Kilka tygodni później...
Roześmiana pokręciła głową, omiatając wzrokiem sylwetkę przyjaciela znajdującą się przy jednym ze stolików usytuowanych w bufecie pochyloną nad książką. Na palcach podeszła do Słoweńca i zakryła mu oczy drobnymi dłońmi. Szatyn momentalnie rozpoznał słodkie perfumy unoszące się w powietrzu i kąciki jego ust ułożyły się w szeroki uśmiech, z którym to zamknął w swoich ramionach drobną blondynkę. Lekarka zarzuciła ręce na szyję skoczka, muskając ciepłymi wargami jego policzki. Tak bardzo tęskniła za Cenę, ale ten ani myślał o wyrwaniu się z nad tony książek walających się po jego niezwykłe puszystym, puchatym dywanie czy też biurku o ciemnym odcieniu drewna pochodzącym z salonu jego ojca. Nie miała mu tego za złe, ale nie mógł cały dzień siedzieć zaszyty w czterech ścianach. Był młody. Potrzebował spotkania ze znajomymi czy też wypadu do klubu. Po dłużej chwili uwolniła się z uścisku Prevca i wskazała dłonią krzesło. Zamówiła sobie jak i towarzyszowi ulubiony zestaw, po czym zerknęła kątem oka na okładkę podręcznika. Nic nowego. Jak zawsze matematyka.
-Chłopie, ogarnij się!-skarciła go, zamykając pomoc naukową.- Jesteś wśród ludzi!
-Masz rację, przepraszam.-skruszony posłał jej krzywy uśmiech.- Po prostu boję się, że nie zdam.
-Ty nie zdasz ? Proszę Cię! -prychnęła kpiąco.-Jesteś z materiałem o dział do przodu.
-Skąd Ty?-spytał zdumiony.
-Peter.-rzuciła niemalże natychmiast.
-Widzę, że po weekendzie w Klingenthal się do niego przekonałaś.-puścił jej perskie oczko.
-Czy ja wiem.-wzruszyła ramionami .-Można tak powiedzieć.
Chwilę później rozkoszowali się słoweńską kuchnią, chwaląc świetnie przygotowanego kurczaka. Rozalia wachała się czy aby nie podzielić się z 20-latkiem wydarzeniami z tego pamiętnego weekendu, a szczególnie tym co ją zaniepokoiło, czyli łzami, które wywołał u niej medalista z Soczi. Obawiała się jednak, że Cene odkryje to do czego ona sama nie chciała się przyznać przed samą sobą. Ostatecznie jednak nie podjęła tego tematu tylko prowadziła luźną konwersację z przyjacielem, umawiając się na wypad do kina wieczorem i wspólne wspieranie jego braci przed telewizorem w weekend.W wyśmienitym humorze zameldowała się w gabinecie i opadła na biurowy fotel, zerkając kątem na stertę papierów. Chwyciła w dłoń długopis i zabrała się za wypełnianie łuk w dokumentach. Nim spostrzegła a kilt wsunęła na wieszak i opatulona ciemnym, bawełnianym kominem opuszczała budynek. Nacisnęła na pilot wbudowany w kluczyki do samochodu, otwierając go tym samym i na miejscu pasażera ułożyła torbę. Przekręciła kluczyki w stayce i chwilę później włączyła się do ruchu drogowego. W skupieniu przemierzała słoweńskie ulice, odnotowują w głowie konieczność wstąpienia do supermarketu.
Z wózkiem pokonywała kolejne alejki sklepu, rzucając okiem na zawartości regałów. Pech chciał, że zabierając się do odwiedzenia działu kosmetycznego dostrzegła znajomą smukłą sylwetkę. Natychmiast wykonała kilka kroków w tył i schowała się za wieżą zbudowaną z pasztetów. Delikatnie wychyliła się z kryjówki i zmierzyła wzrokiem Słoweńca. Peter że skupieniem wymalowanym na twarzy przyglądał się piankom do golenia nie bardzo wiedząc, którą wrzucić do koszyka. Mimowolnie na jej usta wpęzł uśmiech. Zaczerpnęła powietrza do płuc I postanowiła mu pomóc. Ruszyła w jego kierunku, a on wciągnięty w podziwianie etykiet nawet nie spostrzegł, kiedy pojawiła się obok.
-Proszę, proszę! Wreszcie postanowiłeś pozbyć się genów po szympansach. -stwierdziła rozbawiona.
-Boże, kobieto nie strasz!-pisnął Prevc.-Ja wiem, że to wygląda co najmniej dziwnie, ale to nie to co myślisz.-zmieszany zaczesał włosy do tyłu.
