wtorek, 25 października 2016

Część II. Eight: Żyła i wódka to nie najlepsze połączenie

Z błogim uśmiechem goszczącym na jej słodkich ustach stąpała bosymi stopami  po ziarnistym piasku, który nadal był nagrzany przez francuskie słońce. Wiatr owiewał jej subtelną skórę, kołysząc pojedynczymi pasmami blond kosmyków, które jakimś cudem wydostały się z zaplecionego przez nią rano kłosa. Zawsze marzyła przeżyć taki wieczór. Wieczór z typowej komedii romantycznej. Szum morza, blask księżyca i on. Niczego więcej jej nie było potrzeba. Peter zadarł głowę ku górze i spojrzał na nią ukradkiem. Była taka radosna. Przystanął nagle na przeciw niej i ułożył smukłą dłoń na jej zarumienionym policzku. Zdecydowanie za długo przebywała na słońcu. W blasku księżyca jej lazurowe, błękitne tęczówki wydawały mu się jeszcze bardziej lśniące radosnymi iskierkami niż zazwyczaj. Zatopił się w ich unikalnej, niespotykanej barwie i mimowolnie kąciki jego ust drgnęły delikatnie, by następnie zastygnąć na wyżynach. Drugą ręką pociągnął za gumkę znajdującą się na jej włosach i zwinnie rozplótł je po kilku sekundach, zagłębiając w nich swoje smukłe palce. Jej twarz otulił blask księżyca, w którym niesamowicie mieniły się jej piękne oczy. Lśniły niczym wyszlifowany, najczystszy diament.

-Peter...-szepnęła, spoglądając na niego błagalnie.

W ostatnim czasie polubiła związywać włosy, a w szczególności splatać je w kłosa, aby się z nimi nie użerać i naprawdę zdolna była teraz pokroić Petera tasakiem. Wolała zaoszczędzać czas na tak błahych czynnościach, a inwestować go w namiętne chwilę z narzeczonym.

-Jesteś taka piękna.-wypowiedział seksownie, niskim tonem głosu skoczek.

Odgarnął niesforne, jasne kosmyki opadające na twarz blondynki za jej ucho i pochylił się nad nią. Oparł swoje czoło o jej skroń, otulając jej policzki ciepłym oddechem. Przymknęła powieki i chłonęła jego bliskość. Po chwili jednak je uniosła i przyglądała się z uśmiechem stalowym tęczówkom czule wpatrującym się w jej subtelną twarz. Chwilę później ich usta zetknęły się ze sobą. Peter powoli, a wręcz ślamazarnie ocierał się o kuszące wargi ukochanej, by z każdą chwilą rozwijać pocałunek w coraz to silniejszą fazę. Ujął jej twarz w swe dłonie i przylgnął ze zdwojoną siłą wargami do jej kuszących ust. Niemalże ją pożerał, a ona rozkoszowała się aksamitnością jego warg. Wplotła palce w jego ciemne, kasztanowe, gęste włosy, chłonąc ich przyjemną miękkość. Pomruki zadowolenia wydostające się z gardła skoczka tylko utwierdzały ją w tym, że się mu to podoba. Po chwili Prevc zdyszany odsunął się od lekarki i posłał jej nikły, nieśmiały nieco uśmiech.

-Nie wierzę. Wymiękłeś jako pierwszy.-rzuciła zdziwiona, unosząc kącik ust.

Peter podniósł na nią wzrok i pokręcił roześmiany głową. Lekarka zachichotała cicho dumna ze swojego spostrzeżenia i skradła z ust skoczka przelotny pocałunek. Chwilę później złapała go za kołnierz i przyciągnęła do siebie, wpijając się zachłannie w jego wargi. Słoweniec mile zaskoczony opuścił dłonie na jej pośladki i przygarnął ją do siebie. Ona natomiast oplotła jego pas swoimi długimi nogami, przylgnęła do niego, niwelując dzielący ich ciała dystans do zera. Zarzuciła ręce na jego szyję i oddała się pocałunkom.

-Co Ty mała planujesz?-wyszeptał do jej ucha zachrypniętym, podnieconym głosem.

-Rozpalić Cię i zwiać.-trąciła koniuszkiem języka płatek jego ucha.

Po czym roześmiała się głośno i zeskoczyła z niego, stawiając ponownie stopy na piasku. Nim zdążył zareagować zdążyła się od niego nieco oddalić.

-O nie, nie! Tak nie będzie!-wypowiedział stanowczo.

