gabinetu. Novak wyciągnął z dna dokumentów teczkę z jej nazwiskiem i odwiązał supeł sznurka jakim była ona związana. Westchnął głośno, przypominając sobie o czym poinformować miał kobietę. Blondynka zaniepokojona podniosła wzrok na twarz doktora. Słoweniec splótł dłonie i ułożył na nich swoją głowę, rozchylając wargi, aby przekazać jej tą złą nowinę.

-Nie mam dla pani najlepszych wiadomości.-rozpoczął łagodnie.

-Jestem na coś poważnie chora?-wydusiła z siebie przerażona łamiącym się głosem.

-Spokojnie. Nic z tych rzeczy.-pokręcił przecząco głową lekarz.-Otóż wszystkie wyniki badań kontrolnych są w porządku. Po za jednym. Badanie ginekologiczne wykazało, iż pani szanse na zajście w ciąże są znikome, a praktycznie nikłe.-oświadczył mężczyzna.

Rozalia oszołomiona wpatrywała się w twarz lekarza, nie wierząc w słowa, które padły z jego ust kilka sekund temu. Pokręciła przecząco głową, odrzucając od siebie słowa specjalisty. Poczuła jak w kącikach jej oczu gromadzą się łzy. To nie mogła być prawda. Dalsze słowa lekarza słyszała jak przez mgłę. Próbował ją zapewnić, że to nic takiego, że są przecież adopcje... Ale skąd mógł wiedzieć co ona teraz czuje? Skąd mógł wiedzieć jak to jest? Jak to boli? Poderwała się z miejsca i wybiegła z gabinetu, marząc tylko o tym, aby zaszyć się w najsilniejszych i najbezpieczniejszych na świecie ramionach. Tak cholernie pragnęła teraz znaleźć się blisko Petera. Opuściła budynek i przystanęła na parkingu, dając upust swoim emocjom. Słona ciecz spływała po jej zaróżowionych policzkach, pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Jej ciałem wstrząsał spazm, na którym nie mogła zapanować. Tak bardzo cierpiała. Była w totalnej rozsypce. Nie zauważyła nawet, kiedy na parkingu pojawił się samochód przyjaciela. Szatyn dostrzegając w jakim jest stanie momentalnie opuścił wnętrze auta i podbiegł do niej. Przygarnął jej drobne ciało do siebie, zamykając w szczelnym, silnym uścisku i gładząc dłonią jej plecy. Ostatni raz widział ją taką roztrzęsioną pod skocznią, gdy opowiadała mu o tym jaką krzywdzę wyrządził jej Peter. Nie miał pojęcia co się stało, ale wolał dać jej chwilę ukojenia. Nie pytać. Potrzebowała ciszy.

-Zabierz mnie stąd.-wychlipała w jego ramie.-Peter nie może zobaczyć mnie w takim stanie.

~*~
Nie kamieniujcie mnie, nie zabijcie tasakami... Wybaczcie, ale musiałam w końcu spieprzyć tą sielankę :D Za nudno by było Kochane ^^ Przepraszam za opóźnienia, ale jakoś ciężko mi się pisało ten rozdział. Sama nie wiem czemu. Nic nadzwyczajnego w nim nie ma i szczerze mówiąc z wyjątkiem końcówki nic mi się w nim nie podoba. Jeden z gorszych tutaj :( Wisła <3 Cóż to był za weekend *.* Mega się cieszę, że w Zakopanem obecny już będzie Peter i liczę, że odpoczynek mu pomógł i pokaże się z dobrej strony ;3 Już się nie mogę doczekać! :D Proszę ujawniajcie się w komentarzach, bo to niesamowicie motywuję, gdy widzi się, że kogoś to interesuje, że ktoś to śledzi i docenia poświęcony czas ;) Całuję i do zobaczenia niebawem ;*

4 komentarze:

  1. Rozalia 😯 powiedz mi, że to jednak nieprawda. To nie może być prawda. Marzą mi się małe słodkie Prevcątka (czy jak to tam odmienić xd). Czekam na kolejny i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie poradzisz Kochana :(
      Mi też się marzyły, ale nie wszystko jest zawsze kolorowe ^^
      Dziękuję i pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Lekkie opóźnienie ale jestem :) Wiedziałam,że coś zepsujesz. Wcale się nie dziwie Rozalii, też tak robię. Dzisiaj krótko, bo choroba mnie dopadła. Buziaki i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam to, że tu przybyłaś i dziękuję bardzo :*

      Usuń