środa, 28 grudnia 2016

Część II. Sixteen: Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem.

Po blisko ośmiu miesiącach, dwustu czterdziestu dziewięciu dniach, setkach godzin, tysiącach minut oraz milionach sekund znów nastał dzień, w którym kadra A słoweńskich skoczków ponownie mogła spotkać się w najsilniejszym składzie. Zadowolony tym faktem Peter, który zdążył się już stęsknić za swoim kompanem, Jurijem podążał przed siebie, ciągnąc za sobą sporych rozmiarów walizkę. Na jego ramieniu spoczywała także sportowa torba, którą poprawił po raz setny, odczuwając powoli jej ciężar. Nie żałował jednak, że zdecydował się na spacer pod sam obiekt skoczni, gdyż doszedł do wniosku, że w pełni się rozbudzi, a także będzie miał okazje rozkoszować się jesienią, która w pełni zadomowiła się w Słowenii. Z rozmyśleń wyrwał go donośny dźwięk klaksonu dobiegający zza jego pleców, Przestraszony podskoczył delikatnie w miejscu, łapiąc się za serce. W końcu jednak odwrócił głowę w kierunku źródła dźwięku i pokręcił z niedowierzaniem głową. Julijana zawsze rozpieszczała Domena. To właśnie ona prowadziła samochód, w którego wnętrzu znajdował się nastolatek prezentujący język starszemu bratu. Pero zaśmiał się cicho i ukazał 17-latkowi środkowy palec, uśmiechając się słodko. Zdziwiony jego gestem brat wykonał dziwną minę, która nieźle rozbawiła 24-latka. Chwilę później maszyna z rodzicielką oraz jego młodszym rodzeństwem zniknęła z zasięgu jego wzroku. Kilka minut później dotarł już do miejsca docelowego. Nieco zasapany przystanął w miejscu i omiótł wzrokiem sylwetki zawodników. Jego samopoczucie można było porównać do tego jakie odczuwał zawsze podczas pierwszego dnia nowego roku szkolnego. Zdecydowanie był podekscytowany, porządnie zmotywowany i ciekawy, co przyniesie kolejny sezon w jego karierze. Kąciki jego ust znacznie powędrowały ku górze, gdy jego stalowe tęczówki spoczęły na doskonale znanej posturze. Tepes tulił do siebie drobną szatynkę, naznaczając jej czoło swoimi wargami, a następnie przejął od niej bagaże i odprowadził ją wzrokiem pod niedaleko zaparkowany samochód. Dziewczyna 27-latka posłała mu łagodny uśmiech i pomachała, po czym wsiadła do maszyny i opuściła teren skoczni. Prevc zadowolony z takiego obrotu sprawy pozostawił bagaże na chwilę bez opieki i udał się w kierunku przyjaciela. Jurij zdał się na swoją intuicję i odwrócił się na pięcie dokładnie w stronę, z której zbliżał się w jego kierunku brunet. Chwile później tonęli w męskim uścisku, chichocząc pod nosem. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i zaczęli się zastanawiać, który to już ich wspólny sezon. W swoim towarzystwie oczekiwali pojawienia się kadrowego autobusu, a także Gorana. W jego przypadku nie stawienie się jeszcze na miejscu zbiórki było dość niepokojące.

-A gdzie nasz tatuś?-zaniepokoił się nieobecnością trenera Dezman.

-Pieprzone żule!-jak na zawołanie z za rogu wyłoniła się głowa słoweńskich skoków.

-Trenerze, co się stało?-zmarszczył brwi Peter.

-Jakieś żuliki pierdoliki rozbiły przed moim domem butelkę i przebiłem sobie oponę.-rzucił rozwścieczony Janus.-Wybaczcie mi chłopcy to opóźnienie, ale sami rozumiecie...-rozłożył bezradnie ręce.

-Lanisek przyznaj się, że chciałeś zaliczyć udaną inauguracje i sobie pomelanżowałeś!-wypowiedział poważnie Jurij, ale po chwili parsknął śmiechem wraz z braćmi Prevc.

-To nie mnie matka z domu wyjebała jak pryszedłem najebany jak Messerschmitt.-odgryzł się 20-latek.

-Co Ty na jajca Waltera pierdolisz?! Nic takiego nie miało miejsca.

-A to ciekawe bo jak byłeś wstawiony w Planicy po zakończeniu sezonu to tak pięknie zdawałeś nam z tego relacje.-stanął po stronie Anze, Jaka. 

Cały słoweński team parsknął głośnym śmiechem, a Goran wytrzeszczył ze zdziwienia oczy. Ich rozmiar można było teraz porównać do wielkości Kryształowej Kuli. Nie spodziewał się tego po Tepesu. Zawsze wydawał mu się jednym z rozsądniejszych chłopaków w tej drużynie, a może nawet był tym ewenementem.

-Rozumiem Twój ból trenerze.-Anze ułożył dłoń na ramieniu Gorana, aby go wesprzeć.-Ja jednak jestem czysty.-zapewnił go podopieczny.

-Wiem, Anze, wiem.-skinął głową trener.

Ich oczom wreszcie ukazał się ich środek transportu, który miał ich dostarczyć na lotnisko. Peter pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy jego koledzy rzucili się w kierunku autobusu. Sam powoli wyruszył w jego stronę, lustrując wzrokiem otoczenie. Zaśmiał się pod nosem, dostrzegając jak jego rodzicielka miętoli Domena za policzki, mówiąc do niego jak najęta. Wiedział, że się o niego martwi, ale nie miał pojęcia, że aż tak jest na tym punkcie przewrażliwiona. Wpakowała mu w ręce parę ciepłych skarpet. Na reakcję nastolatka czekać długo nie trzeba było.

-Mamo!-jęknął niezadowolony 17-latek.

-Nie marudź mi tu tylko pakuj.-zażądała kobieta, podsuwając synu walizkę.

-Naprawdę muszę?-spojrzał na nią błagalnie, wykonując minę słodkiego szczeniaczka.

-Nawet nie licz, że to na mnie zadziała.-rzuciła ostro.- Skarbie Ty chyba nie wiesz jakie mrozy panują w Finlandii. Chcesz dostać ocieplane bokserki z kotkiem jak Peter?

-Nie!-odparł natychmiast nastolatek.

-To milcz i pakuj, bo pojadą bez Ciebie.

Peter przyglądał się tej sytuacji rozbawiony, kręcąc z niedowierzaniem głową. Sam doskonale pamiętał czasy, kiedy Julijana była przewrażliwiona na punkcie jego ubioru. Zawsze chciała, aby było mu ciepło, ale przy tym stawiała na ubiór, który narażał go na szydzenie kolegów. Cieplutkie sweterki z dość dziwnymi nadrukami, grube, neonowe skarpety, szalone wzory na bokserkach... Mógłby tak wymieniać w nieskończoność. Wiedział jednak, że robi to z miłości i troski do niego. Wewnątrz współczuł młodszemu bratu, gdyż wiedział przez co teraz przechodzi. Musiał jednak jakoś znieść ten okres, a potem doceniać wolność wyboru i rozkoszować się nią w pełni. Prevc przekroczył próg wejścia do autokaru i opadł na wolne miejsce na samym końcu. Uradowany tym faktem Jurij objął go ramieniem i zaczął nucić coś wesoło. Młodszemu skoczkowi przyszło nawet na myśl, że jest on być może pod wpływem alkoholu. Szybko jednak odgonił od siebie tą myśl i korzystał z dobrego humoru kompana, wymieniając się z nim żartami. W końcu do autokaru zapakował się Domen, który nie miał za ciekawej miny. Goran pośpiesznie rozejrzał się po wnętrzu środka transportu i odnotował w głowie obecność, sprawdzając czy wszyscy dotarli, po czym rozkazał kierowcy ruszyć.

-Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem.Wielkim lasem szedłem, nocy nie przespałem. Żeby Ciebie spotkać w małym kącie świata. Żeby z Tobą zostać na calutkie lata. -prezentował swoje umiejętności wokalne Tepes, wędrując po całym autobusie.

Peter, któremu był dedykowany ten występ zachodził się ze śmiechu, uwieczniając koncert przyjaciela na Instagramie. Reszta kadry także miała niezły ubaw, a Goran siedział na samym przodzie środka transportu, mówiąc sam do siebie:

-Gdzie popełniłem błąd? Gdzie zawiniłem?

***

Z szerokim uśmiechem na ustach wskazała starszej kobiecie na krzesło znajdujące się naprzeciw niej. Rodzicielka małej Anji opadła na dane miejsce i podawała lekarce dane niezbędne do uzupełnienia karty zdrowia jej pociechy. Rozalia zwinnie wypełniała puste rubryki, spoglądając co jakiś czas na słodką, małą blondyneczkę. Kobieta wraz z dziewczynką podziękowała Prevc za wizytę, a 21-latka wręczyła pacjentce kilka naklejek i pożegnała ich ciepłym uśmiechem. Odetchnęła ulgą, kiedy zdała sobie sprawę, że właśnie skończyła pracę na dziś i odblokowała telefon. Najechała palcem na ikonkę jednego z serwisów społecznościowych i parsknęła głośnym śmiechem, natrafiając na nagranie popisów wokalnych Jurija. Myślała, że Peter będzie narzekał na nudy, gdyż Robi nie może mu towarzyszyć w tym sezonie, ale o atrakcje i brak monotonii zadbał Tepes. Rozbawiona ciągle chichotała pod nosem, szykując się do opuszczenia szpitala. Załatwiła sobie jeszcze zastępstwo na kolejne dni i pożegnała się z koleżankami z pracy. Kąciki jej ust momentalnie znalazły się na wyżynach, gdy odszukała wzrokiem miejsce parkingowe, gdzie znajdowało się ich nowe cacko. Nacisnęła na kluczyki i odblokowała samochód, zasiadając do wnętrza błękitnego Forda. Przymknęła powieki i zagłębiła się w wygodnym fotelu, który spodobał się jej już podczas pierwszej jazdy. Była padnięta a czekał ja jeszcze męczący, długi lot do Ruki. Postanowiła odwdzięczyć się Peterowi za ten cudowny miesiąc miodowy, jaki spędzili na Karaibach i zjawić się na pierwszych zawodach Pucharu Świata w tym sezonie. Chciała pokazać mu, że może na nią liczyć, że zawsze będzie go wspierać. Oczywiście to miała być niespodzianka. Pero sam namawiał ją na przylot do Finlandii, ale ona jednak wymigała się mówiąc, że ma pełne ręce roboty, gdyż chorych w tym okresie jest naprawdę sporo i nie da rady dopingować go na żywo. Już nie mogła doczekać się jego reakcji, kiedy ją zobaczy. Domen znał jej plan i pomógł załatwić specjalną wejściówkę na swobodne poruszanie się po całym terenie skoczni. Była mu za to ogromnie wdzięczna. Nie miała jednak pojęcia o sile uczucia jakim ją darzył i radości, kiedy oznajmiła mu, że będzie obecna na Rukatunturi. Traktowała go trochę jak młodszego brata, którego nigdy jej dane mieć nie było. Uwielbiała się z nim przekomarzać, działać mu na nerwy, a niekiedy nawet nawrzeszczeć, kiedy bardzo ją zirytował. W głębi jednak przepadała za tym uroczym, nieogarniętym nastolatkiem. Ostatnio cudem udało jej się ukryć przed panią Prevc fakt, że Domen prawie pozbył się kuchni w ich rodzinnym domu. Starszy brat poprosił go jedynie o przygotowanie czegoś na obiad dla Rozi, która miała spory ruch w pracy, a dokładniej masakrycznie oblegany gabinet i nie miała by sił ani ochoty stać przy kuchni, a on miał coś pilnego do załatwienia, i nie miał czasu na gotowanie, a młodszy brat postanowił skorzystać z okazji i zaimponować żonie Petera. Niestety nie udało się mu to jednak, gdyż kurczak zamiast się upiec skończył spalony, a wszystko to przez jego nie uwagę. Może i nie udało mu się popisać przed lekarką, ale rozbawić ją do łez tak.

Odetchnęła z ulgą, spoglądając na listę rzeczy, które miała ze sobą zabrać i stwierdziła, że wszystko co jej potrzebne posiada. Wzięła jeszcze odświeżający prysznic i zameldowała się na parterze domu rodzinnego Prevców. Pożegnała matkę rodzeństwa całusem w policzek i obiecała dać znać jak tylko doleci na miejsce. Przed willą skoczków czekała już na nią taksówka, do której sprawnie się zapakowała. Po 15 minutach drogi stawiła się przed lotniskiem i zapłaciła kierowcy, po czym udała się na odprawę. Szczęśliwa, że wreszcie znajduje się we wnętrzu samolotu opadła na fotel usytuowany przy oknie i poddała się urokowi widoków migoczących za oknem. Nim spostrzegła a jej powieki stały się ciężkie, aż w końcu odpłynęła do krainy Morfeusza.

***
Znudzony do granic możliwości Domen postanowił opuścić swoje cztery ściany i zawitać do starszego brata. Wychodząc rzucił jeszcze okiem na pogrążonego we śnie Laniska i przymknął za sobą drzwi. Wodząc wzrokiem po numerkach wytłoczonych na drzwiach, za którymi kryły się pokoje przemierzał korytarz, szukając tego odpowiedniego. 213, 214,215...220.

-Jest.-mruknął pod nosem.

Niepewnie nacisnął na klamkę i wtargnął do środka, przekraczając próg pomieszczenia. Jego brązowe oczy zarejstrowały obraz spoczywającego na łóżku, pogrążonego w lekturze Petera oraz udającego zdychającą rybę bez wody Nejca, czyli norma. Chwila...

-Co on do jasnej cholery odprawia? Anze mu błyskotek podrzucił?-przerwał panującą w pokoju ciszę najmłodszy ze skoczków.

-Jak się nie puka to potem się takie dziwne pytania zadaje.-odparł Dezman.

-Powiem Ci szczerze, że sam się nad tym zastanawiałem, Junior.-oderwał się od książki Peter.-Chyba mu ta półka nad zlewem na łeb jebła.-roześmiał się.

Nastolatek parsknął głośnym śmiechem i opadł na kraniec łóżka bruneta. Pero wetknął zakładkę pomiędzy strony i odłożył książkę na szafkę nocną, całkowicie rezygnując z czytania, czyli jednej ze swoich ulubionych czynności.

-Dzwoniła do Ciebie Rozi?-uniósł pytająco brew 17-latek.

-Nie, a czemu pytasz?-spojrzał na niego podejrzanie 24-latek.

-A tak z ciekawości.-puścił oczko najmłodszy ze sportowców.

-Miała dzisiaj zabiegany dzień, więc nie wymagałem od niej, aby znalazła dla mnie chwile czasu. Pero zaczął obracać w dłoniach telefon.-Mam wrażenie, ze coś przed mną ukrywasz.-zmrużył oczy Peter, przyglądając się uważnie brązowookiemu.

-Ja? Co Ty.

-Rozalia jest w ciąży, tak?

-Tak i pierwsze komu by o tym powiedziała to mi. Brawo za iloraz IQ.-rzucił z przekąsem nastolatek.-Czasami mam wrażenie, że jesteś głupszy od mnie.

***

Z nikłym uśmiechem na ustach pokonywał kolejne metry dzielące go od domku reprezentacji. W końcu przekroczył jego próg i zajął wolne miejsce na kanapie tuż obok ściany. Z zainteresowaniem przyglądał się rywalizacji podczas kwalifikacji, wpatrując się w plazmowy ekran zawieszony na ścianie chatki. Nie miał się co śpieszyć z rozgrzewką, gdyż swój skok oddać miał jako ostatni, ponieważ kolejność zawodników stawiających się na szczycie Rukatunturi obowiązywała zgodnie z klasyfikacją generalną Pucharu Świata z minionego sezonu. Zaczynał się powoli denerwować, lecz jednak nie występem w kwalifikacjach czy samą inauguracją sezonu, ale tym, że Rozalia nie dawała żadnych znaków życia od kilku godzin. Okay, miała naprawdę pracowity dzień, ale na pewno znalazłaby chwilkę na krótką rozmowę telefoniczną, Peter zaniepokojony sięgnął po telefon znajdujący się na stoliku przed nim i odblokował urządzenie, odszukując w spisie kontaktów zdjęcie żony. Jego obawy wzrosły znacznie, kiedy w słuchawce nawet nie dane było mu usłyszeć jednego sygnału. Wykonał kolejną próbę nawiązania kontaktu z małżonką, jednak i ta skończyła się bezskutecznie. Pośpiesznie odnalazł fotografię swojej rodzicielki i nacisnął zieloną słuchawkę, licząc, że choć ona podniesie słuchawkę. Nie mylił się.

-Cześć kochanie.-usłyszał ciepły, melodyjny głos Julijany.

-Hej mamo.-odparł, starając się ukryć zdenerwowanie.-Dlaczego Rozalia nie odbiera telefonu?

-Pewnie jej się rozładował, ale nie mogę Ci dać jej teraz do telefonu bo śpi od jakieś godzinki. Mogę jej za to coś przekazać, jeśli chcesz.

-Dziękuję mamo, to nic ważnego. Po prostu się o nią bałem, bo nie miałem z nią kontaktu od wczorajszej nocy.

-Jest cała i zdrowa. Spokojnie, synu.-zapewniła go matka.-A teraz leć i nie rozpraszaj się przed kwalifikacjami.

-Pa mamo.

Na jego twarz wstąpiła ulga, a Domen, który dostrzegł to uśmiechnął się pod nosem. Rozi miała najlepszą opiekę na świecie. Aż zrobiło mu się szkoda,  że nie mógł podejść do brata i najzwyczajniej w świecie go uspokoić. Obiecał jednak dotrzymać tajemnicy i nie pisnąć ani słowa Peterowi o zjawieniu się tutaj Rozi.
Stalowe tęczówki zostały skierowane ku szczytowi skoczni, na którym dało się już dostrzec smukłą sylwetkę Domena. Pero z zainteresowaniem śledził mknącego po torach najazdowych brata, który dynamicznie wybił się z progu i ułożył głowę pomiędzy nartami. 24-latek skrzywił się delikatnie na ten widok, zdając sobie sprawę, że kiedyś takie ryzyko może skończyć dla nastolatka tragicznie. Zdziwiony, ale i zarazem uradowany obserwował jak Domen pochodzi do lądowania. 141 metrów! Dokładnie pół metra mniej od trwającego na prowadzeniu Macieja Kota. Peter pokiwał z uznaniem głową, bijąc brawo. Gdy nastolatek znalazł się w jego pobliżu poklepał go zasłużenie po plecach, a następnie udał się do windy, która miała go zawieź na górę obiektu w Ruce. Przebrany i gotowy do swojej próby stawił się na szczycie skoczni. Chwilę później zajął miejsce na belce startowej i na znak od Janusa odepchnął się dynamicznie. Sunął w dół rozbiegu, nabierając prędkości najazdowej. Tuż po wybiciu szybko przeszedł na narty i przyjął nienaganną sylwetkę w locie. Dość szybko wylądował, bo już na 129 metrze, jednak telemark w jego wykonaniu nie miał także nic do zarzucenia. Pokonał zeskok i odpiął narty, po czym pomachał do kamery z niewyrażającym jakichkolwiek emocji wyrazem twarzy i zniknął za dmuchanymi bramkami. Czegoś zabrakło w tym skoku.

-Najprawdopodobniej spóźniłeś wybicie.-stwierdził Goran, odtwarzając na tablecie powtórkę skoku.

-Też tak sądzę.-zgodził się z nim Domen.-Nie przejmuj się to tylko kwali,-poklepał brata po ramieniu.-Skok sam w sobie nie był zły.-puścił mu oczko.

-Nie przejmuje się.-odparł zgodnie z prawdą Pero.-Nie myśl, że jak wyszedł Ci jeden skok to jesteś kto wie kim.-prychnął prosto w twarz nastolatka.

-Ale o co Ci chodzi?-zmarszczył śmiesznie nos zdezorientowany 17-latek.

-O to, że nie potrzebuje Twojego pocieszenia, bo siedzę w tym dłużej niż Ty.

-Ale Peter źle mnie odebrałeś.

-Daruj sobie, gwiazdeczko.

-Hola, hola! Spokój panowie.-przerwał tą konwersacje szkoleniowiec Słowenii.

~*~
Nieco iskrzy na linii Peter-Domen. Myślicie, że to coś poważnego? Czy może raczej Pero jednak dotknął brak znaków życia ze strony Rozi? Team Słowenii powraca w dobrym stylu ^^ Było śmiesznie czy raczej marnie z humorem tym razem? Starałam się ile mogłam, ale nie zawsze mam pomysły na jakieś beki z Laniszka czy innych :D Wieczorek planuje przyjemną niespodziankę dla Pero ;3 Wandale, żule jedne Goranowi humor popsuły :( Wydawało mi się na początku, że ten rozdział to będzie totalne dno, ale teraz jednak uważam, że najgorzej chyba nie jest ;D Całuje i do zobaczenia najprawdopodobniej w Sylwestra lub Nowy Rok ^^ ;*
PS: Koniecznie wypiszcie mi tutaj swoich faworytów do zwycięstwa w TCS ;)

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Część II. Fourteen: Ktoś tu jest zazdrosny.

>>MUZYKA<<

Z jej gardła wydobywał się drażniący uszy przechodniów pisk, który roznosił się echem po lotnisku w Lublanie. Brunet roześmiany z blondynką rozłożoną na jego rękach przemierzał wnętrze obiektu, pokonując sprintem kolejne metry, aby zdążyć na samolot, do którego odlotu zostało naprawdę niewiele czasu. Tuż za małżeństwem podążał Cene z dwoma walizkami, który także biegł i sapał z tego powodu niesamowicie. Cała ta sytuacja naprawdę musiała wyglądać komicznie, a wszystko to z powodu pomysłowości najstarszego z braci Prevc. Peter postanowił urządzić niespodziankę dla swojej małżonki i zorganizować miesiąc miodowy last minute. Kto tak teraz robi?! Prawdopodobnie nikt, ale Pero musiał być wyjątkowy  i niepowtarzalny. Zdyszany zatrzymał się przed ogromną maszyną spoczywającą przed nim i zameldował się na jej pokładzie, oddychając z ulgą. Rozalia nadal niczego nieświadoma z opaską na oczach oraz korkami w uszach, aby nie usłyszeć bądź nie zobaczyć miejsca w jakie zamierza ją zabrać Peter spoczywała na miękkim fotelu usytuowanym tuż przy oknie. Słoweniec tymczasem przejął od brata bagaże i pożegnał go solidnym, męskim uściskiem, prosząc, aby miał oko na Domena oraz rodziców. Szatyn skinął jedynie głową i obrócił się na pięcie, po czym wyruszył przed siebie, machając jeszcze 24-latkowi na pożegnanie. 
Wieczorek nieco zniecierpliwiona powoli zaczęła się dobierać do opaski, jaką miała przewiązane oczy, jednak Peter w porę opadł na miejsce obok małżonki i rozwiązał supeł apaszki, a także pozbawił ją zatyczek do uszu.Omiotła wzrokiem otoczenie i z zaskoczeniem spostrzegła, iż znajduje się ona w samolocie. Nie pamiętała jednak, aby umawiała się z małżonkiem na jakąkolwiek podróż, a tym bardziej wylot. Lekarka splotła ramiona na piersiach i spojrzała na męża podejrzanie, oczekując wyjaśnień. 

-Skarbie, proszę Cię nie bądź zła.-wypowiedział na wstępie sportowiec, splatając swoją, smukłą dłoń z jej drobną.-Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Lecimy do Kubę na nasz miesiąc miodowy.-oświadczył z promiennym uśmiechem.- Calutki tydzień pozbawiony jakichkolwiek zmartwień, tylko dla nas.-ostatnie zdanie wyszeptał wprost do jej ucha.

- I Ci się to udało.-pokręciła z niedowierzaniem głową i ułożyła ją na jego ramieniu.-Dziękuję, Peter.-musnęła ustami jego policzek.-Kocham Cię.-spojrzała głęboko w jego stalowe tęczówki.

-Ja Ciebie też, Rozi.-cmoknął ją w czubek nosa.

Mimowolnie kąciki jej ust wzbiły się na wyżyny, obdarowując Prevca subtelnym, aczkolwiek uroczym uśmiechem. Brunet pogładził kciukiem jej zewnętrzną część dłoni, a jej drobne ciało przebiegł dreszcz, a wewnątrz jej organizmu rozlało się przyjemne ciepło. Odwróciła głowę w kierunku okna i zatopiła wzrok w rozciągającym się pod maszyną krajobrazie, aby ukryć przed Peterem targające nią emocje. W kącikach jej oczu zaszkliły się łzy. Zwyczajnie się wzruszyła. Obawiała się, że po ślubie może zajść w nim zmiana, tymczasem stał się jeszcze piękniejszym człowiekiem. Był w stosunku do niej niesamowicie czuły, troskliwy i opiekuńczy. Na każdym kroku najmniejszymi gestami zapewniał ją o tym ile dla niego znaczy, jak bardzo ją kocha. Do tego wszystkiego jeszcze ta niespodzianka. Nie oczekiwała od niego, aby poświęcał jej więcej czasu. Przygotowania do sezonu zimowego w końcu wkroczyły w decydujący okres i doskonale zadawała sobie sprawę z poziomu wymagań w stosunku co do jej męża. Był najlepszym skoczkiem narciarskim minionego sezonu. Zgarnął wszystko co było możliwe do zdobycia. Oczekiwania wobec zbliżającego się wielkimi krokami Pucharu Świata, a raczej osiąganych w nim wyników, więc rosły, co było całkowicie normalne, patrząc na osiągnięcia Prevca z zeszłego sezonu. Mimo to Peter zdecydował się odłożyć przygotowania na dalszy plan i skupić na Rozalii. Była jego świeżo upieczoną żoną i chciał się w pełni ją rozkoszować, póki jeszcze mógł. 