Dziewczyna parsknęła cichym śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chwilę później jednak wbiła zęby w dolny płatek wargi, obserwując jak smukłe palce skoczka toną w gęstej, ciemnej czuprynie. Skarciła się w głowie za swoje zachowanie, jednak pośpiesznie opanowała sytuację, przenosząc wzrok na opakowania produktu potrzebnego dla bruneta. Nie mogła opanować cichego chichotu wydobywającego się z jej gardła, gdy obserwowała zdezorientowanie i bezradność Prevca podczas prezentacji poszczególnych butelek pianki do golenia. W końcu jednak Pero zdał się na intuicję blondynki i w jego koszyku wylądowała pianka o zapachu arbuza. Dziewczyna miała już powrócić do robienia swoich zakupów, ale wtedy Prevc zaproponował jej przejażdżkę na wózku oraz swoje towarzystwo. Po chwili wahania przystała na jego zaproszenie i wskoczyła do metalowego pojazdu, wydzierając się w niebo głosy na zakrętach. Peter miał z tego niezły ubaw i także wyśmienicie się bawił. Wrzucali co rusz nowsze produkty do wózka czy do koszyka, znosząc się śmiechem. Dla świadków tego wydarzenia wyglądało to co najmniej na shopping zakochanej pary. Tymczasem tą dwójkę nie łączyła nawet przyjaźń. Nie przejmowali się tym jednak a żyli chwilą. Peter w pewnym momencie nie był w stanie zapanować nad pojazdem i takim to sposobem Rozalia znokałtowała wieżyczkę utworzoną z pasztetów. Blondynka wściekła gromiła skoczka spojrzeniem, rozmasowując obolałe pośladki, ale ten nic sobie z tego nie robił. Rechotał w najlepsze i zdążył nawet cyknąć fotkę.
-Prevc, idioto! Nie żyjesz! Już kurwa nawet nagrobka nie muszą Ci robić bo nie zdążą! -wydzierała się niemiłosiernie Wieczorek.
Prevc zauważył zmierzającą w ich stronę purpurową na twarzy szefową supermarketu i w porę się uspokoił, posyłając lekarce znaczące spojrzenie. Starsza kobieta zatrzymała się obok dwójki ze splecionymi na piersiach ramionami, spoglądając na nich wyczekująco.
-Ja przepraszam za koleżankę, ale zrobiło jej się słabo i nie zdążyłem jej złapać. -wyjaśnił skruszony Słoweniec.-Pokryję wszystkie koszty tego wypadku.
-Spokojnie, spokojnie, rozumiem.-kobieta skinęła głową.- Nic Pan nie musi pokrywać pod warunkiem wspólnego zdjęcia.-obdarowała go ciepłym uśmiechem.
Brunet odetchnął z ulgą i przystanął obok pracownicy sklepu, a Rozalia, która zdążyła się już pozbierać z podłogi chwyciła w dłoń telefon kobiety i wykonała zdjęcie. Brunetka podziękowała dwójce i wróciła na zaplecze. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały parsknęła głośnym śmiechem. Chwilę później z reklamówkami pełnymi zakupów zapakowali się do swoich samochodów i pożegnali krótkim"cześć".
***
Uradowana sprintem rzuciła się w kierunku drzwi, gdy tylko po wnętrzu domu rozniosła się znajomą melodia. Natalia pokręciła z niedowierzaniem głową, a ojciec lekarki odprowadził ją wzrokiem. Blondynka rozpromieniona pociągnęła za klamkę zamaszystym ruchem i przywitała szatyna mokrym śladem pozostawionym na jego policzku. Skoczek odpowiedział jej tym samym gratis, dorzucając jej czarujący uśmiech. Zarzuciła na ramię łańcuszek od czarnej kopertówki i pożegnała się z domownikami ciepłym uśmiechem.
-Bawcie się dobrze!-krzyk rodzicielki dobiegł do niej zza drzwi wejściowych.
Mimowolnie kąciki jej ust drgnęły delikatnie. Jej matka była przekonana, że Cene porywa jej córkę na randkę. Rozalia nie opowiadała jej zbyt wylewnie o 20-latku a to, że nigdy nie przekraczał progu ich domu tylko utwierdzało adwokat w swoim przypuszczeniu. Gdyby był przecież jej przyjacielem wpadał by do niej minimum raz dziennie. Pani Wieczorek nie miała jednak pojęcia, że skoczek całą swoja dobę poświęca pogłębianiu wiedzy.
-O czym tak rozmyślasz?- jego dziecięcy głos wyrwał ją z letargu.
