Płakała. Nie potrafiła pogodzić się z wiadomością jaką przekazał jej lekarz. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że nie będzie mogła posiadać własnych dzieci. Jej świat się zawalił. Odkąd poznała Petera marzyła, aby stworzyć jego małą kopię, która będzie jej towarzyszyć podczas mroźnych, zimowych wieczorów i zaciskać wraz z nią kciuki przed telewizorem, która będzie ją wspierać podczas nieobecności męża. Tlące się marzenie prysło niczym bańka mydlana, kończąc swoją drogę na ostrej gałęzi drzewa. Chciała przestać o tym myśleć, ale nie potrafiła. Wszystko układało się tak pięknie, niczym w bajce... Nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w rozmazujący się za szybą samochodu obraz. Łzy znacznie utrudniały jej widoczność. Nie miała nawet ochoty spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Za pewne by się go przeraziła. Nie obchodziło jej to teraz. Jej świat się zawalił w tym momencie, a właściwie w bolesnej dla niej chwili w gabinecie Słoweńca. Pociągnęła nosem, a Cene pokręcił głową z niezadowoleniem. Skręcił w polną uliczkę i zatrzymał samochód, wyciągając kluczyki ze statyki. Opuścił wnętrze środka transportu i otworzył drzwi od strony pasażera, wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny. Blondynka chwyciła ją mocno i wysiadła z auta. Omiotła wzrokiem otoczenie i zmarszczyła brwi, nie rozpoznając go. Nigdy wcześniej tutaj nie była. Z podziwiania krajobrazu wyrwał ją przyjaciel. Posłusznie podążała tuż za nim i przystanęła przy drewnianej barierce mostu. Ułożyła na niej drobne dłonie i wpatrywała się w lustrzane odbicie rzeki. Przed nimi rozciągały się potężne szczyty gór, które nadawały niepowtarzalnego klimatu temu miejscu. Na grafitowym niebie połyskiwały gwiazdy. Blask księżyca rzucał strumień światła na twarz szatyna, której przyglądała się lekarka.
-Przyjeżdżam tu zawsze, kiedy mam słabszą chwilę.-zerknął na nią ukradkiem.- To miejsce pozwala się niesamowicie wyciszyć i zrelaksować. W lecie jest tutaj jeszcze piękniej.-uniósł nieznacznie prawy kącik ust.
-Ślicznie tu.-wydusiła się z siebie po chwili ciszy.
-Nikt po za Tobą nie wie o tym miejscu i proszę by tak pozostało.-puścił jej oczko.
-Jasne.-odparła natychmiast.
-Serce mi się kraja jak widzę Cię w takim stanie.-spojrzał na nią z troską.-Skrzywdził Cię?
Oparła się plecami o drewno i westchnęła głośno. Pokręciła przecząco głową i spuściła ją. Bała się, że z chwilą, kiedy zacznie opowiadać Cene co się wydarzyło ponownie zawładnie nią smutek i rozpacz. Zdenerwowana zaczęła bawić się dłońmi, odwlekając moment, w którym będzie musiała powiedzieć mu prawdę. Szatyn nieco zniecierpliwiony przystanął naprzeciwko niej i ujął jej podbródek w swe dłonie, zmuszając ją tym samym, aby spojrzała w jego oczy. Ciemne tęczówki pozbawione były tego charakterystycznego dla nich blasku i jedyne co w nich dostrzegła to troskę i zaniepokojenie. Przełknęła głośno ślinę i zaczerpnęła głębokiego oddechu.
-Powiesz mi wreszcie o co tutaj chodzi?-zmarszczył brwi skoczek.
Skinęła głową i zagryzła dolną wargę. Wywinęła się z jego uścisku, ale nie zerwała kontaktu wzrokowego. Ostatni raz poukładała sobie w głowie w sposób jaki ma to mu przekazać i postanowiła działać.
-Otóż Cene pewnie to dla Ciebie błahostka i będziesz mnie miał za jakaś pieprzoną kretynkę, że to tak przeżywam... ale dowiedziałam się dziś, że...-jąkała się po mimo wcześniej przygotowanej kwestii.
-...że? Peter Cię zdradza?! Zabije dupka gołymi rękami!-warknął Prevc.
-Nie!-pisnęła dziewczyna.-Po prostu nie będę mogła mieć dzieci z Peterem.-wypowiedziała łamiącym się głosem.
