Kartka z kalendarza w wytłuszczoną na niej datą 19 listopada właśnie została zerwana przez bruneta i wyrzucona do kosza. Mimowolnie kąciki ust chłopaka wygięły się znacznie, a jego ciało zalało przyjemne uczucie ciepła. Właśnie dziś słoweńscy skoczkowie mieli za cel pokonać drogę dzielącą ich od niemieckiego Klingenthal. Podekscytowany już od wczorajszego wieczora nie mógł usiedzieć na miejscu, choć tak wiele razy brał udział w inauguracji sezonu. Za każdym razem przeżywał to jednak jak swój własny debiut w tej rangi zawodach. To było coś niesamowitego, niebywałego i unikalnego, coś co miało miejsce tylko raz w roku. Wplótł smukłe palce w ciemne włosy, przeczesując je zamaszystym ruchem i wypuścił powietrze ze świstem. Pora się zbierać, jeżeli chciał w ogóle zdążyć na autokar. Podreptał w kierunku łazienki, ale gdy tylko nacisnął klamkę zaklął pod nosem. Zamknięte! Cudownie! Nie ma to jak wysłuchiwać czegoś podobnego jak obdzierania kota ze skóry w wykonaniu Domena Prevca uznawanego za śpiew.
-Serio,kretynie?!-przewrócił oczami Peter.-Myślałem, że koty się marcują!-jęknął.
Szesnastolatek parsknął niekontrolowanym śmiechem prawie, upuszczając z dłoni szampon, który właśnie miał nałożyć na swoją ciemną czuprynę. Pokręcił rozbawiony głową i kontynuował czynność.
Brunet tymczasem pokonał schody i zameldował się pod drzwiami drugiej łazienki, tym razem znajdującej się na piętrze. Ułożył dłoń na klamce i odetchnął z ulgą, gdy ta drgnęła delikatnie pod naciśnięciem jego ręki. Przymknął za sobą drzwi, przekręcił kluczyk, po czym zaczął nucić pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek i wskoczył do kabiny, uprzednio pozbywając się zbędnych bokserek. Strumień ciepłej wody wydobywającej się pod natrysku rozluźnił jego mięśnie, ogrzewając przy tym przyjemnie jego szczupłe ciało. On sam natomiast wmasował w nie swój ulubiony żel, śpiewając pod nosem. Nie miał nawet pojęcia, kiedy udzielił mu się tak świetny humor. Być może był on spowodowany ciekawie zapowiadającym się wieczorem spędzonym w niemieckim miasteczku. Po kilku minutach wyskoczył z pod prysznica i z przywiązanym na biodrach ręcznikiem opuścił pomieszczenie, przeczesując palcami włosy. Stanął przed szafą i wyłowił z niej czarne rurki oraz szarą bluzę z Adidas z napisem Ski jumping. Przyodziany stawił się w kuchni, gdzie o dziwo czekało na niego śniadanie. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad jego wykonawcą, ale zagadka sama się rozwiązała, gdy w kuchni pojawił się szatyn. Cene obdarzył brata szerokim uśmiechem i opadł na jedno z krzeseł przy stole, otwierając książkę i zatapiając w niej swój wzrok.
-Młody, wykończysz się.-stwierdził Pero, kręcąc z dezaprobatą głową.
-Mam ważne kolokwium. Muszę to zdać.-odpowiedział 19-latek, nie unosząc nawet wzroku na Petera.
-Z pewnością umiesz. Kułeś pół nocy.-starszy ze skoczków chwycił za podręcznik i zamknął go, odsuwając go na bok.-O której masz zajęcia?-uniósł pytająco brwi.
-Ale skąd Ty...? Zaczynam o 10.
-Widziałem lampkę.-wzruszył ramionami Pero.-Czy Ty ocipiałeś?! Jest dopiero 4 rano! Marsz do łóżka w tej chwili!-warknął.
-Ciszej bo obudzisz rodziców.-zwrócił mu uwagę szatyn.-Nie zachowuj się jak matka.