Wzdrygnęła się i dopiero teraz spostrzegła, że znajduje się w samochodzie przyjaciela. Zerknęła kątem oka na jego skupioną twarz i rozchyliła wargi, aby odpowiedzieć, jednak Słoweniec ją uprzedził.
-O Peterze.-poruszył znacząco brwiami.
-No chyba Ci regał z książkami mózg uszkodził.-prychnęła, wbijając wzrok za migoczący za oknem krajobraz.
Wnętrze pojazdu wypełnił cichy chichot szatyna, który pokręcił głową z niedowierzaniem. Brakowało mu tych jej ripost. Z szerokim uśmiechem na ustach spoglądał w boczne lusterko, ilustrując odbitą w nim twarz dziewczyny.
-Moja mama jest przekonana, że idę z Tobą na randkę.-wypaliła, odwracając głowę w jego stronę.
-Hmm... Ciekawe.-skwitował z kiwnięciem głowy.- Wybacz mała, ale nie jesteś w moim typie.
-Ej! -znokałtowała jego ramię torebką.
-Auć!-jęknął z bólu.-Żartowałem! Jesteś piękna blondynką.
Po kilkunastu minutach drogi Cene zaparkował samochód pod jednym ze słoweńskich kin. Jak na gentelmena przystało opuścił fotel kierowcy i rozchylił drzwi od strony pasażera. Wieczorek uraczyła go subtelnym uśmiechem i oplotła palcami nadgarstek skoczka, ciągnąć go w kierunku wejścia. Po wyposażeniu się w prowiant zawitali na salę z niecierpliwości, oczekując seansu. W między czasie oboje sprawdzili media społecznościowe i w gotowości unieśli wzrok na ekran. Z każdą minutą karton z popcornem coraz bardziej ubywał, a kubki po zimnej Pepsi z każdym łykiem pustoszały. Gdyby tylko Goran dorwał teraz Prevca w swoje ręce...Film mega ciekawy i nie raz wywołał u pary przyjaciół fale śmiechu roznoszące się po sali. Zadowoleni z premiery opuścili budynek i zdecydowali się na spacer. W błogiej ciszy przemierzali Kranju, rozkoszując się pierwszymi płatkami śniegu, który chwile temu zaczął pruszyć. Śnieżynki wirowały na wietrze, by po chwili opaść na podłoże. Kilka uderzyło także o ich twarze, wywołując na ustach dwójki nikłe uśmiechy. Chwile później ciszę przerwał chłopak, proponując lekarce załatwienie randki z jego starszym bratem. Wieczorek zirytowana strąciła przyjaciela do rowu i pędem rzuciła się przed siebie. Nie miała najmniejszych szans, kiedy szatyn przerzucił ją przez ramię i wrzucił w żywopłot. Po ataku łaskotek jakim się mu odwdzięczyła rozmawiali na błahe tematy. Nim się obejrzała a Cene zatrzymał się przed jej furtką. Spojrzała na niego że smutkiem w oczach i odpięła pas. Nie miała najmniejszej ochoty rozstawać się że Słoweńcem. Po kilku sekundach głuchej ciszy w końcu przylgnęła do Cene, a skoczek uśmiechnął się szeroko.
-No to widzimy się w weekend.-stwierdziła z nikłym uśmiechem.- Tylko weź zluzuj. Martwię się o Ciebie.-pogładziła go zewnętrzna dłonią po policzku.
-Nie masz o co. To nie mój pierwszy raz.-puścił jej oczko.- Do zobaczenia!
-Dzięki za miłe popołudnie i wieczór.-musnęła ustami jego policzek.-Pozdrów chłopaków! Pamiętaj, mam Cię na oku.-posłala mu łobuzerski uśmiech.
-Byłem Ci to winny.-wzruszył ramionami.- Jasne. Petera jeszcze ucałuję.-zaśmiał się.
-Głupek.-dźgnęła go pod żebrami.-Cześć!
-Pa!
Zatrzasnęła za sobą drzwi i pośpiesznie pokonała odległość dzielącą ją do wejścia. Przekroczyła próg budynku i zsunęła z nóg kozaki oraz okrycie wierzchnie. Chwilę później z książką w dłoni i kubkiem herbaty zameldowała się w milutkim łóżku. Jednak nie dane jej było zagłębić się w lekturze, gdyż znudzenie opanowało jej ciało i Morfeusz porwał ją w swoje ramiona. Rodzicielka blondynki wyjęła z jej rąk książkę oraz naczynie i zgasiła światło. Przystanęła na dłuższą chwilę w progu i pożyczyła córce słodkich snów, po czym przymknęła drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz