Po blisko ośmiu miesiącach, dwustu czterdziestu dziewięciu dniach, setkach godzin, tysiącach minut oraz milionach sekund znów nastał dzień, w którym kadra A słoweńskich skoczków ponownie mogła spotkać się w najsilniejszym składzie. Zadowolony tym faktem Peter, który zdążył się już stęsknić za swoim kompanem, Jurijem podążał przed siebie, ciągnąc za sobą sporych rozmiarów walizkę. Na jego ramieniu spoczywała także sportowa torba, którą poprawił po raz setny, odczuwając powoli jej ciężar. Nie żałował jednak, że zdecydował się na spacer pod sam obiekt skoczni, gdyż doszedł do wniosku, że w pełni się rozbudzi, a także będzie miał okazje rozkoszować się jesienią, która w pełni zadomowiła się w Słowenii. Z rozmyśleń wyrwał go donośny dźwięk klaksonu dobiegający zza jego pleców, Przestraszony podskoczył delikatnie w miejscu, łapiąc się za serce. W końcu jednak odwrócił głowę w kierunku źródła dźwięku i pokręcił z niedowierzaniem głową. Julijana zawsze rozpieszczała Domena. To właśnie ona prowadziła samochód, w którego wnętrzu znajdował się nastolatek prezentujący język starszemu bratu. Pero zaśmiał się cicho i ukazał 17-latkowi środkowy palec, uśmiechając się słodko. Zdziwiony jego gestem brat wykonał dziwną minę, która nieźle rozbawiła 24-latka. Chwilę później maszyna z rodzicielką oraz jego młodszym rodzeństwem zniknęła z zasięgu jego wzroku. Kilka minut później dotarł już do miejsca docelowego. Nieco zasapany przystanął w miejscu i omiótł wzrokiem sylwetki zawodników. Jego samopoczucie można było porównać do tego jakie odczuwał zawsze podczas pierwszego dnia nowego roku szkolnego. Zdecydowanie był podekscytowany, porządnie zmotywowany i ciekawy, co przyniesie kolejny sezon w jego karierze. Kąciki jego ust znacznie powędrowały ku górze, gdy jego stalowe tęczówki spoczęły na doskonale znanej posturze. Tepes tulił do siebie drobną szatynkę, naznaczając jej czoło swoimi wargami, a następnie przejął od niej bagaże i odprowadził ją wzrokiem pod niedaleko zaparkowany samochód. Dziewczyna 27-latka posłała mu łagodny uśmiech i pomachała, po czym wsiadła do maszyny i opuściła teren skoczni. Prevc zadowolony z takiego obrotu sprawy pozostawił bagaże na chwilę bez opieki i udał się w kierunku przyjaciela. Jurij zdał się na swoją intuicję i odwrócił się na pięcie dokładnie w stronę, z której zbliżał się w jego kierunku brunet. Chwile później tonęli w męskim uścisku, chichocząc pod nosem. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i zaczęli się zastanawiać, który to już ich wspólny sezon. W swoim towarzystwie oczekiwali pojawienia się kadrowego autobusu, a także Gorana. W jego przypadku nie stawienie się jeszcze na miejscu zbiórki było dość niepokojące.
-A gdzie nasz tatuś?-zaniepokoił się nieobecnością trenera Dezman.
-Pieprzone żule!-jak na zawołanie z za rogu wyłoniła się głowa słoweńskich skoków.
-Trenerze, co się stało?-zmarszczył brwi Peter.
-Jakieś żuliki pierdoliki rozbiły przed moim domem butelkę i przebiłem sobie oponę.-rzucił rozwścieczony Janus.-Wybaczcie mi chłopcy to opóźnienie, ale sami rozumiecie...-rozłożył bezradnie ręce.
-Lanisek przyznaj się, że chciałeś zaliczyć udaną inauguracje i sobie pomelanżowałeś!-wypowiedział poważnie Jurij, ale po chwili parsknął śmiechem wraz z braćmi Prevc.
-To nie mnie matka z domu wyjebała jak pryszedłem najebany jak Messerschmitt.-odgryzł się 20-latek.
-Co Ty na jajca Waltera pierdolisz?! Nic takiego nie miało miejsca.
-A to ciekawe bo jak byłeś wstawiony w Planicy po zakończeniu sezonu to tak pięknie zdawałeś nam z tego relacje.-stanął po stronie Anze, Jaka.