Rzucił się w pogoń za roześmianą blondynką, która przemierzała plażę w celu ucieczki przed rozpalonym Słoweńcem. Jej uroczy śmiech niósł się echem po okolicach Biarritz, co wywoływało uśmiech na jego twarzy. W pewnym momencie dogonił Wieczorek i objął ją w pasie, ciągnąc w kierunku szumiącego niedaleko morza. Rozbawienie zastąpił strach, który okazywała przed spotkaniem z żywiołem, piszcząc na całe gardło. Błagała narzeczonego by tego nie robił, jednak sportowiec zdeterminowany lekceważył jej jęk niezadowolenia. W końcu wziął ją na ręce i kroczył coraz to głębiej. Jej ciało było tak leciutkie. Nie czuł się jakby dźwigał 67 kg. Była niczym piórko. Z uśmiechem spoglądał na jej przerażoną twarz. Umiała doskonale pływać, więc wody naprawdę nie mogła się obawiać. Bardziej nie chciała zamoczyć jednej z ulubionych sukienek.

-Peter, proszę nie! Zrobię wszystko!-wydzierała się.

-Wszystko?-uniósł pytająco brew.

-Yhym.-kiwnęła głową.

-Kochaj się ze mną. Tu i teraz.-wyszeptał, wpatrując się w jej twarz z czułością i pożądaniem iskrzących w stalowych tęczówkach.

Rozchylała już wargi, aby coś powiedzieć jednak uniemożliwił jej to muskając jej usta. Odwzajemniła pieszczotę i zaczęła toczyć walkę o dominację z jego językiem. Zrzucił ją do wody, aby dać jej wolne pole manewru. Wiedział, że mu nie ucieknie. Nie teraz, kiedy ich ciała płonęły. Pisk, kiedy jej rozgrzane ciało spotkało się z zimną cieczą stłumił jego język. Przyjemnie drażnił nim jej podniebienie, a ona przylgnęła do niego, oplatając jego pas nogami. On natomiast przeniósł dłonie na jej pośladki, które zaczął uciskać. Jęknęła wprost w jego gardło i przegryzła jego dolną wargę. Mruknął mile zaskoczony i pogłębił pocałunek. Odsunął się od niej i chwycił za materiał koszulki, który zrzucił z siebie, tym samym pozwalając napawać się jej jego nagim torsem. Badała dłońmi jego umięśnioną partię ciała, wędrując dłońmi po samą partię brzucha.

-Utyło Ci się nieco, kotku.-rzuciła pomiędzy pocałunkami.

-Spalimy to.-uśmiechnął się cwanie.

                                                                         ***
Z łagodnym uśmiechem przyglądał się jej pogrążonej we śnie twarzy. Zmęczona ich igraszkami zasnęła zaraz po miłosnych uniesieniach na brzegu plaży, a on jak na faceta przystało zaniósł ją do sypialni. Jej nagie ciało skąpane śnieżnobiałą pościelą wydawało mu się takie cudowne. Zdecydowanie pasowała jej biel, choć aniołkiem nigdy nie była. Nie mógł się już doczekać, kiedy ujrzy ją pewnego dnia przed ołtarzem odzianą w białą, długą, ciągnącą się po podłożu suknie, a twarz przysłoniętą welonem. Pokręcił głową, aby odgonić natrętne myśli i powrócić do poszukiwania sali. Kąciki jego ust znacznie drgnęły, kiedy najechał kursorem na zdjęcie, które przyciągnęło jego uwagę. Jeden z lokali prezentował się naprawdę imponująco i miał sporą przewagę wystrojem nad resztą ofert. Słoweniec nie czekał dłużej. Pośpiesznie chwycił w dłoń telefon spoczywający na szafce nocnej i wystukał na wyświetlaczu numer kontaktowy do właściciela. Ostrożnie opuścił łóżko, aby nie wybudzić ze snu blondynki i odłożył laptop na niewielki, szklany stolik. Na palcach wymknął się na balkon i nacisnął zieloną słuchawkę. Po krótkiej chwili w słuchawce rozbrzmiał ciepły, kobiecy głos:

-Słucham.

-Dzień dobry. Z tej strony Peter Prevc. Ja dzwonie w sprawie wynajęcia sali.-starał się mówić w miarę głośno, ale nie za głośno, by nie obudzić Rozalii.

-Witam. Anna Kamińska. Jaka data pana interesuje?

-5 listopad jest może wolny?-rzucił po chwili namysłu.

-Chwileczkę. Sprawdzę.-na chwilę w słuchawce zapanowała cisza.-Wstępnie mamy niestety zajęte.

-A 13-tego? 

-Wolne.

-W takim razie proszę o zapisanie mnie tam wstępnie.

Jeszcze dobre kilka minut wypytywał kobietę o szczegóły, ale ostatecznie ustalił z nią termin spotkania i pożegnał się, życząc miłego dnia. Zadowolony z siebie i ciekaw reakcji Rozalii na tę wieść ponownie ułożył się obok narzeczonej, ale tym razem odpłynął do krainy Morfeusza.

Blondynka omiotła wzrokiem rozciągający się przed nią krajobraz i poczuła jak w kącikach jej oczu gromadzą się łzy. Pośpiesznie przymknęła powieki, nie chcąc wypuścić ich na światło dzienne i mimowolnie się uśmiechnęła. Ich pobyt we Francji właśnie dobiegł końca. Spędzili tu wspaniałe 1, 5 tygodnia. Nie miała pojęcia, że tak trudno będzie jej opuszczać ten kraj. Nie spodziewała się także, że będzie wywozić stąd tak cudowne wspomnienia. Pośpiesznie otarła kciukiem pojedynczą łzę spływającą po jej prawym policzku i zerknęła na pierścionek znajdujący się na jej prawej dłoni. Lśnił niesamowitym blaskiem oświetlony przez promyki słońca. Kąciki jej ust momentalnie zastygły na wyżynach, a serce zabiło mocniej na wspomnienie tego dnia. Peter był naprawdę niezwykłym facetem i była pewna, że to przy jego boku chciała przebyć tę najdłuższą podróż. Podróż zwaną życiem.

-Kochanie, spakowałaś wszystko?-melodyjny głos Prevca otulił jej narządy słuchowe.

Brunet przystanął tuż za nią i przylgnął do jej pleców, układając brodę na jej barku. Musnął ciepłymi wargami jej policzek i spojrzał na nią z uśmiechem.

-Oczywiście.-odrzekła po chwili.

-Zdecydowanie za często się wzruszasz.-mruknął do jej ucha.

-Taka już jestem, Peter.-uśmiechnęła się nikle.

-Nie powiedziałem, że tego nie lubię.-pstryknął ją w czubek nosa.-Jesteś taka krucha i delikatna.-pogładził zewnętrzną częścią dłoni jej policzek.

Mimowolnie przymknęła powieki i chłonęła jego dotyk. Uwielbiała kiedy to robił. Czuła się wtedy dowartościowana, kochana. Był taki subtelny, niesamowicie czuły. Na każdym kroku okazywał jej jak bardzo ją kocha. Doszła do wniosku, że warto było nie mieć nikogo, aby teraz zyskać kogoś takiego obok siebie jak Peter. Nie żałowała, że żaden facet nie odważył się spróbować do niej zbliżyć. Zdecydowanie warto było czekać tyle czasu na kogoś takiego jak on.

-Mam dla Ciebie niespodziankę.-oznajmił jej radośnie.

-Co już tam wykombinowałeś, Prevc?-spojrzała na niego podejrzliwie.

-Spójrz.-wręczył jej telefon do ręki.-Oto nasza sala weselna.-objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.

-Zwariowałeś?!-wrzasnęła zdziwiona.

-Nie podoba Ci się?-momentalnie na jego twarz wstąpił smutek.

-Nie...Jest cudowna, Peter. Naprawdę. Myślałam po prostu, że wybierzemy ją razem.

-Przepraszam, ale chciałem zrobić Ci niespodziankę.

-Nie przepraszaj. Podoba mi się.

-W takim razie 13 listopada tam zawitamy.-uśmiechnął się szeroko.-Oczywiście, nie licząc przygotowań. A wiesz, że to w Polsce, prawda?-zaśmiał się.

-Czyli chcesz polskie wesele?-zachichotała.-Oj, nie wiesz kochany w co się pakujesz. Żyła i wódka to nie najlepsze połączenie.-parsknęła śmiechem.

-Uwierz mi, zdaje sobie z tego sprawę.-spojrzał na nią rozbawiony.-Polskie, polskie. Bo wszystko co polskie to najpiękniejsze. Łącznie, a raczej szczególnie z moją narzeczoną.-musnął jej wargi.

-Kocham Cię, wariacie.-odwzajemniła jego pocałunek.

-Ja Ciebie też, wariatko.-kąciki jego ust powędrowały ku górze.

~*~
Dno totalne. Tak, wiem. Przepraszam za spóźnienie, ale trochę już nie wyrabiam. Teraz kuruje się w domu także w końcu udało mi się coś nabazgrać. Ciężko mi się było też zabrać za ten rozdział z powodów prywatnych, ale już jest wszystko w porządku ;) Proszę, jeśli ktoś tu jeszcze jest niech da o sobie znać w komentarzu poniżej. Wasze opinie są dla mnie naprawdę bardzo ważne ;3 Za równy miesiąc pierwsze zawody Pucharu Świata *.* Kto czeka z utęsknieniem i niecierpliwością? <3 Całuję i do zobaczenia ;*



2 komentarze:

  1. Jakie dno? Ja się pytam o jakim dnie Ty mówisz kochana? Rozdział jest jak zwykle świetny, a Ty jak zwykle jesteś w stosunku do siebie za bardzo krytycznie nastawiona. Mi rozdział bardzo się podoba. Nie mogę się już doczekać wesela, chociaż pewnie przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać na to wydarzenie. Pozdrawiam i życzę zdrowia kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi mi o to, że nic kompletnie się nie dzieje:(
      Cieszę się, że Ci się podoba i że tutaj jesteś😉
      Dziękuję i pozdrawiam także:*

      Usuń