***

Skoczek uradowany poderwał się z miejsca i przerzucił sobie przez ramię blondynkę, wybiegając z maszyny, gdy ta wylądowała. Rozalia wydzierała się w niebo głosy, ale była też cholernie szczęśliwa. Brunet wypełniony euforią chwycił ją w swe ramiona i okręcił wokół własnej osi. Po raz pierwszy w życiu widziała go zachowującego się tak emocjonalnie. Nie próbował nawet walczyć z kryciem swojej radości. Zawsze to ona była ta wiecznie pobudzona i roztrzepana. W myślach doszła nawet do wniosku, że zaczęła na niego źle wpływać. Po dłuższej chwili w końcu postawił ją na płycie lotniska, a sam wyruszył po walizki. Rozalia chwyciła się pośpiesznie najbliższej ławki i przymknęła powieki. Przez wariację Petera lekko zakręciło jej się w głowie. Uśmiechnięty od ucha do ucha skoczek wskazał jej gestem dłoni kierunek w jakim mają się udać i wraz z bagażami podążał tuż przy jej boku.

Zachwycona stawiała stopy na złocistym piasku, rozkoszując się pięknym krajobrazem rozciągającym się tuż przed nimi. Lazurowe morze oddalone o kilka metrów od nich muskało brzegi plaży, a nad linią wody unosiło się słońce, które oślepiało ich swoim blaskiem. Peter podążał tuż za swoją żoną, obserwując z zadowoleniem jej kołyszące się seksownie na boki biodra osłonięte jedynie błękitnymi dołem od kostiumu kąpielowego. Jak dotychczas zdawał sobie sprawę, że jest to bajka tak teraz stwierdził, że przebywa w niebie. Zsunął z czoła przeciwsłoneczne okulary, aby uchronić oczy przed promykami słońca. Rozalia zatrzymała się w pewnym momencie i rozłożyła ręcznik pod jednym ze znajdujących się na plaży parasoli z bambusa. Brunet stanął naprzeciwko niej i uniósł pytająco jedną brew, wykrzywiając także zabawnie usta. Blondynka roześmiała się głośno, spoglądając na jego twarz i oświadczyła, że musi odpocząć, gdyż droga nieco ją zmęczyła. Prevc prychnął jedynie pod nosem i odwrócił się na pięcie z zamiarem udania się do kuszącej go wody, jednak gdy Rozi schyliła się w celu poprawienia rozmieszczenia ręcznika, on pośpiesznie chwycił ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Przestraszona pisnęła głośno, jednak po chwili wściekła uderzała w umięśnione plecy skoczka, prosząc aby ją puścił. Peter jednak z łobuzerskim uśmiechem wymalowanym na ustach  nadal biegł w kierunku wody. Stopniowo zagłębiał się coraz bardziej, powoli oswajając swoje ciało z temperaturą żywiołu.

-Peter, błagam Cię no.-jęczała dziewczyna, spoglądając błagalnie na twarz bruneta.

-Rozi to nasz miesiąc miodowy! Trzeba się bawić!-oświadczył roześmiany Prevc.

Zanurzył delikatnie stopy żony w wodzie, a ta pisnęła, gdy poczuła jak jej drobne ciało przebiega zimny dreszcz. Cmoknął ją w czubek nosa, dając jej tym znak, że w nią wierzy i zamoczył ją jeszcze bardziej. Tym razem woda sięgała swoim poziomem aż po jej płaski brzuch. Sportowiec uważnie badał wzrokiem twarz partnerki, oczekując jej reakcji. Lekarka znacznie się skrzywiła, ale tym razem milczała. W końcu się przełamała i poddała żywiołowi, zanurzając się po same piersi. Zarzuciła ręce na szyję Słoweńca, oplatając ją nimi i przyciągnęła go bliżej siebie. Jej błękitne tęczówki spoglądały z radością w szare oczy skoczka, które także wypełnione były euforią. Dostrzegła w nich jednak coś jeszcze. Nutkę pożądania. Doskonale znała ten błysk w jego oczach. Musnęła nieśmiało jego usta, sprawiając, że jego wargi ledwo otarły się o jej. Brunet jednak przejął inicjatywę i złączył ich usta w długim, namiętnym pocałunku. Jego dłonie powędrowały na jej biodra, które miarowo ugniatał. Dziewczyna mruknęła zadowolona i uśmiechnęła się pod nosem, co nie uszło uwadze Petera. Niczego nieświadomi poddali się chwili zapomnienia, a ich poczynaniom przyglądał się jeden z dziennikarzy. Na jego usta wkradł się cwany uśmieszek, a jego palec nacisnął spust migawki. Zadowolony przyglądał się swojemu dziełu i pośpiesznie opuścił to miejsce, aby nie zostać zauważonym przez małżeństwo.
Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz 24-latka, kiedy jego wzrok spoczął na ustach blondynki, które przegryzała od dłuższej chwili. Wilgotne, jasne włosy, wbite w dolny płatek wargi zęby, krople wody zdobiące jej szczupłe, seksowne ciało. Prezentowała się w tym wydaniu niezwykle kusząco, a zarazem uroczo. Splótł ze sobą ich dłonie i musnął ustami jej policzek, szepcząc jej wprost do jej ucha, że wygląda naprawdę zjawiskowo. Momentalnie dostrzegł jak jej policzki oblewa sporych rozmiarów rumieniec i jak stara się to ukryć pod kaskadami włosów. Uwielbiał, kiedy się tak zawstydzała. Roześmiał się gardło i stwierdził, że najlepszy okres jego życia dopiero się zaczyna. Dotarli na brzeg i rozeszli się w swoje strony. Brunet powędrował po coś do picia, a dokładniej drinki, a jego małżonka powróciła na ręcznik, aby nieco osuszyć się po szaleństwach w wodzie. Nim zauważył a otrzymał dwa naczynia z wypełniającym je alkoholem i wracał do żony. Przystanął jakby nie dowierzając temu co widział. Wystarczyło, że nie było go przy niej przez jakieś 5 minut, a wokół niej już zdążył się zakręcić jakiś facet. Rozalia jak gdyby nigdy nic toczyła rozmowę z przystojnym blondynem, który popijał drinka ze słomki i bez afiszowania się z tym wpatrywał się w jej biust, który był idealnie wyeksponowany przez górę od bikini. Zacisnął mocniej dłonie na kolorowych szklankach i poczuł jak się w nim gotuje. Serce zdecydowanie szybciej pompowało krew do jego żył, a jego twarz przybrała barwę purpurowej. Jak ten koleś śmiał się tak zachowywać? Jak ona mogła go nie spławić? Wściekły poderwał się z miejsca i ruszył w kierunku tej dwójki. Przystanął tuż przy rozłożonej na ręczniku dziewczynie i posłał jej wymuszony uśmiech, wręczając naczynie, a także uraczył ją spojrzeniem mówiącym "pozbędziesz się jego albo ja to zrobię". Rozalia pokręciła z niedowierzaniem głową i zlekceważyła prośbę, a raczej rozkaz męża.

-Panu już podziękujemy.-Peter wysilił się na opanowany, spokojny ton, co było nie lada wyzwaniem.

Mężczyzna wprost ślinił się na widok piersi jego żony i ani próbował się z tym kryć. Bezczelnie wędrował wzrokiem po ciele lekarki.

-Ale niech pan nie przeszkadza. Nam się tak przyjemnie rozmawia.-odparł blondyn, posyłając Prevcowi życzliwy uśmiech.

-Pomóc Panu opuścić to miejsce czy sam Pan to zrobi?-tym razem głos skoczka zabrzmiał zdecydowanie groźniej.

-Peter, daj spokój.-starała się ostudzić męża Rozalia.

-Kim Pan jest dla tej Pani, że żąda od mnie takich rzeczy?

-Jej mężem.-odrzekł natychmiast podenerwowany sportowiec, wysilając się na delikatny uśmiech.

-Aa...to lepiej już sobie pójdę.-stwierdził mężczyzna i pośpiesznie opuścił dotychczasowe miejsce.

Rozalia spojrzała na Prevca znacząco i chwyciła za słomkę, aby pomieszać swojego drinka. Brunet opadł obok żony i pociągnął łyk napoju, przyglądając się swojej partnerce uważnie. Lekarka skierowała swój wzrok na krajobraz morza i z uśmiechem przyglądała się świetnie bawiącym się ludziom. Sama zdążyła już wyschnąć i planowała niedługo powrócić do wody.

-Wystarczyło, że nie było mnie bodajże pięć minut a wokół Ciebie już zakręcił się facet.- brunet przerwał panującą pomiędzy małżeństwem ciszę.

-Ktoś tu jest zazdrosny.-stwierdziła z tryumfalnym uśmiechem Polka.

-On się ewidentnie ślinił na Twój widok, a do tego gapił Ci się w cycki!-bronił się Słoweniec.

-Peter, uspokój się.-ułożyła dłoń na ramieniu skoczka.-My tylko rozmawialiśmy.

-Nie! Nikt nie będzie się gapił na moją żonę! A jeśli go wolisz to proszę bardzo droga wolna. Tylko nie rozumiem jednego. Po co wyszłaś za mnie za mąż skoro bez skrupułów filtrujesz sobie z jakimś obcym facetem? Z resztą nie ważne. Cześć.-wyrzucił z siebie Prevc.

24-latek poderwał się z miejsca i zirytowany opuścił towarzystwo żony.

-Peter! Wracaj!-wykrzykiwała za nim lekarka.-Nie wygłupiaj się!

Brunet nic sobie nie robił z nawoływań Rozalii i spokojnym krokiem pokonywał kolejne metry, nawet nie odwracając się za siebie. Zdziwiona jego zachowaniem pediatra pośpiesznie zebrała wszystkie rzeczy i pobiegła za nim, chcąc załagodzić sytuację. Kompletnie go nie poznawała. Przecież kochała go ponad życie i on doskonale o tym wiedział, a tymczasem wyskoczył jej z taką awanturą z byle powodu. Okay, może i ten facet bezczelnie gapił się jej w biust, ale doskonale widział, że oni tylko rozmawiali. A to, że była jego żoną nie oznaczało, że nie może sobie porozmawiać już z innym mężczyzną. Zdyszana pokonywała plaże, zbliżając się do sylwetki 24-latka, Peter jednak w porę to zauważył i przyśpieszył, aby zgubić małżonkę. Załamana lekarka bez szans by go dogonić opadła na piasek i wbiła wzrok w fale morza. Nie miała pojęcia co w niego wstąpiła. Była załamana zaistniałą sytuacją. Ten tydzień miał wyglądać zupełnie inaczej, Miał być pełen beztroski, błogości i szaleństw, a nie rozpocząć się od pierwszej, poważnej kłótni małżeńskiej.

***
Długo tułała się kubańskimi ulicami, ale w końcu zdecydowała się stawić w hotelu. Niepewnym krokiem przekroczyła próg do ich wspólnego pokoju i dostrzegła leżącego na łóżku bruneta. Momentalnie zmienił pozycję na siedzącą, a na jego twarz wstąpiła ulga. Obawiał się już, że Rozalii mogło się coś stać. Na szczęście jej późny powrót spowodowany był totalnym chaosem w głowie.Blondynka przykucnęła naprzeciwko skoczka i mimowolnie uniosła kąciki ust ku górze:

-Głuptasie myślisz, że gdybym Cię nie kochała podporządkowałabym Tobie całe swoje życie? Jakbym Cię nie kochała wybrałabym życie przy boku jakiegoś zwyczajnego Polaka czy Słoweńca, a nie takiego pomyleńca, wariata i słodziaka jak Ty. 

-Przepraszam, zrozumiałem swój błąd, ale jak zobaczyłem tego kolesia to się we mnie zagotowało. Jesteś tylko moja i nikt inny nie ma prawa pożerać Cię wzrokiem po za mną.-spojrzał głęboko w jej oczy.

-Jesteś cudowny, Peter.-wypowiedziała z cudownym uśmiechem na ustach, nie tracąc kontraktu wzrokowego.-Nie masz pojęcia jak bardzo wdzięczna Ci jestem, że mnie tutaj zabrałeś. Karaiby to zawsze było jedno z moich marzeń.-pogładziła go zewnętrzną częścią dłoni po policzku.-Kocham Cię.-złożyła subtelny pocałunek na jego ustach.

-Wiem, Cene mi wspomniał kiedyś.-puścił jej oczko.-Ja Ciebie też.-odwzajemnił pieszczotę.

                                                                      ***
Przystanęła przed lustrem i zadowolona skinęła głową, kiedy dostrzegła, że subtelna, błękitna kreacja naprawdę nieźle na niej leży. Poprawiła jeszcze opadające na jej czoło jasne kosmyki i nałożyła na stopy czarne na wysokiej platformie szpilki. Opuściła łazienkę, a gdy przekroczyła próg sypialni do jej narządów słuchowych dotarł gwizd wydobywający się z ust Petera. Roześmiała się głośno i chwyciła ramię nadstawione przez męża, a ten odprowadził ją aż do limuzyny, która była podstawiona pod hotel. Droga minęła im na wspólnej rozmowie. Podobnie z resztą jak i sama kolacja. Konsumowali jedne z popularniejszych potraw kubańskich i jednogłośnie stwierdzili, że ta kuchnia nie jest dla nich, co jednak nie oznacza, że posiłek nie był smaczny. 
Przyssał się zawzięcie do jej kuszącej szyi i nie zamierzał się od niej odrywać. Jego dłonie sunęły po jej nagich udach, wywołując u niej przyjemny dreszczyk nawiedzający jej ciało raz po raz. Jej ręce natomiast spoczęły na jego koszuli, z którą usilnie się siłowała. W końcu jednak zwycięsko zakończyła walkę i mogła w pełni podziwiać nagi tors skoczka. Badała dłońmi każdy jego centymetr, czując znajdujące się pod jej opuszkami palców mięśnie. Za każdym razem doceniała jego pracę na siłowni, którą naprawdę było widać. Patria brzucha najbardziej jej imponowała.Nim spostrzegła, a dłonie Prevca doskonale poradziły sobie z zamkiem od jej sukienki, która opadła na podłogę. Rozpalony do granic możliwości skoczek pożerał wzrokiem idealne proporcje ciała blondynki i uśmiechał się rozanielony. Rozalia oplotła nogami jego pas, a brunet podtrzymywał ją za pośladki, zbliżając się do krawędzi łóżka. Opuścił ja subtelnie na materac, a następnie zawisł nad jej twarzą, wspierając się dłońmi po obu stronach jej głowy. Jego stalowe tęczówki płonęły pożądaniem niczym żywy ogień. Doskonale znała ten wzrok. Uwielbiała, kiedy patrzył na nią w taki sposób. Zachowywał się wtedy niczym wygłodniałe zwierzę, ale ona lubiła, kiedy ją konsumował. Jego aksamitne wargi wreszcie spoczęły na jej spragnionych ustach najpierw muskając je ostrożnie, aby później w pełni rozkoszować się ich słodkich smakiem, Po dłuższej chwili przeniósł się na jej obojczyki, obsypując je milionem pocałunków. Następnie jego wargi zaczęły wędrować po jej płaskim brzuchu, opinającym przez stanik biuście, a także ramionach. Zniecierpliwiona zaczęła toczyć bitwę z paskiem od spodni skoczka. Brunet roześmiał się głośno po kilku minutach bez owocnej walki i pomógł małżonce. Chwilę później sam świetnie poradził sobie z zapięciem od biustonosza i obdarował piersi blondynki toną pocałunków. Nim zauważyli, a ich ciała złączyły się w jedność. Z jej gardła wydobył się głośny jęk, a on starał się go stłumić swoimi ustami. Jego dłonie wciąż badały jej drobne ciało, a spierzchnięte wargi wciąż wyciskały wzajemnie pocałunki. Zdobiła swoimi długimi, krwisto czerwonymi paznokciami jego plecy w coraz to świeższe smugi. Z każdym jego ruchem zalewała ją coraz większa fala rozkoszy.

-Mam piękną żonę.-wyszeptał z uśmiechem brunet, opadając obok małżonki.

-A ja przystojnego męża.-wycisnęła soczystego całusa na jego policzku Rozalia.

Oboje roześmiali się głośno i wpatrywali się w siebie niczym zaczarowani. 

-Kochanie, co powiesz na dziecko?-skoczek oparł głowę na łokciu i spojrzał pytająco na żonę.

-Chciałabym mieć z Tobą dzieci.-odparła zgodnie z prawdą, unosząc kąciki ust ku górze.

-To świetnie! Postarajmy się o nie.

-Ale że niby teraz?-rzuciła zdziwiona.

-Obecnie nie, bo uwierz mi ciężko Cię zadowolić,-zachichotał pod nosem.-Jestem wypompowany.-rozłożył ręce w geście bezradności,

-Ale chcesz już teraz mieć dziecko?

-Poprawka kochanie, za 9 miesięcy,-wypowiedział z szerokim uśmiechem.

-No tak, ale nie chcesz z tym poczekać?

-Po co czekać? Poradzimy sobie. Mamy moją mamę, chłopaków, Twoich rodziców.-kontynuował przekonywanie Pero.

Po godzinnej poważnej rozmowie w końcu odpłynęli do krainy Morfeusza.

                                                 ~*~
Spóźniony prezent świąteczny, ale wreszcie mi się udało skończyć tą 14-tkę. Wybaczcie, że tak długo, ale wczoraj nie czułam się najlepiej, aby zebrać siły i dokończyć ten odcinek, a wcześniej przygotowania do świąt... Ale mam też dobrą nowinę ^^ Ten rozdział pisany jest z mojego nowego sprzętu :3 Nie wiem czy zasłużyłam, ale otrzymałam pod choinkę laptopa. Własny laptop, kumacie? :D Nareszcie <333 Tak, więc może jak bd czas i Wi-Fi internackie uraczy mnie swoją obecnością to może rozdziały będą częściej :D Jak myślicie kto sięgnie po zwycięstwo w TCS? ;) Ja szczerze powiedziawszy nie wiem, ale trzymam kciuki jak zawsze za braci Prevc oraz Kamila i spółkę :D Całuję i do zobaczenia może niebawem ;*

niedziela, 18 grudnia 2016

Część II. Thirteen: Noc poślubna musiała być niegrzeczna.

Westchnęła głośno i podniosła wzrok na twarz skoczka otuloną przez mrok. Peter ułożył dłonie po obu stronach jej głowy i nachylił się nad jej twarzą, wpatrując się w nią przez dłuższą chwilę. Jego stalowe tęczówki mieniły się niezwykle i niemalże płonęły pożądaniem niczym ogień. Oparł swoje czoło o jej, spoglądając głęboko w jej błękitne oczy. Nie wytrzymał i w końcu zasmakował ust swojej żony. Całował ją subtelnie, powoli, niemalże ślamazarnie, kosztując dogłębnie jej kuszących warg. Rozalia wplotła palce w jego gęste, kasztanowe włosy i podtrzymała rytm Petera. Jednak z każdą sekundą pocałunek przybierał na sile, a pragnienie siebie nawzajem rosło z każdą chwilą. W zapomnienie poszło już zmęczenie czy znużenie blondynki. Brunet powoli zabrał się za majstrowanie przy zamku sukienki lekarki, nie przerywając jednak pieszczoty. W końcu zsunął z pediatry kreację ślubną i delektował się jej nieskazitelnym, pięknym ciałem, napawając jego widokiem swoje oczy. Chwilę później jego dłonie wędrowały po nim niecierpliwie, a usta schodziły coraz niżej, naznaczając szlak do tego jedynego miejsca, punktu, w którym mieli się stać jednością. Jego wargi błądziły po jej nagich ramionach, a z jej ust wydobywał się cichy jęk. Sportowiec jednak tym razem starał się odwlekać ten oczekiwany przez nich dwoje moment. Dziś jednak postępował całkowicie inaczej niż zawsze. Starał się ukazać jej z całkowicie odmiennej strony niż zazwyczaj. Każdy jego gest, pieszczota była przesiąknięta subtelnością. Do tego czasu zawsze poddawał się żądzy pragnienia i pożądania, a tym razem pragnął rozkoszować się swoją piękną, niezwykłą żoną w każdym najdrobniejszym detalu, szczególe. Choć raz nie musiał się nigdzie śpieszyć, pędzić. Ta noc była tylko ich. Ona była tylko jego, a on był tylko jej. Tym razem pozostawiał mokre ślady na jej płaskim brzuchu, a następnie jego język zajął się jej pełnymi piersiami. Obsypał je milionem pocałunków, a następnie przeszedł na jej szyję. Uśpił jej czujność i zagryzł kawałek jej skóry w zębach. Zawyła głośno i natychmiast uniosła przymknięte powieki, mierząc groźnym wzrokiem jego tonącą w mroku twarz. Zachichotał cicho, dostrzegając mord w jej oczach i cmoknął ją w czubek nosa.

-Kochanie, nie denerwuj się.-wymruczał do jej ucha seksownie niskim tonem głosu.

Wzdłuż jej drobnego ciała przebiegł dreszcz podniecenia, a on uśmiechnął się tryumfalnie, odczuwając go także na sobie. Pieścił jej kark swoimi ustami, a następnie powędrował na jej podbrzusze. Nieco łaskotał ją tam jego język, ale starała się to przed nim ukryć. Ponownie nachylił się nad jej twarzą i muskał ciepłym oddechem jej policzki oblane sporych rozmiarów rumieńcami. Jego aksamitne wargi ponownie złączyły się z jej ustami, tym razem wpijając się w nie żarłocznie. Jego język pieścił jej podniebienie, wywołując u niej ciche pomruki. Kochał słodki posmak jej ust. W końcu jednak się od nich oderwał i jego głowa znalazła się przy tym najczulszym miejscu jej ciała. Wbił zęby w gumkę białych, koronkowych majtek i zsunął je powoli, delikatnie. Zadarł głowę ku górze i spojrzał na twarz blondynki jakby, oczekując zezwolenia na ten jeden, jedyny krok, który dzielił ich od niesamowitej rozkoszy. Rozalia znacznie wzniosła kąciki ust, a jemu już nic więcej nie było potrzebne. Chwilę później wnętrze sypialni wypełnił głośny jęk lekarki, a ich ciała stały się jednością. Jej długie, beżowe paznokcie zdobiły umięśnione plecy skoczka w coraz to czerwieńsze ślady, a on starał się stłumić jej krzyki swoimi ustami. Ich ciała przeszedł doskonale im znany przyjemny dreszcz, a na ich ustach zagościły szerokie uśmiechy. Brunet zadawał blondynce niewyobrażalną przyjemność, a ona starała mu się tym odwdzięczyć w postaci namiętnych pocałunków. Jej drobne dłonie badały centymetr po centymetrze jego umięśniony tors. Uniosła biodra zachęcająco nieco wyżej niż zazwyczaj co jeszcze bardziej pogłębiło rozkosz, którą sobie nawzajem zadawali. Prevc jednak wciąż pozostawał niezwykle delikatny, ale spełniający jej oczekiwania. W  końcu zmęczony opadł na miejsce obok swojej żony i objął ją ramieniem, tuląc ją do siebie. Ułożyła głowę na jego klatce piersiowej, a jej jasne kosmyki opadające na jego tors łaskotały go subtelnie, wywołując nikły uśmiech na jego ustach. Musnął wargami jej czoło i spojrzał na nią szczęśliwy. Błękitne tęczówki połyskiwały radośnie, a usta wykrzywione były w delikatnym uśmiechu.

-Kocham Cię, Rozi.-wyszeptał, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę.

Przymknęła powieki, aby ukryć moment słabości, jednak słona ciecz wydostała się na jej policzki. Łza musnęła palec dłoni Petera. Skoczek zdezorientowany zmierzył wzrokiem małżonkę i pośpiesznie otarł kciukiem pozostałości po momencie wzruszenia.

-Rozalia. Wszystko w porządku? Coś się stało?-zapytał zaniepokojony, przyglądając jej się uważnie.

-Tak, oczywiście. Wzruszyłam się. Po raz pierwszy wypowiedziałeś te słowa jako mój mąż.-uśmiechnęła się rozkosznie w jego stronę.

Brunet posłał jej ciepły uśmiech i mocniej przycisnął do siebie. Ułożył brodę na czubku jej głowy i westchnął głośno. Była taka drobniutka, taka kruchutka, a zarazem taka słodziutka. Była przede wszystkim jego i nikogo innego. Nigdy w życiu nie poznał bardziej wrażliwej osóbki niż ona. Pokochał ją właśnie za to jaka dobra była dla świata, dla każdego człowieka. Przykładem tego był choćby Domen, który wyrządził jej naprawdę wielką krzywdę, a ona mimo to obdarzyła go ciepłem jakie nosiła w swoim małym serduszku i wybaczyła jego karygodne zachowanie. Była jego aniołem.

-W takim razie ty wypowiedz je pierwszy raz jako moja żona.-szepnął po dłuższej chwili milczenia.

-Kocham Cię, Peter.-wypowiedziała melodyjnym głosem, spoglądając mu głęboko w oczy.

I w jego oczach zaszkliły się łzy, kiedy odczytywał każde słowo z ruchu jej ust, jakby nie docierało to do niego, że to zrobiła. Powiedziała to. Pośpiesznie zamknął oczy, aby nie dostrzegła tego i ułożył głowę na miękkiej poduszce. To wszystko było niczym piękny sen.

-Kotku, chodźmy już spać. To był bardzo długi, ale cudowny dzień.-rzucił znużony.

Nie usłyszał odpowiedzi, ale za to blondynka mocniej wtuliła się w jego bok i okryła kołdrą nagie ramiona. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem i przytulił ją do siebie szczelnie, a następnie odpłynął do krainy Morfeusza.

***
Szczęśliwa przyglądała się kawałku metalu widniejącemu na jej serdecznym palcu. Musnęła go opuszkiem palca, wyczuwając na fakturze obrączki wygrawerowane pierwsze litery ich imion.  Mimowolnie kąciki jej ust wzniosły się na wyżyny, a serce zabiło mocniej. Przymknęła powieki, a jej głowę wypełniły urywki obrazków z wczorajszego dnia jak i nocy. Ich piękne, szczere uśmiechy, tłum gości wiwatujący na ich widok, gdy stanęli pod drzwiami świątyni, pierwszy weselny taniec, miliony śmiesznych, rozbrajających sytuacji, oczepiny...Jego aksamitne wargi muskające każdy centymetr jej drobnego, rozgrzanego ciała, niecierpliwe dłonie badające każdą partię jej ciała, przyśpieszone oddechy mieszające się z sobą, rozpalone do granic możliwości ciała...Z lertagu wyrwały ją smukłe dłonie Petera, które oplotły ją w pasie i przyciągnęły do siebie. Natychmiast pozwoliła się unieść swoim powiekom i odnalazła twarz Petera, na której spoczął jej wzrok. Wokół jego oczu gromadziły się sporych rozmiarów zmarszczki wywołane siłą szerokiego uśmiechu widniejącego na jego ustach. Jego stalowe tęczówki śmiały się do niej radośnie. Chwilę później jego aksamitne wargi spoczęły na jej szyi. Obsypał ją czułymi pocałunkami, a następnie musnął ustami jej czoło. Blondynka tymczasem uśmiechnęła się błogo i ujęła jego twarz w swe dłonie. Jej usta zasmakowały jego warg, jednak pocałunek ten był niezwykle subtelny. Po krótkiej chwili odszukała jego dłoń spoczywającą na materiale pościeli i splotła ją ze swoją, unosząc ku górze. Obracała ją w różne strony, obserwując połyskujące obrączki, na które przez nie zasłonięte żaluzje padały promienie słońca. Zafascynowana przyglądała się temu zjawisku, aż w końcu opuściła ich dłonie na kołdrę i przytuliła się do skoczka.

-Która godzina, skarbie?-rzucił brunet, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę.

-Dziewiąta.-odparła niemal natychmiast.

-W takim razie co moja żona życzy sobie na śniadanie?-wypowiedział z anielskim uśmiechem.

-Myślę, że naleśniki z bitą śmietaną i owocami będą okay.

Zasiadła na nim okrakiem i posłała mu szeroki uśmiech. Nachyliła się nad jego przystojną twarzą i skradła z jego ust przelotny pocałunek, a następnie zaczęła kreślić opuszkiem  palca rozmaite kształty na jego nagim, aczkolwiek umięśnionym torsie. Wzrok Petera spoczął na palcu małżonki, któremu przyglądał się z wielkim zainteresowaniem. W końcu blondynka zeskoczyła z ciała skoczka i zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki. Prevc tymczasem postanowił zamówić śniadanie do pokoju. Przeniósł ciężar ciała na łokcie i oparł się nagimi plecami o chłodna fakturę ściany, powracając wspomnieniami do obrazków z najcudowniejszego i najpiękniejszego dnia jego życia.

Wyczerpani przekroczyli próg domu rodzinnego lekarki i zagłębili się w jego wnętrzu. Peter z zaciekawieniem spojrzał na zegarek spoczywający na jego smukłej ręce i sporo się zdziwił, kiedy odczytał z niego, że właśnie wybiła dziesiąta wieczorem. Poinformował o tym Rozi i zamknął ją w swoich ramionach, szepcząc do ucha, aby się pośpieszyła. Blondynka skinęła jedynie głową i wdrapała się schodami do swojego lokum. Z dna szafy wyciągnęła walizkę, a następnie zaczęła do niej pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Po kolei opróżniała kolejne półki z ubraniami, a później zabrała się za uzupełnianie niewielkiej kosmetyczki. Po 15 minutach stawiła się na parterze i posłała mężowi nikły uśmiech, oświadczając iż mogą wyruszyć w dalszą drogę. Peter zadowolony z tego faktu pośpiesznie powędrował w  kierunku drzwi, a następnie oparł się nonszalancko o swoje nowe cudeńko, oczekując pojawienia się kobiety. Lekarka z walizką przy boku stanęła przed furtką i zamarła. Jej oczom ukazał się przepiękny, błękitny Ford z przyciemnionymi szybami. Może i nie przywiązywała zbytniej uwagi do samochodu Petera, ale na pewno wcześniej był on srebrny. Skoczek lustrując wzrokiem twarz ukochanej roześmiał się głośno i podszedł do niej. Przystanął tuż za jej plecami i objął ją czule, muskając ustami jej policzek.

-Kochanie, oto przedstawiam Ci nasz nowy samochód.-oświadczył jej z promiennym uśmiechem.-Jeśli nie będziemy się nim w stanie podzielić powędruje do Ciebie taki drugi.-puścił jej oczko.

-Nic nie wspominałeś o zmianie auta.-splotła ramiona na piersiach, patrząc na niego podejrzanie.

-A to dlatego, że to prezent od rodziców.-dodał na swoje usprawiedliwienie.-Nie podoba Ci się?-uniósł pytająco jedną brew.

-Jest cudowny, ale musiało kosztować fortunę.

Brunet pokręcił roześmiany głową i cmoknął lekarkę w czubek nosa. Przejął od niej bagaż i ułożył w sporych rozmiarów bagażniku. Chciał jej także wręczyć kluczyki do ich nowego nabytku, ale widząc zmęczenie malujące się wyraźnie na jej twarzy postanowił iż sam poprowadzi. Blondynka opadła na fotel obok kierowcy i zlustrowała wzrokiem wnętrze samochodu. Musiała przyznać iż był on bardzo elegancko, ale zarazem przytulnie urządzony. Niemal rozpływała się pod miękkością materiału z jakiego wykonanego było siedzenie. Peter pokręcił z niedowierzaniem głową i ułożył dłonie na kierowcy. Wziął głęboki oddech, wdychając do swych płuc sporą ilość powietrza, a następnie pozwolił wznieść się kącikom ust ku górze:

-No to jedziemy maleńki.

Włączył się do ruchu ulicznego i uważnie prowadził, starając się jednak jak najszybciej dotrzeć do miejsca docelowego. Był jednak zachwycony jakością wygody podczas jazdy i umiejętnościami nowego sprzętu. Kątem oka zerknął na spoczywającą na fotelu obok małżonkę i mimowolnie się uśmiechnął, dostrzegając że jej na pewno do gustu przypadły fotele, gdyż spała smacznie z głową ułożoną na oparciu. W końcu zatrzymał się przed doskonale znanym mu obiektem i opuścił wnętrze samochodu, by następnie wyciągnąć z niego delikatnie pogrążoną we śnie dziewczynę. Wziął ją na ręce i podziękował skinieniem głowy Cene, który przytrzymał mu drzwi. Ostrożnie stawiał kroki na schodach, a następnie z drobną pomocą Domena otworzył drzwi do jego lokum i z zadowoleniem spostrzegł iż znajduje się w nim wielkie, małżeńskie łoże. Ułożył na nim delikatnie drobne ciało żony i okrył po same ramiona ciepłą, szatynową pościelą. Z uśmiechem odnotował fakt, że blondynka pogrążona w czerwieni wygląda niezwykle uroczo i opuścił pomieszczenie, aby udać się po walizkę.

-Dzięki, Cene.-rzucił w kierunku brata, gdy dostrzegł go wchodzącego do salonu z bagażem Rozi.

-Nie ma sprawy, bracie.-puścił mu oczko szatyn.-Nieźle dałeś jej w kość.-zaśmiał się.

-Raczej podróż, nie ja.-poprawił go brunet.

-Jasne, jasne. Ty ze mnie głupka nie rób. Noc poślubna musiała być niegrzeczna.-poruszył znacząco brwiami przyjaciel blondynki.

-A tego to Ty się drogi chłopcze już nie dowiesz.-uśmiechnął się cwanie Peter.-Dobranoc.

-Ale ja nie skończyłem...-zajęczał Cene.

Peter zachichotał pod nosem i zgarnął walizkę, po czym powędrował z nią na górę. Po szybkim prysznicu zameldował się obok żony i ułożył dłoń na płaskim brzuchu blondynki, tuląc się do jej pleców. Tak bardzo nie mógł doczekać się momentu, kiedy Rozalia podaruje mu jego małą kopię. To byłoby spełnienie jego najskrytszych marzeń.

~*~
Przepraszam za opóźnienia, ale coś ostatnio nie wyrabiam... Mam nadzieję, że warto było tyle czekać, choć zdaję sobie sprawę, że ten rozdział wcale nie jest rewelacyjny. Może do połowy był całkiem niezły, ale po połowie eh... Tak się zastanawiam czy podarować państwu Prevc jakiś miesiąc miodowy czy może przejść już do ich życia typowego małżeństwa :D Nie mam za bardzo pomysłu na miejsce, gdzie mogli by spędzić ten czas ^^ Puchar Świata w pełni i to on jest moim motorem napędowym do pisania tutaj rozdziałów ;3 Już niebawem i tutaj pojawią się zawody ;) Całuję i do zobaczenia! ;*
PS: Cenuś na razie bez błysku, ale pierwsze punkty ( a właściwie punkt) w Pucharze Świata wywalczone ^^
Łapcie na przeprosiny tak słodki gif *.*





poniedziałek, 5 grudnia 2016

Część II. Twelve: Chyba mamy kandydata do zdrady numer jeden!

Roześmiani wsłuchiwali się w dźwięk klaksonów rozbrzmiewających po wiślańskich ulicach, za które odpowiadali podążający za nimi goście. Wpatrywali się w siebie nawzajem niczym zaczarowani, co jakiś czas, skradając sobie nawzajem przelotne pocałunki. Rozalia przymknęła powieki, a jej głowa spoczęła na ramieniu świeżo upieczonego małżonka. Peter nachylił się nad jej subtelną, promienną twarz i musnął wargami jej skroń. Kompletnie nie docierało do niego, że to wszystko naprawdę ma miejsce. Miał przy swoim boku coś zdecydowanie cenniejszego niż Kryształową Kulę wywalczoną w minionym, zimowym sezonie. Miał nadzieję, że kolejny przy wsparciu Polki będzie jeszcze bardziej bajeczny. Kąciki ust blondynki powędrowały ku górze, kiedy pozwoliła się ona unieść swoim powiekom i ujrzała nad sobą radosne iskierki mieniące się w stalowych tęczówkach skoczka. Ujęła jego twarz w swe drobne dłonie i przyciągnęła do siebie, pocierając kciukami po jego kościach policzkowych. To wszystko było takie cudowne. W końcu ich usta zetknęły się ze sobą, a języki podjęły walkę o dominację, którą jak zawsze wywalczył brunet. Ich pierwszy, namiętny, czuły pocałunek jako małżeństwo. Zdyszani oderwali się od siebie, ale oparli się o siebie czołami. Peter uśmiechnął się subtelnie i cmoknął żonę w czubek nosa. W tym samym momencie samochód się zatrzymał, a ich oczom ukazał się potężnych rozmiarów budynek. Jako pierwszy wnętrze pojazdu pary młodej opuścił pan Prevc, który jak przystało na prawdziwego dżentelmena chwycił za klamkę drzwi od strony małżonki i otworzył je przed nią, podając jej swoją, smukłą dłoń. Splotła ich palce ze sobą i ruszyła wraz z brunetem w kierunku wejścia do domu weselnego. Obsługa zgodnie ze zwyczajem wręczyła małżeństwu kieliszki, które para wyrzuciła za siebie, o czym świadczył huk tłuczonego szkła. Para młoda szeroko uśmiechnięta przekroczyła próg lokalu i zajęła swoje miejsca, jednak nie było im dane długo odpocząć po krótkiej podróży z kościoła do lokalu. 

-No wznieśmy toast za naszych nowożeńców!-ogłosił Kranjec.

Tak oto w dłonie wszystkich zebranych w sali powędrowały kieliszki, których stukanie rozniosło się po wnętrzu pomieszczenia. Rozalia na jednym wdechu wlała w siebie zawartość naczynia, krzywiąc się przy tym delikatnie i teraz z zainteresowaniem przyglądała się konsumowaniu alkoholu przez jej męża. Zachichotała cicho, kiedy Peter pochłonął przeźroczystą ciecz i na jego twarz wstąpił zabawnie wyglądający grymas. 

-Gorzko, gorzko!-zażądali w swoim ojczystym języku rodacy Rozalki. 

Blondynka omiotła wzrokiem zebranych gości i odnalazła wśród nich wydzierających się niemiłosiernie Polaków z Piotrkiem Żyłą na czele. Roześmiała się głośno i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nim jednak zdążyła się odwrócić w kierunku Słoweńca on wpił się żarłocznie w jej kuszące usta. Jego aksamitne wargi spragnione chłonęły jej słodkie usta, miażdżąc je solidnie. W pewnym momencie zabrakło jej tchu i momentalnie odskoczyła od skoczka. Zaczerpnęła głęboki oddech i spojrzała na wszystkich obecnych z nimi w tym ważnym dla nich dniu. Goście z podziwem kiwali głowami i klaskami w dłonie, obserwując sporego rozmiaru rumieńce oblewające policzki blondynki a także zmieszanie malujące się na twarzy 24-latka. 

***

Po posileniu się obiadem nadszedł wreszcie czas na pierwszy taniec młodej pary. Robert z pomocą Cene zaciągnęli na parkiet młode małżeństwo, a Domen wysłany przez starszego brata poprosił zespół o przygotowanie się do pierwszego kawałku. Peter nieśmiało wyciągnął dłoń w kierunku Rozalii, a ta chwyciła go za nią i złączyła ich palce. Momentalnie na jej usta wkradł się nikły uśmiech, gdy z gardła wokalisty wydobyły się pierwsze słowa doskonale znanej jej piosenki. Ubóstwiała ją ponad życie.

-Staje nagle w miejscu świat
Gwiazdy tańczą wokół nas
Kiedy ty, kiedy ja, kiedy my
Oprócz nas już nikt
Z tobą świat zyskuje treść
Z tobą wiem że mogę biec
Nawet gdy brak już sił
Wszystko nic, byle z tobą być...-zanuciła pod nosem.

Peter obdarował ją serdecznym, ciepłym uśmiech i okręcił ją wokół własnej osi. Śnieżnobiała suknia delikatnie powiewała pod wpływem jej ruchów, a jasne, polokowane kosmyki opadały na jej plecy, podskakując na nich delikatnie z każdym jej drgnięciem. Jej błękitne oczy śmiały się radośnie do spoczywającego przed nią bruneta, który obracał ją zwinnie w swoich ramionach. Peter także tryskał szczęściem i spełnieniem. Wystarczyło spojrzeć tylko na jego promienną z taką dużą siłą jak nigdy twarz. Pomarszczona skóra zgromadzona wokół oczu wywołała szerokich rozmiarów uśmiechem była na to niezbitym dowodem. Gdy piosenka dobiegała już końca utonęła w jego ramionach i kołysała się powoli.

-Dziękuję.-wyszeptała wprost do jego ucha.

-Ale to nie ja wybierałem piosenkę.-rzucił roześmiany.-Choć muszę przyznać, że jest świetna.-puścił jej oczko.

-W takim razie muszę podziękować komu innemu, ale fakt, że świetnie spisałeś się na parkiecie, więc Tobie także należą się podziękowania.-musnęła ustami jego policzek.-Uwielbiam ją.

-Wiem, skarbie, wiem.-skinął głową.-Nie raz słyszę jak bosko śpiewasz sobie ją pod prysznicem.-poruszył znacząco brwiami. -Byłaś cudowna.-cmoknął ją w usta.

Rozalia pokręciła z niedowierzaniem głową i udała się na poszukiwanie chłopaków. Miała już podejrzenia co do pomysłodawcy utworu wybranego do ich pierwszego tańca. Uradowana klasnęła w dłonie, kiedy jej oczom ukazała się sylwetka szatyna. Zamknęła 21-latka w swoich objęciach i bez słowa trwała z nim w uścisku przez dłuższą chwilę. Jakie było jej zdziwienie, gdy okazało się, że za oprawę muzyczną tym razem odpowiedzialny był najmłodszy z klanu skoczków. Opuściła przyjaciela i przy jednym ze stolików odnalazła bruneta. Nastolatek wpatrywał się skupiony w jakiś punkt przed sobą i nawet nie zauważył, kiedy obok niego opadła panna młoda. Dopiero, gdy poczuł ciepło jej ciała otulające jego smukłe ciałko powrócił na ziemię i uśmiechnął się rozkosznie.

-Jak słodko i rodzinnie.-skwitował z uśmiechem  Lanisek.-Chyba mamy kandydata do zdrady numer jeden.

-Anze, Ty już wstawiony?-zdziwiła się blondynka.

-Ależ skąd!-odparł natychmiast Słoweniec.

-Bez urazy, ale Ci chyba coś na mózg odjebuje.-stwierdziła poważnie Rozalia, jednak po chwili nie wytrzymała i parsknęła głośnym śmiechem.

Domen spojrzał na nią z przerażeniem, ale także po chwili dał upust swojemu rozbawieniu tą sytuacją. Anze machnął na nich jedynie ręką, mrucząc coś pod nosem, że nie rozumieją jego stylu życia i powędrował gdzieś. Rozalia w końcu uwolniła brata swojego męża z objęć i pozostawiła mokry, krwistoczerwony ślad na jego policzku.

-Za co to?-zdziwił się 17-latek.

-Za tą cudowną piosenkę na początek.-odpowiedziała niemal natychmiast blondynka.-Dziękuję.

-To ja Tobie dziękuję.

-Mnie? Za co?-zdezorientowana zmarszczyła brwi.

-Za to, że wyszłaś za mojego brata, za to, że uczyniłaś go szczęśliwym bardziej niż ten kawał szkła zdobiący jego szafkę. Wiem przecież, że po takich przeżyciach jakie Ci zaserwowałem mogłaś się już nigdy nie przełamać do bliskości, zamknąć w sobie, zranić go. Przepraszam Cię. Nigdy bym Cię nie skrzywdził.

-Domen, daj spokój. Nie wracajmy do tego.-machnęła dłonią.-Było, minęło.-jej cudowny uśmiech sprawił, że jego serce zdecydowanie przyśpieszyło. -Chodź.-wyciągnęła dłoń w jego kierunku.

Brunet spojrzał na nią zdziwiony, ale złapał jej rękę i powędrował wraz z nią na parkiet. Zespół wykonywał własnie jeden ze skocznych kawałków, który idealnie im się wpasował. Obawiała się, że polskie disco polo nie każdemu może się spodobać, ale sądząc po wypełnieniu pomieszczenia przeznaczonego dla tańców raczej nikt nie miał z tym problemów. Sama dawała się okręcać Domenowi wokół własnej osi, świetnie się przy tym bawiąc. Młody Prevc próbował nawet łamaną polszczyzną naśladować wykonawce utworu, jednak wychodziło mu to dość nieudolnie, a przy tym zabawnie. Humor panny młodej był więc podtrzymywany na bardzo wysokim poziomie.

-Impra jest tu, a ludzi w pizdu!-zawył przeciągle nieco pijany już Piotrek.

Goście momentalnie skierowali swojego spojrzenia na sylwetkę Polaka i w tym samym momencie wybuchli głośnym śmiechem. Rozalia pokręciła z niedowierzaniem głową i kiwnęła nią porozumiewawczo do męża, aby pomógł jej się uporać z nieco wstawionym rodakiem. Chwycili go pod pachy i posadzili przy jednym ze stolików. Chwilę później obok pojawiła się Justyna, która udała się tylko na sekundkę do łazienki. Para młoda w swoim towarzystwie wróciła na parkiet, gdzie otańczyła do kilku szybszych kawałków. Później jednak panna Prevc przejęła na chwilkę mikrofon od wokalisty i zadedykowała pewien utwór swojemu mężowi. Na wielkim wyświetlaczu umieszczonym tuż nad drzwiami zostały ukazane ich wspólne zdjęcia, a z głośników popłynęły wolne rytmy "Everytime we touch". Peter ujął Rozalie w pasie i kołysał się powoli do melodii, wpatrując się skupiony w ekran. W oczach obojgu zaszkliły się łzy, kiedy na plazmie ukazał się ich pierwszy pocałunek, gdzie ręce obojgu spoczywali na Kryształowej Kuli. Żarłocznie wpił się wtedy w jej wargi, bojąc się, że mu ucieknie, a ona oplotła go nogami w pasie i była podtrzymywana tylko jedną jego ręką. Autorem fotografii był Cene. W tym momencie była mu za to niezmiernie wdzięczna. Do dziś pamiętała słowa swojego przyjaciela wypowiedziane zaraz po tym jak wraz z resztą rodziny przyłapano ich na gorącym uczynku. "No to witamy w rodzinie, pani Prevc" padło wtedy z jego ust. Samotna łza spłynęła po policzku panny młodej. Goście wydali z siebie głośne, przeciągłe "oo" a Rozi z Peterem spojrzeli na siebie znacząco. Setki zdjęć, setki chwil, setki powracających wspomnień powracających niczym bumerang.

***

-Hello! It's me! Weź kurwa otwieraj te drzwi, bo jak pierdolnę to wykręci Ci mordę!-wydzierał się Jaka uderzający dłonią w kabinę.

Z za niej dało się słyszeć niezbyt przyjemne dla uszu odgłosy. Już dobre kilkanaście minut blokował ją Anze, który zdecydowanie przesadził z ilością zażytych procentów. W  końcu jednak Hvala doczekał się swojej kolei. Było już dość późno i zbliżały się oczepiny. Dlatego też chłopaki czym prędzej opuścili łazienkę i zjawili się na parkiecie. Rozalia z szerokim uśmiechem usadowiła się na środku pomieszczenia i przechwyciła od Kariny welon. Zespół wprowadził piosenkę, a blondynka wymachiwała dłonią na lewo i prawo w rytm utworu. Wokół natomiast okrążały ją starsze czy też młodsze koleżanki, czając się na element garderoby pani Prevc. Peter natomiast nonszalancko opierał się o framugę drzwi i przyglądał wszystkiemu uważnie, co jakiś czas parskając śmiechem na widok zmagań dziewczyn. Lekarka wyrzuciła za sobie welon i odwróciła głowę do tyłu, aby zobaczyć kto go zgarnął. Klasnęła w dłonie uradowana, gdy zauważyła, że zdobywczynią okazała się Agnieszka. Maciek parsknął głośnym śmiechem na widok swojej dziewczyny z welonem w rękach i przejął go od niej, upinając go jej na samym czubku głowy. Rozalia uśmiechnęła się do brunetki przyjaźnie i ukazała dwa uniesione kciuki w górę. Prevc poprawił sobie koszulę, rozpinając dwa guziki na jej początku, gdyż zrobiło mu się trochę duszno i zameldował się obok żony. Skradł z jej ust słodkiego całusa i zaczął wymachiwać muszką na boki. Pediatra zakryła mu oczy dłońmi i przyglądała się temu z uśmiechem. W końcu muzyka ucichła, a muszka powędrowała ku górze. Peter przytulił się do pleców Rozalii i ze śmiechem spoglądał na Jurija, który miętolił w swojej ręce jego część garderoby. Uwiązał mu ją na szyi i odsunął się na bok robiąc miejsce Agnieszce i koledze z kadry. Kapela tym razem zaszalała z piosenką i wykonała Audi w LPG. Słoweniec sprytnie zaczął udawać, że prowadzi pościg za Lewkowicz, a Polka skutecznie starała mu się uciec. Śmiechu było przy tym co nie miara. W końcu jednak ją dogonił i zatańczył z nią symboliczny taniec.

Rozalia z szerokim uśmiechem na ustach opadła na krzesło znajdujące się za plecami Petera i odebrała od Ewy Stoch dwie kartki z napisami wykonanymi wielką czcionką "On" i "Ja". Blondynka wręczyła je także brunetowi i wskoczyła na scenę, przejmując mikrofon. Wytłumaczyła zasady gry i wyjęła pierwszą kopertę.

-Kto częściej pierdzi na głos?-rzuciła roześmiana.

Lekarka uniosła kawałek papieru z napisem "On", natomiast Peter wzniósł kartkę z napisem "Ona". Goście parsknęli głośnym śmiechem, a para młoda zmierzyła się morderczym wzrokiem. Przy kolejnych pytaniach także nie brakowało śmiechu oraz dobrej zabawy.

Zmęczona przyłożyła głowę do jego klatki piersiowej, a on uśmiechnął się nikle, próbując nogą otworzyć do pokoju hotelowego. Dumny z siebie przekroczył próg pomieszczenia, wnosząc ją do środka. Blondynka roześmiała się wesoło i jęknęła cicho, kiedy została zrzucona niczym zbędny balast na miękki materac wielkiego, małżeńskiego łóżka. Bała się co Peter zrobi z nią dzisiejszej nocy. Trzymała go naprawdę długo bez miłosnych uniesień. Teraz to wszystko się skumulowało i zaatakuje zapewne z podwojoną siłą. Przełknęła głośno ślinę i obserwowała czujnie każdy ruch skoczka.

-Peter... Jestem padnięta...-jęczała błagalnie.

-To nasza noc poślubna. Nawet nie myśl o wymigiwaniu się.-wymruczał wprost do jej ucha, muskając językiem jego koniuszek.

~*~
Chyba niespecjalnie się spisałam z tym weselem, ale chyba najgorzej nie jest ;) Trochę mało humoru, ale jeszcze do końca tej historii trochę jest, więc chyba go jeszcze nie zabraknie ^^ Jestem pozytywnie zaskoczona rezultatami naszych skoczków w tegorocznej edycji Pucharu Świata ;3 Nie pamiętam kiedy zaliczyliśmy tak udany początek :D Zdecydowanie mniej pozytywnie jestem zaskoczona dyspozycją Petera :/ Natomiast Domen szaleje :D Przepraszam, że tak późno, ale w sobotę miałam 18-tkę i nie było czasu siąść i czegoś nabazgrać :( Po raz pierwszy przybywam do was jako dorosła ^^ Całuję i do następnego ;*

niedziela, 27 listopada 2016

Część II. Eleven: Chcesz robić pogrzeb zamiast wesela?!

Kamińska wydała z siebie pisk radości, kiedy zza kurtyny wyłoniła się blondynka przyodziana w śnieżnobiałą kreację sięgającą podłoża. Lekarka pokręciła głową roześmiana i na prośbę towarzyszki okręciła się wokół własnej osi, aby ta mogła się jej uważnie przyjrzeć. Pielęgniarka ukazała jej śnieżnobiałe uzębienie i dwa uniesione kciuki ku górze, na co Rozalia parsknęła głośnym śmiechem. Sama ciekawa tego jak prezentuje się w sukni przystanęła przed lustrem i z zaciekawieniem badała w nim wzrokiem swoje odbicie. Góra była uszyta na podobiznę gorsetu, co doskonale podkreślało idealne wcięcie Rozalii w tali a także pięknie prezentujący się biust. Od pasa natomiast suknia była rozkloszowana i zdobiona subtelnym, zwiewnym materiałem. Niby nie miała w sobie nic wyjątkowego, ale urzekła Wieczorek właśnie swoją prostotą i zwyczajnością. Dla niej była jednak unikalna i skradła jej serce. Przyszła panna młoda odwróciła się na pięcie i posłała koleżance z pracy promienny uśmiech.

-Wyglądasz w niej naprawdę zjawiskowo.-przyznała zachwycona Anna.

-Dziękuję.-skinęła głową blondynka.-Chyba problem rozwiązany.-puściła jej oczko.

W tym oto momencie w progu lokalu przystanęła brunetka. Karina rozchyliła usta zachwycona i jakimś cudem udało jej się nie upuścić papierowego kubeczka z ciemną, parująca cieczą na podłogę. Lekarka wraz z pielęgniarką parsknęły głośnym śmiechem na ten widok i gestem dłoni zaprosiły do siebie Wójcik. Przyjaciółka Wieczorek podała napój Kamińskiej i uścisnęła mocno blondynkę, szepcząc jej do ucha jak cudownie prezentuje się w tej kreacji.

-Moja przyjaciółka to najpiękniejsza panna młoda na świecie!-wykrzyknęła uradowana, nadal tuląc do siebie Rozalię.

Dziewczyny roześmiały się na te słowa, a Karina w końcu wypuściła ze swoich objęć narzeczoną Petera i pozwoliła się jej udać przebrać. Sprzedawczyni starannie zapakowała w ozdobną torbę suknie ślubną i także pochwaliła wybór klientki. Wieczorek wręczyła kobiecie gotówkę, a następnie pożegnała się z nią ciepłym uśmiechem, dziękując za cierpliwość przy obsłudze, gdyż musiała się ona nieźle nabiegać, dostarczając jej coraz to nowsze projekty.

Zmęczona tułaniem się po galerii handlowej przekroczyła próg domu i zsunęła ze stóp buty, a następnie pozbyła się płaszczu. Potarła zziębnięte ramiona i zagłębiła się we wnętrzu salonu. Została obdarowana ciepłym uśmiechem  należącym do starszej kobiety i zaproszona na gorącą herbatę. Z chęcią odwzajemniła ten gest, a także przystała na propozycję gospodyni. Chwilę później siedziała już przy kuchennym stole, opowiadając Elwirze o dzisiejszych zakupach. Ujęła w dłonie czerwony kubek i upiła ostatni łyk naparu. Pochyliła się nad staruszką i musnęła ustami jej policzek, dziękując jej tym samym za przygotowanie herbaty. Pozbawiona jakich kolwiek chęci do życia udała się do swojego tymczasowego pokoju i gdy przystanęła w jego progu niemalże zaniemówiła. Na miękkim materacu jej łóżka rozłożony wygodnie z ramionami splecionymi pod głową spoczywał brunet. Peter wyrwany z letargu zauważył po krótkiej chwili blondynkę i natychmiast poderwał się z łóżka, zjawiając tuż obok dziewczyny. Z gardła blondynki wydobył się głośny, drażniący uszy skoczka pisk, a kilka sekund później zarzuciła ona ręce na szyję Słoweńca i przylgnęła do niego całkowicie, niwelując dystans dzielący ich ciała, wskakując na niego i oplatając go nogami.

-Co Ty tutaj robisz?!-wydusiła z siebie po chwili euforii, spoglądając głęboko w stalowe tęczówki.

-Ubłagałem Gorana i wcześniej wypuścił mnie ze zgrupowania.-jego melodyjny głos otulił jej uszy.-Muszę zacząć chyba robić tak częściej bo Twoje reakcje są warte tego zachodu.-roześmiał się uroczo.

-Ale ja nie chce byś przez mnie zaniedbywał treningi.-wydęła płatek dolnej wargi.

-Nic takiego się nie dzieje. Spokojnie, skarbie.-cmoknął ją w czubek nosa.-Nie zostawię Cię samą z tymi przygotowaniami.

-Dziękuję, Peter. Cieszę się, że tutaj jesteś.-kąciki jej ust wzniosły się na wyżyny.

-Uwierz mi ja bardziej. Tęskniłem.-wyszeptał tuż przy jej uchu, trącając koniuszkiem języka jego płatek.

Jej spragnione wargi bez problemu odnalazły usta Petera po mimo panującego w pomieszczeniu mroku i musnęły je powoli, aczkolwiek subtelnie. Pozwoliła przejąć narzeczonemu inicjatywę i teraz to on miażdżył jej słodkie usteczka swoimi wargami, a ona rozkoszowała się ich aksamitnością, chłonąc z tego pocałunku ile się da. Wplotła palce w jego ciemne, gęste włosy, rozkoszując się ich przyjemną miękkość. Tak bardzo jej go brakowało. Te trzy tygodnie były dla niej katorgą. Jej ciało tak bardzo stęskniło się za jego bliskością. Jednak obiecała sobie, że postara się nie pozwolić sobie na więcej niż pocałunki, gdyż w pełni chciała rozkoszować się nim podczas nocy poślubnej. Wiedziała także, że Prevc będzie miał z tym większy problem. Tęskniła za tym nienaturalnie przyśpieszonym pulsem. Jego dłonie przeniosły się na jej pośladki. Wiedziała do czego on zmierza, dlatego też postanowiła to przerwać.

-Peter...-wyszeptała, przerywając panująca w pomieszczeniu ciszę.

-Hmm?-wymruczał seksownie wprost do jej ucha.

-Kontroluj się, proszę. Chcę zasmakować Cię w pełni za te kilka dni.-spojrzała głęboko w jego oczy.

Jego tęczówkami totalnie zawładnęły iskierki pożądania, które mogła w nich dostrzec tylko ona i żadna inna. Wiedziała, że będzie mu ciężko, ale jeśli się postara da radę. Zrobi to dla niej. Pragnęła go to fakt, ale lepiej będzie smakować jego bliskość, kiedy będą zasypiać obok siebie jako mąż i żona. Wtedy będą poddawać się miłosnym uniesieniom już w pełni legalnie.

-Jesteś okrutna, wiesz?-splótł ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na nią z wyrzutem.-Wiesz, że to dla mnie trudne, tym bardziej teraz, kiedy wreszcie się widzimy po kilku tygodniach i moja chcica sięga zenitu. No, ale zrobię to dla Ciebie.

- Nie wierzę, że to powiedziałeś.-rozchyliła wargi.-Chcica?! Chyba naprawdę jest z Tobą źle skoro, posuwasz się do używania aż takich określeń.-parsknęła głośnym śmiechem.

Brunet uniósł pytająco brew i spojrzał na nią wzrokiem typu "no co?", a następnie zamknął szczelnie w swoich silnych ramionach. Uśmiechnęła się pod nosem, czując jak do jej nozdrzy przedostaje się zapach jego intensywnych perfum. Tak bardzo za nim tęskniła. Przymknęła powieki i trwała w jego uścisku, czując jak jego masywne ciało ogrzewa jej drobne.

-A teraz mała kładź się spać, bo widzę, że jesteś padnięta.-musnął ustami jej skroń.-Co Cię tak wymęczyło?

-Wybór sukni ślubnej.-odparła niemal natychmiast.

Brunet uśmiechnął się szeroko i wziął blondynkę na ręce, a następnie ułożył na miękkim materacu, okrywając szczelnie kołdrą. Sam opadł na miejsce obok niej i nakrył się pierzyną, tuląc do siebie dziewczynę. Musnął wargami jej skroń, życząc dobrej nocy i sam przymknął powieki, starając się zasnąć. Był równie mocno wypompowany z jakich kolwiek sił jak i jego przyszła żona, gdyż podróż ze Słowenii do Polski naprawdę dała mu w kość.

***
Za nim się pojawiłeś moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Odmieniłeś je o 180 stopni. Od tamtego czasu każdy dzień spędzony pośród gabinetu dłużył mi się niemiłosiernie, gdyż niecierpliwie odliczałam sekundy, minuty, godziny, aby stanąć w progu Twojego domu i ujrzeć Twoją roześmianą twarz. Od tamtego czasu posiadałam swoje prywatne silne ramiona, które chroniły mnie przed niebezpieczeństwami tego dnia. Od tamtego czasu oglądałam codziennie stworzony tylko dla mnie uśmiech. Stałam się bardziej radosna i szczęśliwa. Wszystko to dzięki Tobie. Dziękuję, że zagościłeś w moim sercu. Dziękuję, że nim zawładnąłeś. 

Za nim się pojawiłaś moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Wywróciłaś je o 180 stopni. Od tamtego czasu wniosłaś do mojego poukładanego, zaplanowanego co do godziny życia nutkę chaosu, którą o dziwo pokochałem. Nigdy nie lubiłem mieć bałaganu, jednak od dnia, w którym się zjawiłaś się w moim życiu miałem go pod dostatkiem. Skoki zawsze były dla mnie czymś ważnym, czymś wznoszącym się pod wszystko. Jednak wraz z Twoim wtargnięciem do mojego na pozór nudnego życia spadły w hierarchii i to Ty stałaś się numerem jeden. Twoja obecność na zawodach czy myśl, że siedzisz w salonie przed telewizorem i ściskasz za mnie kciuki napędzała mnie bardziej niż ochrzan od Gorana. Pokochałem nutkę szaleństwa, którą wniosłaś do mojego życia. Nasze początki były trudne, jednak nigdy nie żałowałem tego, że włożyłem w naszą znajomość tyle walki. Było warto. Jest warto, bo od dzisiejszego dnia będę Cię miał już zawsze obok. Dziękuję, że zagościłaś w moim sercu. Dziękuję, że mną zawładnęłaś.

Wypoczęta rozciągnęła się leniwie i odrzuciła pierzynę na bok, zsuwając stopy na podłogę. Skrzywiła się delikatnie, kiedy jej bose kończyny spotkały się z chłodem podłoża i pośpiesznie zagłębiła je we wnętrzu kapci. Na ramiona narzuciła sobie biały, milutki w dotyku szlafrok, a następnie zawiązała go szczelnie i skierowała się w kierunku wyjścia z sypialni. Przystanęła w progu i zawiesiła wzrok na spokojnej, subtelnej twarzy bruneta, który nadal pogrążony był we śnie. Kąciki jej ust wzbiły się na wyżyny i zastygły na nich na kilka dobrych sekund. Biel tak niesamowicie otulała ciało skoczka, co niewątpliwie dodawało mu uroku i tej niewinności. W końcu opuściła framugę drzwi i przymknęła je za sobą, a następnie zameldowała w kuchni. Nucąc pod nosem jedną z ulubionych piosenek kołysała biodrami na boki i po zajrzeniu do lodówki zdecydowała się przyrządzić jajecznicę. Gdy śniadanie się smażyło zabrała się za zaparzenie kawy. Z parującym kubkiem w dłoni wypełnionym ciemną cieczą czuwała nad tym, aby jaja wraz z innymi składnikami się nie przypaliły i popijała napój. Peter tymczasem na palcach zakradł się do pomieszczenia i przystanął za drobną sylwetką blondynki, po czym ułożył dłonie na jej płaskim brzuchu, tuląc się do jej pleców. Lekarka pisnęła głośno wystraszona, ale po chwili odetchnęła z ulgą i odstawiła kubek na blat, odwracając się w kierunku Prevca. 

-Zwariowałeś! Chcesz robić pogrzeb zamiast wesela?!-zaczęła się na niego wydzierać.

-No jejku przepraszam, chciałem Cię zaskoczyć, nie wystraszyć.-wypowiedział skruszony.-Kusząco wyglądasz w tym szlafroczku.-chwycił za początek paska i zaczął okręcać go wokół palca.

-Rączki przy sobie, panie Prevc.-zachichotała, wyciągając kawałek paska z dłoni skoczka.

-Kocham Cię.-wyszeptał tuż przy jej uchu i musnął ustami jego płatek.

-Ja Ciebie też.-oświadczyła mu z szerokim uśmiechem. 

Brunet cmoknął ją w czubek nosa i odsunął ją na bok, aby nałożyć im na talerze jajecznicy. Zasiedli przy kuchennym stole i zabrali się za spożywanie posiłku. Co jakiś czas spoglądali na siebie z radosnymi iskierkami w oczach, zdając sobie sprawę, że już za kilka godzin połączy ich wspólne nazwisko. Do kuchni wtargnęli także dziadkowie Rozi, którzy także załapali się na resztki śniadania przygotowanego przez wnuczkę. Wieczorek w wyśmienitym humorze udała się pod prysznic, a następnie ubrana i umalowana oczekiwała przybycia swojej przyjaciółki oraz Kamińskiej. Nagle po wnętrzu domu rozległa się melodyjka dzwonka. Blondynka poderwała się z sofy usytuowanej w salonie i szybkim krokiem zmierzała w kierunku drzwi. Przekręciła w nich zamek i przywitała się z Kranjcem pocałunkiem w policzek. 

-Peter, Robi przyszedł!-wrzasnęła, aby dotarło to do znajdującego się w łazience Słoweńca.-Może kawy albo herbaty? Bo wiesz zanim on zwlecze się z tej łazienki to trochę zejdzie.-zwróciła się do 32-latka.

-A chętnie. Poproszę herbatę.-odparł z uśmiechem przyjaciel Pero.



***
Na jej subtelnie różowych ustach widniał szeroki, promienny uśmiech, kiedy ujrzała przed sobą kościół pełen gości rozpoczynających się od najbliższych członków rodziny, kończąc na kolegach ze skoczni Petera. Po wnętrzu budynku rozbrzmiał marsz Mendelsona, a ona mocniej chwyciła się ramienia ojca, spoglądając na niego ukradkiem. Chyba nigdy w życiu nie widziała na jego twarzy większej powagi niż w tym momencie. Sama natomiast przeżywała wewnątrz każdy szczegół tego dnia, bojąc się, że w końcu eksploduje niczym wulkan. Ostrożnie stawiała każdy krok, gdyż wybrane przez Karinę szpilki były naprawdę imponujące jeśli chodzi o wysokość obcasa. Biała suknia stykała się niemal z podłożem, ale nie utrudniała jej pokonywania kościelnej przestrzeni dzielącej ją od ołtarza. Z zainteresowaniem lustrowała wzrokiem twarze wszystkich zebranych w świątyni podczas tego ważnego dla niej dnia. W końcu błękitne tęczówki odnalazły wśród nich tę doskonale znajomą, dziecięcą, niewinną. Szatyn pokręcił z uśmiechem głową, dostrzegając zdenerwowanie i strach malujący się na twarzy panny młodej i posłał jej pokrzepiający uśmiech, aby dodać jej odwagi. Skinęła jedynie głową na znak podziękowania mu za ten gest i zameldował się  obok Petera, przy ołtarzu. Odwróciła głowę w jego kierunku i momentalnie kąciki jej ust osiągnęły szczyt. Wyglądał naprawdę imponująco. Ciemny , granatowy garnitur, który doskonale leżał na jego smukłym ciele oraz  włosy ułożone w uroczym, artystycznym nieładzie przyprawiały ją o utratę tchu. A dodatkowo te znacznie uniesione kąciki ust i śnieżnobiałe uzębienie, które śmiało prezentował dziś jak nigdy dotąd. 

-Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim tę oto dwójkę...

Słowa kapłana pamiętała jak przez mgłę, gdyż nie mogła się nadziwić kawałkiem złota widniejąm na jej serdecznym palcu. Podziwiała go niczym największy eksponat, a był to tylko zwycsjny kawałek metalu. Dla niej nie wcale taki zwyczajny, gdyż połączył ich serca w jedność już na zawsze. Zwróciła uwagę ponownie na słowa księdza dopiero, gdy przemawiał w kazaniu:

-Trzeba Was pochwalić za oko, bo trzeba mieć oko, aby wśród 3,5 miliarda kobiet dostrzec tę jedyną, tę najwłaściwszą, tę najlepszą. Dalej trzeba pochwalić także za serce, bo trzeba mieć naprawdę niesamowite serce, niesamowicie dobrze ustawione serce, poukładane, żeby wśród 3,5 miliarda mężczyzn tak na oko zaczęło to wasze serce tykać troszeczkę szybkiej właśnie na widok Petera.

Rozalia wzniosła znacznie kąciki ust, a na jej twarzy zagościł szeroki, piękny uśmiech, którym obdarowała Petera. Brunet odwzajemnił jej gest, gdyż o dziwo zrozumiał słowa kapłana doskonale i otarł kciukiem samotną spływającą po jej zaróżowionym policzku pojedyńczą łzę.

Przy boku męża opuściła budynek i roześmiała się radośnie, kiedy goście obrzucili ich groszami i kilkoma oberwała w głowę. Słoweniec uśmiechął się subtelnie i pociągnął dziewczynę w kierunku wielkiego kartonu. Jednocześnie unieśli jego klapy i uwolnili setki balonów, które wzniosły się ku niebu, zapełniając go różnymi barwami. A na nich widniały pierwsze literki ich imion oraz dzisiejsza data. 13 listopada. Data, którą na pewno zapamiętają na dłużej jak i nie do końca życia.

~*~
Tadam o to i jestem i przybywam. Wybaczcie, że tak późno, ale nie wyrabiam. Podziękujcie przychylności internackiemu Wi-Fi, które zwykle nie ma a dziś wyjątkowo jest :D Gdyby nie ono musiałybyście czekać kolejny tydzień na nowy odcinek xD Jest i ślub naszych gołąbeczków ;3 Zastanawiam się czy w kolejnym rozdziale dam wam jeszcze porcje zasmakować tego wyjątkowego dnia dls Rozi i Petera, ale możliwe, że tak :D Witaj Puchar Świata! Witaj Walter i jury metting! XD  Kussamo jak najbardziej na plus i pod względem Polaków a i Prevców <3 Powiem wam tylko, że za ciula nie spodziewałam się, że Peter się wywali j zaliczy glebę :D A mówiłam tylko spokojnie Peter i masz xD Domen mnie zaskoczył ^^ Czekam jeszcze na Cenusia i gang Prevców zawładnie skocznią :D Całuję i do zobaczenia! ;*





niedziela, 20 listopada 2016

Część II. Ten: Bo jak Cię dopadnę stracisz przyrodzenie!

Wplótł smukłe palce w gęste, kasztanowe włosy i zmierzył je delikatnie, ziewając przy tym przeciągle. Właśnie zdał sobie sprawę, że okres, kiedy mógł się wylegiwać w łóżku do południa oficjalnie dobiegł końca. Omiótł wzrokiem otoczenie i roześmiał się głośno na widok grymasu jaki widniał na twarzy Roberta, który najprawdopodobniej próbował się właśnie rozbudzić. Weteran słoweńskiej ekipy spojrzał na niego złowrogo i ponownie opadł na miękką, śnieżnobiałą pościel, nakrywając sobie twarz poduszką. Prevc pokręcił rozbawiony głową i wysunął nogi z pod pierzyny, a następnie ułożył stopy na podłodze, krzywiąc się delikatnie na zimno jakie je zaatakowało. Poderwał się z łóżka i zaczął badać zawartość walizki, poszukując czegoś na dzisiejszy dzień. Z ubraniami przewieszonymi przez ramie zamknął się w łazience i postanowił nieco odświeżyć. Szum wody obijającej się o brodzik otulił jego narządy słuchowe, a ciepła ciecz przyjemnie rozluźniała jego mięśnie, jednocześnie pobudzając i nadając siłę na nowy dzień. Z delikatnym uśmiechem na ustach przystanął przed lustrem i przemył twarz zimną wodą, a następnie wskoczył w zestaw ubrań na dziś. Opuścił pomieszczenie i zmierzył wzrokiem kumpla, który nadal rozkoszował się miękkością swojego materaca. Westchnął głośno i chwycił w dłoń telefon, aby sprawdzić zawartość skrzynki odbiorczej. 

-Widzę, że za Janusem w wydaniu z trąbką nie przepadasz.-skwitował ze śmiechem 23-latek. 

-Prevc, zamilcz póki Ci życie miłe!-odrzekł z mniejszym entuzjazmem 32-latek. 

Brunet uniósł dłonie w geście poddania się i przymknął za sobą drzwi od pokoju. Spokojnym krokiem przemierzał schody, kiedy nagle oberwał czymś w głowę. Jęknął cicho i omiótł wzrokiem otoczenie. Parsknął głośnym śmiechem, kiedy jego oczom ukazał się Domen i Anze, którzy chowali się za zakrętami korytarza, celując w siebie pistoletami na pianki. Pokręcił z niedowierzaniem głową i postanowił uwiecznić to na swoim Instagramie. Ponownie mu się oberwało, ale tym razem w ramie. Brunet zmierzył groźnym wzrokiem brata, a ten jedynie posłał mu cukierkowy uśmiech i zamrugał szybko. Lanisek rzucił w kierunku starszego z klanu Prevców pistolet, który 23-latek bez problemu chwycił w dłonie i zerwał się w pogoń za uciekającym nastolatkiem.

-Bój się, bój! Bo jak Cię dopadnę stracisz przyrodzenie!-wydzierał się na całe gardło Pero.

Rozpędzony skoczek nie zauważył otwierających się właśnie drzwi, za którymi znajdował się Tepes i zderzył się z nimi. Upadł na podłogę i potarł obolałe czoło, klnąc siarczyście na winowajcę tego zdarzenia. Kolega z teamu wyciągnął dłoń do Prevca, a ten chwycił ją i łupnął na niego złowrogim wzrokiem, a następnie zwyzywał go od kretynów. Jurij jedynie poklepał go po ramieniu i przeprosił za szkodę jaką było siwiejące z każdą minutą czoło. Peter machnął na niego jedynie ręką i podarował mu pistolet, a następnie pociągnął zamaszyście za klamkę i wszedł do stołówki.

Naciągnął na uszy wielkie, błękitne słuchawki i omiótł czujnym spojrzeniem stalowych tęczówek okolice. Kąciki jego ust łagodnie się uniosły, kiedy dostrzegł zarysy szczytów gór pokrytych białym puchem, które rozciągały się przed nim. Przymknął powieki i starał się nieco unormować przyśpieszony oddech. Na chwilę przystanął przy pniu drzewa, układając na nim swoją dłoń. Zaczerpnął świeżego powietrza i po kilku sekundach odpoczynku ponownie wznowił wysiłek. Wykonywał sporego rozmiaru kroki, starając się zwiększać tempo z każdą minutą. Wsłuchiwał się w energiczne rytmy piosenek rozbrzmiewające w jego uszach i przemierzał kolejne kilometry. W końcu dumny z siebie zameldował się pod budynkiem ośrodka i na jego usta wstąpił szeroki uśmiech, gdy Janus oznajmił mu, że pozostali chłopcy jeszcze nie dotarli, co oznaczało, że był pierwszy. Spragniony przechwycił od niego butelkę wody i przyssał się do niej jakby dopiero co wrócił z pustyni. Zwilżył usta zimną cieczą, a następnie uzupełnił płyny, wysysając zawartość opakowania do samego dna. Podziękował skinieniem głowy trenerowi i zademonstrował mu swój czas oraz tempo, po czym na miękkich nogach udał się do pokoju.

                                                                              *** 

-Poważnie, pistolety na pianki? Po Domenie bym się tego spodziewała, ale po Tobie?-roześmiała się głośno do słuchawki, a brunet po drugiej stronie mimowolnie uśmiechnął się na ten odgłos. 

-Aj tam. Przecież wcale taki stary nie jestem.-teraz to on się zaśmiał.

-Nie, skądże. W wieku 23 lat wskazane jest się zachowywać jak dziecko i bawić pistolecikami.

-Oj już przestań. Czasami można zaszaleć. Jak tam? 

Ułożył się wygodnie na miękkim materacu i wsłuchiwał w opowieści blondynki. Jej aksamitny, melodyjny głos otulał jego narządy słuchowe, a co jakiś czas powodował, że z jego gardła wydobywał się cichy śmiech. Tęsknił za nią. Tak jak ona za nim. Gdy zakończyła swój monolog inicjatywę nad rozmową przejął skoczek. Z rozbawieniem dzielił się z narzeczoną wydarzeniami ostatnich dni, a właściwie śmiesznymi sytuacjami z obozu, których nie brakowało. Z szerokim uśmiechem słuchał jej dźwięcznego śmiechu, kiedy relacjonował jej o scenerii jaką wymyślił sobie Anze na swoje oświadczyny.

Kąciki jej ust zastygły na wyżynach, gdy jej wzrok zatrzymał się na starszej kobiecie, a także w podeszłym wieku mężczyźnie. Małżeństwo w tym samym momencie dostrzegło blondynkę i swoim tempem podążało w jej kierunku. Wieczorek postanowiła skrócić ten czas i bez namysłu pozostawiła walizkę na środku lotniska. Poderwała się z miejsca i zaczęła biec w kierunku dziadków, skracając dzielący ich dystans w niesamowicie szybkim tempie. Rzuciła się na szyję staruszki, a kobieta roześmiała się głośno i mocniej przyciągnęła do siebie wnuczkę. Jacek także wyściskał lekarkę, posyłając jej przy tym ciepły uśmiech i objął ją ramieniem, co też uczyniła Elwira. Mocniej zacisnęła drugą dłoń na rączce od walizki, a później wręczyła ją mężowi, aby ten umieścił ją w bagażniku. Przez całą drogę we wnętrzu samochodu ani na sekundę nie zapadła cisza. Dziadkowie wraz z wnuczką zaparkowali przed sporych rozmiarów lokalem, a następnie przekroczyli próg budynku i przywitali się z serdecznym uśmiechem z Magdaleną, która maiła zająć się oprawą wesela. Rozalia wymieniała z kobietą swoje sugestie, spacerując po sali, która powoli zapełniała się różnorakimi dekoracjami czy drobiazgami, które miały razem połączyć się w niesamowity, unikalny efekt. Zachwycona wystrojem pomieszczenia blondynka przechadzała się po wnętrzu pomieszczenia, dotykając opuszkami palców każdej dekoracji. Biel doskonale komponowała się z kremowym odcieniem, który znajdował się na dodatkach czy różnego typu dekoracjach. Małżeństwo wtulone w siebie podążało za kobietami, także z zapartym wdechem w piersiach przyglądając się wystrojowi sali. Wszystko było takie cudowne, takie piękne. Przyszła pani Prevc opadła na jedno z krzeseł i przejrzała kartę dań, podając te, które miały się znaleźć na weselu. Uzgodniła z Magdą także kilka innych kwestii i pożegnała się z kobietą szerokim uśmiechem, dziękując za pomoc.

~*~
Przepraszam. Przepraszam, że zawaliłam ten rozdział i że tyle musiałyście czekać na takie badziewie. Obiecuje, że kolejny rozdział będzie lepszy. Całuję i do następnego ;*