Cały słoweński team parsknął głośnym śmiechem, a Goran wytrzeszczył ze zdziwienia oczy. Ich rozmiar można było teraz porównać do wielkości Kryształowej Kuli. Nie spodziewał się tego po Tepesu. Zawsze wydawał mu się jednym z rozsądniejszych chłopaków w tej drużynie, a może nawet był tym ewenementem.
-Rozumiem Twój ból trenerze.-Anze ułożył dłoń na ramieniu Gorana, aby go wesprzeć.-Ja jednak jestem czysty.-zapewnił go podopieczny.
-Wiem, Anze, wiem.-skinął głową trener.
Ich oczom wreszcie ukazał się ich środek transportu, który miał ich dostarczyć na lotnisko. Peter pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy jego koledzy rzucili się w kierunku autobusu. Sam powoli wyruszył w jego stronę, lustrując wzrokiem otoczenie. Zaśmiał się pod nosem, dostrzegając jak jego rodzicielka miętoli Domena za policzki, mówiąc do niego jak najęta. Wiedział, że się o niego martwi, ale nie miał pojęcia, że aż tak jest na tym punkcie przewrażliwiona. Wpakowała mu w ręce parę ciepłych skarpet. Na reakcję nastolatka czekać długo nie trzeba było.
-Mamo!-jęknął niezadowolony 17-latek.
-Nie marudź mi tu tylko pakuj.-zażądała kobieta, podsuwając synu walizkę.
-Naprawdę muszę?-spojrzał na nią błagalnie, wykonując minę słodkiego szczeniaczka.
-Nawet nie licz, że to na mnie zadziała.-rzuciła ostro.- Skarbie Ty chyba nie wiesz jakie mrozy panują w Finlandii. Chcesz dostać ocieplane bokserki z kotkiem jak Peter?
-Nie!-odparł natychmiast nastolatek.
-To milcz i pakuj, bo pojadą bez Ciebie.
Peter przyglądał się tej sytuacji rozbawiony, kręcąc z niedowierzaniem głową. Sam doskonale pamiętał czasy, kiedy Julijana była przewrażliwiona na punkcie jego ubioru. Zawsze chciała, aby było mu ciepło, ale przy tym stawiała na ubiór, który narażał go na szydzenie kolegów. Cieplutkie sweterki z dość dziwnymi nadrukami, grube, neonowe skarpety, szalone wzory na bokserkach... Mógłby tak wymieniać w nieskończoność. Wiedział jednak, że robi to z miłości i troski do niego. Wewnątrz współczuł młodszemu bratu, gdyż wiedział przez co teraz przechodzi. Musiał jednak jakoś znieść ten okres, a potem doceniać wolność wyboru i rozkoszować się nią w pełni. Prevc przekroczył próg wejścia do autokaru i opadł na wolne miejsce na samym końcu. Uradowany tym faktem Jurij objął go ramieniem i zaczął nucić coś wesoło. Młodszemu skoczkowi przyszło nawet na myśl, że jest on być może pod wpływem alkoholu. Szybko jednak odgonił od siebie tą myśl i korzystał z dobrego humoru kompana, wymieniając się z nim żartami. W końcu do autokaru zapakował się Domen, który nie miał za ciekawej miny. Goran pośpiesznie rozejrzał się po wnętrzu środka transportu i odnotował w głowie obecność, sprawdzając czy wszyscy dotarli, po czym rozkazał kierowcy ruszyć.
-Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem.Wielkim lasem szedłem, nocy nie przespałem. Żeby Ciebie spotkać w małym kącie świata. Żeby z Tobą zostać na calutkie lata. -prezentował swoje umiejętności wokalne Tepes, wędrując po całym autobusie.
Peter, któremu był dedykowany ten występ zachodził się ze śmiechu, uwieczniając koncert przyjaciela na Instagramie. Reszta kadry także miała niezły ubaw, a Goran siedział na samym przodzie środka transportu, mówiąc sam do siebie:
-Gdzie popełniłem błąd? Gdzie zawiniłem?