Cene doskonale zdawał sobie sprawę na co się zanosi i bez słowa przygarnął blondynkę do siebie, zamykając ją szczelnie w swoich ramionach. Łkała cicho w jego ramię, telepiąc się przy tym dość znacznie. Skoczek gładził jej plecy dłonią, szepcząc jej do ucha słowa otuchy. Dziewczyna jednak nie przestawała płakać.
-Nigdy nie będzie mi dane zasmakować macierzyństwa, rozumiesz?! Nigdy nie urodzę mu dziecka! On mnie znienawidzi! Nie wybaczy mi tego! Tak bardzo chciał mieć ze mną dzieci...-roztrzęsiona wydzierała się.
-Przestań!-chwycił ją za ramiona i potrząsł delikatnie.-Peter taki nie jest. Zrozumie. Kocha Cię najmocniej na świecie.
-Zwariowałaś?! Wyjeżdżasz do pracy i wracasz o 1 nad ranem?! Przecież skończyłaś o 18. Gdzieś Ty do cholery byłaś tyle czasu?! I co do licha robił tam z Tobą Cene?! Ja prawie postradałem już zmysły!-uniósł się Słoweniec.
-Spokojnie, Peter. Usiądź. Wszystko Ci opowiem.-wysiliła się na stonowany ton.
-Jak ja mam być spokojny, kiedy tyle czasu nie ma z Tobą kontaktu?! Wiesz jak ja się o Ciebie bałem!?-wydzierał się.-Rozumiem, że się pokłóciliśmy, ale żeby od razu zniknąć mi na tyle godzin.
-To nie z Twojego powodu. Po za tym miałeś rację. Mogłam nie kupować tego żelu.
-Nie, skarbie. To Ty miałaś rację. To Twoje pieniądze i możesz robić z nimi co chcesz.-zagłębił dłonie w kieszeniach czarnych rurek i uniósł wzrok na jej twarz.- Mam nasze ulubione wino.-wyszeptał wprost do jej ucha.- Napijesz się może na pojednanie?
-Nie mam nastroju na picie.-rzuciła, zawieszając kurtkę.-Idź do salonu. Ja tylko ściągnę buty i zaraz przyjdę.
Bez słowa udał się w kierunku wspomnianego przez nią pomieszczenia, a ona wysunęła stopy z butów i oparła się plecami o ścianę, przymykając powieki. Bała się tej rozmowy. W głębi duszy wiedziała, że Pero ją zrozumie i wesprze w tej sytuacji, z drugiej jednak strony w jej głowie szeptał głos, który widział tą sytuację w nieco czarnych barwach i zapewniał, że tak dobrze się to nie ułoży. W końcu zebrała się w sobie i stawiła w salonie, gdzie opadła na wolne obok Słoweńca miejsce na sofie. Brunet momentalnie otulił ją swoimi silnymi ramionami, tuląc do siebie i spoglądając na nią z iskierkami w oczach. Do jej nozdrzy dotarła silna woń jego perfum, a jej policzki muskał jego ciepły oddech. I jak ona mogła myśleć racjonalnie w takich warunkach? Ułożył brodę na czubku jej głowy i westchnął głośno.
-Tak bardzo się o Ciebie bałem.-szepnął.-Nie odbierałaś telefonów, nie odpisywałaś na SMS-y. Dlaczego?- zmarszczył brwi, patrząc na nią zdezorientowany.
-Byłam dzisiaj u lekarza prowadzącego. Niedawno jak wiesz robiłam badania kontrolne.
-Coś poszło nie tak?-zauważyła obawę na jego twarzy.
-Nie, nie. Wszystko jest w porządku-wysiliła się na nikły uśmiech.-Z wyjątkiem jednego. Peter, obiecaj mi, że mnie nie zostawisz i będziesz mnie kochał do końca swojego życia.-chwyciła go za smukłą dłoń i zacisnęła mocno.
-Rozi, co się dzieje?-zaniepokojony prześlizgnął wzrokiem po jej twarzy.
-Proszę, obiecaj mi to. Spokojnie, nie zdradziłam Cię, ale mimo to boję się, że mnie znienawidzisz.
-Przecież nie muszę Ci tego obiecywać. Ty dobrze wiesz, ze tak jest. Kocham Cię najmocniej na świecie, a uwielbiam bardziej niż atmosferę na Pucharze Świata w Zakopanem. -musnął ustami zewnętrzną część jej drobnej dłoni.