-Idź!
Dziewiętnastolatek nie chcąc kłócić się z brunetem poderwał się z miejsca i chwycił podręcznik w dłonie, jednak Pero wyrwał mu go jednym zamaszystym ruchem, wyrzucając go za plecy. Młodszy sportowiec westchnął, a Peter posłał mu szeroki uśmiech, klepiąc go po ramieniu. Posłusznie jednak podreptał w kierunku schodów.
***
Niechętnie zwlokła się z łóżka, nakrywając go kocem z motywem ciemnego drewna. Potarła dłońmi nagie ramiona i pośpiesznie otuliła się mięciutkim w dotyku szlafrokiem o jasnej brawie. Odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki opadające jej na oczy i westchnęła cicho, zdając sobie sprawę, że właśnie nadszedł ten dzień. To właśnie dzisiejszy wieczór miała spędzić całkowicie w towarzystwie człowieka zagadki. Sama nie wiedziała jakim cudem przystała na jego propozycję. Przecież znała go bodajże miesiąc. Jedyne co zauważyła przez ten krótki czas to niesamowita zmienność humorków występująca u Słoweńca. Jego zachowanie można było zdecydowanie porównać do postawy kobiet w ciąży. W jednym momencie był niezwykle pewnym siebie cwaniaczkiem, w drugim gromił wszystkich wzrokiem i miał ochotę rozerwać ich na strzępy. Chyba nie zdawała sobie sprawy w co takiego się wpakowała. Pokręciła zdecydowanie głową, aby odgonić te myśli i zbiegła schodami na parter. Rodzicielka powitała ją ciepłym uśmiechem, wskazując gestem dłoni na świeżo usmażoną jajecznicę. Rozalia biegiem stawiła się w podanym pomieszczeniu i zabrała za spożywanie posiłku. W niesamowicie szybkim tempie nabierała przysmak na widelec i przenosiła do buzi. W czasie gdy ona podziwiała wyposażenie swojej szafy, Natalia zalewała wrząca wodą jej ulubioną filiżankę. Wieczorek postawiła na wygodę i wskoczyła w miętowe rurki oraz białą bokserkę i czarną bluzę zasuwaną na zamek. Włosy splotła w niedbałego kłosa, a rzęsy wydłużyła tuszem. Spryskała się swoimi ulubionymi perfumami i ponownie zjawiła się na dole. Wsunęła na nogi czarne botki, a na ramiona zarzuciła białą, puchatą kurtkę. W pośpiechu chwyciła naczynie z parującą cieczą w dłonie i na jednym wdechu pochłonęła całą jego zawartość, czując jak pobudza ona jej ciało do działania. Zalała ją niebywała fala energii, co niezwykle przyda się na tak długą drogę. Gdy miała już opuszczać kuchnie zauważyła jak starsza kobieta wlecze ze schodów walizkę.
-Mamo!-jęknęła niezadowolona.-Niepotrzebnie się męczyłaś. Dałabym sobie radę.
-Dla mnie to drobnostka.-puściła jej oczko adwokat.- Miłej zabawy! Tylko tam czegoś nie zmajstruj z tym Peterem.-zaśmiała się kobieta.
-Boże! Z kim ja mieszkam! To tylko kolega!
-Jasne, jasne. Też tak mówiłam o Twoim ojcu.-puściła jej oczko Natalia.
Rozi wywróciła tylko oczami i chwyciła za rączkę walizki. Starsza Wieczorek zamknęła ją w niedźwiedzim uścisku, szepcząc do ucha kilka słów. Blondynka musnęła ustami jej policzek i opuściła dom, machając przyglądającej się temu rodzicielce w oknie. Wzięła głęboki oddech i poczuła jak jej ciało przebiega dreszcz podekscytowania.
***
Pogrążony w świecie ulubionych utworów muzycznych przemierzał dzieląca go odległość od kadrowego autokaru, który powoli stawał się już widoczny. Kąciki jego ust mimowolnie wzbiły się na wyżyny, gdy do jego uszu zaczął dobiegać śmiech reprezentacyjnych kolegów. Pokręcił roześmiany głową, dostrzegając pogoń Jaki za Anze, który w dłoniach trzymał jego telefon, odczytując na głos korespondencje jakie wymieniał z jedną ze swoich koleżanek. Przyśpieszył kroku, zerkając ukradkiem na jadącą za nim walizkę. W końcu zatrzymał się przed sporych rozmiarów parkingiem, omiatając wzrokiem otoczenie. Zaprezentował swoje uzębienie w całej okazałości, gdy tylko podbiegł do niego Robert. Pero postawił walizkę i rzucił się w ramiona przyjaciela, zamykając go w męskim uścisku. Z całej siły poklepał go po plecach, przyznając się do tego jak bardzo za nim tęsknił. Starszy skoczek zaśmiał się pod nosem i oderwał się od bruneta, wskazując gestem dłoni otwarte drzwi od autobusu. Prevc skinął jedynie głową i ponownie chwycił rączkę od walizki, kierując się w tamtym kierunku w towarzystwie Kranjca. Odstawił tobołek do luku bagażowego i z szerokim uśmiechem wskoczył do środka autokaru.
-Siema żabki!-posłał zebranym w transporcie chłopakom lotnego całusa, po chwili parskając śmiechem.- Jak ja za wami tęskniłem!
-Peter proszę opanuj emocje. Jeśli chcesz się przywitać z każdym wylewnie to proszę bardzo wyjść na dwór i schować się za autobusem, abym nie był tego świadkiem.-dał znać o swojej obecności Janus.
-Trenerze!-Pero momentalnie pognał w kierunku głowy drużyny.-Boże! Jak ja pana kocham! -opadł na kolana Gorana.-No niech trener opowiada co tam słychać.
-Prevc! W tej chwili złaź z moich nóg! Zachowujesz się gorzej niż Lanisek po ziole!
Brunet posłusznie opuścił kolana szkoleniowca, wydymając dolną wargę. Udając zasmuconego udał się w kierunku chłopaków. Zajął miejsce na środku loży, czyli samego tyłu autokaru i nim zdążył wyciągnąć z kieszeni telefon podopieczni Gorana zmierzyli mu idealnie poukładane włosy, dając upust tęsknocie jaka opuściła ich po dobrych kilku miesiącach. Pero fuknął wściekły pod nosem, wyklinając najbardziej rzucającego się Jurija i zaczął odciągać od swojej czupryny kolegów.
-Siemka ziomki! Jedziemy do Biedronki!-wykrzyknął wepchnięty do środka przez Laniska Domen.
-Domiś!-zawyli wszyscy i poderwali się z miejsc, dając spokój starszemu z Prevców.
-Jezu Chryste! Panie Boże napełnij mnie cierpliwością do tej bandy z koryta!-błagał rozżalony szkoleniowiec słoweńskiej ekipy.
-To dopiero początek trenerze! My już zadbamy by się trener nie nudził!-oznajmił wesoło Hvala.
Janus spojrzał na niego przerażony i opadł zrezygnowany na fotel, modląc się w duchu o wytrwanie tej cholernie długiej drogi do Niemiec. Czy tylko on czuł się w tym otoczeniu jak przedszkolanka, która odpowiedzialna była za dzieciaki, w tym przypadku bandę tych rozbrykanych chłopaków.
-Wszyscy są?!-poderwał się z miejsca i zmierzył wzrokiem wypełniających autokar podopiecznych.-Ruszamy!
~*~
No to startujemy z sezonem 2015/16 ^^ Jak widać po dzisiejszym odcinku Goran nie będzie narzekał na nudy z grupą swoich podopiecznych :D Rozi jednak zdecydowała się towarzyszyć Peterowi :) Ciekawe tylko czy to się dla niej db skończy :D Proszę was niech każda osoba, która to czyta zostawi choć jedno słowo opinii w komentarzu ;) Kiedyś nie nadążałam z odpisem na komentarze, a teraz... Całuje i do zobaczenia w piątek :*
PS: Postaram się także zabrać za Jochena w najbliższym czasie ;)
Niechętnie zwlokła się z łóżka, nakrywając go kocem z motywem ciemnego drewna. Potarła dłońmi nagie ramiona i pośpiesznie otuliła się mięciutkim w dotyku szlafrokiem o jasnej brawie. Odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki opadające jej na oczy i westchnęła cicho, zdając sobie sprawę, że właśnie nadszedł ten dzień. To właśnie dzisiejszy wieczór miała spędzić całkowicie w towarzystwie człowieka zagadki. Sama nie wiedziała jakim cudem przystała na jego propozycję. Przecież znała go bodajże miesiąc. Jedyne co zauważyła przez ten krótki czas to niesamowita zmienność humorków występująca u Słoweńca. Jego zachowanie można było zdecydowanie porównać do postawy kobiet w ciąży. W jednym momencie był niezwykle pewnym siebie cwaniaczkiem, w drugim gromił wszystkich wzrokiem i miał ochotę rozerwać ich na strzępy. Chyba nie zdawała sobie sprawy w co takiego się wpakowała. Pokręciła zdecydowanie głową, aby odgonić te myśli i zbiegła schodami na parter. Rodzicielka powitała ją ciepłym uśmiechem, wskazując gestem dłoni na świeżo usmażoną jajecznicę. Rozalia biegiem stawiła się w podanym pomieszczeniu i zabrała za spożywanie posiłku. W niesamowicie szybkim tempie nabierała przysmak na widelec i przenosiła do buzi. W czasie gdy ona podziwiała wyposażenie swojej szafy, Natalia zalewała wrząca wodą jej ulubioną filiżankę. Wieczorek postawiła na wygodę i wskoczyła w miętowe rurki oraz białą bokserkę i czarną bluzę zasuwaną na zamek. Włosy splotła w niedbałego kłosa, a rzęsy wydłużyła tuszem. Spryskała się swoimi ulubionymi perfumami i ponownie zjawiła się na dole. Wsunęła na nogi czarne botki, a na ramiona zarzuciła białą, puchatą kurtkę. W pośpiechu chwyciła naczynie z parującą cieczą w dłonie i na jednym wdechu pochłonęła całą jego zawartość, czując jak pobudza ona jej ciało do działania. Zalała ją niebywała fala energii, co niezwykle przyda się na tak długą drogę. Gdy miała już opuszczać kuchnie zauważyła jak starsza kobieta wlecze ze schodów walizkę.
-Mamo!-jęknęła niezadowolona.-Niepotrzebnie się męczyłaś. Dałabym sobie radę.
-Dla mnie to drobnostka.-puściła jej oczko adwokat.- Miłej zabawy! Tylko tam czegoś nie zmajstruj z tym Peterem.-zaśmiała się kobieta.
-Boże! Z kim ja mieszkam! To tylko kolega!
-Jasne, jasne. Też tak mówiłam o Twoim ojcu.-puściła jej oczko Natalia.
Rozi wywróciła tylko oczami i chwyciła za rączkę walizki. Starsza Wieczorek zamknęła ją w niedźwiedzim uścisku, szepcząc do ucha kilka słów. Blondynka musnęła ustami jej policzek i opuściła dom, machając przyglądającej się temu rodzicielce w oknie. Wzięła głęboki oddech i poczuła jak jej ciało przebiega dreszcz podekscytowania.
***
Pogrążony w świecie ulubionych utworów muzycznych przemierzał dzieląca go odległość od kadrowego autokaru, który powoli stawał się już widoczny. Kąciki jego ust mimowolnie wzbiły się na wyżyny, gdy do jego uszu zaczął dobiegać śmiech reprezentacyjnych kolegów. Pokręcił roześmiany głową, dostrzegając pogoń Jaki za Anze, który w dłoniach trzymał jego telefon, odczytując na głos korespondencje jakie wymieniał z jedną ze swoich koleżanek. Przyśpieszył kroku, zerkając ukradkiem na jadącą za nim walizkę. W końcu zatrzymał się przed sporych rozmiarów parkingiem, omiatając wzrokiem otoczenie. Zaprezentował swoje uzębienie w całej okazałości, gdy tylko podbiegł do niego Robert. Pero postawił walizkę i rzucił się w ramiona przyjaciela, zamykając go w męskim uścisku. Z całej siły poklepał go po plecach, przyznając się do tego jak bardzo za nim tęsknił. Starszy skoczek zaśmiał się pod nosem i oderwał się od bruneta, wskazując gestem dłoni otwarte drzwi od autobusu. Prevc skinął jedynie głową i ponownie chwycił rączkę od walizki, kierując się w tamtym kierunku w towarzystwie Kranjca. Odstawił tobołek do luku bagażowego i z szerokim uśmiechem wskoczył do środka autokaru.
-Siema żabki!-posłał zebranym w transporcie chłopakom lotnego całusa, po chwili parskając śmiechem.- Jak ja za wami tęskniłem!
-Peter proszę opanuj emocje. Jeśli chcesz się przywitać z każdym wylewnie to proszę bardzo wyjść na dwór i schować się za autobusem, abym nie był tego świadkiem.-dał znać o swojej obecności Janus.
-Trenerze!-Pero momentalnie pognał w kierunku głowy drużyny.-Boże! Jak ja pana kocham! -opadł na kolana Gorana.-No niech trener opowiada co tam słychać.
-Prevc! W tej chwili złaź z moich nóg! Zachowujesz się gorzej niż Lanisek po ziole!
Brunet posłusznie opuścił kolana szkoleniowca, wydymając dolną wargę. Udając zasmuconego udał się w kierunku chłopaków. Zajął miejsce na środku loży, czyli samego tyłu autokaru i nim zdążył wyciągnąć z kieszeni telefon podopieczni Gorana zmierzyli mu idealnie poukładane włosy, dając upust tęsknocie jaka opuściła ich po dobrych kilku miesiącach. Pero fuknął wściekły pod nosem, wyklinając najbardziej rzucającego się Jurija i zaczął odciągać od swojej czupryny kolegów.
-Siemka ziomki! Jedziemy do Biedronki!-wykrzyknął wepchnięty do środka przez Laniska Domen.
-Domiś!-zawyli wszyscy i poderwali się z miejsc, dając spokój starszemu z Prevców.
-Jezu Chryste! Panie Boże napełnij mnie cierpliwością do tej bandy z koryta!-błagał rozżalony szkoleniowiec słoweńskiej ekipy.
-To dopiero początek trenerze! My już zadbamy by się trener nie nudził!-oznajmił wesoło Hvala.
Janus spojrzał na niego przerażony i opadł zrezygnowany na fotel, modląc się w duchu o wytrwanie tej cholernie długiej drogi do Niemiec. Czy tylko on czuł się w tym otoczeniu jak przedszkolanka, która odpowiedzialna była za dzieciaki, w tym przypadku bandę tych rozbrykanych chłopaków.
-Wszyscy są?!-poderwał się z miejsca i zmierzył wzrokiem wypełniających autokar podopiecznych.-Ruszamy!
~*~
No to startujemy z sezonem 2015/16 ^^ Jak widać po dzisiejszym odcinku Goran nie będzie narzekał na nudy z grupą swoich podopiecznych :D Rozi jednak zdecydowała się towarzyszyć Peterowi :) Ciekawe tylko czy to się dla niej db skończy :D Proszę was niech każda osoba, która to czyta zostawi choć jedno słowo opinii w komentarzu ;) Kiedyś nie nadążałam z odpisem na komentarze, a teraz... Całuje i do zobaczenia w piątek :*
PS: Postaram się także zabrać za Jochena w najbliższym czasie ;)