Z szerokim uśmiechem na ustach wskazała starszej kobiecie na krzesło znajdujące się naprzeciw niej. Rodzicielka małej Anji opadła na dane miejsce i podawała lekarce dane niezbędne do uzupełnienia karty zdrowia jej pociechy. Rozalia zwinnie wypełniała puste rubryki, spoglądając co jakiś czas na słodką, małą blondyneczkę. Kobieta wraz z dziewczynką podziękowała Prevc za wizytę, a 21-latka wręczyła pacjentce kilka naklejek i pożegnała ich ciepłym uśmiechem. Odetchnęła ulgą, kiedy zdała sobie sprawę, że właśnie skończyła pracę na dziś i odblokowała telefon. Najechała palcem na ikonkę jednego z serwisów społecznościowych i parsknęła głośnym śmiechem, natrafiając na nagranie popisów wokalnych Jurija. Myślała, że Peter będzie narzekał na nudy, gdyż Robi nie może mu towarzyszyć w tym sezonie, ale o atrakcje i brak monotonii zadbał Tepes. Rozbawiona ciągle chichotała pod nosem, szykując się do opuszczenia szpitala. Załatwiła sobie jeszcze zastępstwo na kolejne dni i pożegnała się z koleżankami z pracy. Kąciki jej ust momentalnie znalazły się na wyżynach, gdy odszukała wzrokiem miejsce parkingowe, gdzie znajdowało się ich nowe cacko. Nacisnęła na kluczyki i odblokowała samochód, zasiadając do wnętrza błękitnego Forda. Przymknęła powieki i zagłębiła się w wygodnym fotelu, który spodobał się jej już podczas pierwszej jazdy. Była padnięta a czekał ja jeszcze męczący, długi lot do Ruki. Postanowiła odwdzięczyć się Peterowi za ten cudowny miesiąc miodowy, jaki spędzili na Karaibach i zjawić się na pierwszych zawodach Pucharu Świata w tym sezonie. Chciała pokazać mu, że może na nią liczyć, że zawsze będzie go wspierać. Oczywiście to miała być niespodzianka. Pero sam namawiał ją na przylot do Finlandii, ale ona jednak wymigała się mówiąc, że ma pełne ręce roboty, gdyż chorych w tym okresie jest naprawdę sporo i nie da rady dopingować go na żywo. Już nie mogła doczekać się jego reakcji, kiedy ją zobaczy. Domen znał jej plan i pomógł załatwić specjalną wejściówkę na swobodne poruszanie się po całym terenie skoczni. Była mu za to ogromnie wdzięczna. Nie miała jednak pojęcia o sile uczucia jakim ją darzył i radości, kiedy oznajmiła mu, że będzie obecna na Rukatunturi. Traktowała go trochę jak młodszego brata, którego nigdy jej dane mieć nie było. Uwielbiała się z nim przekomarzać, działać mu na nerwy, a niekiedy nawet nawrzeszczeć, kiedy bardzo ją zirytował. W głębi jednak przepadała za tym uroczym, nieogarniętym nastolatkiem. Ostatnio cudem udało jej się ukryć przed panią Prevc fakt, że Domen prawie pozbył się kuchni w ich rodzinnym domu. Starszy brat poprosił go jedynie o przygotowanie czegoś na obiad dla Rozi, która miała spory ruch w pracy, a dokładniej masakrycznie oblegany gabinet i nie miała by sił ani ochoty stać przy kuchni, a on miał coś pilnego do załatwienia, i nie miał czasu na gotowanie, a młodszy brat postanowił skorzystać z okazji i zaimponować żonie Petera. Niestety nie udało się mu to jednak, gdyż kurczak zamiast się upiec skończył spalony, a wszystko to przez jego nie uwagę. Może i nie udało mu się popisać przed lekarką, ale rozbawić ją do łez tak.
Odetchnęła z ulgą, spoglądając na listę rzeczy, które miała ze sobą zabrać i stwierdziła, że wszystko co jej potrzebne posiada. Wzięła jeszcze odświeżający prysznic i zameldowała się na parterze domu rodzinnego Prevców. Pożegnała matkę rodzeństwa całusem w policzek i obiecała dać znać jak tylko doleci na miejsce. Przed willą skoczków czekała już na nią taksówka, do której sprawnie się zapakowała. Po 15 minutach drogi stawiła się przed lotniskiem i zapłaciła kierowcy, po czym udała się na odprawę. Szczęśliwa, że wreszcie znajduje się we wnętrzu samolotu opadła na fotel usytuowany przy oknie i poddała się urokowi widoków migoczących za oknem. Nim spostrzegła a jej powieki stały się ciężkie, aż w końcu odpłynęła do krainy Morfeusza.
-Jest.-mruknął pod nosem.
Niepewnie nacisnął na klamkę i wtargnął do środka, przekraczając próg pomieszczenia. Jego brązowe oczy zarejstrowały obraz spoczywającego na łóżku, pogrążonego w lekturze Petera oraz udającego zdychającą rybę bez wody Nejca, czyli norma. Chwila...
-Co on do jasnej cholery odprawia? Anze mu błyskotek podrzucił?-przerwał panującą w pokoju ciszę najmłodszy ze skoczków.
-Jak się nie puka to potem się takie dziwne pytania zadaje.-odparł Dezman.
-Powiem Ci szczerze, że sam się nad tym zastanawiałem, Junior.-oderwał się od książki Peter.-Chyba mu ta półka nad zlewem na łeb jebła.-roześmiał się.
Nastolatek parsknął głośnym śmiechem i opadł na kraniec łóżka bruneta. Pero wetknął zakładkę pomiędzy strony i odłożył książkę na szafkę nocną, całkowicie rezygnując z czytania, czyli jednej ze swoich ulubionych czynności.
-Dzwoniła do Ciebie Rozi?-uniósł pytająco brew 17-latek.
-Nie, a czemu pytasz?-spojrzał na niego podejrzanie 24-latek.
-A tak z ciekawości.-puścił oczko najmłodszy ze sportowców.
-Miała dzisiaj zabiegany dzień, więc nie wymagałem od niej, aby znalazła dla mnie chwile czasu. Pero zaczął obracać w dłoniach telefon.-Mam wrażenie, ze coś przed mną ukrywasz.-zmrużył oczy Peter, przyglądając się uważnie brązowookiemu.
-Ja? Co Ty.
-Rozalia jest w ciąży, tak?
-Tak i pierwsze komu by o tym powiedziała to mi. Brawo za iloraz IQ.-rzucił z przekąsem nastolatek.-Czasami mam wrażenie, że jesteś głupszy od mnie.
Z nikłym uśmiechem na ustach pokonywał kolejne metry dzielące go od domku reprezentacji. W końcu przekroczył jego próg i zajął wolne miejsce na kanapie tuż obok ściany. Z zainteresowaniem przyglądał się rywalizacji podczas kwalifikacji, wpatrując się w plazmowy ekran zawieszony na ścianie chatki. Nie miał się co śpieszyć z rozgrzewką, gdyż swój skok oddać miał jako ostatni, ponieważ kolejność zawodników stawiających się na szczycie Rukatunturi obowiązywała zgodnie z klasyfikacją generalną Pucharu Świata z minionego sezonu. Zaczynał się powoli denerwować, lecz jednak nie występem w kwalifikacjach czy samą inauguracją sezonu, ale tym, że Rozalia nie dawała żadnych znaków życia od kilku godzin. Okay, miała naprawdę pracowity dzień, ale na pewno znalazłaby chwilkę na krótką rozmowę telefoniczną, Peter zaniepokojony sięgnął po telefon znajdujący się na stoliku przed nim i odblokował urządzenie, odszukując w spisie kontaktów zdjęcie żony. Jego obawy wzrosły znacznie, kiedy w słuchawce nawet nie dane było mu usłyszeć jednego sygnału. Wykonał kolejną próbę nawiązania kontaktu z małżonką, jednak i ta skończyła się bezskutecznie. Pośpiesznie odnalazł fotografię swojej rodzicielki i nacisnął zieloną słuchawkę, licząc, że choć ona podniesie słuchawkę. Nie mylił się.
-Cześć kochanie.-usłyszał ciepły, melodyjny głos Julijany.
-Hej mamo.-odparł, starając się ukryć zdenerwowanie.-Dlaczego Rozalia nie odbiera telefonu?
-Pewnie jej się rozładował, ale nie mogę Ci dać jej teraz do telefonu bo śpi od jakieś godzinki. Mogę jej za to coś przekazać, jeśli chcesz.
-Dziękuję mamo, to nic ważnego. Po prostu się o nią bałem, bo nie miałem z nią kontaktu od wczorajszej nocy.
-Jest cała i zdrowa. Spokojnie, synu.-zapewniła go matka.-A teraz leć i nie rozpraszaj się przed kwalifikacjami.
-Pa mamo.
Na jego twarz wstąpiła ulga, a Domen, który dostrzegł to uśmiechnął się pod nosem. Rozi miała najlepszą opiekę na świecie. Aż zrobiło mu się szkoda, że nie mógł podejść do brata i najzwyczajniej w świecie go uspokoić. Obiecał jednak dotrzymać tajemnicy i nie pisnąć ani słowa Peterowi o zjawieniu się tutaj Rozi.
Stalowe tęczówki zostały skierowane ku szczytowi skoczni, na którym dało się już dostrzec smukłą sylwetkę Domena. Pero z zainteresowaniem śledził mknącego po torach najazdowych brata, który dynamicznie wybił się z progu i ułożył głowę pomiędzy nartami. 24-latek skrzywił się delikatnie na ten widok, zdając sobie sprawę, że kiedyś takie ryzyko może skończyć dla nastolatka tragicznie. Zdziwiony, ale i zarazem uradowany obserwował jak Domen pochodzi do lądowania. 141 metrów! Dokładnie pół metra mniej od trwającego na prowadzeniu Macieja Kota. Peter pokiwał z uznaniem głową, bijąc brawo. Gdy nastolatek znalazł się w jego pobliżu poklepał go zasłużenie po plecach, a następnie udał się do windy, która miała go zawieź na górę obiektu w Ruce. Przebrany i gotowy do swojej próby stawił się na szczycie skoczni. Chwilę później zajął miejsce na belce startowej i na znak od Janusa odepchnął się dynamicznie. Sunął w dół rozbiegu, nabierając prędkości najazdowej. Tuż po wybiciu szybko przeszedł na narty i przyjął nienaganną sylwetkę w locie. Dość szybko wylądował, bo już na 129 metrze, jednak telemark w jego wykonaniu nie miał także nic do zarzucenia. Pokonał zeskok i odpiął narty, po czym pomachał do kamery z niewyrażającym jakichkolwiek emocji wyrazem twarzy i zniknął za dmuchanymi bramkami. Czegoś zabrakło w tym skoku.
-Najprawdopodobniej spóźniłeś wybicie.-stwierdził Goran, odtwarzając na tablecie powtórkę skoku.
-Też tak sądzę.-zgodził się z nim Domen.-Nie przejmuj się to tylko kwali,-poklepał brata po ramieniu.-Skok sam w sobie nie był zły.-puścił mu oczko.
-Nie przejmuje się.-odparł zgodnie z prawdą Pero.-Nie myśl, że jak wyszedł Ci jeden skok to jesteś kto wie kim.-prychnął prosto w twarz nastolatka.
-Ale o co Ci chodzi?-zmarszczył śmiesznie nos zdezorientowany 17-latek.
-O to, że nie potrzebuje Twojego pocieszenia, bo siedzę w tym dłużej niż Ty.
-Ale Peter źle mnie odebrałeś.
-Daruj sobie, gwiazdeczko.
-Hola, hola! Spokój panowie.-przerwał tą konwersacje szkoleniowiec Słowenii.
PS: Koniecznie wypiszcie mi tutaj swoich faworytów do zwycięstwa w TCS ;)
-A gdzie nasz tatuś?-zaniepokoił się nieobecnością trenera Dezman.
-Pieprzone żule!-jak na zawołanie z za rogu wyłoniła się głowa słoweńskich skoków.
-Trenerze, co się stało?-zmarszczył brwi Peter.
-Jakieś żuliki pierdoliki rozbiły przed moim domem butelkę i przebiłem sobie oponę.-rzucił rozwścieczony Janus.-Wybaczcie mi chłopcy to opóźnienie, ale sami rozumiecie...-rozłożył bezradnie ręce.
-Lanisek przyznaj się, że chciałeś zaliczyć udaną inauguracje i sobie pomelanżowałeś!-wypowiedział poważnie Jurij, ale po chwili parsknął śmiechem wraz z braćmi Prevc.
-To nie mnie matka z domu wyjebała jak pryszedłem najebany jak Messerschmitt.-odgryzł się 20-latek.
-Co Ty na jajca Waltera pierdolisz?! Nic takiego nie miało miejsca.
-A to ciekawe bo jak byłeś wstawiony w Planicy po zakończeniu sezonu to tak pięknie zdawałeś nam z tego relacje.-stanął po stronie Anze, Jaka.
Cały słoweński team parsknął głośnym śmiechem, a Goran wytrzeszczył ze zdziwienia oczy. Ich rozmiar można było teraz porównać do wielkości Kryształowej Kuli. Nie spodziewał się tego po Tepesu. Zawsze wydawał mu się jednym z rozsądniejszych chłopaków w tej drużynie, a może nawet był tym ewenementem.
-Rozumiem Twój ból trenerze.-Anze ułożył dłoń na ramieniu Gorana, aby go wesprzeć.-Ja jednak jestem czysty.-zapewnił go podopieczny.
-Wiem, Anze, wiem.-skinął głową trener.
Ich oczom wreszcie ukazał się ich środek transportu, który miał ich dostarczyć na lotnisko. Peter pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy jego koledzy rzucili się w kierunku autobusu. Sam powoli wyruszył w jego stronę, lustrując wzrokiem otoczenie. Zaśmiał się pod nosem, dostrzegając jak jego rodzicielka miętoli Domena za policzki, mówiąc do niego jak najęta. Wiedział, że się o niego martwi, ale nie miał pojęcia, że aż tak jest na tym punkcie przewrażliwiona. Wpakowała mu w ręce parę ciepłych skarpet. Na reakcję nastolatka czekać długo nie trzeba było.
-Mamo!-jęknął niezadowolony 17-latek.
-Nie marudź mi tu tylko pakuj.-zażądała kobieta, podsuwając synu walizkę.
-Naprawdę muszę?-spojrzał na nią błagalnie, wykonując minę słodkiego szczeniaczka.
-Nawet nie licz, że to na mnie zadziała.-rzuciła ostro.- Skarbie Ty chyba nie wiesz jakie mrozy panują w Finlandii. Chcesz dostać ocieplane bokserki z kotkiem jak Peter?
-Nie!-odparł natychmiast nastolatek.
-To milcz i pakuj, bo pojadą bez Ciebie.
Peter przyglądał się tej sytuacji rozbawiony, kręcąc z niedowierzaniem głową. Sam doskonale pamiętał czasy, kiedy Julijana była przewrażliwiona na punkcie jego ubioru. Zawsze chciała, aby było mu ciepło, ale przy tym stawiała na ubiór, który narażał go na szydzenie kolegów. Cieplutkie sweterki z dość dziwnymi nadrukami, grube, neonowe skarpety, szalone wzory na bokserkach... Mógłby tak wymieniać w nieskończoność. Wiedział jednak, że robi to z miłości i troski do niego. Wewnątrz współczuł młodszemu bratu, gdyż wiedział przez co teraz przechodzi. Musiał jednak jakoś znieść ten okres, a potem doceniać wolność wyboru i rozkoszować się nią w pełni. Prevc przekroczył próg wejścia do autokaru i opadł na wolne miejsce na samym końcu. Uradowany tym faktem Jurij objął go ramieniem i zaczął nucić coś wesoło. Młodszemu skoczkowi przyszło nawet na myśl, że jest on być może pod wpływem alkoholu. Szybko jednak odgonił od siebie tą myśl i korzystał z dobrego humoru kompana, wymieniając się z nim żartami. W końcu do autokaru zapakował się Domen, który nie miał za ciekawej miny. Goran pośpiesznie rozejrzał się po wnętrzu środka transportu i odnotował w głowie obecność, sprawdzając czy wszyscy dotarli, po czym rozkazał kierowcy ruszyć.
-Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem.Wielkim lasem szedłem, nocy nie przespałem. Żeby Ciebie spotkać w małym kącie świata. Żeby z Tobą zostać na calutkie lata. -prezentował swoje umiejętności wokalne Tepes, wędrując po całym autobusie.
Peter, któremu był dedykowany ten występ zachodził się ze śmiechu, uwieczniając koncert przyjaciela na Instagramie. Reszta kadry także miała niezły ubaw, a Goran siedział na samym przodzie środka transportu, mówiąc sam do siebie:
-Gdzie popełniłem błąd? Gdzie zawiniłem?
***
Odetchnęła z ulgą, spoglądając na listę rzeczy, które miała ze sobą zabrać i stwierdziła, że wszystko co jej potrzebne posiada. Wzięła jeszcze odświeżający prysznic i zameldowała się na parterze domu rodzinnego Prevców. Pożegnała matkę rodzeństwa całusem w policzek i obiecała dać znać jak tylko doleci na miejsce. Przed willą skoczków czekała już na nią taksówka, do której sprawnie się zapakowała. Po 15 minutach drogi stawiła się przed lotniskiem i zapłaciła kierowcy, po czym udała się na odprawę. Szczęśliwa, że wreszcie znajduje się we wnętrzu samolotu opadła na fotel usytuowany przy oknie i poddała się urokowi widoków migoczących za oknem. Nim spostrzegła a jej powieki stały się ciężkie, aż w końcu odpłynęła do krainy Morfeusza.
***
Znudzony do granic możliwości Domen postanowił opuścić swoje cztery ściany i zawitać do starszego brata. Wychodząc rzucił jeszcze okiem na pogrążonego we śnie Laniska i przymknął za sobą drzwi. Wodząc wzrokiem po numerkach wytłoczonych na drzwiach, za którymi kryły się pokoje przemierzał korytarz, szukając tego odpowiedniego. 213, 214,215...220.-Jest.-mruknął pod nosem.
Niepewnie nacisnął na klamkę i wtargnął do środka, przekraczając próg pomieszczenia. Jego brązowe oczy zarejstrowały obraz spoczywającego na łóżku, pogrążonego w lekturze Petera oraz udającego zdychającą rybę bez wody Nejca, czyli norma. Chwila...
-Co on do jasnej cholery odprawia? Anze mu błyskotek podrzucił?-przerwał panującą w pokoju ciszę najmłodszy ze skoczków.
-Jak się nie puka to potem się takie dziwne pytania zadaje.-odparł Dezman.
-Powiem Ci szczerze, że sam się nad tym zastanawiałem, Junior.-oderwał się od książki Peter.-Chyba mu ta półka nad zlewem na łeb jebła.-roześmiał się.
Nastolatek parsknął głośnym śmiechem i opadł na kraniec łóżka bruneta. Pero wetknął zakładkę pomiędzy strony i odłożył książkę na szafkę nocną, całkowicie rezygnując z czytania, czyli jednej ze swoich ulubionych czynności.
-Dzwoniła do Ciebie Rozi?-uniósł pytająco brew 17-latek.
-Nie, a czemu pytasz?-spojrzał na niego podejrzanie 24-latek.
-A tak z ciekawości.-puścił oczko najmłodszy ze sportowców.
-Miała dzisiaj zabiegany dzień, więc nie wymagałem od niej, aby znalazła dla mnie chwile czasu. Pero zaczął obracać w dłoniach telefon.-Mam wrażenie, ze coś przed mną ukrywasz.-zmrużył oczy Peter, przyglądając się uważnie brązowookiemu.
-Ja? Co Ty.
-Rozalia jest w ciąży, tak?
-Tak i pierwsze komu by o tym powiedziała to mi. Brawo za iloraz IQ.-rzucił z przekąsem nastolatek.-Czasami mam wrażenie, że jesteś głupszy od mnie.
***
Z nikłym uśmiechem na ustach pokonywał kolejne metry dzielące go od domku reprezentacji. W końcu przekroczył jego próg i zajął wolne miejsce na kanapie tuż obok ściany. Z zainteresowaniem przyglądał się rywalizacji podczas kwalifikacji, wpatrując się w plazmowy ekran zawieszony na ścianie chatki. Nie miał się co śpieszyć z rozgrzewką, gdyż swój skok oddać miał jako ostatni, ponieważ kolejność zawodników stawiających się na szczycie Rukatunturi obowiązywała zgodnie z klasyfikacją generalną Pucharu Świata z minionego sezonu. Zaczynał się powoli denerwować, lecz jednak nie występem w kwalifikacjach czy samą inauguracją sezonu, ale tym, że Rozalia nie dawała żadnych znaków życia od kilku godzin. Okay, miała naprawdę pracowity dzień, ale na pewno znalazłaby chwilkę na krótką rozmowę telefoniczną, Peter zaniepokojony sięgnął po telefon znajdujący się na stoliku przed nim i odblokował urządzenie, odszukując w spisie kontaktów zdjęcie żony. Jego obawy wzrosły znacznie, kiedy w słuchawce nawet nie dane było mu usłyszeć jednego sygnału. Wykonał kolejną próbę nawiązania kontaktu z małżonką, jednak i ta skończyła się bezskutecznie. Pośpiesznie odnalazł fotografię swojej rodzicielki i nacisnął zieloną słuchawkę, licząc, że choć ona podniesie słuchawkę. Nie mylił się.
-Cześć kochanie.-usłyszał ciepły, melodyjny głos Julijany.
-Hej mamo.-odparł, starając się ukryć zdenerwowanie.-Dlaczego Rozalia nie odbiera telefonu?
-Pewnie jej się rozładował, ale nie mogę Ci dać jej teraz do telefonu bo śpi od jakieś godzinki. Mogę jej za to coś przekazać, jeśli chcesz.
-Dziękuję mamo, to nic ważnego. Po prostu się o nią bałem, bo nie miałem z nią kontaktu od wczorajszej nocy.
-Jest cała i zdrowa. Spokojnie, synu.-zapewniła go matka.-A teraz leć i nie rozpraszaj się przed kwalifikacjami.
-Pa mamo.
Na jego twarz wstąpiła ulga, a Domen, który dostrzegł to uśmiechnął się pod nosem. Rozi miała najlepszą opiekę na świecie. Aż zrobiło mu się szkoda, że nie mógł podejść do brata i najzwyczajniej w świecie go uspokoić. Obiecał jednak dotrzymać tajemnicy i nie pisnąć ani słowa Peterowi o zjawieniu się tutaj Rozi.
Stalowe tęczówki zostały skierowane ku szczytowi skoczni, na którym dało się już dostrzec smukłą sylwetkę Domena. Pero z zainteresowaniem śledził mknącego po torach najazdowych brata, który dynamicznie wybił się z progu i ułożył głowę pomiędzy nartami. 24-latek skrzywił się delikatnie na ten widok, zdając sobie sprawę, że kiedyś takie ryzyko może skończyć dla nastolatka tragicznie. Zdziwiony, ale i zarazem uradowany obserwował jak Domen pochodzi do lądowania. 141 metrów! Dokładnie pół metra mniej od trwającego na prowadzeniu Macieja Kota. Peter pokiwał z uznaniem głową, bijąc brawo. Gdy nastolatek znalazł się w jego pobliżu poklepał go zasłużenie po plecach, a następnie udał się do windy, która miała go zawieź na górę obiektu w Ruce. Przebrany i gotowy do swojej próby stawił się na szczycie skoczni. Chwilę później zajął miejsce na belce startowej i na znak od Janusa odepchnął się dynamicznie. Sunął w dół rozbiegu, nabierając prędkości najazdowej. Tuż po wybiciu szybko przeszedł na narty i przyjął nienaganną sylwetkę w locie. Dość szybko wylądował, bo już na 129 metrze, jednak telemark w jego wykonaniu nie miał także nic do zarzucenia. Pokonał zeskok i odpiął narty, po czym pomachał do kamery z niewyrażającym jakichkolwiek emocji wyrazem twarzy i zniknął za dmuchanymi bramkami. Czegoś zabrakło w tym skoku.
-Najprawdopodobniej spóźniłeś wybicie.-stwierdził Goran, odtwarzając na tablecie powtórkę skoku.
-Też tak sądzę.-zgodził się z nim Domen.-Nie przejmuj się to tylko kwali,-poklepał brata po ramieniu.-Skok sam w sobie nie był zły.-puścił mu oczko.
-Nie przejmuje się.-odparł zgodnie z prawdą Pero.-Nie myśl, że jak wyszedł Ci jeden skok to jesteś kto wie kim.-prychnął prosto w twarz nastolatka.
-Ale o co Ci chodzi?-zmarszczył śmiesznie nos zdezorientowany 17-latek.
-O to, że nie potrzebuje Twojego pocieszenia, bo siedzę w tym dłużej niż Ty.
-Ale Peter źle mnie odebrałeś.
-Daruj sobie, gwiazdeczko.
-Hola, hola! Spokój panowie.-przerwał tą konwersacje szkoleniowiec Słowenii.
~*~
Nieco iskrzy na linii Peter-Domen. Myślicie, że to coś poważnego? Czy może raczej Pero jednak dotknął brak znaków życia ze strony Rozi? Team Słowenii powraca w dobrym stylu ^^ Było śmiesznie czy raczej marnie z humorem tym razem? Starałam się ile mogłam, ale nie zawsze mam pomysły na jakieś beki z Laniszka czy innych :D Wieczorek planuje przyjemną niespodziankę dla Pero ;3 Wandale, żule jedne Goranowi humor popsuły :( Wydawało mi się na początku, że ten rozdział to będzie totalne dno, ale teraz jednak uważam, że najgorzej chyba nie jest ;D Całuje i do zobaczenia najprawdopodobniej w Sylwestra lub Nowy Rok ^^ ;*PS: Koniecznie wypiszcie mi tutaj swoich faworytów do zwycięstwa w TCS ;)
rezerwuję <3
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny. Uwielbiam reprezentację Słowenii dzięki Twojemu opowiadaniu. Mam nadzieję, że w tym roku TCS wygra Kamil, no ewentualnie Maciek. Innej opcji nie widzę :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że polubiłaś tych szaleńców :D
UsuńJa jeszcze ewentualnie widzę triumfatora z przed roku, ale są na to marne szanse tak jak na to, że Domen utrzyma wysoka dyspozycję i zgarnie to trofeum :/
Pozdrawiam i dziękuję;*
U Ciebie iskrzy, ciekawe czy w rzeczywistości też iskrzy. Pierwsze zdanie w tym rozdziale jest genialne 😉 Było bardzo śmiesznie jak zawsze. A co do faworyta TCS to nie będę mówić głośno, bo jeszcze się nie sprawdzi. Pozdrawiamy i do następnego:)
OdpowiedzUsuń