-Nie mogę mieć dzieci.-wypowiedziała cicho.
Uważnie obserwowała zmiany zachodzące w zachowaniu skoczka. Momentalnie wypuścił jej dłoń ze swojej i wplótł ją w kasztanowe, ciemne włosy. Przeczesał je delikatnie. Widać było, że był zdenerwowany, ale także i zmieszany. Jego twarz znacznie zbledła i wkradł się na nią wyraz, którego tak bardzo nie cierpiała. Stała się ona kamienna, pozbawiona jakich kolwiek uczuć, totalnie wyprana z emocji. Nie umiała z niej czytać i nie miała pojęcia co teraz czuje jej mąż. Przymknął powieki i westchnął głośno.
-Ale jak to?-niemalże pisnął po chwili ciszy.
-Zrobiłam badanie kontrolne u ginekologa, które wykazało, że szansę na to, abym zaszła w ciąże są znikome.
-Ale są.-uśmiechnął się blado.-Musimy walczyć, kochanie. Medycyna jest teraz tak rozwinięta...
-Peter, ale nie rozumiesz... Oni mi już nie pomogą.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz.-przygarnął ją do siebie.
Musnął ciepłymi wargami jej czoło i ułożył ją sobie na kolanach. Gładził dłonią jej włosy, kołysząc ją delikatnie. Nie płakała. Pogodziła się już z tym faktem, że nie ma dla nich szans. Jednak ciągle towarzyszyło jej uczucie bezradności i smutku. Mogła liczyć tylko na cuda. Prevc zauważył, że walczy z ciężkimi powiekami i zaniósł ją na górę. Położył ostrożnie jej ciało na łóżku i nakrył kołdrą. Spojrzała na niego z nikłym uśmiechem i poprosiła by podał jej koszulę nocną. Brunet uczynił to o co go poprosiła i zniknął za drzwiami, informując ją o tym, że idzie wziąć krótki prysznic. Zrzucił z siebie ubrania i zameldował się w kabinie. Strumień cieplej wody rozluźnił jego mięśnie, ogrzewając go przy tym przyjemnie. Oparł się plecami o fakturę płytek znajdujących się na stanie i przymknął powieki. Musiał to przemyśleć. Dla niego także była to ciężka sytuacja. Zawsze marzył o swoim małym klonie. Nie raz wyobrażał sobie jak ganiał za swoim synem po domu, a z dołu wydzierała się Rozi, która chciała ich uspokoić. Mimowolnie kąciki jego ust zastygły na wyżynach na tą wizję. Mieli jednak szanse. Nikłą, ale mieli. Zawsze warto mieć nadzieję. Bał się tylko, że nie unikną tematu potomstwa przy rodzinnym stole i prędzej czy później rodzicielka zainteresuje się tą sprawą. W końcu to normalne, że chce zostać babcią. Postanowił jednak milczeć i nikogo nie informować o tej sytuacji za plecami żony. Mimowolnie po jego policzku spłynęła pojedyncza, słona łza.
Opadł na miejsce obok blondynki, której włosy rozłożone były na poduszce. Posłał w jej stronę łagodny uśmiech i objął ją ramieniem, tym samym tuląc do siebie. Przylgnęła do jego boku i zadarła głowę, aby spojrzeć w jego stalowe tęczówki. Doskonale dostrzegła ich blask, nawet jeśli w pomieszczeniu panował mrok. Cmoknął ją przelotnie w usta. Ona natomiast ledwo wyczuwalnie musnęła wargami jego ramie. Wzdrygnął się delikatnie na tą pieszczotę, ale także mimowolnie uśmiechnął. Ułożył swoją głowę w zagłębieniu jej szyi i wdychał jej słodką woń, tym samym drażniąc swym oddechem skórę jej karku. Wzdłuż jej drobne ciała przebiegał lekki dreszczyk. Nawijał na palce jej jasne kosmyki, po czym okręcał je wokół nich, bawiąc się nimi. Nim spostrzegli wdali się w poważną rozmowę na temat ich przyszłości. Prevc uważał, że powinna odejść z pracy, gdyż z jego zarobków spokojnie się utrzymają. A przede wszystkim będzie to dla niej lepsze rozwiązanie pod względem psychicznym. Kochała dzieci i na pewno z dzisiejsza informacją jaką przekazał jej Franc mogło by być jej ciężko patrzeć na pociechy innych rodziców ze świadomością, że nie będzie mieć nigdy swojego potomstwa. Podawał naprawdę przekonujące argumenty jednak ta praca dla lekarki znaczyła bardzo wiele.
-I czym bym się zajmowała? Zanudziłabym się wtedy na śmierć.-jęknęła.
-Nie prawda. Mogłabyś pomagać mojej mamie w prowadzeniu domu i takich błahostkach. Miałabyś więcej czasu dla siebie. Przemyśl to.-cmoknął ją w usta.
-Czy ja wiem. Kocham tą pracę i wydaje mi się, że mam na tyle mocna psychikę, że sobie poradzę.
-Nie odbierz tego źle, ale po prostu martwię się o Ciebie. Wierzę w Ciebie, Rozi, ale nie możesz wszystkiego przewidzieć.
-Tak, tak. Wiem.
-A przede wszystkim mogłabyś z nami podróżować i wspierać mnie na żywo.-obdarował ją promiennym uśmiechem.
-Tak, tak, a potem Anze by nam żyć nie dał i oskarżał o to, że przez mnie się nie wyspałeś.-zachichotała cicho.-Podziękuję.
Pero zaśmiał się cicho i mruknął zadowolony, kiedy dziewczyna zaczęła wodzić palcem po jego nagim torsie. Lekarka roześmiała się i nachyliła nad twarzą skoczka. Odczytał doskonale jej intencje i uniósł się na łokciach, łącząc ich usta ze sobą. Niemal się rozpłynęła kiedy jego aksamitne wargi zetknęły się z jej ustami. Tego jej brakowało przez te kilka godzin. Przelewał w pocałunki jak najwięcej czułości. Czuła jak bardzo ją kocha. Muskał jej usta delikatnie, powoli. Pragnął się nimi rozkoszować jak najdłużej.
-Kocham Cię.-wyszeptała, wpatrując się głęboko w jego oczy.
-Ja Ciebie też.-cmoknął ją w czubek nosa.-Najważniejsze, że mamy siebie nawzajem.
Zmęczona przymknęła powieki i wtuliła się w tors skoczka. Po chwili jednak zmieniła pozycje i to on tulił się do jej pleców, trzymając dłoń na jej płaskim brzuchu. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Mimowolnie uśmiechnęła się łagodnie i zasnęła.
-Powiesz mi wreszcie o co tutaj chodzi?-zmarszczył brwi skoczek.
Skinęła głową i zagryzła dolną wargę. Wywinęła się z jego uścisku, ale nie zerwała kontaktu wzrokowego. Ostatni raz poukładała sobie w głowie w sposób jaki ma to mu przekazać i postanowiła działać.
-Otóż Cene pewnie to dla Ciebie błahostka i będziesz mnie miał za jakaś pieprzoną kretynkę, że to tak przeżywam... ale dowiedziałam się dziś, że...-jąkała się po mimo wcześniej przygotowanej kwestii.
-...że? Peter Cię zdradza?! Zabije dupka gołymi rękami!-warknął Prevc.
-Nie!-pisnęła dziewczyna.-Po prostu nie będę mogła mieć dzieci z Peterem.-wypowiedziała łamiącym się głosem.
Cene doskonale zdawał sobie sprawę na co się zanosi i bez słowa przygarnął blondynkę do siebie, zamykając ją szczelnie w swoich ramionach. Łkała cicho w jego ramię, telepiąc się przy tym dość znacznie. Skoczek gładził jej plecy dłonią, szepcząc jej do ucha słowa otuchy. Dziewczyna jednak nie przestawała płakać.
-Nigdy nie będzie mi dane zasmakować macierzyństwa, rozumiesz?! Nigdy nie urodzę mu dziecka! On mnie znienawidzi! Nie wybaczy mi tego! Tak bardzo chciał mieć ze mną dzieci...-roztrzęsiona wydzierała się.
-Przestań!-chwycił ją za ramiona i potrząsł delikatnie.-Peter taki nie jest. Zrozumie. Kocha Cię najmocniej na świecie.
***
Zgasił silnik i spojrzał na spoczywającą obok niego blondynkę. Tępo wpatrywała się w punkt usytuowany przed nimi, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po raz pierwszy widział ją całkowicie wypraną z jakich kolwiek uczuć. Tak jak zdążył się przyzwyczaić do takiego widoku u starszego brata tak u niej było to dla niego czymś nowym i niepokojącym, a wprost przerażającym. Kompletnie nie pasowało do jego wesołej, tryskającej pozytywną energią przyjaciółki. Zaniepokojony brakiem jakiej kolwiek reakcji ze strony blondynki tym, że znajdowali się już na miejscu szturchnął ją lekko w ramie. Momentalnie wybudziła się z letargu i popatrzyła na niego pytająco. Szatyn wskazał gestem dłoni rozciągający się przed nimi potężnych rozmiarów dom, a następnie opuścił samochód. Ona niechętnie także to zrobiła i przerażona spojrzała na przyjaciela. 20-latek posłał jej pokrzepiający uśmiech i przepuścił w drzwiach wejściowych. Gdy tylko do uszu bruneta dotarł trzask drzwi i dźwięk rozsuwanego zamka od kurtki momentalnie poderwał się z kanapy i udał w kierunku jego źródła. Odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy jego stalowym tęczówkom ukazała się drobna sylwetka żony. Chwilę później dostrzegł także stojącego za nią Cene. Splótł ramiona na klatce piersiowej i oparł się nonszalancko o framugę drzwi małego korytarzyka, spoglądając z wyczekiwaniem na lekarkę.-Zwariowałaś?! Wyjeżdżasz do pracy i wracasz o 1 nad ranem?! Przecież skończyłaś o 18. Gdzieś Ty do cholery byłaś tyle czasu?! I co do licha robił tam z Tobą Cene?! Ja prawie postradałem już zmysły!-uniósł się Słoweniec.
-Spokojnie, Peter. Usiądź. Wszystko Ci opowiem.-wysiliła się na stonowany ton.
-Jak ja mam być spokojny, kiedy tyle czasu nie ma z Tobą kontaktu?! Wiesz jak ja się o Ciebie bałem!?-wydzierał się.-Rozumiem, że się pokłóciliśmy, ale żeby od razu zniknąć mi na tyle godzin.
-To nie z Twojego powodu. Po za tym miałeś rację. Mogłam nie kupować tego żelu.
-Nie, skarbie. To Ty miałaś rację. To Twoje pieniądze i możesz robić z nimi co chcesz.-zagłębił dłonie w kieszeniach czarnych rurek i uniósł wzrok na jej twarz.- Mam nasze ulubione wino.-wyszeptał wprost do jej ucha.- Napijesz się może na pojednanie?
-Nie mam nastroju na picie.-rzuciła, zawieszając kurtkę.-Idź do salonu. Ja tylko ściągnę buty i zaraz przyjdę.
Bez słowa udał się w kierunku wspomnianego przez nią pomieszczenia, a ona wysunęła stopy z butów i oparła się plecami o ścianę, przymykając powieki. Bała się tej rozmowy. W głębi duszy wiedziała, że Pero ją zrozumie i wesprze w tej sytuacji, z drugiej jednak strony w jej głowie szeptał głos, który widział tą sytuację w nieco czarnych barwach i zapewniał, że tak dobrze się to nie ułoży. W końcu zebrała się w sobie i stawiła w salonie, gdzie opadła na wolne obok Słoweńca miejsce na sofie. Brunet momentalnie otulił ją swoimi silnymi ramionami, tuląc do siebie i spoglądając na nią z iskierkami w oczach. Do jej nozdrzy dotarła silna woń jego perfum, a jej policzki muskał jego ciepły oddech. I jak ona mogła myśleć racjonalnie w takich warunkach? Ułożył brodę na czubku jej głowy i westchnął głośno.
-Tak bardzo się o Ciebie bałem.-szepnął.-Nie odbierałaś telefonów, nie odpisywałaś na SMS-y. Dlaczego?- zmarszczył brwi, patrząc na nią zdezorientowany.
-Byłam dzisiaj u lekarza prowadzącego. Niedawno jak wiesz robiłam badania kontrolne.
-Coś poszło nie tak?-zauważyła obawę na jego twarzy.
-Nie, nie. Wszystko jest w porządku-wysiliła się na nikły uśmiech.-Z wyjątkiem jednego. Peter, obiecaj mi, że mnie nie zostawisz i będziesz mnie kochał do końca swojego życia.-chwyciła go za smukłą dłoń i zacisnęła mocno.
-Rozi, co się dzieje?-zaniepokojony prześlizgnął wzrokiem po jej twarzy.
-Proszę, obiecaj mi to. Spokojnie, nie zdradziłam Cię, ale mimo to boję się, że mnie znienawidzisz.
-Przecież nie muszę Ci tego obiecywać. Ty dobrze wiesz, ze tak jest. Kocham Cię najmocniej na świecie, a uwielbiam bardziej niż atmosferę na Pucharze Świata w Zakopanem. -musnął ustami zewnętrzną część jej drobnej dłoni.
-Nie mogę mieć dzieci.-wypowiedziała cicho.
Uważnie obserwowała zmiany zachodzące w zachowaniu skoczka. Momentalnie wypuścił jej dłoń ze swojej i wplótł ją w kasztanowe, ciemne włosy. Przeczesał je delikatnie. Widać było, że był zdenerwowany, ale także i zmieszany. Jego twarz znacznie zbledła i wkradł się na nią wyraz, którego tak bardzo nie cierpiała. Stała się ona kamienna, pozbawiona jakich kolwiek uczuć, totalnie wyprana z emocji. Nie umiała z niej czytać i nie miała pojęcia co teraz czuje jej mąż. Przymknął powieki i westchnął głośno.
-Ale jak to?-niemalże pisnął po chwili ciszy.
-Zrobiłam badanie kontrolne u ginekologa, które wykazało, że szansę na to, abym zaszła w ciąże są znikome.
-Ale są.-uśmiechnął się blado.-Musimy walczyć, kochanie. Medycyna jest teraz tak rozwinięta...
-Peter, ale nie rozumiesz... Oni mi już nie pomogą.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz.-przygarnął ją do siebie.
Musnął ciepłymi wargami jej czoło i ułożył ją sobie na kolanach. Gładził dłonią jej włosy, kołysząc ją delikatnie. Nie płakała. Pogodziła się już z tym faktem, że nie ma dla nich szans. Jednak ciągle towarzyszyło jej uczucie bezradności i smutku. Mogła liczyć tylko na cuda. Prevc zauważył, że walczy z ciężkimi powiekami i zaniósł ją na górę. Położył ostrożnie jej ciało na łóżku i nakrył kołdrą. Spojrzała na niego z nikłym uśmiechem i poprosiła by podał jej koszulę nocną. Brunet uczynił to o co go poprosiła i zniknął za drzwiami, informując ją o tym, że idzie wziąć krótki prysznic. Zrzucił z siebie ubrania i zameldował się w kabinie. Strumień cieplej wody rozluźnił jego mięśnie, ogrzewając go przy tym przyjemnie. Oparł się plecami o fakturę płytek znajdujących się na stanie i przymknął powieki. Musiał to przemyśleć. Dla niego także była to ciężka sytuacja. Zawsze marzył o swoim małym klonie. Nie raz wyobrażał sobie jak ganiał za swoim synem po domu, a z dołu wydzierała się Rozi, która chciała ich uspokoić. Mimowolnie kąciki jego ust zastygły na wyżynach na tą wizję. Mieli jednak szanse. Nikłą, ale mieli. Zawsze warto mieć nadzieję. Bał się tylko, że nie unikną tematu potomstwa przy rodzinnym stole i prędzej czy później rodzicielka zainteresuje się tą sprawą. W końcu to normalne, że chce zostać babcią. Postanowił jednak milczeć i nikogo nie informować o tej sytuacji za plecami żony. Mimowolnie po jego policzku spłynęła pojedyncza, słona łza.
Opadł na miejsce obok blondynki, której włosy rozłożone były na poduszce. Posłał w jej stronę łagodny uśmiech i objął ją ramieniem, tym samym tuląc do siebie. Przylgnęła do jego boku i zadarła głowę, aby spojrzeć w jego stalowe tęczówki. Doskonale dostrzegła ich blask, nawet jeśli w pomieszczeniu panował mrok. Cmoknął ją przelotnie w usta. Ona natomiast ledwo wyczuwalnie musnęła wargami jego ramie. Wzdrygnął się delikatnie na tą pieszczotę, ale także mimowolnie uśmiechnął. Ułożył swoją głowę w zagłębieniu jej szyi i wdychał jej słodką woń, tym samym drażniąc swym oddechem skórę jej karku. Wzdłuż jej drobne ciała przebiegał lekki dreszczyk. Nawijał na palce jej jasne kosmyki, po czym okręcał je wokół nich, bawiąc się nimi. Nim spostrzegli wdali się w poważną rozmowę na temat ich przyszłości. Prevc uważał, że powinna odejść z pracy, gdyż z jego zarobków spokojnie się utrzymają. A przede wszystkim będzie to dla niej lepsze rozwiązanie pod względem psychicznym. Kochała dzieci i na pewno z dzisiejsza informacją jaką przekazał jej Franc mogło by być jej ciężko patrzeć na pociechy innych rodziców ze świadomością, że nie będzie mieć nigdy swojego potomstwa. Podawał naprawdę przekonujące argumenty jednak ta praca dla lekarki znaczyła bardzo wiele.
-I czym bym się zajmowała? Zanudziłabym się wtedy na śmierć.-jęknęła.
-Nie prawda. Mogłabyś pomagać mojej mamie w prowadzeniu domu i takich błahostkach. Miałabyś więcej czasu dla siebie. Przemyśl to.-cmoknął ją w usta.
-Czy ja wiem. Kocham tą pracę i wydaje mi się, że mam na tyle mocna psychikę, że sobie poradzę.
-Nie odbierz tego źle, ale po prostu martwię się o Ciebie. Wierzę w Ciebie, Rozi, ale nie możesz wszystkiego przewidzieć.
-Tak, tak. Wiem.
-A przede wszystkim mogłabyś z nami podróżować i wspierać mnie na żywo.-obdarował ją promiennym uśmiechem.
-Tak, tak, a potem Anze by nam żyć nie dał i oskarżał o to, że przez mnie się nie wyspałeś.-zachichotała cicho.-Podziękuję.
Pero zaśmiał się cicho i mruknął zadowolony, kiedy dziewczyna zaczęła wodzić palcem po jego nagim torsie. Lekarka roześmiała się i nachyliła nad twarzą skoczka. Odczytał doskonale jej intencje i uniósł się na łokciach, łącząc ich usta ze sobą. Niemal się rozpłynęła kiedy jego aksamitne wargi zetknęły się z jej ustami. Tego jej brakowało przez te kilka godzin. Przelewał w pocałunki jak najwięcej czułości. Czuła jak bardzo ją kocha. Muskał jej usta delikatnie, powoli. Pragnął się nimi rozkoszować jak najdłużej.
-Kocham Cię.-wyszeptała, wpatrując się głęboko w jego oczy.
-Ja Ciebie też.-cmoknął ją w czubek nosa.-Najważniejsze, że mamy siebie nawzajem.
Zmęczona przymknęła powieki i wtuliła się w tors skoczka. Po chwili jednak zmieniła pozycje i to on tulił się do jej pleców, trzymając dłoń na jej płaskim brzuchu. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Mimowolnie uśmiechnęła się łagodnie i zasnęła.
***
Stała na płycie lotniska, uśmiechając się promienie w kierunku chłopaków. Pomachała im na przywitanie i pomogła narzucić Peterowi torbę na ramię. Podziękował jej pocałunkiem złożonym na jej policzku i objął ramieniem, podążając w kierunku kadrowiczów. Przywitał się z nimi przybiciem piątki i opadł na wolną ławkę wraz z blondynką. Omiotła wzrokiem przechodniów podążających w kierunku samolotów i westchnęła głośno. Kolejna kilku dniowa rozłąka. Tak bardzo nie chciała zostać teraz sama, ale nie miała wyboru. Na szczęście choć Cene jej nie opuszcza i wytrwale trwa przy jej boku. Studia ukończył także teraz w spokoju może trenować, aby dorównać poziomem do swoich braci.
-Proszę, proszę, a Prevc znowu ostatni.-przy ich boku pojawił się Lanisek.-Coś mi się wydaje, że znowu łóżko w sypialni nie zaznało spokoju.-wyszczerzył się głupio.
-Ktoś tutaj jest zazdrosny.-stwierdziła z promiennym uśmiechem Rozi.-Wolno nam, Anze.-zachichotała pani Prevc.
-Ale kochani nie w takiej dawce.-oburzył się młodszy Słoweniec.-Lecisz z nami?
-Nie tym razem Anze.-puściła mu oczko.
Wszyscy nagle zamilkli, gdyż na horyzoncie pojawił się purpurowy na twarzy Goran. Przystanął obok podopiecznych i ułożył swoje bagaże obok pozostałych. Omiótł wzrokiem otoczenie i zirytowany zacisnął pięści.
-Gdzie jest do cholery Prevc?!-wrzasnął zdenerwowany.
-Tutaj, trenerze.-podniósł rękę ku górze Peter.
-Nie ten.-odparł szkoleniowiec.-Za 5 minut mamy odprawę, a jego ani śladu.
Janus poprosił zawodników o pozostanie w miejscu i przeprosił ich, udając się na poszukiwanie Domena. Rozalia parsknęła głośnym śmiechem, posyłając kuksańca w żebra męża. Pero zdezorientowany zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się sporych rozmiarów zmarszczka. Lekarka zarzuciła mu, że ma z tym coś wspólnego, na co on jedynie pokręcił stanowczo głową. Chwilę później sprawa się wyjaśniła. Oczom skoczków oraz małżonki Petera ukazał się szkoleniowiec ciągnący za kaptur jaskrawo zielonej kurtki nastolatka, który nie krył swojego oburzenia tym jak trener go traktował.
-Młody, gdzie Ty byłeś?-odezwał się Pero.
-No proszę pochwal się kolegom i bratu swoją inteligencją, a raczej jej niskim poziomem.-rzucił z kpiną Goran.
17-latek wyrwał się z uścisku trenera i prychnął pod nosem. Przeczesał palcami włosy i spojrzał na zawodników.
-Waszemu młodszemu koleżce zachciało się Japonii, a dokładniej Hongkongu.-wyjaśnił trener.
-Nie prawda. Po prostu zauważyłem podobną kurtkę do naszej kadrowej i poszedłem za tym kimś.-tłumaczył się nastolatek.
Kadra parsknęła głośnym śmiechem, przyglądając się młodszemu zawodnikowi z rozbawieniem. Domen także zmienił podejście do tej sytuacji i roześmiał się głośno, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. Wszyscy poderwali się ze swoich miejsc i chwycili swoje bagaże, udając się za trenerem na odprawę. Peter ujął w dłonie twarz żony i pocałował ją namiętnie. Spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się w ten swój urzekający sposób. Kolana Rozalii stały się miękkie i gdyby nie to, że Prevc przyciągnął ją do siebie i zamknął w niedźwiedzim uścisku to runęłaby na podłogę. Zaśmiała się na tą myśl i przymknęła powieki, rozkoszując się ostatnimi chwilami bliskości Petera.
-Uważaj na siebie.-wypowiedziała z troską wymalowaną w błękitnych oczach.
-Zawsze to robię.-odparł, puszczając jej oczko.
Odsunął od siebie blondynkę i musnął wargami jej czoło, po czym obrócił się na pięcie i udał za kolegami z kadry. Nadal stała w miejscu i odprowadzała wzrokiem smukłą sylwetkę bruneta do czasu, gdy nie zniknął jej z oczu.
~*~
Chciałam zdecydowanie szybciej dodać ten rozdział, ale choroba, która mnie dopadła mi to uniemożliwiła. Nie jest łatwo pisać z łzawiącymi oczami :( Dziś już jednak jest trochę lepiej, ale i tak przeżywam męczarnie :/ Wczoraj jak zobaczyłam pierwszy konkursowy skok Petera na 137.5 m to pisnęłam z radości, choć ledwo co mówię i normalnie się popłakałam :D Jestem z niego tak niesamowicie dumna <3 Powrócił stary Peter, a właściwie wyszedł z kryjówki, bo on nie umarł, nie zniknął, ale się skrył ;) Wczorajsza drużynówka była epicka *.* Nasi po prostu niesamowici, a ta walka na samym końcu genialna :3 Dzisiaj liczę na bój Petera o podium i wyrównaną walkę z Kamilem ^^ Warto było nie oglądać Pero w Wiśle by teraz podziwiać go w tak niebywałej dyspozycji ;3 Stał się od lutego 2016 roku moim idole i chyba na zawsze nim już pozostanie. Podnieść się z takiego kryzysu to nie lada wyzwanie i nie każdy jemu podoła ;) On dał radę ;) Całuję i do zobaczenia niebawem ;*
PS: Wybaczcie, ale musiałam to tu wstawić :D Hahahahaha XDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz