Hejka! Mam nadzieję, że jeszcze ktokolwiek tu jest XD Przychodzę wam tutaj powiedzieć, że powracam na Bloggerowe salony i daje wam jeszcze jedną szasnę ^^ Mam nadzieję, że jej nie zmarnujecie ;) To opowiadanie nie będzie już kontynuowane, gdyż na Wattpadzie jest jego pełna wersja i zakończyłam go już jakiś czas temu ;) Dlatego też zapraszam Was na coś nowego, coś siatkarskiego, coś spontanicznego ^^ W roli głównej świeżo upieczony Mistrz Świata JuniorówU-21, Tomek Fornal :3 Mam nadzieję, że tam zajrzycie ^^ Do zobaczenia ;*
wtorek, 4 lipca 2017
niedziela, 22 stycznia 2017
Odchodzę...
Hej! Przybywam do was z ważną informacją. Otóż statystyki tego bloga wpędzają mnie w depresję. Pisałam na Bloggerze wiele opowiadań i miały one zdecydowanie więcej odsłon niż to opowiadanie. Nie wiem co się stało, ale teraz czyta mnie zdecydowanie mniej osób. Według mnie mój styl z każdym rozdziałem idzie w górę i jest on na przyzwoitym poziomie, więc nie mam pojęcia jaki jest powód waszej małej aktywności i zaangażowania. Dlatego też zdecydowałam się z wami rozstać. Przepraszam, ale nie zadowala mnie wasze zaangażowanie tutaj i wiem, że zasługuje na coś zdecydowanie więcej, tym bardziej, że siedzę kilka godzin nad rozdziałem i to naturalne, że chcę by ktoś to docenił. Tutaj tego brakuje. Jeszcze raz przepraszam. Nie rezygnuję jednak z pisania i nie usuwam tego bloga, tym bardziej konta, gdyż wiele prac zostało na nim utworzone. Teraz znajdziecie mnie tutaj===>klik
Dziękuję za obecność i wszystkie komentarze ;* Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Część II. Twenty: Coś mi się wydaje, że znowu łóżko w sypialni nie zaznało spokoju.
Płakała. Nie potrafiła pogodzić się z wiadomością jaką przekazał jej lekarz. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że nie będzie mogła posiadać własnych dzieci. Jej świat się zawalił. Odkąd poznała Petera marzyła, aby stworzyć jego małą kopię, która będzie jej towarzyszyć podczas mroźnych, zimowych wieczorów i zaciskać wraz z nią kciuki przed telewizorem, która będzie ją wspierać podczas nieobecności męża. Tlące się marzenie prysło niczym bańka mydlana, kończąc swoją drogę na ostrej gałęzi drzewa. Chciała przestać o tym myśleć, ale nie potrafiła. Wszystko układało się tak pięknie, niczym w bajce... Nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w rozmazujący się za szybą samochodu obraz. Łzy znacznie utrudniały jej widoczność. Nie miała nawet ochoty spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Za pewne by się go przeraziła. Nie obchodziło jej to teraz. Jej świat się zawalił w tym momencie, a właściwie w bolesnej dla niej chwili w gabinecie Słoweńca. Pociągnęła nosem, a Cene pokręcił głową z niezadowoleniem. Skręcił w polną uliczkę i zatrzymał samochód, wyciągając kluczyki ze statyki. Opuścił wnętrze środka transportu i otworzył drzwi od strony pasażera, wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny. Blondynka chwyciła ją mocno i wysiadła z auta. Omiotła wzrokiem otoczenie i zmarszczyła brwi, nie rozpoznając go. Nigdy wcześniej tutaj nie była. Z podziwiania krajobrazu wyrwał ją przyjaciel. Posłusznie podążała tuż za nim i przystanęła przy drewnianej barierce mostu. Ułożyła na niej drobne dłonie i wpatrywała się w lustrzane odbicie rzeki. Przed nimi rozciągały się potężne szczyty gór, które nadawały niepowtarzalnego klimatu temu miejscu. Na grafitowym niebie połyskiwały gwiazdy. Blask księżyca rzucał strumień światła na twarz szatyna, której przyglądała się lekarka.
-Przyjeżdżam tu zawsze, kiedy mam słabszą chwilę.-zerknął na nią ukradkiem.- To miejsce pozwala się niesamowicie wyciszyć i zrelaksować. W lecie jest tutaj jeszcze piękniej.-uniósł nieznacznie prawy kącik ust.
-Ślicznie tu.-wydusiła się z siebie po chwili ciszy.
-Nikt po za Tobą nie wie o tym miejscu i proszę by tak pozostało.-puścił jej oczko.
-Jasne.-odparła natychmiast.
-Serce mi się kraja jak widzę Cię w takim stanie.-spojrzał na nią z troską.-Skrzywdził Cię?
Oparła się plecami o drewno i westchnęła głośno. Pokręciła przecząco głową i spuściła ją. Bała się, że z chwilą, kiedy zacznie opowiadać Cene co się wydarzyło ponownie zawładnie nią smutek i rozpacz. Zdenerwowana zaczęła bawić się dłońmi, odwlekając moment, w którym będzie musiała powiedzieć mu prawdę. Szatyn nieco zniecierpliwiony przystanął naprzeciwko niej i ujął jej podbródek w swe dłonie, zmuszając ją tym samym, aby spojrzała w jego oczy. Ciemne tęczówki pozbawione były tego charakterystycznego dla nich blasku i jedyne co w nich dostrzegła to troskę i zaniepokojenie. Przełknęła głośno ślinę i zaczerpnęła głębokiego oddechu.
-Powiesz mi wreszcie o co tutaj chodzi?-zmarszczył brwi skoczek.
Skinęła głową i zagryzła dolną wargę. Wywinęła się z jego uścisku, ale nie zerwała kontaktu wzrokowego. Ostatni raz poukładała sobie w głowie w sposób jaki ma to mu przekazać i postanowiła działać.
-Otóż Cene pewnie to dla Ciebie błahostka i będziesz mnie miał za jakaś pieprzoną kretynkę, że to tak przeżywam... ale dowiedziałam się dziś, że...-jąkała się po mimo wcześniej przygotowanej kwestii.
-...że? Peter Cię zdradza?! Zabije dupka gołymi rękami!-warknął Prevc.
-Nie!-pisnęła dziewczyna.-Po prostu nie będę mogła mieć dzieci z Peterem.-wypowiedziała łamiącym się głosem.
Cene doskonale zdawał sobie sprawę na co się zanosi i bez słowa przygarnął blondynkę do siebie, zamykając ją szczelnie w swoich ramionach. Łkała cicho w jego ramię, telepiąc się przy tym dość znacznie. Skoczek gładził jej plecy dłonią, szepcząc jej do ucha słowa otuchy. Dziewczyna jednak nie przestawała płakać.
-Nigdy nie będzie mi dane zasmakować macierzyństwa, rozumiesz?! Nigdy nie urodzę mu dziecka! On mnie znienawidzi! Nie wybaczy mi tego! Tak bardzo chciał mieć ze mną dzieci...-roztrzęsiona wydzierała się.
-Przestań!-chwycił ją za ramiona i potrząsł delikatnie.-Peter taki nie jest. Zrozumie. Kocha Cię najmocniej na świecie.
-Zwariowałaś?! Wyjeżdżasz do pracy i wracasz o 1 nad ranem?! Przecież skończyłaś o 18. Gdzieś Ty do cholery byłaś tyle czasu?! I co do licha robił tam z Tobą Cene?! Ja prawie postradałem już zmysły!-uniósł się Słoweniec.
-Spokojnie, Peter. Usiądź. Wszystko Ci opowiem.-wysiliła się na stonowany ton.
-Jak ja mam być spokojny, kiedy tyle czasu nie ma z Tobą kontaktu?! Wiesz jak ja się o Ciebie bałem!?-wydzierał się.-Rozumiem, że się pokłóciliśmy, ale żeby od razu zniknąć mi na tyle godzin.
-To nie z Twojego powodu. Po za tym miałeś rację. Mogłam nie kupować tego żelu.
-Nie, skarbie. To Ty miałaś rację. To Twoje pieniądze i możesz robić z nimi co chcesz.-zagłębił dłonie w kieszeniach czarnych rurek i uniósł wzrok na jej twarz.- Mam nasze ulubione wino.-wyszeptał wprost do jej ucha.- Napijesz się może na pojednanie?
-Nie mam nastroju na picie.-rzuciła, zawieszając kurtkę.-Idź do salonu. Ja tylko ściągnę buty i zaraz przyjdę.
Bez słowa udał się w kierunku wspomnianego przez nią pomieszczenia, a ona wysunęła stopy z butów i oparła się plecami o ścianę, przymykając powieki. Bała się tej rozmowy. W głębi duszy wiedziała, że Pero ją zrozumie i wesprze w tej sytuacji, z drugiej jednak strony w jej głowie szeptał głos, który widział tą sytuację w nieco czarnych barwach i zapewniał, że tak dobrze się to nie ułoży. W końcu zebrała się w sobie i stawiła w salonie, gdzie opadła na wolne obok Słoweńca miejsce na sofie. Brunet momentalnie otulił ją swoimi silnymi ramionami, tuląc do siebie i spoglądając na nią z iskierkami w oczach. Do jej nozdrzy dotarła silna woń jego perfum, a jej policzki muskał jego ciepły oddech. I jak ona mogła myśleć racjonalnie w takich warunkach? Ułożył brodę na czubku jej głowy i westchnął głośno.
-Tak bardzo się o Ciebie bałem.-szepnął.-Nie odbierałaś telefonów, nie odpisywałaś na SMS-y. Dlaczego?- zmarszczył brwi, patrząc na nią zdezorientowany.
-Byłam dzisiaj u lekarza prowadzącego. Niedawno jak wiesz robiłam badania kontrolne.
-Coś poszło nie tak?-zauważyła obawę na jego twarzy.
-Nie, nie. Wszystko jest w porządku-wysiliła się na nikły uśmiech.-Z wyjątkiem jednego. Peter, obiecaj mi, że mnie nie zostawisz i będziesz mnie kochał do końca swojego życia.-chwyciła go za smukłą dłoń i zacisnęła mocno.
-Rozi, co się dzieje?-zaniepokojony prześlizgnął wzrokiem po jej twarzy.
-Proszę, obiecaj mi to. Spokojnie, nie zdradziłam Cię, ale mimo to boję się, że mnie znienawidzisz.
-Przecież nie muszę Ci tego obiecywać. Ty dobrze wiesz, ze tak jest. Kocham Cię najmocniej na świecie, a uwielbiam bardziej niż atmosferę na Pucharze Świata w Zakopanem. -musnął ustami zewnętrzną część jej drobnej dłoni.
-Nie mogę mieć dzieci.-wypowiedziała cicho.
Uważnie obserwowała zmiany zachodzące w zachowaniu skoczka. Momentalnie wypuścił jej dłoń ze swojej i wplótł ją w kasztanowe, ciemne włosy. Przeczesał je delikatnie. Widać było, że był zdenerwowany, ale także i zmieszany. Jego twarz znacznie zbledła i wkradł się na nią wyraz, którego tak bardzo nie cierpiała. Stała się ona kamienna, pozbawiona jakich kolwiek uczuć, totalnie wyprana z emocji. Nie umiała z niej czytać i nie miała pojęcia co teraz czuje jej mąż. Przymknął powieki i westchnął głośno.
-Ale jak to?-niemalże pisnął po chwili ciszy.
-Zrobiłam badanie kontrolne u ginekologa, które wykazało, że szansę na to, abym zaszła w ciąże są znikome.
-Ale są.-uśmiechnął się blado.-Musimy walczyć, kochanie. Medycyna jest teraz tak rozwinięta...
-Peter, ale nie rozumiesz... Oni mi już nie pomogą.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz.-przygarnął ją do siebie.
Musnął ciepłymi wargami jej czoło i ułożył ją sobie na kolanach. Gładził dłonią jej włosy, kołysząc ją delikatnie. Nie płakała. Pogodziła się już z tym faktem, że nie ma dla nich szans. Jednak ciągle towarzyszyło jej uczucie bezradności i smutku. Mogła liczyć tylko na cuda. Prevc zauważył, że walczy z ciężkimi powiekami i zaniósł ją na górę. Położył ostrożnie jej ciało na łóżku i nakrył kołdrą. Spojrzała na niego z nikłym uśmiechem i poprosiła by podał jej koszulę nocną. Brunet uczynił to o co go poprosiła i zniknął za drzwiami, informując ją o tym, że idzie wziąć krótki prysznic. Zrzucił z siebie ubrania i zameldował się w kabinie. Strumień cieplej wody rozluźnił jego mięśnie, ogrzewając go przy tym przyjemnie. Oparł się plecami o fakturę płytek znajdujących się na stanie i przymknął powieki. Musiał to przemyśleć. Dla niego także była to ciężka sytuacja. Zawsze marzył o swoim małym klonie. Nie raz wyobrażał sobie jak ganiał za swoim synem po domu, a z dołu wydzierała się Rozi, która chciała ich uspokoić. Mimowolnie kąciki jego ust zastygły na wyżynach na tą wizję. Mieli jednak szanse. Nikłą, ale mieli. Zawsze warto mieć nadzieję. Bał się tylko, że nie unikną tematu potomstwa przy rodzinnym stole i prędzej czy później rodzicielka zainteresuje się tą sprawą. W końcu to normalne, że chce zostać babcią. Postanowił jednak milczeć i nikogo nie informować o tej sytuacji za plecami żony. Mimowolnie po jego policzku spłynęła pojedyncza, słona łza.
Opadł na miejsce obok blondynki, której włosy rozłożone były na poduszce. Posłał w jej stronę łagodny uśmiech i objął ją ramieniem, tym samym tuląc do siebie. Przylgnęła do jego boku i zadarła głowę, aby spojrzeć w jego stalowe tęczówki. Doskonale dostrzegła ich blask, nawet jeśli w pomieszczeniu panował mrok. Cmoknął ją przelotnie w usta. Ona natomiast ledwo wyczuwalnie musnęła wargami jego ramie. Wzdrygnął się delikatnie na tą pieszczotę, ale także mimowolnie uśmiechnął. Ułożył swoją głowę w zagłębieniu jej szyi i wdychał jej słodką woń, tym samym drażniąc swym oddechem skórę jej karku. Wzdłuż jej drobne ciała przebiegał lekki dreszczyk. Nawijał na palce jej jasne kosmyki, po czym okręcał je wokół nich, bawiąc się nimi. Nim spostrzegli wdali się w poważną rozmowę na temat ich przyszłości. Prevc uważał, że powinna odejść z pracy, gdyż z jego zarobków spokojnie się utrzymają. A przede wszystkim będzie to dla niej lepsze rozwiązanie pod względem psychicznym. Kochała dzieci i na pewno z dzisiejsza informacją jaką przekazał jej Franc mogło by być jej ciężko patrzeć na pociechy innych rodziców ze świadomością, że nie będzie mieć nigdy swojego potomstwa. Podawał naprawdę przekonujące argumenty jednak ta praca dla lekarki znaczyła bardzo wiele.
-I czym bym się zajmowała? Zanudziłabym się wtedy na śmierć.-jęknęła.
-Nie prawda. Mogłabyś pomagać mojej mamie w prowadzeniu domu i takich błahostkach. Miałabyś więcej czasu dla siebie. Przemyśl to.-cmoknął ją w usta.
-Czy ja wiem. Kocham tą pracę i wydaje mi się, że mam na tyle mocna psychikę, że sobie poradzę.
-Nie odbierz tego źle, ale po prostu martwię się o Ciebie. Wierzę w Ciebie, Rozi, ale nie możesz wszystkiego przewidzieć.
-Tak, tak. Wiem.
-A przede wszystkim mogłabyś z nami podróżować i wspierać mnie na żywo.-obdarował ją promiennym uśmiechem.
-Tak, tak, a potem Anze by nam żyć nie dał i oskarżał o to, że przez mnie się nie wyspałeś.-zachichotała cicho.-Podziękuję.
Pero zaśmiał się cicho i mruknął zadowolony, kiedy dziewczyna zaczęła wodzić palcem po jego nagim torsie. Lekarka roześmiała się i nachyliła nad twarzą skoczka. Odczytał doskonale jej intencje i uniósł się na łokciach, łącząc ich usta ze sobą. Niemal się rozpłynęła kiedy jego aksamitne wargi zetknęły się z jej ustami. Tego jej brakowało przez te kilka godzin. Przelewał w pocałunki jak najwięcej czułości. Czuła jak bardzo ją kocha. Muskał jej usta delikatnie, powoli. Pragnął się nimi rozkoszować jak najdłużej.
-Kocham Cię.-wyszeptała, wpatrując się głęboko w jego oczy.
-Ja Ciebie też.-cmoknął ją w czubek nosa.-Najważniejsze, że mamy siebie nawzajem.
Zmęczona przymknęła powieki i wtuliła się w tors skoczka. Po chwili jednak zmieniła pozycje i to on tulił się do jej pleców, trzymając dłoń na jej płaskim brzuchu. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Mimowolnie uśmiechnęła się łagodnie i zasnęła.
-Powiesz mi wreszcie o co tutaj chodzi?-zmarszczył brwi skoczek.
Skinęła głową i zagryzła dolną wargę. Wywinęła się z jego uścisku, ale nie zerwała kontaktu wzrokowego. Ostatni raz poukładała sobie w głowie w sposób jaki ma to mu przekazać i postanowiła działać.
-Otóż Cene pewnie to dla Ciebie błahostka i będziesz mnie miał za jakaś pieprzoną kretynkę, że to tak przeżywam... ale dowiedziałam się dziś, że...-jąkała się po mimo wcześniej przygotowanej kwestii.
-...że? Peter Cię zdradza?! Zabije dupka gołymi rękami!-warknął Prevc.
-Nie!-pisnęła dziewczyna.-Po prostu nie będę mogła mieć dzieci z Peterem.-wypowiedziała łamiącym się głosem.
Cene doskonale zdawał sobie sprawę na co się zanosi i bez słowa przygarnął blondynkę do siebie, zamykając ją szczelnie w swoich ramionach. Łkała cicho w jego ramię, telepiąc się przy tym dość znacznie. Skoczek gładził jej plecy dłonią, szepcząc jej do ucha słowa otuchy. Dziewczyna jednak nie przestawała płakać.
-Nigdy nie będzie mi dane zasmakować macierzyństwa, rozumiesz?! Nigdy nie urodzę mu dziecka! On mnie znienawidzi! Nie wybaczy mi tego! Tak bardzo chciał mieć ze mną dzieci...-roztrzęsiona wydzierała się.
-Przestań!-chwycił ją za ramiona i potrząsł delikatnie.-Peter taki nie jest. Zrozumie. Kocha Cię najmocniej na świecie.
***
Zgasił silnik i spojrzał na spoczywającą obok niego blondynkę. Tępo wpatrywała się w punkt usytuowany przed nimi, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po raz pierwszy widział ją całkowicie wypraną z jakich kolwiek uczuć. Tak jak zdążył się przyzwyczaić do takiego widoku u starszego brata tak u niej było to dla niego czymś nowym i niepokojącym, a wprost przerażającym. Kompletnie nie pasowało do jego wesołej, tryskającej pozytywną energią przyjaciółki. Zaniepokojony brakiem jakiej kolwiek reakcji ze strony blondynki tym, że znajdowali się już na miejscu szturchnął ją lekko w ramie. Momentalnie wybudziła się z letargu i popatrzyła na niego pytająco. Szatyn wskazał gestem dłoni rozciągający się przed nimi potężnych rozmiarów dom, a następnie opuścił samochód. Ona niechętnie także to zrobiła i przerażona spojrzała na przyjaciela. 20-latek posłał jej pokrzepiający uśmiech i przepuścił w drzwiach wejściowych. Gdy tylko do uszu bruneta dotarł trzask drzwi i dźwięk rozsuwanego zamka od kurtki momentalnie poderwał się z kanapy i udał w kierunku jego źródła. Odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy jego stalowym tęczówkom ukazała się drobna sylwetka żony. Chwilę później dostrzegł także stojącego za nią Cene. Splótł ramiona na klatce piersiowej i oparł się nonszalancko o framugę drzwi małego korytarzyka, spoglądając z wyczekiwaniem na lekarkę.-Zwariowałaś?! Wyjeżdżasz do pracy i wracasz o 1 nad ranem?! Przecież skończyłaś o 18. Gdzieś Ty do cholery byłaś tyle czasu?! I co do licha robił tam z Tobą Cene?! Ja prawie postradałem już zmysły!-uniósł się Słoweniec.
-Spokojnie, Peter. Usiądź. Wszystko Ci opowiem.-wysiliła się na stonowany ton.
-Jak ja mam być spokojny, kiedy tyle czasu nie ma z Tobą kontaktu?! Wiesz jak ja się o Ciebie bałem!?-wydzierał się.-Rozumiem, że się pokłóciliśmy, ale żeby od razu zniknąć mi na tyle godzin.
-To nie z Twojego powodu. Po za tym miałeś rację. Mogłam nie kupować tego żelu.
-Nie, skarbie. To Ty miałaś rację. To Twoje pieniądze i możesz robić z nimi co chcesz.-zagłębił dłonie w kieszeniach czarnych rurek i uniósł wzrok na jej twarz.- Mam nasze ulubione wino.-wyszeptał wprost do jej ucha.- Napijesz się może na pojednanie?
-Nie mam nastroju na picie.-rzuciła, zawieszając kurtkę.-Idź do salonu. Ja tylko ściągnę buty i zaraz przyjdę.
Bez słowa udał się w kierunku wspomnianego przez nią pomieszczenia, a ona wysunęła stopy z butów i oparła się plecami o ścianę, przymykając powieki. Bała się tej rozmowy. W głębi duszy wiedziała, że Pero ją zrozumie i wesprze w tej sytuacji, z drugiej jednak strony w jej głowie szeptał głos, który widział tą sytuację w nieco czarnych barwach i zapewniał, że tak dobrze się to nie ułoży. W końcu zebrała się w sobie i stawiła w salonie, gdzie opadła na wolne obok Słoweńca miejsce na sofie. Brunet momentalnie otulił ją swoimi silnymi ramionami, tuląc do siebie i spoglądając na nią z iskierkami w oczach. Do jej nozdrzy dotarła silna woń jego perfum, a jej policzki muskał jego ciepły oddech. I jak ona mogła myśleć racjonalnie w takich warunkach? Ułożył brodę na czubku jej głowy i westchnął głośno.
-Tak bardzo się o Ciebie bałem.-szepnął.-Nie odbierałaś telefonów, nie odpisywałaś na SMS-y. Dlaczego?- zmarszczył brwi, patrząc na nią zdezorientowany.
-Byłam dzisiaj u lekarza prowadzącego. Niedawno jak wiesz robiłam badania kontrolne.
-Coś poszło nie tak?-zauważyła obawę na jego twarzy.
-Nie, nie. Wszystko jest w porządku-wysiliła się na nikły uśmiech.-Z wyjątkiem jednego. Peter, obiecaj mi, że mnie nie zostawisz i będziesz mnie kochał do końca swojego życia.-chwyciła go za smukłą dłoń i zacisnęła mocno.
-Rozi, co się dzieje?-zaniepokojony prześlizgnął wzrokiem po jej twarzy.
-Proszę, obiecaj mi to. Spokojnie, nie zdradziłam Cię, ale mimo to boję się, że mnie znienawidzisz.
-Przecież nie muszę Ci tego obiecywać. Ty dobrze wiesz, ze tak jest. Kocham Cię najmocniej na świecie, a uwielbiam bardziej niż atmosferę na Pucharze Świata w Zakopanem. -musnął ustami zewnętrzną część jej drobnej dłoni.
-Nie mogę mieć dzieci.-wypowiedziała cicho.
Uważnie obserwowała zmiany zachodzące w zachowaniu skoczka. Momentalnie wypuścił jej dłoń ze swojej i wplótł ją w kasztanowe, ciemne włosy. Przeczesał je delikatnie. Widać było, że był zdenerwowany, ale także i zmieszany. Jego twarz znacznie zbledła i wkradł się na nią wyraz, którego tak bardzo nie cierpiała. Stała się ona kamienna, pozbawiona jakich kolwiek uczuć, totalnie wyprana z emocji. Nie umiała z niej czytać i nie miała pojęcia co teraz czuje jej mąż. Przymknął powieki i westchnął głośno.
-Ale jak to?-niemalże pisnął po chwili ciszy.
-Zrobiłam badanie kontrolne u ginekologa, które wykazało, że szansę na to, abym zaszła w ciąże są znikome.
-Ale są.-uśmiechnął się blado.-Musimy walczyć, kochanie. Medycyna jest teraz tak rozwinięta...
-Peter, ale nie rozumiesz... Oni mi już nie pomogą.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz.-przygarnął ją do siebie.
Musnął ciepłymi wargami jej czoło i ułożył ją sobie na kolanach. Gładził dłonią jej włosy, kołysząc ją delikatnie. Nie płakała. Pogodziła się już z tym faktem, że nie ma dla nich szans. Jednak ciągle towarzyszyło jej uczucie bezradności i smutku. Mogła liczyć tylko na cuda. Prevc zauważył, że walczy z ciężkimi powiekami i zaniósł ją na górę. Położył ostrożnie jej ciało na łóżku i nakrył kołdrą. Spojrzała na niego z nikłym uśmiechem i poprosiła by podał jej koszulę nocną. Brunet uczynił to o co go poprosiła i zniknął za drzwiami, informując ją o tym, że idzie wziąć krótki prysznic. Zrzucił z siebie ubrania i zameldował się w kabinie. Strumień cieplej wody rozluźnił jego mięśnie, ogrzewając go przy tym przyjemnie. Oparł się plecami o fakturę płytek znajdujących się na stanie i przymknął powieki. Musiał to przemyśleć. Dla niego także była to ciężka sytuacja. Zawsze marzył o swoim małym klonie. Nie raz wyobrażał sobie jak ganiał za swoim synem po domu, a z dołu wydzierała się Rozi, która chciała ich uspokoić. Mimowolnie kąciki jego ust zastygły na wyżynach na tą wizję. Mieli jednak szanse. Nikłą, ale mieli. Zawsze warto mieć nadzieję. Bał się tylko, że nie unikną tematu potomstwa przy rodzinnym stole i prędzej czy później rodzicielka zainteresuje się tą sprawą. W końcu to normalne, że chce zostać babcią. Postanowił jednak milczeć i nikogo nie informować o tej sytuacji za plecami żony. Mimowolnie po jego policzku spłynęła pojedyncza, słona łza.
Opadł na miejsce obok blondynki, której włosy rozłożone były na poduszce. Posłał w jej stronę łagodny uśmiech i objął ją ramieniem, tym samym tuląc do siebie. Przylgnęła do jego boku i zadarła głowę, aby spojrzeć w jego stalowe tęczówki. Doskonale dostrzegła ich blask, nawet jeśli w pomieszczeniu panował mrok. Cmoknął ją przelotnie w usta. Ona natomiast ledwo wyczuwalnie musnęła wargami jego ramie. Wzdrygnął się delikatnie na tą pieszczotę, ale także mimowolnie uśmiechnął. Ułożył swoją głowę w zagłębieniu jej szyi i wdychał jej słodką woń, tym samym drażniąc swym oddechem skórę jej karku. Wzdłuż jej drobne ciała przebiegał lekki dreszczyk. Nawijał na palce jej jasne kosmyki, po czym okręcał je wokół nich, bawiąc się nimi. Nim spostrzegli wdali się w poważną rozmowę na temat ich przyszłości. Prevc uważał, że powinna odejść z pracy, gdyż z jego zarobków spokojnie się utrzymają. A przede wszystkim będzie to dla niej lepsze rozwiązanie pod względem psychicznym. Kochała dzieci i na pewno z dzisiejsza informacją jaką przekazał jej Franc mogło by być jej ciężko patrzeć na pociechy innych rodziców ze świadomością, że nie będzie mieć nigdy swojego potomstwa. Podawał naprawdę przekonujące argumenty jednak ta praca dla lekarki znaczyła bardzo wiele.
-I czym bym się zajmowała? Zanudziłabym się wtedy na śmierć.-jęknęła.
-Nie prawda. Mogłabyś pomagać mojej mamie w prowadzeniu domu i takich błahostkach. Miałabyś więcej czasu dla siebie. Przemyśl to.-cmoknął ją w usta.
-Czy ja wiem. Kocham tą pracę i wydaje mi się, że mam na tyle mocna psychikę, że sobie poradzę.
-Nie odbierz tego źle, ale po prostu martwię się o Ciebie. Wierzę w Ciebie, Rozi, ale nie możesz wszystkiego przewidzieć.
-Tak, tak. Wiem.
-A przede wszystkim mogłabyś z nami podróżować i wspierać mnie na żywo.-obdarował ją promiennym uśmiechem.
-Tak, tak, a potem Anze by nam żyć nie dał i oskarżał o to, że przez mnie się nie wyspałeś.-zachichotała cicho.-Podziękuję.
Pero zaśmiał się cicho i mruknął zadowolony, kiedy dziewczyna zaczęła wodzić palcem po jego nagim torsie. Lekarka roześmiała się i nachyliła nad twarzą skoczka. Odczytał doskonale jej intencje i uniósł się na łokciach, łącząc ich usta ze sobą. Niemal się rozpłynęła kiedy jego aksamitne wargi zetknęły się z jej ustami. Tego jej brakowało przez te kilka godzin. Przelewał w pocałunki jak najwięcej czułości. Czuła jak bardzo ją kocha. Muskał jej usta delikatnie, powoli. Pragnął się nimi rozkoszować jak najdłużej.
-Kocham Cię.-wyszeptała, wpatrując się głęboko w jego oczy.
-Ja Ciebie też.-cmoknął ją w czubek nosa.-Najważniejsze, że mamy siebie nawzajem.
Zmęczona przymknęła powieki i wtuliła się w tors skoczka. Po chwili jednak zmieniła pozycje i to on tulił się do jej pleców, trzymając dłoń na jej płaskim brzuchu. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Mimowolnie uśmiechnęła się łagodnie i zasnęła.
***
Stała na płycie lotniska, uśmiechając się promienie w kierunku chłopaków. Pomachała im na przywitanie i pomogła narzucić Peterowi torbę na ramię. Podziękował jej pocałunkiem złożonym na jej policzku i objął ramieniem, podążając w kierunku kadrowiczów. Przywitał się z nimi przybiciem piątki i opadł na wolną ławkę wraz z blondynką. Omiotła wzrokiem przechodniów podążających w kierunku samolotów i westchnęła głośno. Kolejna kilku dniowa rozłąka. Tak bardzo nie chciała zostać teraz sama, ale nie miała wyboru. Na szczęście choć Cene jej nie opuszcza i wytrwale trwa przy jej boku. Studia ukończył także teraz w spokoju może trenować, aby dorównać poziomem do swoich braci.
-Proszę, proszę, a Prevc znowu ostatni.-przy ich boku pojawił się Lanisek.-Coś mi się wydaje, że znowu łóżko w sypialni nie zaznało spokoju.-wyszczerzył się głupio.
-Ktoś tutaj jest zazdrosny.-stwierdziła z promiennym uśmiechem Rozi.-Wolno nam, Anze.-zachichotała pani Prevc.
-Ale kochani nie w takiej dawce.-oburzył się młodszy Słoweniec.-Lecisz z nami?
-Nie tym razem Anze.-puściła mu oczko.
Wszyscy nagle zamilkli, gdyż na horyzoncie pojawił się purpurowy na twarzy Goran. Przystanął obok podopiecznych i ułożył swoje bagaże obok pozostałych. Omiótł wzrokiem otoczenie i zirytowany zacisnął pięści.
-Gdzie jest do cholery Prevc?!-wrzasnął zdenerwowany.
-Tutaj, trenerze.-podniósł rękę ku górze Peter.
-Nie ten.-odparł szkoleniowiec.-Za 5 minut mamy odprawę, a jego ani śladu.
Janus poprosił zawodników o pozostanie w miejscu i przeprosił ich, udając się na poszukiwanie Domena. Rozalia parsknęła głośnym śmiechem, posyłając kuksańca w żebra męża. Pero zdezorientowany zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się sporych rozmiarów zmarszczka. Lekarka zarzuciła mu, że ma z tym coś wspólnego, na co on jedynie pokręcił stanowczo głową. Chwilę później sprawa się wyjaśniła. Oczom skoczków oraz małżonki Petera ukazał się szkoleniowiec ciągnący za kaptur jaskrawo zielonej kurtki nastolatka, który nie krył swojego oburzenia tym jak trener go traktował.
-Młody, gdzie Ty byłeś?-odezwał się Pero.
-No proszę pochwal się kolegom i bratu swoją inteligencją, a raczej jej niskim poziomem.-rzucił z kpiną Goran.
17-latek wyrwał się z uścisku trenera i prychnął pod nosem. Przeczesał palcami włosy i spojrzał na zawodników.
-Waszemu młodszemu koleżce zachciało się Japonii, a dokładniej Hongkongu.-wyjaśnił trener.
-Nie prawda. Po prostu zauważyłem podobną kurtkę do naszej kadrowej i poszedłem za tym kimś.-tłumaczył się nastolatek.
Kadra parsknęła głośnym śmiechem, przyglądając się młodszemu zawodnikowi z rozbawieniem. Domen także zmienił podejście do tej sytuacji i roześmiał się głośno, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. Wszyscy poderwali się ze swoich miejsc i chwycili swoje bagaże, udając się za trenerem na odprawę. Peter ujął w dłonie twarz żony i pocałował ją namiętnie. Spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się w ten swój urzekający sposób. Kolana Rozalii stały się miękkie i gdyby nie to, że Prevc przyciągnął ją do siebie i zamknął w niedźwiedzim uścisku to runęłaby na podłogę. Zaśmiała się na tą myśl i przymknęła powieki, rozkoszując się ostatnimi chwilami bliskości Petera.
-Uważaj na siebie.-wypowiedziała z troską wymalowaną w błękitnych oczach.
-Zawsze to robię.-odparł, puszczając jej oczko.
Odsunął od siebie blondynkę i musnął wargami jej czoło, po czym obrócił się na pięcie i udał za kolegami z kadry. Nadal stała w miejscu i odprowadzała wzrokiem smukłą sylwetkę bruneta do czasu, gdy nie zniknął jej z oczu.
~*~
Chciałam zdecydowanie szybciej dodać ten rozdział, ale choroba, która mnie dopadła mi to uniemożliwiła. Nie jest łatwo pisać z łzawiącymi oczami :( Dziś już jednak jest trochę lepiej, ale i tak przeżywam męczarnie :/ Wczoraj jak zobaczyłam pierwszy konkursowy skok Petera na 137.5 m to pisnęłam z radości, choć ledwo co mówię i normalnie się popłakałam :D Jestem z niego tak niesamowicie dumna <3 Powrócił stary Peter, a właściwie wyszedł z kryjówki, bo on nie umarł, nie zniknął, ale się skrył ;) Wczorajsza drużynówka była epicka *.* Nasi po prostu niesamowici, a ta walka na samym końcu genialna :3 Dzisiaj liczę na bój Petera o podium i wyrównaną walkę z Kamilem ^^ Warto było nie oglądać Pero w Wiśle by teraz podziwiać go w tak niebywałej dyspozycji ;3 Stał się od lutego 2016 roku moim idole i chyba na zawsze nim już pozostanie. Podnieść się z takiego kryzysu to nie lada wyzwanie i nie każdy jemu podoła ;) On dał radę ;) Całuję i do zobaczenia niebawem ;*
PS: Wybaczcie, ale musiałam to tu wstawić :D Hahahahaha XDD
środa, 18 stycznia 2017
Część II. Nineteen: Ale gdybym Ci nie ufał nie powierzałbym Ci tego cacka, tak?
Z łagodnym uśmiechem na ustach opierała głowę na łokciu i podziwiała spoczywającego na rogu łóżka bruneta, który zakładał na stopę nieskazitelnie białą skarpetkę. Od momentu, gdy zamieszkali razem w rodzinnym domu skoczka to ona dbała o ubrania Petera i wstawiała je do prania. Wyszło mu to na dobre, gdyż od tamtego czasu ani razu nie narzekał na zapodzianie pary skarpetek, co zwykle zdarzało mu się na co dzień. Oczywiście odpowiadali za to Cene i Domen, którzy potajemnie podkradali tę cześć garderoby starszemu bratu. Słoweniec poderwał się z miejsca i zauważył iż intensywnie przygląda mu się małżonka na co uniósł nieznacznie kąciki ust. Nachylił się nad jej subtelną, roześmianą twarzą i cmoknął ją w czubek nosa. Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie i obserwowała jak znika za drzwiami sypialni. Kilka sekund później wyskoczyła z łóżka i narzuciła na siebie szlafrok, po czym przystanęła w framudze drzwi i wykrzyknęła:
-Peter, poczekaj! Pójdę z Tobą!
24-latek powoli odwrócił się na pięcie i zwrócił w jej kierunku. Zdziwiony zlustrował jej twarz spojrzeniem, ale po chwili skinął głową na znak przyswojenia jej słów. Opadł na kanapę znajdującą się w salonie, a ona momentalnie pobiegła w kierunku szafy, aby zgarnąć z niej zestaw ubrań do biegania. Narzuciła na siebie błękitną, termiczną bluzę z Adidasa, a na nogi naciągnęła czarne, sportowe leginsy. Przystanęła przy lustrze i przeczesała szczotką włosy, aby następnie związać je w kucyka. Pośpiesznie opuściła sypialnie i zameldowała się w małym korytarzu, badając wzrokiem zawartość niewielkiej szafki. Odnalazła na niej swoją ulubioną parę adidasów i wsunęła je na stopy. Zameldowała się w salonie, a ze stolika usytuowanego przy sofie zgarnęła słuchawki oraz telefon. Peter podniósł się z kanapy i objął ja ramieniem, wędrując w stronę drzwi. Przymknął je za nimi i przekręcił w nich kluczyk, aby uchronić pozostałych domowników przed nieproszonymi gośćmi. Zniknęli za furtką i w całkowitej ciszy przemierzali słoweńskie uliczki, truchtając obok siebie. Lodowaty wiatr muskał ich policzki, pozostawiając na nich różowe zabarwienie. Po mimo braku śniegu w Słowenii było naprawdę zimno. Słońce nieśmiało wyłaniało się zza koron drzew, obdarowując ich pierwszymi promykami. Dotarli do parku i przystanęli przy jednej z ławek. Peter z delikatnym uśmiechem na ustach spojrzał na swoją towarzyszkę i zabrał się za rozciąganie. W jego ślady poszła także Rozalia, która całkiem nieźle się trzymała po tak długiej przerwie od ostatniego joggingu.
-Dlaczego wciąż milczysz?-spytała zaniepokojona ciągłą ciszą ze strony męża.
-Po prostu się nie wyspałem i jakoś nie mam humoru.-wypowiedział, spoglądając przed siebie.
-Kłamiesz.-rzuciła natychmiast.- Peter znam Cię od ponad roku. Wiem, kiedy mówisz prawdę, a kiedy tego nie robisz.
-Ehm... Masz rację.-odwrócił głowę w jej stronę.-Niepokoi mnie moja dyspozycja. Niby pierwszy konkurs pokazał, że utrzymałem ją z poprzedniego sezonu, ale to był jednak fart i przypadek, co natomiast ukazuje drugi.-rozłożył bezradnie ręce.
-Peter.-podniosła wzrok na jego twarz.-Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.-ułożyła dłoń na jego ramieniu.-To dopiero początek. Daj sobie czas. Musisz wejść w ten sezon.
-Masz rację.-skinął głową.-Chyba niepotrzebnie panikuje.-posłał jej blady uśmiech.
Odwzajemniła jego gest i dopiero teraz zauważyła jak świetnie leży na nim szara, opinającą jego smukłe ciało bluzka, która uwydatniała jego partie mięśni. Skarciła się w myślach za zbyt długie pochłanianie wzrokiem jego torsu i pośpiesznie odwróciła głowę. Peter roześmiał się głośno, zauważając speszenie blondynki i musnął ustami jej oziębły policzek. Dziewczyna mruknęła zadowolona i szybko odwróciła się w jego stronę, skradając z ust skoczka przelotny pocałunek.
-Co Cię tak właściwie podkusiło by mi dziś towarzyszyć?-uniósł pytająco brew.
-Doszłam do wniosku, że nie pozwolę, aby jakieś małolaty podziwiały mojego seksownego, wysportowanego męża podczas, gdy ja będę słodko spać.-puściła mu oczko.
Pero zaśmiał się cicho i ponownie złożył pocałunek na policzku dziewczyny. Odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki, które wydostały się z kucyka i zaplótł je za ucho. Jego stalowe tęczówki połyskiwały radośnie, wpatrując się czule w błękitne oczy żony, które śledziły każdy ruch Słoweńca. Dziewczyna oderwała nogę od ławki, zaprzestając tym samym rozciągania i stanęła naprzeciwko bruneta.
-A tak poważnie?-24-latek splótł ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
-Dawno tego nie robiłam, a naprawdę to lubię.-wzruszyła ramionami.- Po za tym dzisiaj mam nieco mniej pacjentów i na późniejszą godzinkę, także postanowiłam skorzystać.-wyjaśniła.
-To był chyba zły pomysł.-rzucił z kamiennym wyrazem twarzy Pero.
-Dlaczego?-zaniepokoiła się lekarka.
-Bo cholernie mnie dekoncentrujesz.-wyszeptał wprost w jej usta.
Przemierzali truchtem leśne dróżki, co jakiś czas spoglądając na siebie ukradkiem. Zostawiali za sobą coraz to większe kilometry, a pod ich nogami trzeszczały gałęzie drzew. Po mimo kilku nieporozumień na samym początku biegu wreszcie odnaleźli wspólne tempo. Po dłuższej przebieżce zatrzymała się i ułożyła dłonie na kolanach, przymykając powieki. Starała się unormować przyśpieszony oddech. Peter przystanął obok niej i poklepał ją po ramieniu, dając jej tym samym znak, że ją wspiera. Uśmiechnęła się nikle i poderwała do dalszego biegu. Zdyszana wparowała do domu skoczków i zawitała do kuchni, aby udać się do lodówki. Z jej wnętrza wyłowiła butelkę soku pomarańczowego i przyssała się do jej gwinta. Prevc zaśmiał się cicho i chwycił w dłoń butelkę z wodą mineralną. Upił z niej kilka łyków i powędrował na górę. Rozalia tymczasem zmierzyła wzrokiem zawartość lodówki i westchnęła głośno, gdyż po za zapalonym światłem nie znajdowało się w niej praktycznie nic. Zatrzasnęła jej drzwi i wdrapała się na piętro, by po chwili zjawić się w sypialni. Jej małżonek spoczywał na ich małżeńskim łożu i przeglądał coś w telefonie. Ona tymczasem przejrzała zawartość szafy i przerzuciła sobie przez ramię ubrania na zmianę. Zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki i zrzuciła z siebie przepocone części garderoby. Weszła do kabiny i odkręciła kurek z zimną wodą, by nieco ochłodzić rozgrzane ciało. Następnie otulił je strumień ciepłej wody, która rozluźniła napięte mięśnie. Odświeżona starannie wytarła wilgotne ciało ręcznikiem, a następnie wskoczyła we wcześniej przygotowany dla siebie zestaw. Włosom tym razem pozwoliła beztrosko opaść na ramiona, a rzęsy pociągnęła maskarą. Zadowolona z efektu końcowego opuściła pomieszczenie i ponownie stawiła się w sypialni. Peter nadal wylegiwał się na łóżku, ale zdążył zmienić strój przed jej nadejściem. Przysiadła obok niego i spojrzała na niego z łagodnym uśmiechem. Prevc ułożył smukłą dłoń na jej drobnej i zacisnął na niej palce. Blondynka mimowolnie uniosła wyżej kąciki ust i ścisnęła rękę skoczka, splatając ich palce. Poderwała się z miejsca i pociągnęła bruneta w kierunku drzwi. Zdezorientowany zmarszczył brwi i patrzył na nią z niezrozumieniem, ale posłusznie podążał tuż za nią. Lekarka chwyciła dłoń kluczyki od ich samochodu i zakręciła nimi na palcu tuż przed twarzą męża. Peter pośpiesznie złapał je i wyrwał małżonce, uśmiechając się cwanie.
-O nie, kochanie. Dzisiaj ja prowadzę.-oświadczył stanowczo, otwierając jej drzwi od strony pasażera.
-Zawsze to robisz.-odburknęła naburmuszona i zamknęła za sobą drzwi.
-Ale gdybym Ci nie ufał nie powierzałbym Ci tego cacka, tak?-otarł się nosem o tę samą część ciała u niej.
-No niby tak, ale...
-Nie ma żadnego ale. Jeździsz nim na co dzień, więc to oznacza, że kocham Cię bardziej niż ten samochód. -cmoknął ją w czubek nosa.
Starała się zostać nieugięta, jednak uśmiech, który wkradł się na usta jej w tym przeszkodził. Peter roześmiał się uroczo i nachylił nad twarzą lekarki, po czym łapczywie wpił się w usta żony. Rozalia nie protestowała. Czerpała przyjemność z pieszczoty jaką zadawał jej brunet. Ujął jej twarz w swe smukłe dłonie i jeszcze bardziej pogłębił pocałunek. Jego wargi były tak niesamowicie aksamitne, że rozpływała się pod wpływem siły rozkoszy jaką jej zadawał. Trwali tak przez dłuższą chwilę, aż do momentu, kiedy Peterowi zabrakło tchu. Oderwał się od kuszących ust żony i posłał jej nikły uśmiech. Musnął je ślamazarnie i delikatnie, po czym przekręcił kluczyki w statyce i włączył się do ruchu ulicznego.
***
Przemierzali regały supermarketu w poszukiwaniu potrzebnych im produktów. Peter skręcił wózkiem w dział z z kosmetykami i obserwował jak Rozalia sprawdza zapachy żelów pod prysznic. Wywrócił jedynie oczami, gdyż w łazience cała półeczka przeznaczona była na ich kolekcje, która oczywiście należała do blondynki. Można już było pominąć fakt, że kolejna była zbiorem matki skoczka. Westchnął jedynie głośno i podreptał do małżonki, aby wybić jej z głowy zakup kolejnego cudeńka do kolekcji.-Kochanie.-rozpoczął łagodnie.
-Hmm?-mruknęła lekarka, podziwiając etykietę buteleczki.
-Proszę Cię odłóż to na miejsce.-skinął głową na kosmetyk w jej dłoni.-Masz w domu całą półkę tego. A jeśli Ci zabranie moja mama z chęcią użyczy Ci swojego.-wysilił się na delikatny uśmiech.
-Ale są na przecenie. Nie mogę odpuścić takiej okazji.-spojrzała na niego.
-Skarbie, masz tego wystarczająco dużo.-brunet wyjął z jej dłoni żel, odkładając go na regał.-A te pieniądze przydadzą nam się na coś użytecznego.-przekonywał ją.
-Przepraszam bardzo, ale to moje pieniądze i mam prawo je wydać na co chce! A żel to dla mnie bardzo użyteczna rzecz!-oburzyła się dziewczyna i wrzuciła produkt do koszyka.
-Kotku, źle mnie zrozumiałaś.-starał się załagodzić sytuację skoczek.
Podirytowana blondynka odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w poszukiwaniu kolejnych rzeczy, które znajdowały się na liście zakupów. Prevc zaklął pod nosem i zrezygnowany powędrował za małżonką, pchając przed siebie wózek. Reszta zakupów minęła im w całkowitej ciszy. Skoczek zdawał sobie sprawę z tego, że nie łatwo będzie mu udobruchać pediatrę. Co nie oznaczało jednak, że zrezygnuje z podjęcia takich prób. Gdy zapakowali zakupy i ułożyli je w bagażniku Forda on wrócił się pod pretekstem zostawienia portfelu i zgarnął z półki ich ulubione wino. Z uśmiechem na ustach zasiadł na fotelu kierowcy i wyruszył w powrotną drogę. Po przekroczeniu progu wilii rodziny Petera od razu do ich uszu dotarł gwar rozmów domowników i rozbrajający śmiech Domena. Wtargnęli do kuchni i ułożyli na stole siatki z zakupami. Julijana posłała synowej ciepły uśmiech, a syna ucałowała w policzek, co także uczynił i on w stosunku do niej. Postawiła przed nimi filiżanki kawy, a sama zabrała się za rozpakowywanie zakupów. Rozalia zauważyła to i momentalnie zaoferowała swoją pomoc. Takim oto sposobem wszystkie rzeczy sprawnie znalazły się w szafkach czy też lodówce, a pani domu zaproponowała domownikom naleśniki z bananami oraz Nuttellą. Skoczkowie początkowo protestowali, tłumacząc się ochrzanem od trenera, jednak nie trzeba ich było długo przekonywać. Bracia oraz rodzice Petera zajęli miejsca przy kuchennym stole i rozkoszowali się pysznym śniadaniem. Nie zabrakło także rozmów i śmiechów. Wszyscy jednak zauważyli, że Rozi i Pero nie raczyli ani razu odezwać się do siebie, ani nawet wymienić spojrzeń. Peter nie raz próbował niby to przypadkiem złapać żonę za rękę, jednak ta skutecznie ją wyrywała.
-Coś się stało?-zapytała niepewnie pani Prevc podczas wspólnego zmywania naczyń z synową.
-Ale o co chodzi?-zmarszczyła brwi zdezorientowana Rozalia.
-To Ty mi lepiej powiedz, słońce.-rzuciła rodzicielka Petera.-Nie zamieniłaś z Peterem ani jednego słowa. Nie widziałam ani jednego uśmiechu posłanego w jego kierunku, ani także aby on Tobie jakiś posyłał. Nie mówiąc już o tych waszych czułych, radosnych, przepełnionych miłością spojrzeniach...
-To nic takiego.-odparła blondynka, unikając wzroku teściowej.
-Pokłóciliście się.-stwierdziła kobieta.
Rozalia odłożyła wycierany wcześniej talerz na suszarkę i pośpiesznie wybiegła z kuchni, aby udać się do sypialni. Zgarnęła ze stolika potrzebne jej dziś do pracy dokumenty oraz torebkę i stawiła się na parterze. Narzuciła na siebie puchatą, ciepłą kurtkę a na nogi wsunęła buty. Chciała zabrać z kuchni kluczyki do samochodu, jednak ich tam nie dostrzegła. Zaklęła cicho i wyszła na dwór. Peter wyjeżdżał właśnie z garażu ich błękitnym Fordem. Nie miała zamiaru znosić jego osoby podczas drogi do miejsca pracy, więc wykonała telefon do Cene, który bez żadnych problemów podrzucił ją pod szpital. Podziękowała mu całusem w policzek i udała się do swojego gabinetu. Narzuciła na siebie śnieżnobiały kilt, a następnie opadła na miękki, biurowy fotel i zabrała się za uzupełnienie rubryczek w stosie dokumentów. Chwilę później zawitał do niej pierwszy pacjent. Westchnęła głośno, spostrzegając iż dziecko ma objawy grypy. Nakazała ubrać się Jurijowi, a sama zapisała receptę jego rodzicielce. Równie sprawnie poszło jej z resztą pacjentów i nim się obejrzała opuszczała gabinet.
***
Peter z łagodnym uśmiechem na ustach przystanął przy belce startowej, podziwiając próbę Tepesa. Ułożył przed sobą narty, po czym zapiął wiązania i wsunął się na platformę startową. Omiótł wzrokiem panoramę rozciągającą się przed nim i wypuścił powietrze ze świstem. Goran machnął chorągiewką i tym samym udzielił mu pozwolenia na oddanie swojego skoku. Prevc solidnie odepchnął się od belki i mknął po torach najazdowych, nabierając całkiem niezłej prędkości. Spóźnił. Wyczuł to momentalnie, a potwierdzeniem na to była niska trajektoria lotu, która nie bardzo pozwoliła mu oddać daleki skok. Mimo to dzielnie walczył o odległość, korygując sylwetkę w locie. Zastygł w nienagannym telemarku, stykając się nartami z białym puchem na 117 metrze. Zirytowany machnął dłonią i pośpiesznie opuścił zeskok.-Spóźniłeś wybicie.-stwierdził fachowo Janus, który zjawił się obok podopiecznego.
-Tak, wiem.-odburknął jedynie 24-latek, zbierając swoje rzeczy.
-Peter, co się dzieje?-szkoleniowiec spojrzał na twarz bruneta z troską, ale także niepokojem malującym się w jego oczach.
-Sam nie wiem, trenerze.-rozłożył bezradnie ręce skoczek.-Dziś nieco posprzeczałem się z żoną, ale to nic takiego. Problem chyba leży w psychice. Fizycznie jest całkiem okay.
***
Uściskiem dłoni przywitała się ze swoim lekarzem prowadzącym i zgodnie z prośbą opadła na fotel na przeciwko mężczyzny. Franc posłał w jej stronę łagodny uśmiech i zabrał się za przeszukiwanie w stosie papierów wyników jej badań kontrolnych. Ona tymczasem omiotła wzrokiem pomieszczenie, stwierdzając, że jest tu całkiem przytulnie. A wszystko to dzięki ciemnemu odcieniu brązu jaki obecny był na ścianach gabinetu. Novak wyciągnął z dna dokumentów teczkę z jej nazwiskiem i odwiązał supeł sznurka jakim była ona związana. Westchnął głośno, przypominając sobie o czym poinformować miał kobietę. Blondynka zaniepokojona podniosła wzrok na twarz doktora. Słoweniec splótł dłonie i ułożył na nich swoją głowę, rozchylając wargi, aby przekazać jej tą złą nowinę.-Nie mam dla pani najlepszych wiadomości.-rozpoczął łagodnie.
-Jestem na coś poważnie chora?-wydusiła z siebie przerażona łamiącym się głosem.
-Spokojnie. Nic z tych rzeczy.-pokręcił przecząco głową lekarz.-Otóż wszystkie wyniki badań kontrolnych są w porządku. Po za jednym. Badanie ginekologiczne wykazało, iż pani szanse na zajście w ciąże są znikome, a praktycznie nikłe.-oświadczył mężczyzna.
Rozalia oszołomiona wpatrywała się w twarz lekarza, nie wierząc w słowa, które padły z jego ust kilka sekund temu. Pokręciła przecząco głową, odrzucając od siebie słowa specjalisty. Poczuła jak w kącikach jej oczu gromadzą się łzy. To nie mogła być prawda. Dalsze słowa lekarza słyszała jak przez mgłę. Próbował ją zapewnić, że to nic takiego, że są przecież adopcje... Ale skąd mógł wiedzieć co ona teraz czuje? Skąd mógł wiedzieć jak to jest? Jak to boli? Poderwała się z miejsca i wybiegła z gabinetu, marząc tylko o tym, aby zaszyć się w najsilniejszych i najbezpieczniejszych na świecie ramionach. Tak cholernie pragnęła teraz znaleźć się blisko Petera. Opuściła budynek i przystanęła na parkingu, dając upust swoim emocjom. Słona ciecz spływała po jej zaróżowionych policzkach, pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Jej ciałem wstrząsał spazm, na którym nie mogła zapanować. Tak bardzo cierpiała. Była w totalnej rozsypce. Nie zauważyła nawet, kiedy na parkingu pojawił się samochód przyjaciela. Szatyn dostrzegając w jakim jest stanie momentalnie opuścił wnętrze auta i podbiegł do niej. Przygarnął jej drobne ciało do siebie, zamykając w szczelnym, silnym uścisku i gładząc dłonią jej plecy. Ostatni raz widział ją taką roztrzęsioną pod skocznią, gdy opowiadała mu o tym jaką krzywdzę wyrządził jej Peter. Nie miał pojęcia co się stało, ale wolał dać jej chwilę ukojenia. Nie pytać. Potrzebowała ciszy.
-Zabierz mnie stąd.-wychlipała w jego ramie.-Peter nie może zobaczyć mnie w takim stanie.
~*~
Nie kamieniujcie mnie, nie zabijcie tasakami... Wybaczcie, ale musiałam w końcu spieprzyć tą sielankę :D Za nudno by było Kochane ^^ Przepraszam za opóźnienia, ale jakoś ciężko mi się pisało ten rozdział. Sama nie wiem czemu. Nic nadzwyczajnego w nim nie ma i szczerze mówiąc z wyjątkiem końcówki nic mi się w nim nie podoba. Jeden z gorszych tutaj :( Wisła <3 Cóż to był za weekend *.* Mega się cieszę, że w Zakopanem obecny już będzie Peter i liczę, że odpoczynek mu pomógł i pokaże się z dobrej strony ;3 Już się nie mogę doczekać! :D Proszę ujawniajcie się w komentarzach, bo to niesamowicie motywuję, gdy widzi się, że kogoś to interesuje, że ktoś to śledzi i docenia poświęcony czas ;) Całuję i do zobaczenia niebawem ;*niedziela, 8 stycznia 2017
Część II. Eighteen: Trzeba było tak nie szaleć z żonką w łóżku.
Po kompleksie skoczni roznosiła się melodia słoweńskiego hymnu. Tysiące ludzi zebranych wokół areny zmagań skoczków podziwiało dekoracje najlepszej trójki konkursu. Dumna blondynka wpatrywała się z iskierkami radości w lazurowych tęczówkach w skupioną, przystojną twarz bruneta. Cieszyła się niezmiernie, gdy po mimo upadku okazało się, że znajdzie się on na podium. Może i na jego najniższym stopniu, ale był to naprawdę dobry rezultat tej inauguracji zawodów Pucharu Świata. Obok niego, nieco wyżej spoczywał jego młodszy brat. Domen dokonał czegoś niesamowitego, czegoś niemożliwego, w co naprawdę ciężko było uwierzyć. Mając niespełna 17 lat zwyciężył w zawodach światowej rangi. Pokonał w nich m.in. starszego, utytułowanego brata czy podwójnego Mistrza Olimpijskiego, Kamila Stocha. Chyba jeszcze to do niego nie docierało. Wargi 24-latka drżały delikatnie z każdym wypowiedzianym słowem doskonale przyswojonego mu hymnu. Wplótł smukłe palce w ciemne, czekoladowe włosy i przeczesał je delikatnie, uśmiechając się łagodnie pod nosem. Zeskoczył z pudła i powędrował w kierunku małżonki. Wręczył jej bukiet kwiatów, jakie otrzymał na dekoracji i musnął zimnymi wargami jej także oziębły policzek. Objął ją ramieniem i skierował się w stronę domku reprezentacji, aby zapakować sprzęt do samochodu, jakim dotarli na skocznie.
Spoczywała na wielkim, miękkim materacu i obserwowała umięśnione plecy Petera, który zrzucał z siebie koszulkę na skutek zbyt wysokiej temperatury, jaka panowała w jej pokoju. Po chwili opadł tuż obok niej i musnął ustami jej czoło. Przymknęła powieki i zaciągnęła się zapachem jego intensywnych perfum. Tak bardzo jej tego brakowało przez tych kilka dni. Tymczasem on objął ją szczelnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Wtuliła się posłusznie w jego lewy bok i zadarła delikatnie głowę, spoglądając z łagodnym uśmiechem na jego twarz. Stalowe tęczówki wbiły w nią intensywne, przeszywające spojrzenie, przed którym nic się nie mogło ukryć. Badał swym czujnym wzrokiem jej subtelną urodę, zagarniając niesforny, jasny kosmyk opadający jej na czoło tuż za ucho. Posłał jej subtelny uśmiech i musnął ustami jej popękane nieco wargi. Dziewczyna mruknęła zadowolona i pogłębiła pocałunek, rozkoszując się aksamitnością jego warg nieco dłużej. Po chwili jednak oderwała się od bruneta i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej, przyglądając się jak uruchamia laptopa. W końcu otworzył zawartość jednego z folderów i ukazał małżonce jeden z obrazów znajdujących się w nim. Momentalnie oboje roześmiali się głośno, dostrzegając na zdjęciu uwiecznionych w dość dziwnym tańcu Maćka i Piotrka. Ci to dopiero prawdziwi przyjaciele. Razem piją, razem szaleją, razem tańczą. Nic tylko brać przykład. Kolejna fotka przedstawiała Petera, który czule obejmował swoją żonę od tyłu, układając brodę na jej ramieniu i uśmiechał się szeroko. Delikatnie odchyliła głowę do tyłu, aby na niego spojrzeć, a on skradł z jej ust przelotnego całusa. W skupieniu, ale także rozbawieniu przeglądali dalszą galerię zdjęć ślubnych, co chwila parskając śmiechem na widok zabawnych min gości czy ich samych. W końcu natrafili na pliki z ich prywatnej sesji zdjęciowej. Jedno ze zdjęć szczególnie przypadło im do gustu. Peter zarzucał na swoje plecy czarną marynarkę, stojąc przed panną młodą w samej śnieżnobiałej koszuli i wpatrywał się przeszywającym wzrokiem w opierającą się o bandę znajdująca się pod skocznią blondynkę, która skupiona spoglądała na jego twarz. Kolejna fotografia przedstawiała Rozalię znajdującą się na plecach skoczka z rozłożonymi na boki ramionami, który uwieczniony był w momencie telemarku. Mieli także zdjęcie, które wisi nad ich łóżkiem w domku rodzinnym Petera jako fotografia ślubna, a mianowicie Rozalia zarzucającą ręce na szyję skoczka i wpatrzona w niego niczym zaczarowana oraz on spoczywający na belce startowej Wielkiej Krokwi w Zakopanem, obejmujący ją w pasie i także ukazany jako wpatrujący się w jej twarz.
-Ewka odwaliła kawał dobrej roboty.-spostrzegł trafnie Pero, zamykając komputer i spoglądając na blondynkę.
-No widzisz, a tak się broniłeś przed moim pomysłem, aby ją zatrudnić.-rzuciła ze śmiechem Rozalia.
-To nie tak skarbie.-cmoknął ją w nos.-Po prostu chciałem by mogła w spokoju szaleć z Kamilem na parkiecie.-zaśmiał się.
-No i poszalała i zdjęcia zrobiła.
-Prawie skręciła nogę na tych gigantycznych potworach, które wy zwiezie szpilkami.-roześmiał się głośno.
-Zauważ, że skutecznie pobudzają one facetów i przywołują ich wzrok. W nich wyglądamy zdecydowanie seksowniej.
-Hmm....faktycznie.-Peter ułożył dłonie na brodzie i zamyślił się na chwilę.-Masz w nich zarąbiście długie i seksowne nogi.-wymruczał wprost do jej ucha.-Wiesz co? Poszedłbym na jakieś wesele albo bal.
-Oj Peter, Peter.-pokręciła z niedowierzaniem głową.-Zostań na noc.-spojrzała na niego błagalnie.
-Wiesz dobrze, że nie mogę.-jęknął, wydymając dolną wargę.
-A Nejc nie może Cię kryć przed trenerem?
-Jak go o to poproszę od razu będzie wiadomo co my tu wyprawiamy.-zachichotał. -Chłopaki nie dadzą mi żyć. Doskonale ich znasz.
-Wolno nam. Jesteśmy małżeństwem.-posłała mu cwany uśmieszek.-A Ty zasługujesz na nagrodę.-trąciła koniuszkiem języka płatek jego ucha.
Jej drobna dłoń momentalnie wylądowała na jego kości biodrowej. Wsunęła dwa palce za materiał jego dresów i odwinęła je delikatnie. Wbił zęby w dolną wargę i uniósł spojrzenie na jej subtelną twarz. Doskonale wiedziała jak trafić w jego czuły punkt. Kusiła go. Była cholernie pociągająca w takim wydaniu. Zdecydowana, pewna siebie, stanowcza. Najchętniej poddałby się jej tu i teraz, ale musiał wracać do swojego hotelu. Już jutro miały odbyć się kolejne zawody. Jej lazurowe tęczówki zapłonęły niebezpiecznie, a rzęsy zatrzepotały zalotnie. Musiał się bronić. Musiał uciekać. Miał silną wolę, ale nie jeśli chodziło o jej urok osobisty. Ta broń była zdecydowanie zbyt silna. Nachylił się nad nią i skradł z jej ust przelotny pocałunek. Następnie poniósł z podłogi szary T-shirt i naciągnął go na siebie. Podszedł do okna i trafnie spostrzegł, że Finlandię otulił już zmrok. Odwrócił się w kierunku blondynki i odszukał wzrokiem kadrową kurtkę. Narzucił ją na siebie i posłał żonie blady uśmiech. Nie miał najmniejszej ochoty jej opuszczać, ale musiał jeszcze porozmawiać z Janusem i przeanalizować co poszło nie tak podczas finałowej próby dzisiejszego konkursu. Zasunął zamek po samą szyję, a na głowę wsunął czapkę z logiem gorenje. Podszedł do dziewczyny i zamknął ją w szczelnym uścisku. Jej drobna sylwetka utonęła w jego silnych ramionach, a nozdrza chłonęły intensywną woń jego perfum. Uśmiechnęła się łagodnie i spojrzała na skoczka. Peter musnął wargami jej czoło i obdarował ją nikłym uśmiechem, obiecując, że jutro znajdzie dla niej zdecydowanie więcej czasu.
-Odprowadzę Cię.-rzuciła, ubierając na siebie kurtkę.
-Nie ma mowy.-odparł twardo.-Nie będziesz wracać sama po nocach.
-To pozwól mi choć do drzwi hotelowych.-spojrzała na niego błagalnie.
Skinął głowę i wyciągnął dłoń w kierunku jej ręki. Rozalia uniosła znacznie kąciki ust ku górze, odczytując intencje bruneta i splotła ich palce ze sobą. Opuściła pokój w towarzystwie męża i udała się w kierunku schodów. Drogę do holu przemierzali w ciszy, co jakiś czas spoglądając na siebie ukradkiem. Nie była to jednak ciążąca cisza, lecz ta z rodzaju przyjemnych. Lubiła z nim milczeć. Nie były potrzebne im słowa, by pokazać ile dla siebie znaczą nawzajem. Przylgnęła mocno do jego boku tuż przed tym jak opuścić miał jej hotel, a on pogładził ją dłonią po plecach, patrząc na nią z łagodnym uśmiechem. Ujął jej twarz w swe dłonie i skradł z jej ust długi, namiętny pocałunek. Całował ją powoli, aczkolwiek łapczywie. Po czym bez słowa odszedł. Odprowadziła go wzrokiem dopóki nie zniknął za zakrętem, wtedy dopiero udała się z powrotem do swojego lokum.
***
Po obejrzeniu ujęcia wypadku i jego analizie pożegnał się ze szkoleniowcem słoweńskiej drużyny i stawił w swoich czterech ścianach. Zmęczony dzisiejszym dniem opadł bezwładnie na miękki materac i przymknął powieki, oddychając z ulgą. Gdy odczuwał już jak zbliża się do momentu zaśnięcia do pokoju, który dzielił z Dezmanem wpadł nagle Lanisek. Zatrzasnął drzwi z głośnym hukiem, a zirytowany do granic możliwości Prevc poderwał się z łóżka i zgromił go groźnym spojrzeniem. Miał nadzieję, że to coś pilnego, bo jeśli nie to Anze zasmakuje za chwilę finlandzkiego śniegu.
-Boys moi kochani!-rozpoczął z szerokim uśmiechem 20-latek.-Demon organizuje imprezę z okazji dzisiejszego zwycięstwa. Za 5 min widzimy się w holu. Obecność obowiązkowa.-podkreślił wyraźnie ostatnie zdanie.-Ale będzie melo!-krzyknął podekscytowany, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Teraz melo a rano 40 karnych kółeczek.-rzucił zirytowany Pero.
-Peter, nie bądź sztywniakiem.-szturchnął go w ramie Nejc.
-Ja po prostu myślę racjonalnie.-usprawiedliwił się dwukrotny medalista z Soczi.-Jestem wypompowany.-jęknął.
-Trzeba było tak nie szaleć z żonką w łóżku.-wyszczerzył się głupio Dezman, poruszając znacząco brwiami.
Peter spojrzał na niego z politowaniem i przyłożył sobie z otwartej dłoni prosto w czoło. Nie krył swojego załamania poziomem intelektu kolegi. Doskonale wiedział, że tak będzie. Zdawał sobie sprawę z tego, że chłopaki zaczną mu dogadywać na ten temat. Ich sugestie mogą być całkiem ciekawe. Westchnął głośno i poderwał się z łóżka, po czym podszedł do szafy i przystanął naprzeciwko niej. Po kilku minutach zarzucił na siebie koszulę w czarno-białą kratkę oraz czarne rurki. Nie mógł przecież zostawić Domena samego z tymi wariatami. To mogło zakończyć się katastrofą. Po za tym był on jego młodszym braciszkiem, o którego po mimo wszystko się troszczył. Pośpiesznie wystukał do Rozi krótkiego SMS'a, mając nadzieję, że jeszcze nie śpi i udał się w kierunku schodów, po drodze zgarniając kadrową kurtkę.
Zmierzył czujnym wzrokiem Domena, który siedział na drugim końcu loży i zbadał nim także zwartość jego szklanki. Zadowolony postawą młodszego brata ukazał mu kciuk uniesiony ku górze i odwrócił głowę w kierunku parkietu. Nadal usilnie próbował odnaleźć na nim znajomą, drobną, ale jakże zgrabną sylwetkę. Wyglądało na to, że jednak w końcu jego litania zostały wysłuchane, gdyż z tłumu imprezowiczów wyłoniła się promienna blondynka. Uradowany poderwał się z miejsca i podbiegł do niej, zamykając ją w szczelnym uścisku. Rozalia zachichotała cicho i cmoknęła go w policzek, splatając ich dłonie ze sobą. Peter ani raczył powrócić do loży. Porwał swoją partnerkę na parkiet, a torebkę, którą zamierzała odłożyć posłał w kierunku nastolatka, wcześniej go przed tym ostrzegając. Brązowooki bez problemu złapał ją w swoją dłoń i położył obok, posyłając małżeństwu cwany uśmieszek. Brunet tymczasem ułożył dłonie na biodrach pediatry i spojrzał na nią z radosnymi ognikami wypełniającymi jego stalowe tęczówki. Blondynka poczuła jak jej ciało nawiedza dreszcz pod ciężarem intensywności jego spojrzenia. Peter uśmiechnął się szeroko i okręcił dziewczynę wokół własnej osi, powoli włączając się do pozostałych tańczących par. Dopiero teraz dostrzegł, że Rozi miała na sobie opinającą, krótką, czarną sukienkę, a na jej stopach spoczywały tego samego koloru szpilki na pokaźnym obcasie.
-Miałaś rację. Kręcisz mnie jak nigdy w tych potworach.-wymruczał do jej ucha.
Roześmiała się głośno i spojrzała rozbawiona na twarz bruneta. Musnęła wargami jego usta i zaczęła ocierać się zmysłowo biodrami o uda skoczka. Prevc zadowolony takim obrotem sprawy także starał się coraz pewniejszy siebie i dał ponieść się klubowym rytmom. Nie mieli pojęcia, że ich poczynaniom przygląda się 17-latek. Brunet upił łyk soku pomarańczowego ze swojej szklanki i westchnął głośno. Wyglądała tak pięknie, a on nie mógł jej nawet dotknąć. Pośpiesznie odgonił te myśli i opuścił loże. Włączył się w tłum ludzi i samotnie podrygiwał do piosenki, aż w końcu dołączyła się do niego jakaś brunetka. Starał się dobrze bawić i zapomnieć o przykrej dla niego sytuacji. Chciał świętować swoją pierwszą wygraną odniesioną w Pucharze Świata. Nim spostrzegł, a minęła 2 w nocy.
-Domen!-wydzierał się Peter wprost do jego ucha, próbując przekrzyczeć głośną muzykę.-Musimy już wracać!
-Jeszcze chwilę.-jęczał nastolatek, spoglądając wzrokiem zbitego szczeniaka na brata.
-Nie ma mowy. Jest 2 w nocy. Jutro zawody. Musisz się wyspać.-starszy Prevc pozostawał nieugięty.
Domen pożegnał się ze swoją partnerką całusem w policzek i pomachał jej ze słodkim uśmiechem, oddalając się przy boku Petera. Dołączyli do pozostałych zawodników i zwarci ruszyli w drogę powrotną. Po kilku minutach znajdowali się już w swoich pokojach i nasłuchiwali kroków Gorana, dla którego Morfeusz nie był dziś niezwykle łaskawy. Zdziwiony całkowitą ciszą panującą na piętrze szkoleniowiec otworzył pierwsze drzwi i wtargnął do środka, nie wysilając się nawet na pukanie. Uśmiechnął się łagodnie, dostrzegając Domena słodko śpiącego w swoim łóżku, a skrzywił znacznie, gdy do jego uszu dobiegło głośne chrapanie Laniska.
-Jak on z nim wytrzymuje?-zdziwił się Janus.
-Rozi, słońce. Ucieknij ze mną na koniec świata. Zostaw Petera i chodź ze mną.-mruczał przez sen 17-latek.
Zaskoczony jego słowami trener rozwarł usta i wpatrywał się w twarz najmłodszego podopiecznego. Czyżby Domen potajemnie podkochiwał się w partnerce życiowej swojego brata? Wszystko na to wskazywało.
***
Z promiennym uśmiechem widniejącym na jej ustach zawitała do hali sportowej, w jakiej rozgrzewkę i lekki trening odbywali Słoweńcy. Starała się pozostać nie zauważona i po cichu opadła na jedno z krzesełek znajdujących się na trybunach. Wzrokiem wędrowała po sylwetce każdego z zawodników, na dłuższą chwilę zatrzymując się na tej należącej do jej męża. Skupiony wykonywał polecenia trenera, wykonując imitacje odbicia. Następnie został złapany w pasie przez członka sztabu szkoleniowego i z przymkniętymi oczami wyobrażał sobie lot. Po chwili opadł na podłoże, wykonując telemark bez większych zarzuceń. Przybił sobie piątkę ze szkoleniowcem, a także jego asystentem i sięgnął po małą, plastikową butelkę. Przyssał się do jej gwinta, pochłaniając kilka niewielkich łyków zimnej cieczy, zaspokajając tym samym swoje pragnienie. Omiótł wzrokiem salę, aby sprawdzić jakie ćwiczenia wykonują jego koledzy, a wtedy dostrzegł na trybunach jej drobną sylwetkę. Momentalnie kąciki jego ust zastygły na wyżynach, a jego ręką podniosła się ku górze, aby jej pomachać. Rozalia zaklęła cicho pod nosem, gdyż nie chciała zostać zauważona i rozpraszać męża, ale odmachała mu energicznie. Peter skinął głową na prośbę Gorana i powędrował tuż za nim do pozostałych zawodników. Na klaśnięcie głowy słoweńskich skoków wszyscy skoczkowie poderwali się z miejsc i na maksymalnej prędkości pokonywali kolejne metry niewielkich rozmiarów boiska. Na czele stawki stał Domen, który szczerzył się jak głupi do sera, chcąc zaimponować wybrance życiowej swojego brata. Starszy Prevc jednak zaczerpnął głębokiego oddechu i zaczął wyprzedzać kolegów, aby dogonić swoje rodzeństwo. Chwilę później ze śmiechem minął 17-latka, zostawiając za sobą sporego rozmiaru dystans. Uradowany, że jego kondycja jest na odpowiednim poziomie zameldował się na mecie, momentalnie opadając na parkiet zdyszany. Rozłożył się na nim wygodnie i wpatrywał w konstrukcje sufitu obiektu sportowego, starając się unormować płytki oddech. Janus pokręcił z niedowierzaniem głową i wymierzył w niego butelkę z wodą. Peter posłał mu wdzięczny uśmiech i zatopił usta w chłodnym napoju. Pochłonął większą połowę butelki na jednym wdechu, po czym ponownie opadł na podłogę. Chłopaki kolejno do niego podchodzili, klepiąc go po ramieniu czy głowie.
-Brawo panowie. Jest lepiej niż ostatnio.-pochwalił ich szkoleniowiec.-Nikt nie zaliczył stanu przed zawałowego.-tutaj spojrzał znacząco na Laniska.-Ani nie padł w odurzę skarpet Nejca.-tego zawodnika także uraczył krótkim spojrzeniem.
Kadra parsknęła głośnym śmiechem, a Anze skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, spoglądając z wyrzutem na trenera.
-Po prostu za dużo zjadłem na śniadanie i złapała mnie kolka.-usprawiedliwiał się 20-latek.
-Chyba wpierdoliłeś.-poprawił go Tepes, rechocząc głośno.
-Który to powiedział?-uniósł pytająco brew Janus.-Widzę, że ktoś tu ma ochotę na 20 kółeczek w gratisie.
Syn byłego asystenta dyrektora Pucharu Świata natychmiast zamilkł, a Peter pokręcił rozbawiony głową, powoli podnosząc się z parkietu.
-Anze, wyglądałeś jakbyś miał za chwilę zejść z tego świata.-wtrącił się do rozmowy Jaka.
-A moje skarpetki zawsze ładnie pachną, trenerze. Tylko Hlavi dorzucił mi do nich wtedy kiszonego ogórka.-rzekł Nejc.
-Wcale nie!-bronił się Hlava.
-Dezman, miałbyś honor i się przyznał.-stwierdził ze śmiechem Goran.-Dobra chłopaki. Tyle na dziś. Widzimy się na skoczni.
Wtulona w ramie Petera przemierzała fińskie uliczki wraz z gromadą skoczków. Śmiechom i dzikim rechotom nie było końca, ale zdążyła się do tego przyzwyczaić. Nawet to polubiła. Słowenia team była swojego rodzaju nie powtarzalna i za to ich uwielbiała. Może i nawet pokochała. Za ich plecami toczyła się bitwa na śnieżki. W końcu musiało się skończyć na tym, że i im się oberwie. Rozalia jęknęła cicho, odczuwając uderzenie śnieżki na głowie, która dziś wyjątkowo osłonięta przez czapkę nie była. Momentalnie się zatrzymała i puściła Prevca, odwracając się na pięcie w kierunku zawodników. Wszyscy momentalnie zastygli w bezruchu, a ona zmroziła ich groźnym , morderczym spojrzeniem. Gdyby tylko mogła nim zamrażać... Anze! Doskonale dało wyczytać się z jego twarzy lęk. Schyliła się do czubków stóp i uformowała z białego puchu niewielkich rozmiarów kulkę, która wycelowana została w twarz skoczka. Lanisek nie zdążył wykonać uniku i oberwał ją centralnie w nos, Skrzywił się znacznie, ale postanowił nie poddawać się bez walki. Rozalia domyślając się na co się zanosi pisnęła i pognała przed siebie, a tuż za nią 20-latek. Peter przyglądał się temu z szerokim uśmiechem, chichocząc pod nosem. Chwilę później pozostali Słoweńcy także dołączyli się do zabawy i toczyli wielką bitwę na śnieżki, atakując Rozalię. Blondynka piszczała w niebo głosy, wpadając w kolejne zaspy. Czuła, że jest niemal przemoczona do suchej nitki. Nie przejmowała się tym jednak, gdyż zwyczajnie przypadła jej do gustu frajda jaką zadawała jej walka z słoweńskimi skoczkami. W pewnym momencie została opleciona ramieniem Petera w pasie. Zadarła głowę i to był jej błąd. Brunet z cwanym uśmieszkiem natarł jej twarz zimnym śniegiem, a ona wydzierała się najgłośniej jak mogła. Próbowała się wyrwać, ale silny chwyt męża jej to uniemożliwiał. Po chwili przestał i spojrzał na nią czule, sprawdzając czy nic jej się nie stało. Jego stalowe tęczówki patrzyły głęboko w jej lazurowe oczy. Ich twarze zaczęły się do siebie niebezpiecznie zbliżać, a chwilę później ich usta zetknęły się ze sobą. Peter całował ją delikatnie, aczkolwiek długo, rozkoszując się jej słodkimi wargami. Skoczkowie przyglądali się tej scenie z szerokimi uśmiechami, klaszcząc w dłonie. Wyjątkiem był tylko Domen, który zdenerwowany odwrócił głowę i potruchtał w kierunku wejścia do ich hotelu. Małżeństwo w końcu oderwało się do siebie i wymieniło się znaczącymi spojrzeniami.
-Bo to miłość oo...-zanucił Anze, skacząc i sypiąc śniegiem.
Rozalia wraz z Peterem roześmiali się głośno i złączyli swoje dłonie. Lekarka skorzystała z chwili uśpienia czujności męża i wepchnęła go w jedną z największych zasp. Zawodnicy parsknęli głośnym śmiechem, przybijając sobie piątki z Rozi i wpatrywali się w niemalże purpurową twarz 24-latka.
-Upsss...Pokonała Cię dziewczyna, skarbie.-posłała mu lotnego całusa w powietrzu i biegiem ruszyła w kierunku wejścia do hotelu.
Prevc opuścił zaspę i otrzepał się pośpiesznie, po czym ruszył tuż za nią, Zdyszana wpadła do jego pokoju, a następnie schowała się w łazience. Chwilę później dotarł tam także Peter i zamiarem osuszenia przemoczonych do ostatniej nitki ubrań zawitał do łazienki. Momentalnie dostrzegł w niej Rozalkę i oplótł jej nadgarstki swoimi smukłymi palcami, uniemożliwiając jej tym samym ucieczkę. Spojrzała na niego zdezorientowana, a on pchnął ją do wanny i odkręcił korek z lodowatą wodą. Pisnęła głośno, prosząc go, aby przestał. On jedynie zanosił się głośnym śmiechem, spoglądając na nią roześmiany. Gdy jej błagania nie zostały wysłuchane jakimś cudem uwolniła jedną rękę z jego uścisku i wciągnęła go do wanny, sprawiając tym samym, że wylądował tuż za niej. Parsknął głośnym śmiechem i próbował się wydostać, jednak bezskutecznie. Wrzasnął głośno, kiedy do jego bokserek przedostała się lodowata ciecz. Rozalia zaniosła się głośnym śmiechem.
-Puścisz mnie w końcu?-zapytała z nadzieją.
-Nie ma mowy, kochanie.-wyszczerzył się.-Musisz zapłacić za swoje skandaliczne zachowanie.
-Oboje się pochorujemy, Peter.
-Trudno.-potrząsł ramionami skoczek niewzruszony tym faktem.
-Chciałeś wspólnej kąpieli to będziesz ją miał.
Wolną ręką sięgnęła po żel spoczywający na półce tuż nad kranem. Wytrysnęła nim prostu w bluzkę skoczka, a brunet roześmiał się jedynie wesoło. Zajęci sobą nie zauważyli nawet, że woda zaczęła uciekać z wanny i znajdowała się na posadzce łazienki. Rozalia delikatnie wyślizgnęła się z pod ciała skoczka i chciała już uciec, kiedy on zdecydowanym ruchem przyciągnął ją z powrotem do siebie. Wylądowała na jego ciele.
-Bardzo mi się podoba ta pozycja.-poklepał ją po biodrach, które znajdowały się na jego przyrodzeniu.
-Zboczeniec!
***
Z słoweńską drużyną oczekiwała finałowego skoku starszego z braci Prevc. Po chwili tak długo wyczekiwany przez nią moment nastąpił. Na belkę startową wsunął się Peter. Po zaczerpnięciu głębokiego oddechu i wypuszczeniu powietrza z płuc solidnie odepchnął się od belki. Mknął w szybkim tempie po rozbiegu, nabierając prędkości. Uformował narty w kształt litery V i płynął w przestworzach. Z zapartym tchem obserwowała unoszącą się, pokonującą kolejne granice, linie oznaczone na zeskoku sylwetkę skoczka, który opadł na śnieg leciutko niczym piórko, zaznaczając przy tym nienaganny, aczkolwiek wyraźny telemark. Przeleciał zieloną, laserową linię, co oznaczało, że najprawdopodobniej obejmie prowadzenie. Tak też się stało. 135. 5 m wystarczyły aby zagościć na pozycji lidera toczącej się wciąż rywalizacji. Gdy obok nazwiska pojawiła się upragniona jedynka uniósł zadowolony kciuku ku górze, a następnie wymierzył żółwika wprost w obiektyw kamery. Uwiesiła się na jego szyi, kiedy tylko oparł narty o bandy reklamowe i musnęła ustami jego policzek, obdarowując go łagodnym uśmiechem. Peter uraczył ją także uśmiechem i zamknął szczelnie w swoich ramionach. Po chwili jednak udał się w kierunku boksu dla lidera. Zauważyła jednak, że nie cieszy się w pełni po swojej finałowej próbie. Jak się później okazało miał ku temu powody, gdyż zwycięstwo w drugim konkursie indywidualnym tego sezonu odniósł Severin, a prócz niego na podium uplasowali się Daniel Andre Tande oraz Manuel Fettner. Mimo to szczęśliwa z rezultatu jaki osiągnął podczas dzisiejszych zawodów wtuliła się w jego bok i przyglądała dekoracji. Ujęła jego twarz w dłonie i skradła z jego ust przelotny pocałunek.
-No rozchmurz się.-poprosiła, obdarowując go łagodnym uśmiechem.-Peter.
Brunet mimo jej starań pozostawał nieugięty. Wyraz jego twarzy nie uległ żadnej zmianie, ani tym bardziej poprawie. Blondynka uśmiechnęła się słodko i zadarła głowę, aby spojrzeć na jego twarz.
-Mogę Ci jakoś pomóc?-zapytała cicho.
Prevc nachylił się nad nią i wziął ją na ręce. Zaskoczona nagłą zmianą jego zachowania zmarszczyła brwi, a on roześmiał się głośno.
-Ty, ja i Twój hotelowy pokój.-wymruczał do jej ucha,-Będziemy się kochać. Długo i namiętnie.
Rozalia zarzuciła ręce na jego kark i musnęła ustami jego aksamitne wargi.
~*~
To by było na tyle. Nic specjalnego, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;) Mega się cieszę i jestem ogromnie wdzięczna Kamilowi oraz całej naszej ekipie za emocje jakie mogłam przeżywać wraz z nimi podczas trwania tego szczęśliwego dla nas Turnieju Czterech Skoczni <3 Szkoda mi tylko Petera, który zdecydował się na krótką przerwę od skoków :( Mam jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze i powróci w wielkim stylu ;) Zapomniałam wam podziękować pod ostatnim rozdziałem za waszą obecność podczas minionego roku, bo gdyby nie Wy, nie byłoby tej historii <3 DZIĘKUJĘ! ;* I proszę o komentarze, bo wiem, że tu jesteście, a ja potrzebuje motywacji ;)
niedziela, 1 stycznia 2017
Część II. Seventeen: Jak się wam z Peterem układa pożycie małżeńskie?
Z łagodnym uśmiechem widniejącym na jej ustach skierowała się w kierunku szczupłej, sięgającej prawie metr siedemdziesiąt pięć sylwetki. Przepychała się uparcie pomiędzy tłumami przechodniów, ciągnąc za sobą bagaż. W końcu przystanęła na przeciwko bruneta i została zamknięta w jego niedźwiedzim uścisku. Nie spodziewała się tak miłego powitania z jego strony, jednak odwzajemniła uścisk, śmiejąc się pod nosem. Domen po dłużej chwili wypuścił ją ze swych ramion i obdarował ciepłym uśmiechem, przechwytując rączkę od jej walizki. Rozalia musnęła ustami jego policzek w ramach podziękowania, a następnie tuż przy jego boku podążała w stronę drzwi wyjściowych obiektu. Pod lotniskiem czekała już taksówka zamówiona przez nastolatka, który przepuścił w drzwiach blondynkę i zapakował jej bagaż do wnętrza bagażnika. Droga minęła im na opowieściach jak spędzili poprzedni dzień. Lekarka zaniepokoiła się, kiedy młodszy brat jej męża zdał jej relacje z wczorajszej sprzeczki z Peterem. Ułożyła dłoń na ramieniu brązowookiego, zapewniając go, że to spowodowane najprawdopodobniej jest rozłąką, gdyż przez ostatnie tygodnie rozkoszowali się swoją obecnością w pełni. Domen wzdrygnął się delikatnie na ten gest, gdyż całkowicie się go nie spodziewał i pokiwał jedynie głową z nikłym uśmiechem. Siedzieli tak blisko siebie, że odczuwał ciepły oddech blondynki na swojej szyi, co powodowało przyjemny dreszczyk przemierzający jego ciało. Gdy znajdowała się w pobliżu w jego brzuchu szalało stado motyli. Uwielbiał to uczucie, a jego humor momentalnie ulegał zmianie. Był wypełniony wtedy taką niesamowitą lekkością, beztroską i zapominał o bożym świecie. Wtedy liczyła się tylko jej obecność, jej bliskość. Niechcący musnął opuszkami palców jej drobną dłoń spoczywającą na jej kolanie, kiedy chciał wyciągnąć rękę, aby poprawić czapkę opadającą mu na czoło.
-Przepraszam, nie chciałem.-rzucił nieśmiało.
Dziewczyna skinęła jedynie głową na jego słowa i wbiła swój wzrok w obraz migoczący za oknem. Odetchnął z ulgą, gdyż nie zauważyła jego zmieszania i wykorzystał chwilę nieuwagi blondynki, aby jej się uważnie przyjrzeć. Jej subtelna twarz była na zmianę oświetlana przez uliczne latarnie, a raz padał na nią cień. Na jej kuszących go ustach widniał nikły uśmiech, a z pod czapki na ramiona opadały długie, jasne kaskady. Ubrana była w miętową, puchatą kurtkę z kapturem, a wokół szyi obwinięty miała biały komin z drobnymi cyrkoniami. Nim spostrzegł, a taksówka zatrzymała się przed jej hotelem. Szybko wyskoczył z samochodu, aby otworzyć jej drzwi, a następnie wręczyć należną zapłatę kierowcy. Zaczekała na niego, aż wyciągnie jej walizkę i kiedy chciała ją od niego przejąć wystawił jej jedynie język, przyśpieszając kroku i wymijając ją.
-Domen!-jęknęła niezadowolona.
-Tak, ślicznotko?-wyszczerzył się głupio 17-latek.
-Już się tak nie wysilaj z tą walizką. Poradzę sobie sama.-oświadczyła pewnie.
Wyrwała bagaż z ręki Słoweńca i pognała w kierunku recepcji, aby nie miał szans jej dogonić. Brunet pokręcił jedynie rozbawiony głową i podążał tuż za Polką. Rozalia uderzała dłonią w dzwonek stojący na ladzie, tym samym przywołując do siebie niską miedzianowłosą kobietę. Recepcjonistka wręczyła jej kartę do pokoju po podaniu danych osobowych i z serdecznym uśmiechem życzyła udanego pobytu. Prevc odwróciła się w kierunku nastolatka i pomachała mu przed oczami kartą, tym samym dając mu do zrozumienia, aby się za nią udał. Skoczek posłusznie powędrował za nią do windy, a następnie przemierzał hotelowy korytarz, poszukując wraz z blondynką numeru jej pokoju umieszczonego na dębowych drzwiach. W końcu odetchnęła z ulgą i zatrzymała się przed wrotami, za którymi kryło się jej lokum i zbliżyła kartę do klamki. Kiedy do jej uszu dotarło ciche piknięcie pchnęła drzwi zdecydowanym ruchem i przekroczyła próg pomieszczenia, lustrując wzrokiem jego wnętrze. Na ścianach obecny był odcień kawy z mlekiem, a meble rozmieszczone w pokoju utrzymane były w ciemnej tonacji szarości, co idealnie ze sobą współgrało. Najbardziej zaimponowało jej jednak łóżko usytuowane na środku. Uradowana rzuciła się na nie, rozkoszując się grubością i miękkością materaca. Było gigantyczne, bo ją bardzo usatysfakcjonowało. Domen uśmiechnął się do niej słodko i wskoczył na jej posłanie.
-Hola, hola panie!-ostudziła jego zapał. -To łóżko przeznaczone jest tylko dla jednej osoby.
-No problem.-rzucił z uśmiechem.-Jestem tak chudy, że się oboje pomieścimy.
-A co ja będę z tego miała?-uniosła pytająco brew.-Zabrałeś mi pół łóżka.-wypowiedziała, wydymając dolną wargę.
-Masaż.-poruszył znacząco brwiami.-Na pewno Cię odpręży.-puścił jej oczko.
-Peter by Ci teraz dał.-zaśmiała się uroczo.
-Spokojnie szwagierko. Zaufaj mi. To Ci tylko pomoże.
Rozalia ułożyła się wygodnie, a Domen podwinął znacznie bluzkę dziewczyny, opadając na wolne miejsce obok niej. Subtelnymi ruchami starał się wyeliminować spięcie z jej ciała, szczerząc się sam do siebie jak głupi. Po jakiś 20 minutach, gdy uśpił czujność pediatry ostrożnie odpiął zapięcie od koronkowego, czarnego stanika. Blondynka momentalnie poczuła jak coś jej się poluzowało i podniosła się delikatnie na łokciach, a wtedy biustonosz stał się wyjątkowo nie opinający. Momentalnie skrzyżowała ramiona na piersiach, zasłaniając się tym przed skoczkiem i zirytowana podniosła na niego wzrok.
-Domen, debilu!-wrzasnęła.-Chyba jednak chcesz stracić możliwość spłodzenia takich małych diabełków jak Ty!-spojrzała na niego z mordem w oczach.
-A mogę ją uzyskać z Tobą?-poruszył znacząco brwiami.
Rozalia wywróciła jedynie oczami i przyłożyła sobie soczystego facepalma. Domen roześmiał się głośno i zaproponował naprawienie szkody, jednak blondynka zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki i po chwili opuściła ją z szczotką klozetową w ręku. Prevc parsknął niekontrolowanym śmiechem, a ona posłał mu cwany uśmiech. Zdążył odczytać jej intencje i czym prędzej wybiegł z pokoju niczym torpeda, a ona tuż za nim. Wiedziała, że z Peterem nie miałaby szans, jednak z jego młodszym bratem, który był nieco mniej doświadczony mogła się pokusić o maraton.
***
Wypoczęta i odświeżona zameldowała się pod obiektem Rukatumturi, nie mogąc się już doczekać momentu, w którym dane jej będzie się przytulić do Petera. Nie chciała mu jednak zaprzątać głowy przed zawodami, aby go nie rozproszyć, dlatego też trwała na widowni wraz z pozostałymi pasjonatami tej dyscypliny. Z nikłym uśmiechem zdobiącym jej usta kołysała biodrami, podrygując do piosenek roznoszących się po terenie skoczni w Ruce. Musiała przyznać, że w Finlandii panowała już prawdziwa zima. Uwielbiała tą porę roku, ale fakt, że niemiłosiernie marzła coraz bardziej rodził w niej chęć zawitania do domku słoweńskiej ekipy. Wyciągnęła z kieszeni kurtki komórkę i wystukała szybko krótkiego SMS'a do Domena. Nastolatek momentalnie odesłał jej odpowiedz, a jej usta rozjaśnił łagodny uśmiech. Omiotła wzrokiem otoczenie i po chwili jej błękitne tęczówki natrafiły na jaskrawą, zieloną czapkę należącą do 17-latka. Przedarła się przez licznie zgromadzonych kibiców, aż w końcu stanęła obok Domena, posyłając mu wdzięczny uśmiech. Brązowooki uniósł w odpowiedzi kącik ust i poderwał się z miejsca, kierując w stronę ich chatki. Lekarka dotrzymywała mu towarzystwa, wypytując o samopoczucie męża. Prevc uspokoił ją, zapewniając, że już wszystko pomiędzy nimi jest w porządku oraz informując, że fizycznie czuje się on dobrze. Nastolatek ułożył swoją, smukłą dłoń na żelaznej klamce, pociągając ją zamaszystym ruchem do siebie. Przepuścił w wejściu blondynkę, która podziękowała mu skinieniem głowy i przekroczył próg budynku tuż za nią. Rozalia odetchnęła z ulgą, kiedy nie dostrzegała we wnętrzu domku sylwetki Petera i przywitała się szerokim uśmiechem z obecnymi w środku zawodnikami.
-Rozi, kupę lat!-głos Jurija zaatakował jej narządy słuchowe.-Jak się wam z Peterem układa pożycie małżeńskie?-poruszył znacząco brwiami.
-Witaj Jurij.-zaśmiała się blondynka, wymieniając ze Słoweńcem żółwika na powitanie.-Pozwól, że puszczę to pytanie mimo uszu.
-Aż tak źle?!-rozchylił usta zdziwiony Lanisek.-Ja wiedziałem, że Peter to ciota i kobiety zaspokoić nie umie, ale sądziłem, że w końcu się jednak podszkolił.
-Anze,ocenę umiejętności łóżkowych mojego męża pozostaw proszę mnie.-odparła ze śmiechem lekarka.
-A zabawiacie się tam kajdankami czy czymś w tym stylu?-kontynuował temat Hlava.
-Boże, chłopaki! Jak chcecie się dowiedzieć to sami go przetestujecie, proszę bardzo. Droga wolna.-rzuciła beznamiętnie pani Prevc.
-Dobra, to ja pierwszy!-poderwał się z miejsca Nejc.
-Żartowałam!-parsknęła śmiechem pediatra.-A waż się go tylko tknąć tym swoim Fredem a obiecuję Ci, że ten Twój skarbuś już w żadnej rozkoszy się nie zagłębi.-spojrzała groźnie na Dezmana.
-Ej, stary! Ja się jej boje!-pisnął 24-latek.
Rozalia pokręciła głową rozbawiona i odwróciła ją w kierunku drzwi, gdzie nadal spoczywał młodszy Prevc. Zmierzyła go zaniepokojonym spojrzeniem, dostrzegając, że jest jakby nieobecny, ale po chwili powróciła wzrokiem na twarze pozostałych kadrowiczów. Wdając się w konwersację ze skoczkami całkowicie zapomniała o celu swojego przybycia. Poderwała się z miejsca i zaczęła szperać po szafkach w poszukiwaniu opakowania herbaty. Domen powrócił do rzeczywistości i stanął tuż za nią, sprawiając, że ich ciała delikatnie się ze sobą stykały. Brunetowi nie przeszkadzał jednak ten fakt, a blondynka nawet tego nie zauważyła. Sięgnął do jednej z wyższych półek i wepchnął do drobnej dłoni dziewczyny prostokątny, papierowy pakunek. Spuściła wzrok na opakowanie, odczytując z niego zawartość składników. Następnie ponownie uniosła go na twarz 17-latka i obdarowała go subtelnym uśmiechem w podziękowaniu. Domen bez słowa obrócił się na pięcie i opuścił budynek.
-Ty sobie na niego uważaj. Zapatrzony w Ciebie jak obrazek.-wypowiedział śmiertelnie poważnie Jaka.
-O czym Ty mówisz?-zdezorientowana zmarszczyła brwi i utkwiła spojrzenie w 23-latku.
-Podobasz mu się.-wyjaśnił Słoweniec.-Nie widzisz tego jak na Ciebie patrzy?
-Hvala, czego Ty się naćpałeś?-zachichotała Prevc.
-Kiedy ja mówię poważnie jak nigdy.
-Uważaj, bo Ci uwierzę.
Z kubkiem parującego napoju w dłoniach przyglądała się rywalizacji toczącej się na Rukatunturi. Do końca inauguracyjnej serii zawodów pozostało trzech zawodników. Na belce startowej zasiadł właśnie Hayboeck. Austriak odepchnął się od niej solidnie i sunął w dół rozbiegu, aby następnie wybić się z progu i poddać przestworzom. Wylądował na 134 metrze, więc uzyskał naprawdę dobry wynik. Skrzywiła się delikatnie, gdy na telebimie pojawiła się twarz niemieckiego zawodnika. Freund poprawił gogle, sprawdził wiązania, a następnie równo z machnięciem chorągiewki przez Schustera rozpoczął swoją próbę. Wysoka trajektoria lotu zapowiadała, że skok lidera niemieckiej kadry będzie bardzo udany. Niemiec z zachwianym telemarkiem opadł na 140 metr. Niechętnie oddała mu szacunek, bijąc brawo i wpatrując się w tablice z wynikami, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że obejmie prowadzenie. Czekała jednak na oficjalne potwierdzenie tak jak i sam skoczek. Niemiecka część publiczności ożywiła się znacznie, wiwatując na cześć ich zawodnika. Przeniosła wzrok z sympatyków Freunda na szczyt skoczni. Wypuściła powietrze ze świstem i z niecierpliwością, ale też i lękiem oczekiwała próby swojego męża. Zasiadł na belce i zaczerpnął głębokiego oddechu, aby po chwili wypuścić powietrze z płuc. Zawsze zastanawiała się co jest jego pierwszą myślą, gdy zasiada tam na szczycie. Czy stwierdza, że widok ten naprawdę zamiera dech w piersiach? Czy może o tym, że musi być najlepszy? A może pierwszą myślą jest ona? Nie zastanawiała się jednak nad tym długo, gdyż Peter zdecydowanie odepchnął się od platformy startowej i już sunął po torach najazdowych, nabierając odpowiedniej prędkości. Następnie miękko przeszedł na narty i obrał wysoką trajektolię lotu. Jego nienaganna sylwetka płynęła w powietrzu odprowadza przez czujny wzrok pediatry, mijając kolejne granice. Uradowana blondynka zacisnęła mocniej kciuki, modląc się, aby nic mu się nie stało do samego końca lotu. Jego narty subtelnie zetknęły się z śnieżnobiałym śniegiem, a on zastygł w niemalże w profesjonalnym telemarku, by chwilę później dać się ponieś euforii. Zgiął ramiona w łokciach i potrząsł nimi mocno, wydając z siebie okrzyk radości. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za tymi emocjami, tym dreszczykiem podniecenia i euforią po udanym skoku jaka z niego wychodziła. Uwielbiał tą zimową, piękną aurę i zgiełk tysięcy ludzi zgromadzonych wokół areny, aby podziwiać piękno tego niebezpiecznego sportu.
-143 metry! Ależ pięknie to zrobił triumfator z zeszłego sezonu Peter Prevc!-niósł się echem po obiekcie zmagań skoczków głos spikera.
Z nutką niepewności czy obejmie prowadzenie wpatrywał się uparcie w tablice wynikową, jednak po chwili przy jego nazwisku pojawiła się ta wyczekiwana jedynka. Pomachał do kamery i zniknął za dmuchanymi bramkami. Rozi szczęśliwa z trudem przedarła się przez tłumy ludzi, ale w końcu dotarła do obszaru przeznaczonego tylko dla skoczków i przystanęła obok barierki, oczekując aż skoczek ją zauważy. Ten jednak pochłonięty pakowaniem sprzętu i rozmową z Jurijem nie oglądał się za siebie, więc ona postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Przystanęła tuż za nim i zakryła jego oczy dłońmi co było nie lada wyczynem przy jego ponad metr osiemdziesiąt wzrostu.
-Domen, nie rób sobie jaj.-rzucił roześmiany.
Zsunęła ręce z jego twarzy, a on obrócił się na pięcie i zdziwiony z rozwartymi ustami wpatrywał się z niedowierzaniem w promienną twarz blondynki. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Był w totalnym szoku. Przecież był pewien, że tutaj nie dotrze. Sama mu to powiedziała, tłumacząc się dużym obciążeniem w pracy, tymczasem teraz stała przed nim, uśmiechając się tak słodko i anielsko, że jego serce momentalnie przyśpieszało swoją pracę.
-Ale mówiłaś, że nie możesz....-wydusił z siebie w końcu po kilkunastu minutach milczenia.
-Chciałam Ci zrobić niespodziankę i uwierz mi dla tej miny było warto.-oświadczyła, chichocząc pod nosem.
Pokręcił z niedowierzaniem głową. Blondynka tymczasem niesiona euforią zawisła na szyi Słoweńca, piszcząc uradowana. Chwilę później owinęła jego pas swoimi nogami, przylegając do niego całkowicie i skradła z jego ust przelotny pocałunek. Podtrzymywał ją za biodra, spoglądając jej głęboko w oczy. Lazurowe tęczówki spoglądały na niego z niesamowitym blaskiem i radością, a także uczuciem. Kochała go. Naprawdę go kochała. Wystarczyło tylko spojrzeć w jej oczy. Wszystko dało odczytać się z jej wzroku. Słowa były tu zbędne. Cieszył się, że wreszcie odnalazł kobietę, która naprawdę obdarzyła go silnym uczuciem. Nie żałował, że jego znajomość z Miną tak się potoczyła. Gdyby nie bolesna rana jaką zadała mu Słowenka nie poznałby tej uroczej blondynki. Widocznie tak miało być. Ułożył dłonie na jej policzkach i gładził je subtelnie opuszkami palców, odczuwając pod nimi gładką, miękką w dotyku skórę dziewczyny. Chwilę później wpił się łapczywie w jej kuszące usta. Spragniony miażdżył je aksamitnymi wargami, drażniąc podniebienie blondynki językiem. Zdyszany oderwał się od Rozalii i sprawił, że ich czoła stykały się ze sobą. Otulił jej twarz swoim ciepłym oddechem, wywołując tym samym na jej twarzy nikły uśmiech. Zeskoczyła z niego i splotła ich dłonie ze sobą. Peter pociągnął ją w znanym jej już kierunku, a ona wtulona w jego bok opuściła teren przeznaczony dla zawodników.
-A więc mama też wiedziała o Twoich planach?-uniósł pytająco brew brunet.
Spoczywała na kolanach Słoweńca, popijając raz po raz łyk rozgrzewającego naparu, jaki przyrządził jej mąż. Wpatrywała się w niego z szerokim uśmiechem, napawając się jego przystojną twarzą. Uwielbiała rysy jego twarzy. Były takie smukłe, subtelne. Szare oczy skoczka badały ją czujnym wzrokiem, śledząc każdy jej ruch. Przez te dwa dni, przez które się nie widzieli zdążył się za nią porządnie stęsknić. Mocniej objął dziewczynę w pasie i przyciągnął bliżej siebie, po czym zaczął sunąć nosem po linii jej szyi. Była zdziwiona, że nie krepował się przy kolegach.
-To jak? Odpowiesz mi na moje pytanie?-wyszeptał wprost do jej ucha.
Wzdrygnęła się delikatnie na dreszczyk, który przebiegł jej drobne ciało. Spojrzała na Petera i skinęła głową. Skoczek oparł głowę o ramię dziewczyny, przymykając powieki. Wypuścił ze świstem powietrze, natychmiast otwierając oczy.
-Chcesz mi powiedzieć, że wiedzieli wszyscy po za mną? Jesteś okrutna!-rzucił oburzony.
-Nie prawda. Wiedziałem tylko ja.-wtrącił się do ich dialogu Domen.
-Mojemu bratu! Ty zdrajco!
-Ktoś mi musiał załatwić tą pieprzoną przepustkę.-puściła oczko 17-latkowi.
-Do usług, Madame.-ukłonił się teatralnie młodszy z Prevców.
Rozalia roześmiała się wesoło, a Peter wywrócił jedynie oczami. Musnął ustami czubek nosa blondynki i spojrzał na nią z uśmiechem.
Zniecierpliwiona wpatrywała się z wyczekiwaniem w szczyt skoczni, stojąc tuż obok znajdującego się obecnie na pozycji lidera Domena. Nastolatek znajdował się przed Severinem Freundem o trzy i pięć dziesiątych punktu. Trzeba mu było przyznać, że spisał się naprawdę rewelacyjnie, gdyż na swoim koncie miał już zapisany całkowity rozkład Niemca już w premierowym konkursie Pucharu Świata. Wreszcie na belce zameldował się długo wyczekiwany przez nich Słoweniec. Zacisnęła najmocniej jak się dało kciuki i z zapartym tchem wpatrywała się w jego skupioną twarz. Wypuścił powietrze z płuc i zdeterminowany zdecydowanie odepchnął się od platformy startowej. Jego sylwetka nabierała prędkości najazdowej, by po chwili móc ułożyć narty w kształcie litery V. Unosił się w przestworzach, mijając wszelkie granice na swojej drodze. Już opadał na śnieg, wykonując lądowanie, ale tuż po nim uciekła mu prawa narta, powodując niegroźny upadek. Przerażona wpatrywała się w Słoweńca, który na szczęście wiedział jak się zachować i opuścił dłonie na nawierzchnię, następnie opadając na brzuch, aby zamortyzować się.Oberwał w prawe biodro nartą, jednak nic poważniejszego się mu raczej nie stało. Ostatecznie wypięła mu się ta właśnie narta, ponieważ potrafił ciałem balansować i nadać odpowiedni kierunek upadku. Przerażony Domen skrzywił się znacznie na widok powtórki upadku brata, a jego oraz dziewczyny oczy zaszkliły się delikatnie. Stanął na zeskoku i ułożył dłonie na kolanach, powoli dochodząc do siebie. Zawładnął nim totalny szok. Pośpiesznie dołączył do niego członek słoweńskiej ekipy, upewniając się czy wszystko jest w porządku. Pero skinął niemal niezauważalnie głową, krzywiąc się delikatnie. Nie był zadowolony z tego faktu, że zwycięstwo odebrał mu upadek spowodowany jego nieostrożnością. Rozalia poderwała się z miejsca i zniknęła za dmuchaną bramką, wbiegając na zeskok. Rzuciła się na bruneta przerażona, przylegając do jego chudego ciała. Uniosła głowę i spojrzała na niego z troską. Peter przyciągnął ją bliżej siebie, zamykając szczelnie w swoich silnych ramionach. Zdawał sobie sprawę co teraz musi przeżywać. Naznaczył ustami jej czoło i pomachał do kibiców, zapewniając, że nic mu nie jest. Zacisnął gogle w geście radości, gdy przy jego nazwisku ukazała się trójka. Jednak znalazł się na podium. Na jednym ze swoim bratem. Jego odległość była fenomenalna. 140, 5 m. Dokładnie takim sam rezultat jak jego młodszego brata. Opuścił zeskok z blondynką tuż przy jego boku.
-Hej, spokojnie!-ujął jej twarz w swe smukłe dłonie.-Nic mi nie jest. Naprawdę.-spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się, aby ją przekonać.
-Boże, tak się bałam.-wychlipała w jego kombinezon.-Nigdy więcej nie pozwolę Ci już tam wejść.-rzuciła, tuląc się do jego brzucha.
-Ej, mała nie płacz.-pogłaskał ją po włosach.-Ten sport jest niebezpieczny i nic już z tym nie zrobisz. My kochamy tą adrenalinę.
-A mnie ona psychicznie wykończy.
Pero zaśmiał się cicho, kręcąc roześmiany głową. Musnął ustami wargi żony i pożegnał się z nią, aby przygotować się do dekoracji. Uśmiechnęła się blado, odprowadzając jego sylwetkę wzrokiem dopóki nie zniknęła za rogiem. Ten sport ją wykończy. Przymknęła powieki i zaczerpnęła kilku głębszych oddechów, wpuszczając do płuc fińskie powietrze. Dostrzegła w zasięgu swojego wzroku 17-latka i pośpiesznie pognała w jego kierunku. Przybiła z nim piątkę i przytuliła mocno, gratulując pierwszego triumfu w karierze. Domen odpowiedział jej jedynie promiennym uśmiechem i niespodziewanie naznaczył jej policzek swoimi zimnymi wargami. Zdziwiona uniosła wysoko brwi, spoglądając na twarz nastolatka.
-Za co?-rzuciła zdezorientowana.
Triumfator dzisiejszych zawodów wzruszył jedynie ramionami, posyłając jej słodki, urzekający uśmiech.
-Za to, że tutaj jesteś.-odparł wesoło.-Bo wiem, że wpierasz nie tylko Petera, ale i mnie jak i cały team.
Nie odpowiedziała nic na jego słowa. Skinęła jedynie głową i obserwowała jak jego sylwetka się oddala. Zaczęła się zastanawiać nad sensem dzisiejszej rozmowy z Jaką. Zachowanie Domena momentami było dość dziwne.
~*~
Porzuciłam dla Was historię :D Chyba już nie ma szans, żeby ją poprawiła XD Czyżby Domen zaczął nam się dostawiać do pani Prevc? ^^ Jak oceniacie zachowanie młodego Prevca? :D Rozdział ten średnio mi się podoba, ale chyba katastrofy nie ma. Przepraszam, że nie wrzuciłam Wam jego wczoraj, ale nie wyrobiłam w czasie :/ Macie za to miły prezent na początku Nowego Roku ;3 Pragnę Wam życzyć moje Kochane przede wszystkim zdrówka, szczęścia, wielu sportowych emocji, szczęścia z drugą połówką lub jej znalezienia ( jak w moim przypadku) oraz spełnienia wszystkich marzeń ! ;* Mega mi się serce raduje, kiedy widzę takiego radosnego, cieszącego się po swoich skokach Petera *.* Powoli się odbudowuje co mnie mega cieszy ;) Cene za to szaleje :D Domen tym razem bez błysku, ale może nas jeszcze zaskoczyć :D Uwielbiam też oglądać szczęśliwego i tryskającego humorem Kamila :3 Całuje i do zobaczenia najprędzej pewnie w weekend ;*
-Domen!-jęknęła niezadowolona.
-Tak, ślicznotko?-wyszczerzył się głupio 17-latek.
-Już się tak nie wysilaj z tą walizką. Poradzę sobie sama.-oświadczyła pewnie.
Wyrwała bagaż z ręki Słoweńca i pognała w kierunku recepcji, aby nie miał szans jej dogonić. Brunet pokręcił jedynie rozbawiony głową i podążał tuż za Polką. Rozalia uderzała dłonią w dzwonek stojący na ladzie, tym samym przywołując do siebie niską miedzianowłosą kobietę. Recepcjonistka wręczyła jej kartę do pokoju po podaniu danych osobowych i z serdecznym uśmiechem życzyła udanego pobytu. Prevc odwróciła się w kierunku nastolatka i pomachała mu przed oczami kartą, tym samym dając mu do zrozumienia, aby się za nią udał. Skoczek posłusznie powędrował za nią do windy, a następnie przemierzał hotelowy korytarz, poszukując wraz z blondynką numeru jej pokoju umieszczonego na dębowych drzwiach. W końcu odetchnęła z ulgą i zatrzymała się przed wrotami, za którymi kryło się jej lokum i zbliżyła kartę do klamki. Kiedy do jej uszu dotarło ciche piknięcie pchnęła drzwi zdecydowanym ruchem i przekroczyła próg pomieszczenia, lustrując wzrokiem jego wnętrze. Na ścianach obecny był odcień kawy z mlekiem, a meble rozmieszczone w pokoju utrzymane były w ciemnej tonacji szarości, co idealnie ze sobą współgrało. Najbardziej zaimponowało jej jednak łóżko usytuowane na środku. Uradowana rzuciła się na nie, rozkoszując się grubością i miękkością materaca. Było gigantyczne, bo ją bardzo usatysfakcjonowało. Domen uśmiechnął się do niej słodko i wskoczył na jej posłanie.
-Hola, hola panie!-ostudziła jego zapał. -To łóżko przeznaczone jest tylko dla jednej osoby.
-No problem.-rzucił z uśmiechem.-Jestem tak chudy, że się oboje pomieścimy.
-A co ja będę z tego miała?-uniosła pytająco brew.-Zabrałeś mi pół łóżka.-wypowiedziała, wydymając dolną wargę.
-Masaż.-poruszył znacząco brwiami.-Na pewno Cię odpręży.-puścił jej oczko.
-Peter by Ci teraz dał.-zaśmiała się uroczo.
-Spokojnie szwagierko. Zaufaj mi. To Ci tylko pomoże.
Rozalia ułożyła się wygodnie, a Domen podwinął znacznie bluzkę dziewczyny, opadając na wolne miejsce obok niej. Subtelnymi ruchami starał się wyeliminować spięcie z jej ciała, szczerząc się sam do siebie jak głupi. Po jakiś 20 minutach, gdy uśpił czujność pediatry ostrożnie odpiął zapięcie od koronkowego, czarnego stanika. Blondynka momentalnie poczuła jak coś jej się poluzowało i podniosła się delikatnie na łokciach, a wtedy biustonosz stał się wyjątkowo nie opinający. Momentalnie skrzyżowała ramiona na piersiach, zasłaniając się tym przed skoczkiem i zirytowana podniosła na niego wzrok.
-Domen, debilu!-wrzasnęła.-Chyba jednak chcesz stracić możliwość spłodzenia takich małych diabełków jak Ty!-spojrzała na niego z mordem w oczach.
-A mogę ją uzyskać z Tobą?-poruszył znacząco brwiami.
Rozalia wywróciła jedynie oczami i przyłożyła sobie soczystego facepalma. Domen roześmiał się głośno i zaproponował naprawienie szkody, jednak blondynka zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki i po chwili opuściła ją z szczotką klozetową w ręku. Prevc parsknął niekontrolowanym śmiechem, a ona posłał mu cwany uśmiech. Zdążył odczytać jej intencje i czym prędzej wybiegł z pokoju niczym torpeda, a ona tuż za nim. Wiedziała, że z Peterem nie miałaby szans, jednak z jego młodszym bratem, który był nieco mniej doświadczony mogła się pokusić o maraton.
***
Wypoczęta i odświeżona zameldowała się pod obiektem Rukatumturi, nie mogąc się już doczekać momentu, w którym dane jej będzie się przytulić do Petera. Nie chciała mu jednak zaprzątać głowy przed zawodami, aby go nie rozproszyć, dlatego też trwała na widowni wraz z pozostałymi pasjonatami tej dyscypliny. Z nikłym uśmiechem zdobiącym jej usta kołysała biodrami, podrygując do piosenek roznoszących się po terenie skoczni w Ruce. Musiała przyznać, że w Finlandii panowała już prawdziwa zima. Uwielbiała tą porę roku, ale fakt, że niemiłosiernie marzła coraz bardziej rodził w niej chęć zawitania do domku słoweńskiej ekipy. Wyciągnęła z kieszeni kurtki komórkę i wystukała szybko krótkiego SMS'a do Domena. Nastolatek momentalnie odesłał jej odpowiedz, a jej usta rozjaśnił łagodny uśmiech. Omiotła wzrokiem otoczenie i po chwili jej błękitne tęczówki natrafiły na jaskrawą, zieloną czapkę należącą do 17-latka. Przedarła się przez licznie zgromadzonych kibiców, aż w końcu stanęła obok Domena, posyłając mu wdzięczny uśmiech. Brązowooki uniósł w odpowiedzi kącik ust i poderwał się z miejsca, kierując w stronę ich chatki. Lekarka dotrzymywała mu towarzystwa, wypytując o samopoczucie męża. Prevc uspokoił ją, zapewniając, że już wszystko pomiędzy nimi jest w porządku oraz informując, że fizycznie czuje się on dobrze. Nastolatek ułożył swoją, smukłą dłoń na żelaznej klamce, pociągając ją zamaszystym ruchem do siebie. Przepuścił w wejściu blondynkę, która podziękowała mu skinieniem głowy i przekroczył próg budynku tuż za nią. Rozalia odetchnęła z ulgą, kiedy nie dostrzegała we wnętrzu domku sylwetki Petera i przywitała się szerokim uśmiechem z obecnymi w środku zawodnikami.
-Rozi, kupę lat!-głos Jurija zaatakował jej narządy słuchowe.-Jak się wam z Peterem układa pożycie małżeńskie?-poruszył znacząco brwiami.
-Witaj Jurij.-zaśmiała się blondynka, wymieniając ze Słoweńcem żółwika na powitanie.-Pozwól, że puszczę to pytanie mimo uszu.
-Aż tak źle?!-rozchylił usta zdziwiony Lanisek.-Ja wiedziałem, że Peter to ciota i kobiety zaspokoić nie umie, ale sądziłem, że w końcu się jednak podszkolił.
-Anze,ocenę umiejętności łóżkowych mojego męża pozostaw proszę mnie.-odparła ze śmiechem lekarka.
-A zabawiacie się tam kajdankami czy czymś w tym stylu?-kontynuował temat Hlava.
-Boże, chłopaki! Jak chcecie się dowiedzieć to sami go przetestujecie, proszę bardzo. Droga wolna.-rzuciła beznamiętnie pani Prevc.
-Dobra, to ja pierwszy!-poderwał się z miejsca Nejc.
-Żartowałam!-parsknęła śmiechem pediatra.-A waż się go tylko tknąć tym swoim Fredem a obiecuję Ci, że ten Twój skarbuś już w żadnej rozkoszy się nie zagłębi.-spojrzała groźnie na Dezmana.
-Ej, stary! Ja się jej boje!-pisnął 24-latek.
Rozalia pokręciła głową rozbawiona i odwróciła ją w kierunku drzwi, gdzie nadal spoczywał młodszy Prevc. Zmierzyła go zaniepokojonym spojrzeniem, dostrzegając, że jest jakby nieobecny, ale po chwili powróciła wzrokiem na twarze pozostałych kadrowiczów. Wdając się w konwersację ze skoczkami całkowicie zapomniała o celu swojego przybycia. Poderwała się z miejsca i zaczęła szperać po szafkach w poszukiwaniu opakowania herbaty. Domen powrócił do rzeczywistości i stanął tuż za nią, sprawiając, że ich ciała delikatnie się ze sobą stykały. Brunetowi nie przeszkadzał jednak ten fakt, a blondynka nawet tego nie zauważyła. Sięgnął do jednej z wyższych półek i wepchnął do drobnej dłoni dziewczyny prostokątny, papierowy pakunek. Spuściła wzrok na opakowanie, odczytując z niego zawartość składników. Następnie ponownie uniosła go na twarz 17-latka i obdarowała go subtelnym uśmiechem w podziękowaniu. Domen bez słowa obrócił się na pięcie i opuścił budynek.
-Ty sobie na niego uważaj. Zapatrzony w Ciebie jak obrazek.-wypowiedział śmiertelnie poważnie Jaka.
-O czym Ty mówisz?-zdezorientowana zmarszczyła brwi i utkwiła spojrzenie w 23-latku.
-Podobasz mu się.-wyjaśnił Słoweniec.-Nie widzisz tego jak na Ciebie patrzy?
-Hvala, czego Ty się naćpałeś?-zachichotała Prevc.
-Kiedy ja mówię poważnie jak nigdy.
-Uważaj, bo Ci uwierzę.
Z kubkiem parującego napoju w dłoniach przyglądała się rywalizacji toczącej się na Rukatunturi. Do końca inauguracyjnej serii zawodów pozostało trzech zawodników. Na belce startowej zasiadł właśnie Hayboeck. Austriak odepchnął się od niej solidnie i sunął w dół rozbiegu, aby następnie wybić się z progu i poddać przestworzom. Wylądował na 134 metrze, więc uzyskał naprawdę dobry wynik. Skrzywiła się delikatnie, gdy na telebimie pojawiła się twarz niemieckiego zawodnika. Freund poprawił gogle, sprawdził wiązania, a następnie równo z machnięciem chorągiewki przez Schustera rozpoczął swoją próbę. Wysoka trajektoria lotu zapowiadała, że skok lidera niemieckiej kadry będzie bardzo udany. Niemiec z zachwianym telemarkiem opadł na 140 metr. Niechętnie oddała mu szacunek, bijąc brawo i wpatrując się w tablice z wynikami, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że obejmie prowadzenie. Czekała jednak na oficjalne potwierdzenie tak jak i sam skoczek. Niemiecka część publiczności ożywiła się znacznie, wiwatując na cześć ich zawodnika. Przeniosła wzrok z sympatyków Freunda na szczyt skoczni. Wypuściła powietrze ze świstem i z niecierpliwością, ale też i lękiem oczekiwała próby swojego męża. Zasiadł na belce i zaczerpnął głębokiego oddechu, aby po chwili wypuścić powietrze z płuc. Zawsze zastanawiała się co jest jego pierwszą myślą, gdy zasiada tam na szczycie. Czy stwierdza, że widok ten naprawdę zamiera dech w piersiach? Czy może o tym, że musi być najlepszy? A może pierwszą myślą jest ona? Nie zastanawiała się jednak nad tym długo, gdyż Peter zdecydowanie odepchnął się od platformy startowej i już sunął po torach najazdowych, nabierając odpowiedniej prędkości. Następnie miękko przeszedł na narty i obrał wysoką trajektolię lotu. Jego nienaganna sylwetka płynęła w powietrzu odprowadza przez czujny wzrok pediatry, mijając kolejne granice. Uradowana blondynka zacisnęła mocniej kciuki, modląc się, aby nic mu się nie stało do samego końca lotu. Jego narty subtelnie zetknęły się z śnieżnobiałym śniegiem, a on zastygł w niemalże w profesjonalnym telemarku, by chwilę później dać się ponieś euforii. Zgiął ramiona w łokciach i potrząsł nimi mocno, wydając z siebie okrzyk radości. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za tymi emocjami, tym dreszczykiem podniecenia i euforią po udanym skoku jaka z niego wychodziła. Uwielbiał tą zimową, piękną aurę i zgiełk tysięcy ludzi zgromadzonych wokół areny, aby podziwiać piękno tego niebezpiecznego sportu.
-143 metry! Ależ pięknie to zrobił triumfator z zeszłego sezonu Peter Prevc!-niósł się echem po obiekcie zmagań skoczków głos spikera.
Z nutką niepewności czy obejmie prowadzenie wpatrywał się uparcie w tablice wynikową, jednak po chwili przy jego nazwisku pojawiła się ta wyczekiwana jedynka. Pomachał do kamery i zniknął za dmuchanymi bramkami. Rozi szczęśliwa z trudem przedarła się przez tłumy ludzi, ale w końcu dotarła do obszaru przeznaczonego tylko dla skoczków i przystanęła obok barierki, oczekując aż skoczek ją zauważy. Ten jednak pochłonięty pakowaniem sprzętu i rozmową z Jurijem nie oglądał się za siebie, więc ona postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Przystanęła tuż za nim i zakryła jego oczy dłońmi co było nie lada wyczynem przy jego ponad metr osiemdziesiąt wzrostu.
-Domen, nie rób sobie jaj.-rzucił roześmiany.
Zsunęła ręce z jego twarzy, a on obrócił się na pięcie i zdziwiony z rozwartymi ustami wpatrywał się z niedowierzaniem w promienną twarz blondynki. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Był w totalnym szoku. Przecież był pewien, że tutaj nie dotrze. Sama mu to powiedziała, tłumacząc się dużym obciążeniem w pracy, tymczasem teraz stała przed nim, uśmiechając się tak słodko i anielsko, że jego serce momentalnie przyśpieszało swoją pracę.
-Ale mówiłaś, że nie możesz....-wydusił z siebie w końcu po kilkunastu minutach milczenia.
-Chciałam Ci zrobić niespodziankę i uwierz mi dla tej miny było warto.-oświadczyła, chichocząc pod nosem.
Pokręcił z niedowierzaniem głową. Blondynka tymczasem niesiona euforią zawisła na szyi Słoweńca, piszcząc uradowana. Chwilę później owinęła jego pas swoimi nogami, przylegając do niego całkowicie i skradła z jego ust przelotny pocałunek. Podtrzymywał ją za biodra, spoglądając jej głęboko w oczy. Lazurowe tęczówki spoglądały na niego z niesamowitym blaskiem i radością, a także uczuciem. Kochała go. Naprawdę go kochała. Wystarczyło tylko spojrzeć w jej oczy. Wszystko dało odczytać się z jej wzroku. Słowa były tu zbędne. Cieszył się, że wreszcie odnalazł kobietę, która naprawdę obdarzyła go silnym uczuciem. Nie żałował, że jego znajomość z Miną tak się potoczyła. Gdyby nie bolesna rana jaką zadała mu Słowenka nie poznałby tej uroczej blondynki. Widocznie tak miało być. Ułożył dłonie na jej policzkach i gładził je subtelnie opuszkami palców, odczuwając pod nimi gładką, miękką w dotyku skórę dziewczyny. Chwilę później wpił się łapczywie w jej kuszące usta. Spragniony miażdżył je aksamitnymi wargami, drażniąc podniebienie blondynki językiem. Zdyszany oderwał się od Rozalii i sprawił, że ich czoła stykały się ze sobą. Otulił jej twarz swoim ciepłym oddechem, wywołując tym samym na jej twarzy nikły uśmiech. Zeskoczyła z niego i splotła ich dłonie ze sobą. Peter pociągnął ją w znanym jej już kierunku, a ona wtulona w jego bok opuściła teren przeznaczony dla zawodników.
-A więc mama też wiedziała o Twoich planach?-uniósł pytająco brew brunet.
Spoczywała na kolanach Słoweńca, popijając raz po raz łyk rozgrzewającego naparu, jaki przyrządził jej mąż. Wpatrywała się w niego z szerokim uśmiechem, napawając się jego przystojną twarzą. Uwielbiała rysy jego twarzy. Były takie smukłe, subtelne. Szare oczy skoczka badały ją czujnym wzrokiem, śledząc każdy jej ruch. Przez te dwa dni, przez które się nie widzieli zdążył się za nią porządnie stęsknić. Mocniej objął dziewczynę w pasie i przyciągnął bliżej siebie, po czym zaczął sunąć nosem po linii jej szyi. Była zdziwiona, że nie krepował się przy kolegach.
-To jak? Odpowiesz mi na moje pytanie?-wyszeptał wprost do jej ucha.
Wzdrygnęła się delikatnie na dreszczyk, który przebiegł jej drobne ciało. Spojrzała na Petera i skinęła głową. Skoczek oparł głowę o ramię dziewczyny, przymykając powieki. Wypuścił ze świstem powietrze, natychmiast otwierając oczy.
-Chcesz mi powiedzieć, że wiedzieli wszyscy po za mną? Jesteś okrutna!-rzucił oburzony.
-Nie prawda. Wiedziałem tylko ja.-wtrącił się do ich dialogu Domen.
-Mojemu bratu! Ty zdrajco!
-Ktoś mi musiał załatwić tą pieprzoną przepustkę.-puściła oczko 17-latkowi.
-Do usług, Madame.-ukłonił się teatralnie młodszy z Prevców.
Rozalia roześmiała się wesoło, a Peter wywrócił jedynie oczami. Musnął ustami czubek nosa blondynki i spojrzał na nią z uśmiechem.
Zniecierpliwiona wpatrywała się z wyczekiwaniem w szczyt skoczni, stojąc tuż obok znajdującego się obecnie na pozycji lidera Domena. Nastolatek znajdował się przed Severinem Freundem o trzy i pięć dziesiątych punktu. Trzeba mu było przyznać, że spisał się naprawdę rewelacyjnie, gdyż na swoim koncie miał już zapisany całkowity rozkład Niemca już w premierowym konkursie Pucharu Świata. Wreszcie na belce zameldował się długo wyczekiwany przez nich Słoweniec. Zacisnęła najmocniej jak się dało kciuki i z zapartym tchem wpatrywała się w jego skupioną twarz. Wypuścił powietrze z płuc i zdeterminowany zdecydowanie odepchnął się od platformy startowej. Jego sylwetka nabierała prędkości najazdowej, by po chwili móc ułożyć narty w kształcie litery V. Unosił się w przestworzach, mijając wszelkie granice na swojej drodze. Już opadał na śnieg, wykonując lądowanie, ale tuż po nim uciekła mu prawa narta, powodując niegroźny upadek. Przerażona wpatrywała się w Słoweńca, który na szczęście wiedział jak się zachować i opuścił dłonie na nawierzchnię, następnie opadając na brzuch, aby zamortyzować się.Oberwał w prawe biodro nartą, jednak nic poważniejszego się mu raczej nie stało. Ostatecznie wypięła mu się ta właśnie narta, ponieważ potrafił ciałem balansować i nadać odpowiedni kierunek upadku. Przerażony Domen skrzywił się znacznie na widok powtórki upadku brata, a jego oraz dziewczyny oczy zaszkliły się delikatnie. Stanął na zeskoku i ułożył dłonie na kolanach, powoli dochodząc do siebie. Zawładnął nim totalny szok. Pośpiesznie dołączył do niego członek słoweńskiej ekipy, upewniając się czy wszystko jest w porządku. Pero skinął niemal niezauważalnie głową, krzywiąc się delikatnie. Nie był zadowolony z tego faktu, że zwycięstwo odebrał mu upadek spowodowany jego nieostrożnością. Rozalia poderwała się z miejsca i zniknęła za dmuchaną bramką, wbiegając na zeskok. Rzuciła się na bruneta przerażona, przylegając do jego chudego ciała. Uniosła głowę i spojrzała na niego z troską. Peter przyciągnął ją bliżej siebie, zamykając szczelnie w swoich silnych ramionach. Zdawał sobie sprawę co teraz musi przeżywać. Naznaczył ustami jej czoło i pomachał do kibiców, zapewniając, że nic mu nie jest. Zacisnął gogle w geście radości, gdy przy jego nazwisku ukazała się trójka. Jednak znalazł się na podium. Na jednym ze swoim bratem. Jego odległość była fenomenalna. 140, 5 m. Dokładnie takim sam rezultat jak jego młodszego brata. Opuścił zeskok z blondynką tuż przy jego boku.
-Hej, spokojnie!-ujął jej twarz w swe smukłe dłonie.-Nic mi nie jest. Naprawdę.-spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się, aby ją przekonać.
-Boże, tak się bałam.-wychlipała w jego kombinezon.-Nigdy więcej nie pozwolę Ci już tam wejść.-rzuciła, tuląc się do jego brzucha.
-Ej, mała nie płacz.-pogłaskał ją po włosach.-Ten sport jest niebezpieczny i nic już z tym nie zrobisz. My kochamy tą adrenalinę.
-A mnie ona psychicznie wykończy.
Pero zaśmiał się cicho, kręcąc roześmiany głową. Musnął ustami wargi żony i pożegnał się z nią, aby przygotować się do dekoracji. Uśmiechnęła się blado, odprowadzając jego sylwetkę wzrokiem dopóki nie zniknęła za rogiem. Ten sport ją wykończy. Przymknęła powieki i zaczerpnęła kilku głębszych oddechów, wpuszczając do płuc fińskie powietrze. Dostrzegła w zasięgu swojego wzroku 17-latka i pośpiesznie pognała w jego kierunku. Przybiła z nim piątkę i przytuliła mocno, gratulując pierwszego triumfu w karierze. Domen odpowiedział jej jedynie promiennym uśmiechem i niespodziewanie naznaczył jej policzek swoimi zimnymi wargami. Zdziwiona uniosła wysoko brwi, spoglądając na twarz nastolatka.
-Za co?-rzuciła zdezorientowana.
Triumfator dzisiejszych zawodów wzruszył jedynie ramionami, posyłając jej słodki, urzekający uśmiech.
-Za to, że tutaj jesteś.-odparł wesoło.-Bo wiem, że wpierasz nie tylko Petera, ale i mnie jak i cały team.
Nie odpowiedziała nic na jego słowa. Skinęła jedynie głową i obserwowała jak jego sylwetka się oddala. Zaczęła się zastanawiać nad sensem dzisiejszej rozmowy z Jaką. Zachowanie Domena momentami było dość dziwne.
~*~
Porzuciłam dla Was historię :D Chyba już nie ma szans, żeby ją poprawiła XD Czyżby Domen zaczął nam się dostawiać do pani Prevc? ^^ Jak oceniacie zachowanie młodego Prevca? :D Rozdział ten średnio mi się podoba, ale chyba katastrofy nie ma. Przepraszam, że nie wrzuciłam Wam jego wczoraj, ale nie wyrobiłam w czasie :/ Macie za to miły prezent na początku Nowego Roku ;3 Pragnę Wam życzyć moje Kochane przede wszystkim zdrówka, szczęścia, wielu sportowych emocji, szczęścia z drugą połówką lub jej znalezienia ( jak w moim przypadku) oraz spełnienia wszystkich marzeń ! ;* Mega mi się serce raduje, kiedy widzę takiego radosnego, cieszącego się po swoich skokach Petera *.* Powoli się odbudowuje co mnie mega cieszy ;) Cene za to szaleje :D Domen tym razem bez błysku, ale może nas jeszcze zaskoczyć :D Uwielbiam też oglądać szczęśliwego i tryskającego humorem Kamila :3 Całuje i do zobaczenia najprędzej pewnie w weekend ;*
środa, 28 grudnia 2016
Część II. Sixteen: Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem.
Po blisko ośmiu miesiącach, dwustu czterdziestu dziewięciu dniach, setkach godzin, tysiącach minut oraz milionach sekund znów nastał dzień, w którym kadra A słoweńskich skoczków ponownie mogła spotkać się w najsilniejszym składzie. Zadowolony tym faktem Peter, który zdążył się już stęsknić za swoim kompanem, Jurijem podążał przed siebie, ciągnąc za sobą sporych rozmiarów walizkę. Na jego ramieniu spoczywała także sportowa torba, którą poprawił po raz setny, odczuwając powoli jej ciężar. Nie żałował jednak, że zdecydował się na spacer pod sam obiekt skoczni, gdyż doszedł do wniosku, że w pełni się rozbudzi, a także będzie miał okazje rozkoszować się jesienią, która w pełni zadomowiła się w Słowenii. Z rozmyśleń wyrwał go donośny dźwięk klaksonu dobiegający zza jego pleców, Przestraszony podskoczył delikatnie w miejscu, łapiąc się za serce. W końcu jednak odwrócił głowę w kierunku źródła dźwięku i pokręcił z niedowierzaniem głową. Julijana zawsze rozpieszczała Domena. To właśnie ona prowadziła samochód, w którego wnętrzu znajdował się nastolatek prezentujący język starszemu bratu. Pero zaśmiał się cicho i ukazał 17-latkowi środkowy palec, uśmiechając się słodko. Zdziwiony jego gestem brat wykonał dziwną minę, która nieźle rozbawiła 24-latka. Chwilę później maszyna z rodzicielką oraz jego młodszym rodzeństwem zniknęła z zasięgu jego wzroku. Kilka minut później dotarł już do miejsca docelowego. Nieco zasapany przystanął w miejscu i omiótł wzrokiem sylwetki zawodników. Jego samopoczucie można było porównać do tego jakie odczuwał zawsze podczas pierwszego dnia nowego roku szkolnego. Zdecydowanie był podekscytowany, porządnie zmotywowany i ciekawy, co przyniesie kolejny sezon w jego karierze. Kąciki jego ust znacznie powędrowały ku górze, gdy jego stalowe tęczówki spoczęły na doskonale znanej posturze. Tepes tulił do siebie drobną szatynkę, naznaczając jej czoło swoimi wargami, a następnie przejął od niej bagaże i odprowadził ją wzrokiem pod niedaleko zaparkowany samochód. Dziewczyna 27-latka posłała mu łagodny uśmiech i pomachała, po czym wsiadła do maszyny i opuściła teren skoczni. Prevc zadowolony z takiego obrotu sprawy pozostawił bagaże na chwilę bez opieki i udał się w kierunku przyjaciela. Jurij zdał się na swoją intuicję i odwrócił się na pięcie dokładnie w stronę, z której zbliżał się w jego kierunku brunet. Chwile później tonęli w męskim uścisku, chichocząc pod nosem. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i zaczęli się zastanawiać, który to już ich wspólny sezon. W swoim towarzystwie oczekiwali pojawienia się kadrowego autobusu, a także Gorana. W jego przypadku nie stawienie się jeszcze na miejscu zbiórki było dość niepokojące.
-A gdzie nasz tatuś?-zaniepokoił się nieobecnością trenera Dezman.
-Pieprzone żule!-jak na zawołanie z za rogu wyłoniła się głowa słoweńskich skoków.
-Trenerze, co się stało?-zmarszczył brwi Peter.
-Jakieś żuliki pierdoliki rozbiły przed moim domem butelkę i przebiłem sobie oponę.-rzucił rozwścieczony Janus.-Wybaczcie mi chłopcy to opóźnienie, ale sami rozumiecie...-rozłożył bezradnie ręce.
-Lanisek przyznaj się, że chciałeś zaliczyć udaną inauguracje i sobie pomelanżowałeś!-wypowiedział poważnie Jurij, ale po chwili parsknął śmiechem wraz z braćmi Prevc.
-To nie mnie matka z domu wyjebała jak pryszedłem najebany jak Messerschmitt.-odgryzł się 20-latek.
-Co Ty na jajca Waltera pierdolisz?! Nic takiego nie miało miejsca.
-A to ciekawe bo jak byłeś wstawiony w Planicy po zakończeniu sezonu to tak pięknie zdawałeś nam z tego relacje.-stanął po stronie Anze, Jaka.
Cały słoweński team parsknął głośnym śmiechem, a Goran wytrzeszczył ze zdziwienia oczy. Ich rozmiar można było teraz porównać do wielkości Kryształowej Kuli. Nie spodziewał się tego po Tepesu. Zawsze wydawał mu się jednym z rozsądniejszych chłopaków w tej drużynie, a może nawet był tym ewenementem.
-Rozumiem Twój ból trenerze.-Anze ułożył dłoń na ramieniu Gorana, aby go wesprzeć.-Ja jednak jestem czysty.-zapewnił go podopieczny.
-Wiem, Anze, wiem.-skinął głową trener.
Ich oczom wreszcie ukazał się ich środek transportu, który miał ich dostarczyć na lotnisko. Peter pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy jego koledzy rzucili się w kierunku autobusu. Sam powoli wyruszył w jego stronę, lustrując wzrokiem otoczenie. Zaśmiał się pod nosem, dostrzegając jak jego rodzicielka miętoli Domena za policzki, mówiąc do niego jak najęta. Wiedział, że się o niego martwi, ale nie miał pojęcia, że aż tak jest na tym punkcie przewrażliwiona. Wpakowała mu w ręce parę ciepłych skarpet. Na reakcję nastolatka czekać długo nie trzeba było.
-Mamo!-jęknął niezadowolony 17-latek.
-Nie marudź mi tu tylko pakuj.-zażądała kobieta, podsuwając synu walizkę.
-Naprawdę muszę?-spojrzał na nią błagalnie, wykonując minę słodkiego szczeniaczka.
-Nawet nie licz, że to na mnie zadziała.-rzuciła ostro.- Skarbie Ty chyba nie wiesz jakie mrozy panują w Finlandii. Chcesz dostać ocieplane bokserki z kotkiem jak Peter?
-Nie!-odparł natychmiast nastolatek.
-To milcz i pakuj, bo pojadą bez Ciebie.
Peter przyglądał się tej sytuacji rozbawiony, kręcąc z niedowierzaniem głową. Sam doskonale pamiętał czasy, kiedy Julijana była przewrażliwiona na punkcie jego ubioru. Zawsze chciała, aby było mu ciepło, ale przy tym stawiała na ubiór, który narażał go na szydzenie kolegów. Cieplutkie sweterki z dość dziwnymi nadrukami, grube, neonowe skarpety, szalone wzory na bokserkach... Mógłby tak wymieniać w nieskończoność. Wiedział jednak, że robi to z miłości i troski do niego. Wewnątrz współczuł młodszemu bratu, gdyż wiedział przez co teraz przechodzi. Musiał jednak jakoś znieść ten okres, a potem doceniać wolność wyboru i rozkoszować się nią w pełni. Prevc przekroczył próg wejścia do autokaru i opadł na wolne miejsce na samym końcu. Uradowany tym faktem Jurij objął go ramieniem i zaczął nucić coś wesoło. Młodszemu skoczkowi przyszło nawet na myśl, że jest on być może pod wpływem alkoholu. Szybko jednak odgonił od siebie tą myśl i korzystał z dobrego humoru kompana, wymieniając się z nim żartami. W końcu do autokaru zapakował się Domen, który nie miał za ciekawej miny. Goran pośpiesznie rozejrzał się po wnętrzu środka transportu i odnotował w głowie obecność, sprawdzając czy wszyscy dotarli, po czym rozkazał kierowcy ruszyć.
-Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem.Wielkim lasem szedłem, nocy nie przespałem. Żeby Ciebie spotkać w małym kącie świata. Żeby z Tobą zostać na calutkie lata. -prezentował swoje umiejętności wokalne Tepes, wędrując po całym autobusie.
Peter, któremu był dedykowany ten występ zachodził się ze śmiechu, uwieczniając koncert przyjaciela na Instagramie. Reszta kadry także miała niezły ubaw, a Goran siedział na samym przodzie środka transportu, mówiąc sam do siebie:
-Gdzie popełniłem błąd? Gdzie zawiniłem?
Z szerokim uśmiechem na ustach wskazała starszej kobiecie na krzesło znajdujące się naprzeciw niej. Rodzicielka małej Anji opadła na dane miejsce i podawała lekarce dane niezbędne do uzupełnienia karty zdrowia jej pociechy. Rozalia zwinnie wypełniała puste rubryki, spoglądając co jakiś czas na słodką, małą blondyneczkę. Kobieta wraz z dziewczynką podziękowała Prevc za wizytę, a 21-latka wręczyła pacjentce kilka naklejek i pożegnała ich ciepłym uśmiechem. Odetchnęła ulgą, kiedy zdała sobie sprawę, że właśnie skończyła pracę na dziś i odblokowała telefon. Najechała palcem na ikonkę jednego z serwisów społecznościowych i parsknęła głośnym śmiechem, natrafiając na nagranie popisów wokalnych Jurija. Myślała, że Peter będzie narzekał na nudy, gdyż Robi nie może mu towarzyszyć w tym sezonie, ale o atrakcje i brak monotonii zadbał Tepes. Rozbawiona ciągle chichotała pod nosem, szykując się do opuszczenia szpitala. Załatwiła sobie jeszcze zastępstwo na kolejne dni i pożegnała się z koleżankami z pracy. Kąciki jej ust momentalnie znalazły się na wyżynach, gdy odszukała wzrokiem miejsce parkingowe, gdzie znajdowało się ich nowe cacko. Nacisnęła na kluczyki i odblokowała samochód, zasiadając do wnętrza błękitnego Forda. Przymknęła powieki i zagłębiła się w wygodnym fotelu, który spodobał się jej już podczas pierwszej jazdy. Była padnięta a czekał ja jeszcze męczący, długi lot do Ruki. Postanowiła odwdzięczyć się Peterowi za ten cudowny miesiąc miodowy, jaki spędzili na Karaibach i zjawić się na pierwszych zawodach Pucharu Świata w tym sezonie. Chciała pokazać mu, że może na nią liczyć, że zawsze będzie go wspierać. Oczywiście to miała być niespodzianka. Pero sam namawiał ją na przylot do Finlandii, ale ona jednak wymigała się mówiąc, że ma pełne ręce roboty, gdyż chorych w tym okresie jest naprawdę sporo i nie da rady dopingować go na żywo. Już nie mogła doczekać się jego reakcji, kiedy ją zobaczy. Domen znał jej plan i pomógł załatwić specjalną wejściówkę na swobodne poruszanie się po całym terenie skoczni. Była mu za to ogromnie wdzięczna. Nie miała jednak pojęcia o sile uczucia jakim ją darzył i radości, kiedy oznajmiła mu, że będzie obecna na Rukatunturi. Traktowała go trochę jak młodszego brata, którego nigdy jej dane mieć nie było. Uwielbiała się z nim przekomarzać, działać mu na nerwy, a niekiedy nawet nawrzeszczeć, kiedy bardzo ją zirytował. W głębi jednak przepadała za tym uroczym, nieogarniętym nastolatkiem. Ostatnio cudem udało jej się ukryć przed panią Prevc fakt, że Domen prawie pozbył się kuchni w ich rodzinnym domu. Starszy brat poprosił go jedynie o przygotowanie czegoś na obiad dla Rozi, która miała spory ruch w pracy, a dokładniej masakrycznie oblegany gabinet i nie miała by sił ani ochoty stać przy kuchni, a on miał coś pilnego do załatwienia, i nie miał czasu na gotowanie, a młodszy brat postanowił skorzystać z okazji i zaimponować żonie Petera. Niestety nie udało się mu to jednak, gdyż kurczak zamiast się upiec skończył spalony, a wszystko to przez jego nie uwagę. Może i nie udało mu się popisać przed lekarką, ale rozbawić ją do łez tak.
Odetchnęła z ulgą, spoglądając na listę rzeczy, które miała ze sobą zabrać i stwierdziła, że wszystko co jej potrzebne posiada. Wzięła jeszcze odświeżający prysznic i zameldowała się na parterze domu rodzinnego Prevców. Pożegnała matkę rodzeństwa całusem w policzek i obiecała dać znać jak tylko doleci na miejsce. Przed willą skoczków czekała już na nią taksówka, do której sprawnie się zapakowała. Po 15 minutach drogi stawiła się przed lotniskiem i zapłaciła kierowcy, po czym udała się na odprawę. Szczęśliwa, że wreszcie znajduje się we wnętrzu samolotu opadła na fotel usytuowany przy oknie i poddała się urokowi widoków migoczących za oknem. Nim spostrzegła a jej powieki stały się ciężkie, aż w końcu odpłynęła do krainy Morfeusza.
-Jest.-mruknął pod nosem.
Niepewnie nacisnął na klamkę i wtargnął do środka, przekraczając próg pomieszczenia. Jego brązowe oczy zarejstrowały obraz spoczywającego na łóżku, pogrążonego w lekturze Petera oraz udającego zdychającą rybę bez wody Nejca, czyli norma. Chwila...
-Co on do jasnej cholery odprawia? Anze mu błyskotek podrzucił?-przerwał panującą w pokoju ciszę najmłodszy ze skoczków.
-Jak się nie puka to potem się takie dziwne pytania zadaje.-odparł Dezman.
-Powiem Ci szczerze, że sam się nad tym zastanawiałem, Junior.-oderwał się od książki Peter.-Chyba mu ta półka nad zlewem na łeb jebła.-roześmiał się.
Nastolatek parsknął głośnym śmiechem i opadł na kraniec łóżka bruneta. Pero wetknął zakładkę pomiędzy strony i odłożył książkę na szafkę nocną, całkowicie rezygnując z czytania, czyli jednej ze swoich ulubionych czynności.
-Dzwoniła do Ciebie Rozi?-uniósł pytająco brew 17-latek.
-Nie, a czemu pytasz?-spojrzał na niego podejrzanie 24-latek.
-A tak z ciekawości.-puścił oczko najmłodszy ze sportowców.
-Miała dzisiaj zabiegany dzień, więc nie wymagałem od niej, aby znalazła dla mnie chwile czasu. Pero zaczął obracać w dłoniach telefon.-Mam wrażenie, ze coś przed mną ukrywasz.-zmrużył oczy Peter, przyglądając się uważnie brązowookiemu.
-Ja? Co Ty.
-Rozalia jest w ciąży, tak?
-Tak i pierwsze komu by o tym powiedziała to mi. Brawo za iloraz IQ.-rzucił z przekąsem nastolatek.-Czasami mam wrażenie, że jesteś głupszy od mnie.
Z nikłym uśmiechem na ustach pokonywał kolejne metry dzielące go od domku reprezentacji. W końcu przekroczył jego próg i zajął wolne miejsce na kanapie tuż obok ściany. Z zainteresowaniem przyglądał się rywalizacji podczas kwalifikacji, wpatrując się w plazmowy ekran zawieszony na ścianie chatki. Nie miał się co śpieszyć z rozgrzewką, gdyż swój skok oddać miał jako ostatni, ponieważ kolejność zawodników stawiających się na szczycie Rukatunturi obowiązywała zgodnie z klasyfikacją generalną Pucharu Świata z minionego sezonu. Zaczynał się powoli denerwować, lecz jednak nie występem w kwalifikacjach czy samą inauguracją sezonu, ale tym, że Rozalia nie dawała żadnych znaków życia od kilku godzin. Okay, miała naprawdę pracowity dzień, ale na pewno znalazłaby chwilkę na krótką rozmowę telefoniczną, Peter zaniepokojony sięgnął po telefon znajdujący się na stoliku przed nim i odblokował urządzenie, odszukując w spisie kontaktów zdjęcie żony. Jego obawy wzrosły znacznie, kiedy w słuchawce nawet nie dane było mu usłyszeć jednego sygnału. Wykonał kolejną próbę nawiązania kontaktu z małżonką, jednak i ta skończyła się bezskutecznie. Pośpiesznie odnalazł fotografię swojej rodzicielki i nacisnął zieloną słuchawkę, licząc, że choć ona podniesie słuchawkę. Nie mylił się.
-Cześć kochanie.-usłyszał ciepły, melodyjny głos Julijany.
-Hej mamo.-odparł, starając się ukryć zdenerwowanie.-Dlaczego Rozalia nie odbiera telefonu?
-Pewnie jej się rozładował, ale nie mogę Ci dać jej teraz do telefonu bo śpi od jakieś godzinki. Mogę jej za to coś przekazać, jeśli chcesz.
-Dziękuję mamo, to nic ważnego. Po prostu się o nią bałem, bo nie miałem z nią kontaktu od wczorajszej nocy.
-Jest cała i zdrowa. Spokojnie, synu.-zapewniła go matka.-A teraz leć i nie rozpraszaj się przed kwalifikacjami.
-Pa mamo.
Na jego twarz wstąpiła ulga, a Domen, który dostrzegł to uśmiechnął się pod nosem. Rozi miała najlepszą opiekę na świecie. Aż zrobiło mu się szkoda, że nie mógł podejść do brata i najzwyczajniej w świecie go uspokoić. Obiecał jednak dotrzymać tajemnicy i nie pisnąć ani słowa Peterowi o zjawieniu się tutaj Rozi.
Stalowe tęczówki zostały skierowane ku szczytowi skoczni, na którym dało się już dostrzec smukłą sylwetkę Domena. Pero z zainteresowaniem śledził mknącego po torach najazdowych brata, który dynamicznie wybił się z progu i ułożył głowę pomiędzy nartami. 24-latek skrzywił się delikatnie na ten widok, zdając sobie sprawę, że kiedyś takie ryzyko może skończyć dla nastolatka tragicznie. Zdziwiony, ale i zarazem uradowany obserwował jak Domen pochodzi do lądowania. 141 metrów! Dokładnie pół metra mniej od trwającego na prowadzeniu Macieja Kota. Peter pokiwał z uznaniem głową, bijąc brawo. Gdy nastolatek znalazł się w jego pobliżu poklepał go zasłużenie po plecach, a następnie udał się do windy, która miała go zawieź na górę obiektu w Ruce. Przebrany i gotowy do swojej próby stawił się na szczycie skoczni. Chwilę później zajął miejsce na belce startowej i na znak od Janusa odepchnął się dynamicznie. Sunął w dół rozbiegu, nabierając prędkości najazdowej. Tuż po wybiciu szybko przeszedł na narty i przyjął nienaganną sylwetkę w locie. Dość szybko wylądował, bo już na 129 metrze, jednak telemark w jego wykonaniu nie miał także nic do zarzucenia. Pokonał zeskok i odpiął narty, po czym pomachał do kamery z niewyrażającym jakichkolwiek emocji wyrazem twarzy i zniknął za dmuchanymi bramkami. Czegoś zabrakło w tym skoku.
-Najprawdopodobniej spóźniłeś wybicie.-stwierdził Goran, odtwarzając na tablecie powtórkę skoku.
-Też tak sądzę.-zgodził się z nim Domen.-Nie przejmuj się to tylko kwali,-poklepał brata po ramieniu.-Skok sam w sobie nie był zły.-puścił mu oczko.
-Nie przejmuje się.-odparł zgodnie z prawdą Pero.-Nie myśl, że jak wyszedł Ci jeden skok to jesteś kto wie kim.-prychnął prosto w twarz nastolatka.
-Ale o co Ci chodzi?-zmarszczył śmiesznie nos zdezorientowany 17-latek.
-O to, że nie potrzebuje Twojego pocieszenia, bo siedzę w tym dłużej niż Ty.
-Ale Peter źle mnie odebrałeś.
-Daruj sobie, gwiazdeczko.
-Hola, hola! Spokój panowie.-przerwał tą konwersacje szkoleniowiec Słowenii.
PS: Koniecznie wypiszcie mi tutaj swoich faworytów do zwycięstwa w TCS ;)
-A gdzie nasz tatuś?-zaniepokoił się nieobecnością trenera Dezman.
-Pieprzone żule!-jak na zawołanie z za rogu wyłoniła się głowa słoweńskich skoków.
-Trenerze, co się stało?-zmarszczył brwi Peter.
-Jakieś żuliki pierdoliki rozbiły przed moim domem butelkę i przebiłem sobie oponę.-rzucił rozwścieczony Janus.-Wybaczcie mi chłopcy to opóźnienie, ale sami rozumiecie...-rozłożył bezradnie ręce.
-Lanisek przyznaj się, że chciałeś zaliczyć udaną inauguracje i sobie pomelanżowałeś!-wypowiedział poważnie Jurij, ale po chwili parsknął śmiechem wraz z braćmi Prevc.
-To nie mnie matka z domu wyjebała jak pryszedłem najebany jak Messerschmitt.-odgryzł się 20-latek.
-Co Ty na jajca Waltera pierdolisz?! Nic takiego nie miało miejsca.
-A to ciekawe bo jak byłeś wstawiony w Planicy po zakończeniu sezonu to tak pięknie zdawałeś nam z tego relacje.-stanął po stronie Anze, Jaka.
Cały słoweński team parsknął głośnym śmiechem, a Goran wytrzeszczył ze zdziwienia oczy. Ich rozmiar można było teraz porównać do wielkości Kryształowej Kuli. Nie spodziewał się tego po Tepesu. Zawsze wydawał mu się jednym z rozsądniejszych chłopaków w tej drużynie, a może nawet był tym ewenementem.
-Rozumiem Twój ból trenerze.-Anze ułożył dłoń na ramieniu Gorana, aby go wesprzeć.-Ja jednak jestem czysty.-zapewnił go podopieczny.
-Wiem, Anze, wiem.-skinął głową trener.
Ich oczom wreszcie ukazał się ich środek transportu, który miał ich dostarczyć na lotnisko. Peter pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy jego koledzy rzucili się w kierunku autobusu. Sam powoli wyruszył w jego stronę, lustrując wzrokiem otoczenie. Zaśmiał się pod nosem, dostrzegając jak jego rodzicielka miętoli Domena za policzki, mówiąc do niego jak najęta. Wiedział, że się o niego martwi, ale nie miał pojęcia, że aż tak jest na tym punkcie przewrażliwiona. Wpakowała mu w ręce parę ciepłych skarpet. Na reakcję nastolatka czekać długo nie trzeba było.
-Mamo!-jęknął niezadowolony 17-latek.
-Nie marudź mi tu tylko pakuj.-zażądała kobieta, podsuwając synu walizkę.
-Naprawdę muszę?-spojrzał na nią błagalnie, wykonując minę słodkiego szczeniaczka.
-Nawet nie licz, że to na mnie zadziała.-rzuciła ostro.- Skarbie Ty chyba nie wiesz jakie mrozy panują w Finlandii. Chcesz dostać ocieplane bokserki z kotkiem jak Peter?
-Nie!-odparł natychmiast nastolatek.
-To milcz i pakuj, bo pojadą bez Ciebie.
Peter przyglądał się tej sytuacji rozbawiony, kręcąc z niedowierzaniem głową. Sam doskonale pamiętał czasy, kiedy Julijana była przewrażliwiona na punkcie jego ubioru. Zawsze chciała, aby było mu ciepło, ale przy tym stawiała na ubiór, który narażał go na szydzenie kolegów. Cieplutkie sweterki z dość dziwnymi nadrukami, grube, neonowe skarpety, szalone wzory na bokserkach... Mógłby tak wymieniać w nieskończoność. Wiedział jednak, że robi to z miłości i troski do niego. Wewnątrz współczuł młodszemu bratu, gdyż wiedział przez co teraz przechodzi. Musiał jednak jakoś znieść ten okres, a potem doceniać wolność wyboru i rozkoszować się nią w pełni. Prevc przekroczył próg wejścia do autokaru i opadł na wolne miejsce na samym końcu. Uradowany tym faktem Jurij objął go ramieniem i zaczął nucić coś wesoło. Młodszemu skoczkowi przyszło nawet na myśl, że jest on być może pod wpływem alkoholu. Szybko jednak odgonił od siebie tą myśl i korzystał z dobrego humoru kompana, wymieniając się z nim żartami. W końcu do autokaru zapakował się Domen, który nie miał za ciekawej miny. Goran pośpiesznie rozejrzał się po wnętrzu środka transportu i odnotował w głowie obecność, sprawdzając czy wszyscy dotarli, po czym rozkazał kierowcy ruszyć.
-Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem.Wielkim lasem szedłem, nocy nie przespałem. Żeby Ciebie spotkać w małym kącie świata. Żeby z Tobą zostać na calutkie lata. -prezentował swoje umiejętności wokalne Tepes, wędrując po całym autobusie.
Peter, któremu był dedykowany ten występ zachodził się ze śmiechu, uwieczniając koncert przyjaciela na Instagramie. Reszta kadry także miała niezły ubaw, a Goran siedział na samym przodzie środka transportu, mówiąc sam do siebie:
-Gdzie popełniłem błąd? Gdzie zawiniłem?
***
Odetchnęła z ulgą, spoglądając na listę rzeczy, które miała ze sobą zabrać i stwierdziła, że wszystko co jej potrzebne posiada. Wzięła jeszcze odświeżający prysznic i zameldowała się na parterze domu rodzinnego Prevców. Pożegnała matkę rodzeństwa całusem w policzek i obiecała dać znać jak tylko doleci na miejsce. Przed willą skoczków czekała już na nią taksówka, do której sprawnie się zapakowała. Po 15 minutach drogi stawiła się przed lotniskiem i zapłaciła kierowcy, po czym udała się na odprawę. Szczęśliwa, że wreszcie znajduje się we wnętrzu samolotu opadła na fotel usytuowany przy oknie i poddała się urokowi widoków migoczących za oknem. Nim spostrzegła a jej powieki stały się ciężkie, aż w końcu odpłynęła do krainy Morfeusza.
***
Znudzony do granic możliwości Domen postanowił opuścić swoje cztery ściany i zawitać do starszego brata. Wychodząc rzucił jeszcze okiem na pogrążonego we śnie Laniska i przymknął za sobą drzwi. Wodząc wzrokiem po numerkach wytłoczonych na drzwiach, za którymi kryły się pokoje przemierzał korytarz, szukając tego odpowiedniego. 213, 214,215...220.-Jest.-mruknął pod nosem.
Niepewnie nacisnął na klamkę i wtargnął do środka, przekraczając próg pomieszczenia. Jego brązowe oczy zarejstrowały obraz spoczywającego na łóżku, pogrążonego w lekturze Petera oraz udającego zdychającą rybę bez wody Nejca, czyli norma. Chwila...
-Co on do jasnej cholery odprawia? Anze mu błyskotek podrzucił?-przerwał panującą w pokoju ciszę najmłodszy ze skoczków.
-Jak się nie puka to potem się takie dziwne pytania zadaje.-odparł Dezman.
-Powiem Ci szczerze, że sam się nad tym zastanawiałem, Junior.-oderwał się od książki Peter.-Chyba mu ta półka nad zlewem na łeb jebła.-roześmiał się.
Nastolatek parsknął głośnym śmiechem i opadł na kraniec łóżka bruneta. Pero wetknął zakładkę pomiędzy strony i odłożył książkę na szafkę nocną, całkowicie rezygnując z czytania, czyli jednej ze swoich ulubionych czynności.
-Dzwoniła do Ciebie Rozi?-uniósł pytająco brew 17-latek.
-Nie, a czemu pytasz?-spojrzał na niego podejrzanie 24-latek.
-A tak z ciekawości.-puścił oczko najmłodszy ze sportowców.
-Miała dzisiaj zabiegany dzień, więc nie wymagałem od niej, aby znalazła dla mnie chwile czasu. Pero zaczął obracać w dłoniach telefon.-Mam wrażenie, ze coś przed mną ukrywasz.-zmrużył oczy Peter, przyglądając się uważnie brązowookiemu.
-Ja? Co Ty.
-Rozalia jest w ciąży, tak?
-Tak i pierwsze komu by o tym powiedziała to mi. Brawo za iloraz IQ.-rzucił z przekąsem nastolatek.-Czasami mam wrażenie, że jesteś głupszy od mnie.
***
Z nikłym uśmiechem na ustach pokonywał kolejne metry dzielące go od domku reprezentacji. W końcu przekroczył jego próg i zajął wolne miejsce na kanapie tuż obok ściany. Z zainteresowaniem przyglądał się rywalizacji podczas kwalifikacji, wpatrując się w plazmowy ekran zawieszony na ścianie chatki. Nie miał się co śpieszyć z rozgrzewką, gdyż swój skok oddać miał jako ostatni, ponieważ kolejność zawodników stawiających się na szczycie Rukatunturi obowiązywała zgodnie z klasyfikacją generalną Pucharu Świata z minionego sezonu. Zaczynał się powoli denerwować, lecz jednak nie występem w kwalifikacjach czy samą inauguracją sezonu, ale tym, że Rozalia nie dawała żadnych znaków życia od kilku godzin. Okay, miała naprawdę pracowity dzień, ale na pewno znalazłaby chwilkę na krótką rozmowę telefoniczną, Peter zaniepokojony sięgnął po telefon znajdujący się na stoliku przed nim i odblokował urządzenie, odszukując w spisie kontaktów zdjęcie żony. Jego obawy wzrosły znacznie, kiedy w słuchawce nawet nie dane było mu usłyszeć jednego sygnału. Wykonał kolejną próbę nawiązania kontaktu z małżonką, jednak i ta skończyła się bezskutecznie. Pośpiesznie odnalazł fotografię swojej rodzicielki i nacisnął zieloną słuchawkę, licząc, że choć ona podniesie słuchawkę. Nie mylił się.
-Cześć kochanie.-usłyszał ciepły, melodyjny głos Julijany.
-Hej mamo.-odparł, starając się ukryć zdenerwowanie.-Dlaczego Rozalia nie odbiera telefonu?
-Pewnie jej się rozładował, ale nie mogę Ci dać jej teraz do telefonu bo śpi od jakieś godzinki. Mogę jej za to coś przekazać, jeśli chcesz.
-Dziękuję mamo, to nic ważnego. Po prostu się o nią bałem, bo nie miałem z nią kontaktu od wczorajszej nocy.
-Jest cała i zdrowa. Spokojnie, synu.-zapewniła go matka.-A teraz leć i nie rozpraszaj się przed kwalifikacjami.
-Pa mamo.
Na jego twarz wstąpiła ulga, a Domen, który dostrzegł to uśmiechnął się pod nosem. Rozi miała najlepszą opiekę na świecie. Aż zrobiło mu się szkoda, że nie mógł podejść do brata i najzwyczajniej w świecie go uspokoić. Obiecał jednak dotrzymać tajemnicy i nie pisnąć ani słowa Peterowi o zjawieniu się tutaj Rozi.
Stalowe tęczówki zostały skierowane ku szczytowi skoczni, na którym dało się już dostrzec smukłą sylwetkę Domena. Pero z zainteresowaniem śledził mknącego po torach najazdowych brata, który dynamicznie wybił się z progu i ułożył głowę pomiędzy nartami. 24-latek skrzywił się delikatnie na ten widok, zdając sobie sprawę, że kiedyś takie ryzyko może skończyć dla nastolatka tragicznie. Zdziwiony, ale i zarazem uradowany obserwował jak Domen pochodzi do lądowania. 141 metrów! Dokładnie pół metra mniej od trwającego na prowadzeniu Macieja Kota. Peter pokiwał z uznaniem głową, bijąc brawo. Gdy nastolatek znalazł się w jego pobliżu poklepał go zasłużenie po plecach, a następnie udał się do windy, która miała go zawieź na górę obiektu w Ruce. Przebrany i gotowy do swojej próby stawił się na szczycie skoczni. Chwilę później zajął miejsce na belce startowej i na znak od Janusa odepchnął się dynamicznie. Sunął w dół rozbiegu, nabierając prędkości najazdowej. Tuż po wybiciu szybko przeszedł na narty i przyjął nienaganną sylwetkę w locie. Dość szybko wylądował, bo już na 129 metrze, jednak telemark w jego wykonaniu nie miał także nic do zarzucenia. Pokonał zeskok i odpiął narty, po czym pomachał do kamery z niewyrażającym jakichkolwiek emocji wyrazem twarzy i zniknął za dmuchanymi bramkami. Czegoś zabrakło w tym skoku.
-Najprawdopodobniej spóźniłeś wybicie.-stwierdził Goran, odtwarzając na tablecie powtórkę skoku.
-Też tak sądzę.-zgodził się z nim Domen.-Nie przejmuj się to tylko kwali,-poklepał brata po ramieniu.-Skok sam w sobie nie był zły.-puścił mu oczko.
-Nie przejmuje się.-odparł zgodnie z prawdą Pero.-Nie myśl, że jak wyszedł Ci jeden skok to jesteś kto wie kim.-prychnął prosto w twarz nastolatka.
-Ale o co Ci chodzi?-zmarszczył śmiesznie nos zdezorientowany 17-latek.
-O to, że nie potrzebuje Twojego pocieszenia, bo siedzę w tym dłużej niż Ty.
-Ale Peter źle mnie odebrałeś.
-Daruj sobie, gwiazdeczko.
-Hola, hola! Spokój panowie.-przerwał tą konwersacje szkoleniowiec Słowenii.
~*~
Nieco iskrzy na linii Peter-Domen. Myślicie, że to coś poważnego? Czy może raczej Pero jednak dotknął brak znaków życia ze strony Rozi? Team Słowenii powraca w dobrym stylu ^^ Było śmiesznie czy raczej marnie z humorem tym razem? Starałam się ile mogłam, ale nie zawsze mam pomysły na jakieś beki z Laniszka czy innych :D Wieczorek planuje przyjemną niespodziankę dla Pero ;3 Wandale, żule jedne Goranowi humor popsuły :( Wydawało mi się na początku, że ten rozdział to będzie totalne dno, ale teraz jednak uważam, że najgorzej chyba nie jest ;D Całuje i do zobaczenia najprawdopodobniej w Sylwestra lub Nowy Rok ^^ ;*PS: Koniecznie wypiszcie mi tutaj swoich faworytów do zwycięstwa w TCS ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)